"Samotność w sieci" - ten nudny film na podstawie manierycznego wyciskacza łez zamyka erę trudnego dzieciństwa Internetu w Polsce
Internet jest narzędziem używanym przez ludzi z całego świata, by wspólnie się znęcać nad filmami i wymieniać pornografią" - tłumaczył Ben Affleck w jednym z filmów Kevina Smitha. To typowo męski punkt widzenia, z którym nie zgodzą się czytelniczki "Samotności w sieci", zauroczone wizją komputerowej pajęczyny jako sposobu na znalezienie wielkiej miłości. Ekranizacja powieści Janusza L. Wiśniewskiego właśnie trafia do polskich kin, a ponieważ książka okazała się bestsellerem (ponad 350 tys. sprzedanych egzemplarzy), o sukces frekwencyjny można być spokojnym. Tak przecież było choćby w wypadku ekranizacji książek Katarzyny Grocholi. Film Witolda Adamka, wedle prozy Wiśniewskiego, jest jednak czymś więcej - to łabędzi śpiew nadmiernie wyidealizowanej wizji Internetu, fałszywej już w chwili powstawania powieści.
Internet za rogiem
Dziesięć lat temu po raz pierwszy polski internauta mógł się połączyć z siecią, zachowując anonimowość, dzięki numerom dostępowym TP SA. W tym samym czasie Polbox stworzył im możliwość zakładania najpierw prywatnych kont pocztowych, a potem tworzenia stron www. Internet wkraczał do Polski, ale pozostawał zabawką studentów lub specjalistów, mających do niego dostęp w pracy, oraz grupki entuzjastów, korzystających w domu z koszmarnie powolnych modemów.
Wiosną 1999 r. do polskich kin zawitała romantyczna komedia "Masz wiadomość", w której Meg Ryan i Tom Hanks nawiązują gorący internetowy (właściwie e-mailowy) romans, prowadzący w finale do wielkiej miłości w prawdziwym życiu. Była to przeróbka filmu Ernsta Lubitscha "Sklepik za rogiem" (1940), w którym wypadki toczą się podobnie, lecz przy użyciu zwykłych listów. Zmiana dekoracji z klasycznych na internetowe wystarczyła. Miłość w sieci zawładnęła masową wyobraźnią. Nie było to trudne, skoro miała twarze hollywoodzkich gwiazd i technologiczne wsparcie w postaci eksponowanych na ekranie laptopów - wówczas synonimu luksusu. Globalna sieć komputerowa przestała być snem czytelników cyberpunkowych powieści Williama Gibsona.
Kiedy powieść Wiśniewskiego pojawiła się w księgarniach (wrzesień 2001), Polska przeżywała już powszechną rewolucję internetową - o klientów walczyły nie tylko liczne portale i serwisy tematyczne, ale i dostawcy Internetu (sieci telewizji kablowej rzucały wyzwanie TP SA). Melodramatyczna opowieść o e-mailowym romansie wrażliwego genetyka i nie dopieszczonej małżonki Polaka pracoholika trafiła w samo centrum tego cyklonu. Były w niej nie tylko Internet i e-mail, ale też grafomańskie sceny erotyczne, kilka wyjątkowo melodramatycznych wątków ubocznych i malownicze obrazki ze świata (Paryż, Nowy Orlean, Monachium). Literacki koktajl trafił w swój czas i zadziałał.
Nie ma jak szpan
Powieść Wiśniewskiego, reklamowana pięć lat temu jako "tak współczesna, że bardziej nie można", w warstwie technologicznej zestarzała się błyskawicznie wraz z rosnącą w Polsce popularnością czatów, portali randkowych, komunikatorów i blogów. To, co dla wielu czytelników było kiedyś intrygującą nowinką, teraz stało się tak oczywiste, że nawet niewarte uwagi. Adamek, kręcąc film, przytomnie uciekł z tej pułapki i przeniósł akcję w rok 2006, dzięki czemu uniknął irytujących dziś napuszonych fraz, którymi Wiśniewski obwieszczał światu istnienie komputerów, nawet w biurach podróży, oraz istnienie czatów i ICQ (pierwszego komunikatora internetowego). Bez zarzutu jest też strona wizualna filmu, zdjęcia, montaż, muzyka (z wyjątkiem pretensjonalnych piosenek) - to bez wątpienia jeden z najbardziej dopieszczonych technicznie polskich filmów ostatnich lat. Chwila wątpliwości pojawia się przy obsadzie - trudno momentami uwierzyć, że obdarzona zimną urodą Magdalena Cielecka to histerycznie romantyczna Ewa, a facet z twarzą Andrzeja Chyry może być aż tak wielkim cierpiętnikiem jak Jakub, ale na pewno fanom książki to nie przeszkodzi.
"Samotność w sieci" doczekała się ekranizacji efektownej, wiernej (poza zakończeniem), barwnej i gładkiej. Ale kto książki nie czytał, może się solidnie wynudzić, bo nawet komputerowe animacje nie są w stanie przesłonić tego, że przez pierwsze pół godziny główną atrakcją filmu jest katalog ujęć ludzi stukających w klawiaturę - rzecz sama w sobie mało filmowa.
W szponach romansu
W powieści Wiśniewskiego okazji do wzruszeń było co niemiara - nieszczęśliwie zakochani ścigali się o uwagę czytelnika z dziec-kiem chorym na białaczkę, zakochanym w zakonnicy księdzem i sentymentalnym ćpunem. Każda historia była opowiedziana na tym samym, najwyższym poziomie natężenia emocji. Ten nadmierny melodramatyzm był przyczyną i sukcesu czytelniczego, i gromów ze strony krytyków. Podkręcała go jeszcze nieznośna maniera pakowania w co drugie zdanie tombakowych myśli a` la Coelho. Najbardziej kiczowate z nich ocalały w ekranizacji ("ze wszystkich rzeczy wiecznych na świecie miłość trwa najkrócej" albo "chciałabyś mieć płomień co noc, a płomienie co noc mają tylko strażacy"). W takich chwilach robi się na sali kinowej naprawdę pretensjonalnie.
Film Adamka jest produktem świetnie sformatowanym, niczym serial "Magda M." albo stacja radiowa wypełniona samymi miłosnymi balladami. W końcu niejedna zaniedbywana w małżeństwie kobieta marzy o idealnym "tym drugim", bardziej romantycznym od małżonka. A chyba każda niewiasta, która marzy o romansie, chciałaby, by był to romans na poziomie, choć niekoniecznie bez zobowiązań. Książka idealnie wstrzeliła się w te oczekiwania. Na stronie internetowej Wiśniewskiego roi się od wpisów czytelniczek w rodzaju: "W książce odnajduję siebie, czyli samotną osóbkę czekającą na Wielkie UCZUCIE".
Po kilku wyznaniach wiadomo już - to nie Internet jest tu najważniejszy, ale wątek romantyczny i wzniosłe deklaracje rodem z latynoskich telenowel. Nieważne, że pojawiają się wywody na temat genomu, chemii czy komputerów, liczy się głód uczucia. Celnie ujął to Andrzej Stasiuk, mówiąc że "Samotność w sieci" to takie "Love Story" (kto dziś pamięta słynny film Arthura Hillera i książkę Ericha Segala?). Sprawa jest prosta - albo się tę konwencję kupuje, albo odrzuca. Liczba sprzedanych biletów pokaże, ilu było chętnych. Towar jest, dodajmy, luksusowy, bo romans Wiśniewskiego za eleganckie opakowanie ma egzotyczne miasta, biura wielkich firm i instytutów, a za ozdobniki masturbację z wieżą Eiffla w tle, obsesyjne ssanie przez kochanków palców u stóp i butelki wybornego wina podawane przez kelnerów w luksusowych hotelach.
Ostatni klik
Dziś w co drugiej powieści dla kobiet mamy Internet, e-mail, czatowe pogaduszki i pogawędki przez komunikator. Ale spokojnie, to nie żadna rewolucja - pełnią one tylko funkcję nowoczesnego ozdobnika. Główna zawartość pozostaje bez zmian: chodzi o to, że ona i on, że czasem ten trzeci, że miłość niespełniona albo spełniona. Wołające z tytułów nawiązania do sieci ("Ostatni klik", "Wirtualna miłość" "Masz nową wiadomość") upewniają po prostu czytelniczki, że są to książki "na czasie", bo przecież Internet jest trendy, cool i jazzy.
W prawdziwym świecie Internet zagarnia wciąż nowe terytoria, skupia nowe grupy użytkowników i tworzy własne środki wyrazu. Trwają przygotowania do pierwszych ekranizacji blogów. Do publikowania ich w formie książek dawno już się przyzwyczajono. Do akcji wkracza przekaz wideo, nabiera rozmachu biznes tworzenia skomplikowanych sieciowych gier fabularnych. Opowiastki, których główną sensacją jest to, że ktoś kogoś poznał przez sieć albo że wirtualne flirty miewają realne konsekwencje, mogą najwyżej rozbawić miliony użytkowników portali randkowych, autorów blogów czy twórców popularnych forów dyskusyjnych. Za kilka lat będą równie śmieszne jak wspomnienia naszych dziadków o tym, że kiedy dzwonił pierwszy telefon w miasteczku, chadzało się go odebrać w garniturze i pod krawatem. Powieść Wiśniewskiego reklamowana jako książka o miłości w Internecie może bronić się już tylko romansem, bo to, co miała do opowiedzenia o sieci, jest od dawna nieaktualne i nieinteresujące. Jej ekranizacja to już tylko przydługi romantyczny teledysk dla wytrwałych.
Internet nie jest już niemowlakiem, którym wszyscy dokoła zachwycają się tylko z jednego powodu - że w ogóle jest. Ale prawdziwa rewolucja, którą przyniósł ludzkości, wciąż czeka na swojego piewcę. Oby miał nam do powiedzenia więcej oprócz sloganu, że "wszyscy chcą kochać".
Internet za rogiem
Dziesięć lat temu po raz pierwszy polski internauta mógł się połączyć z siecią, zachowując anonimowość, dzięki numerom dostępowym TP SA. W tym samym czasie Polbox stworzył im możliwość zakładania najpierw prywatnych kont pocztowych, a potem tworzenia stron www. Internet wkraczał do Polski, ale pozostawał zabawką studentów lub specjalistów, mających do niego dostęp w pracy, oraz grupki entuzjastów, korzystających w domu z koszmarnie powolnych modemów.
Wiosną 1999 r. do polskich kin zawitała romantyczna komedia "Masz wiadomość", w której Meg Ryan i Tom Hanks nawiązują gorący internetowy (właściwie e-mailowy) romans, prowadzący w finale do wielkiej miłości w prawdziwym życiu. Była to przeróbka filmu Ernsta Lubitscha "Sklepik za rogiem" (1940), w którym wypadki toczą się podobnie, lecz przy użyciu zwykłych listów. Zmiana dekoracji z klasycznych na internetowe wystarczyła. Miłość w sieci zawładnęła masową wyobraźnią. Nie było to trudne, skoro miała twarze hollywoodzkich gwiazd i technologiczne wsparcie w postaci eksponowanych na ekranie laptopów - wówczas synonimu luksusu. Globalna sieć komputerowa przestała być snem czytelników cyberpunkowych powieści Williama Gibsona.
Kiedy powieść Wiśniewskiego pojawiła się w księgarniach (wrzesień 2001), Polska przeżywała już powszechną rewolucję internetową - o klientów walczyły nie tylko liczne portale i serwisy tematyczne, ale i dostawcy Internetu (sieci telewizji kablowej rzucały wyzwanie TP SA). Melodramatyczna opowieść o e-mailowym romansie wrażliwego genetyka i nie dopieszczonej małżonki Polaka pracoholika trafiła w samo centrum tego cyklonu. Były w niej nie tylko Internet i e-mail, ale też grafomańskie sceny erotyczne, kilka wyjątkowo melodramatycznych wątków ubocznych i malownicze obrazki ze świata (Paryż, Nowy Orlean, Monachium). Literacki koktajl trafił w swój czas i zadziałał.
Nie ma jak szpan
Powieść Wiśniewskiego, reklamowana pięć lat temu jako "tak współczesna, że bardziej nie można", w warstwie technologicznej zestarzała się błyskawicznie wraz z rosnącą w Polsce popularnością czatów, portali randkowych, komunikatorów i blogów. To, co dla wielu czytelników było kiedyś intrygującą nowinką, teraz stało się tak oczywiste, że nawet niewarte uwagi. Adamek, kręcąc film, przytomnie uciekł z tej pułapki i przeniósł akcję w rok 2006, dzięki czemu uniknął irytujących dziś napuszonych fraz, którymi Wiśniewski obwieszczał światu istnienie komputerów, nawet w biurach podróży, oraz istnienie czatów i ICQ (pierwszego komunikatora internetowego). Bez zarzutu jest też strona wizualna filmu, zdjęcia, montaż, muzyka (z wyjątkiem pretensjonalnych piosenek) - to bez wątpienia jeden z najbardziej dopieszczonych technicznie polskich filmów ostatnich lat. Chwila wątpliwości pojawia się przy obsadzie - trudno momentami uwierzyć, że obdarzona zimną urodą Magdalena Cielecka to histerycznie romantyczna Ewa, a facet z twarzą Andrzeja Chyry może być aż tak wielkim cierpiętnikiem jak Jakub, ale na pewno fanom książki to nie przeszkodzi.
"Samotność w sieci" doczekała się ekranizacji efektownej, wiernej (poza zakończeniem), barwnej i gładkiej. Ale kto książki nie czytał, może się solidnie wynudzić, bo nawet komputerowe animacje nie są w stanie przesłonić tego, że przez pierwsze pół godziny główną atrakcją filmu jest katalog ujęć ludzi stukających w klawiaturę - rzecz sama w sobie mało filmowa.
W szponach romansu
W powieści Wiśniewskiego okazji do wzruszeń było co niemiara - nieszczęśliwie zakochani ścigali się o uwagę czytelnika z dziec-kiem chorym na białaczkę, zakochanym w zakonnicy księdzem i sentymentalnym ćpunem. Każda historia była opowiedziana na tym samym, najwyższym poziomie natężenia emocji. Ten nadmierny melodramatyzm był przyczyną i sukcesu czytelniczego, i gromów ze strony krytyków. Podkręcała go jeszcze nieznośna maniera pakowania w co drugie zdanie tombakowych myśli a` la Coelho. Najbardziej kiczowate z nich ocalały w ekranizacji ("ze wszystkich rzeczy wiecznych na świecie miłość trwa najkrócej" albo "chciałabyś mieć płomień co noc, a płomienie co noc mają tylko strażacy"). W takich chwilach robi się na sali kinowej naprawdę pretensjonalnie.
Film Adamka jest produktem świetnie sformatowanym, niczym serial "Magda M." albo stacja radiowa wypełniona samymi miłosnymi balladami. W końcu niejedna zaniedbywana w małżeństwie kobieta marzy o idealnym "tym drugim", bardziej romantycznym od małżonka. A chyba każda niewiasta, która marzy o romansie, chciałaby, by był to romans na poziomie, choć niekoniecznie bez zobowiązań. Książka idealnie wstrzeliła się w te oczekiwania. Na stronie internetowej Wiśniewskiego roi się od wpisów czytelniczek w rodzaju: "W książce odnajduję siebie, czyli samotną osóbkę czekającą na Wielkie UCZUCIE".
Po kilku wyznaniach wiadomo już - to nie Internet jest tu najważniejszy, ale wątek romantyczny i wzniosłe deklaracje rodem z latynoskich telenowel. Nieważne, że pojawiają się wywody na temat genomu, chemii czy komputerów, liczy się głód uczucia. Celnie ujął to Andrzej Stasiuk, mówiąc że "Samotność w sieci" to takie "Love Story" (kto dziś pamięta słynny film Arthura Hillera i książkę Ericha Segala?). Sprawa jest prosta - albo się tę konwencję kupuje, albo odrzuca. Liczba sprzedanych biletów pokaże, ilu było chętnych. Towar jest, dodajmy, luksusowy, bo romans Wiśniewskiego za eleganckie opakowanie ma egzotyczne miasta, biura wielkich firm i instytutów, a za ozdobniki masturbację z wieżą Eiffla w tle, obsesyjne ssanie przez kochanków palców u stóp i butelki wybornego wina podawane przez kelnerów w luksusowych hotelach.
Ostatni klik
Dziś w co drugiej powieści dla kobiet mamy Internet, e-mail, czatowe pogaduszki i pogawędki przez komunikator. Ale spokojnie, to nie żadna rewolucja - pełnią one tylko funkcję nowoczesnego ozdobnika. Główna zawartość pozostaje bez zmian: chodzi o to, że ona i on, że czasem ten trzeci, że miłość niespełniona albo spełniona. Wołające z tytułów nawiązania do sieci ("Ostatni klik", "Wirtualna miłość" "Masz nową wiadomość") upewniają po prostu czytelniczki, że są to książki "na czasie", bo przecież Internet jest trendy, cool i jazzy.
W prawdziwym świecie Internet zagarnia wciąż nowe terytoria, skupia nowe grupy użytkowników i tworzy własne środki wyrazu. Trwają przygotowania do pierwszych ekranizacji blogów. Do publikowania ich w formie książek dawno już się przyzwyczajono. Do akcji wkracza przekaz wideo, nabiera rozmachu biznes tworzenia skomplikowanych sieciowych gier fabularnych. Opowiastki, których główną sensacją jest to, że ktoś kogoś poznał przez sieć albo że wirtualne flirty miewają realne konsekwencje, mogą najwyżej rozbawić miliony użytkowników portali randkowych, autorów blogów czy twórców popularnych forów dyskusyjnych. Za kilka lat będą równie śmieszne jak wspomnienia naszych dziadków o tym, że kiedy dzwonił pierwszy telefon w miasteczku, chadzało się go odebrać w garniturze i pod krawatem. Powieść Wiśniewskiego reklamowana jako książka o miłości w Internecie może bronić się już tylko romansem, bo to, co miała do opowiedzenia o sieci, jest od dawna nieaktualne i nieinteresujące. Jej ekranizacja to już tylko przydługi romantyczny teledysk dla wytrwałych.
Internet nie jest już niemowlakiem, którym wszyscy dokoła zachwycają się tylko z jednego powodu - że w ogóle jest. Ale prawdziwa rewolucja, którą przyniósł ludzkości, wciąż czeka na swojego piewcę. Oby miał nam do powiedzenia więcej oprócz sloganu, że "wszyscy chcą kochać".
INTERNETOWA MIŁOŚĆ W FILMIE |
---|
"Masz wiadomość!" (You've Got Mail), USA, reż. Nora Ephron (1998) Pierwszy hollywoodzki hit o internetowej miłości, oparty na fil-mie "Sklepik na rogu" (1940) Ernsta Lubitscha, który z kolei był adaptacją sztuki Miklosa Laszlo. Ona (Meg Ryan) prowadzi mała księgarnię, on (Tom Hanks) gigantyczna sieć książkowych marke-tów. W Internecie przesyłają sobie czułości, nie wiedząc o tym, kim naprawdę jest druga strona. W prawdziwym życiu ostro ze sobą rywalizują, tyle że dla niego nowy market to kolejny element rozwoju firmy, a dla niej - walka o dorobek całego życia. "Love Of Internet Generation", Chiny, reż. Chen Yin (1998) Opowieść o fenomenie internetowego flirtu w realiach współcze-snych Chin - jednocześnie pierwszy film, który pokazywał ludzi używających sieci, by się podszywać pod inne osoby i oszukiwać partnerów. "com.for Murder", USA, reż. Nico Mastorakis (2002) Idealny przykład żerowania C-klasowych filmowców na fenome-nie popularności "tematów internetowych". Główna bohaterka dochodzi do siebie po wypadku na nartach i zabija nudę, czatując w sieci. Tam poznaje fascynującego nieznajomego, który okazuje się maniakalnym mordercą. "Historia Kopciuszka" (A Cinderella Story), USA, reż. Mark Rosman (2004) Współczesna bajka o "internetowym Kopciuszku". Historia wy-chowywanej przez złośliwą macochę piękności (Hilary Duff), któ-ra na internetowym czacie poznaje chłopaka swoich marzeń. Obo-je nie znają swoich prawdziwych tożsamości, ale mimo to decy-dują się na randkę w ciemno podczas szkolnej zabawy w Hallo-ween. "Bądź ze mną" (Be With Me), Singapur, reż. Eric Khoo (2005) Trzy historie o współczesnej samotności. Jedna z nich opowiada o dwóch uczennicach, które poznają się przez Internet i zakochu-ją w sobie. Film nagrodzony na festiwalach w Tokio, Sztokholmie i nominowany do European Film Award w kategorii kino pozaeu-ropejskie. |
KSIĄŻKOWE ROMANSE WIRTUALNE |
---|
"Cz@t" Krzysztof Rudowski, wydawnictwo Słowo/Obraz, Te-rytoria Jeden z bohaterów po śmierci ukochanej ucieka w internetowy świat. Inny podrywa tam coraz to nowe dziewczyny. Nastolatka nawiązuje romans z 30-latkiem. Bo Internet to lepsza rzeczywi-stość i ciekawsi, idealni rozmówcy. Jak wyznaje jedna z uczestni-czek czatu "Na co dzień mam męża, dzieci, wiecznie brakuje mi czasu. A tu: kochankowie, przyjaźnie, dyskusje". Na podstawie książki powstało słuchowisko w Polskim Radiu i spektakl w kra-kowskim Teatrze Współczesnym. "SMS - Słowa Mają Siłę", Daniel Senderek, wydawnictwo Do Autor książki jest uzależniony od sms-ów. Sam przyznaje: "Potra-fię je pisać, trzymając telefon w kieszeni. Coraz częściej wysyłam je przez Internet. Gdybym miał stałe łącze, pewnie w ogóle nie wychodziłbym z domu". Bohaterem jego powieści, też napisanej w formie sms-ów, jest nastolatek z zabitej dechami mieściny we wschodniej Polsce. Jest brzydki i zakompleksiony, dlatego jego kontakt ze światem ogranicza się do telefonicznych wiadomości. Właśnie za pomocą sms-ów uwodzi najpiękniejszą dziewczynę w miasteczku. "Wielki myk" i "Ostatni klik" Elżbieta Misiak, wydawnictwo Świat Książki Obie pozycje to losy miłości programisty komputerowego i pra-cownicy banku. Andrzej i Janka są piękni, młodzi i zdolni, ale każde ma spory bagaż doświadczeń życiowych. On internetowe, hakerskie przekręty, a ona - dwójkę samotnie wychowywanych dzieci. Przeszłość jednak nie daje tak łatwo o sobie zapomnieć. O trudnej miłości w dobie komputerów. |
Więcej możesz przeczytać w 37/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.