Nie dajmy sobie narzucić wizji świata, w której wszyscy chcieliby się na wszystko gargantuicznie wyrzygać
Politycy panicznie się teraz boją jakichkolwiek wyborów. Wbrew temu, co wynika z sondaży. A tym bardziej wcześniejszych wyborów. Boją się, mimo że na ich korzyść grałaby prawdopodobnie bardzo niska frekwencja. Bo wtedy do urn pójdą w większości ci, którzy – jak w sekcie – dla swoich guru dadzą się nawet pokroić. I będą to de facto sekciarskie wybory. I pewnie w większości ci sami ludzie znajdą się w Sejmie. Ale niska frekwencja będzie znakiem, że większość Polaków coś zrozumiała. Lepiej jednak, by zrozumieli, że trzeba gromadnie pójść na wybory. Bo wybrańcy narodu wcale nie są gorsi od tych, którzy ich wybierają – ich po prostu lepiej widać. Problemem jest to, że politycy (nie wszyscy, ale także ci, którzy udają dziennikarzy) odwołują się do tego w nas, co by się chciało wyprzeć z pamięci i serca. Bo to wiocha, obciach i żenada. I jest problemem, że pozwalamy to w sobie rozniecić.
Bardzo wątpię, czy Polacy chcą razem z premierem Tuskiem kogoś kastrować, mimo że na krótko taka idea mogła się im nawet spodobać. Tak jak najpewniej nie chcą razem z byłym premierem Jarosławem Kaczyńskim sprawdzać, kto płaci alimenty, a kto ich nie płaci, mimo że początkowo taki magiel może się wydawać atrakcyjny. I pewnie nie chcą – razem z Januszem Palikotem, Markiem Suskim czy Stefanem Niesiołowskim – napalać się przy okazji żałośnie mało ambitnych (i wcale nie ekscentrycznych) epitetów pod adresem przeciwników. Z prostego powodu – to strasznie zubaża słownik, wyobraźnię i empatię. Nie chcą także słuchać domorosłych polityków psychologów, którzy nie mówią nam, kto jest szlachetny, pracowity, twórczy czy patriotycznie nastawiony, lecz deliberują o „chamach", „bucach", „prostakach”, „gnojach” itp. Trochę szacunku dla współobywateli, panie i panowie!
Nawet jeśli to wszystko nie jest świadome i zaplanowane, w rezultacie daje badziewiarską i ponurą wizję świata, w której wszyscy chcieliby się na wszystkich i wszystko gargantuicznie wyrzygać (niczym w filmie „Sens życia według Monty Pythona"). A przecież ludzie nie chcą się taplać w wymiocinach. Niestety, fatalną rolę odgrywają tu niektórzy dziennikarze, szczególnie telewizyjni (ostatnio Tomasz Lis), wyzwalający niskie instynkty swoich gości. Na krótką metę daje to poklask, ale kto by chciał się wciąż nurzać w czymś, co wywołuje odruch wymiotny. Najgorsze jest to, że i ci politycy, i ci dziennikarze traktują ciężko pracujących Polaków jak ludzi totalnie nieinteligentnych, niemoralnych i pozbawionych smaku. Sądzą, że pożądaną reakcją jest rechot i bezwstyd. A normalni ludzie potrzebują optymizmu, tęsknią za zachowaniami altruistycznymi, wielkodusznymi. Chcą po prostu być lepsi, szlachetniejsi.
Gdy się słyszy niektóre głosy w „Szkle kontaktowym" albo czyta wpisy na internetowych forach, dostrzega się, że część z nas dała się wciągnąć w to jałowe wylewanie żółci. W to dowartościowywanie się kosztem innych z zapałem, który wywołuje dreszcz na plecach. I smutne jest to, że tak dają sobą manipulować głównie inteligenci – te wszystkie pracujące albo będące na emeryturze nauczycielki, ci byli i obecni urzędnicy, ci przedstawiciele wolnych zawodów. Jeszcze gorsze jest to, że nie tylko nie dostrzegają oni tego, jak się okropnie nakręcają i ślinią, ale są wręcz z tego dumni. Czują się lepsi, bo obsobaczyli tych, których uważają za gorszych. A w czym są lepsi? W tym, że się dali podpuścić? Że zachowali się niczym pies Pawłowa?
Można by powiedzieć, że to fascynujące laboratorium dla socjologów czy psychologów. Tylko czy tacy naprawdę jesteśmy? Wielu już sobie uświadomiło, że nie chce tak dawać sobą manipulować. I ci mogą chcieć przy urnie odpłacić tym, którzy wydobywają z nich tylko to, co podłe i obciachowe. Nie dziwi więc strach przed prawdziwą konfrontacją ze społeczeństwem. Na szczęście, nigdy nie jest za późno, by się zmienić. Zło bywa uwodzicielskie, ale to nie znaczy, że przestaje być złem.
Bardzo wątpię, czy Polacy chcą razem z premierem Tuskiem kogoś kastrować, mimo że na krótko taka idea mogła się im nawet spodobać. Tak jak najpewniej nie chcą razem z byłym premierem Jarosławem Kaczyńskim sprawdzać, kto płaci alimenty, a kto ich nie płaci, mimo że początkowo taki magiel może się wydawać atrakcyjny. I pewnie nie chcą – razem z Januszem Palikotem, Markiem Suskim czy Stefanem Niesiołowskim – napalać się przy okazji żałośnie mało ambitnych (i wcale nie ekscentrycznych) epitetów pod adresem przeciwników. Z prostego powodu – to strasznie zubaża słownik, wyobraźnię i empatię. Nie chcą także słuchać domorosłych polityków psychologów, którzy nie mówią nam, kto jest szlachetny, pracowity, twórczy czy patriotycznie nastawiony, lecz deliberują o „chamach", „bucach", „prostakach”, „gnojach” itp. Trochę szacunku dla współobywateli, panie i panowie!
Nawet jeśli to wszystko nie jest świadome i zaplanowane, w rezultacie daje badziewiarską i ponurą wizję świata, w której wszyscy chcieliby się na wszystkich i wszystko gargantuicznie wyrzygać (niczym w filmie „Sens życia według Monty Pythona"). A przecież ludzie nie chcą się taplać w wymiocinach. Niestety, fatalną rolę odgrywają tu niektórzy dziennikarze, szczególnie telewizyjni (ostatnio Tomasz Lis), wyzwalający niskie instynkty swoich gości. Na krótką metę daje to poklask, ale kto by chciał się wciąż nurzać w czymś, co wywołuje odruch wymiotny. Najgorsze jest to, że i ci politycy, i ci dziennikarze traktują ciężko pracujących Polaków jak ludzi totalnie nieinteligentnych, niemoralnych i pozbawionych smaku. Sądzą, że pożądaną reakcją jest rechot i bezwstyd. A normalni ludzie potrzebują optymizmu, tęsknią za zachowaniami altruistycznymi, wielkodusznymi. Chcą po prostu być lepsi, szlachetniejsi.
Gdy się słyszy niektóre głosy w „Szkle kontaktowym" albo czyta wpisy na internetowych forach, dostrzega się, że część z nas dała się wciągnąć w to jałowe wylewanie żółci. W to dowartościowywanie się kosztem innych z zapałem, który wywołuje dreszcz na plecach. I smutne jest to, że tak dają sobą manipulować głównie inteligenci – te wszystkie pracujące albo będące na emeryturze nauczycielki, ci byli i obecni urzędnicy, ci przedstawiciele wolnych zawodów. Jeszcze gorsze jest to, że nie tylko nie dostrzegają oni tego, jak się okropnie nakręcają i ślinią, ale są wręcz z tego dumni. Czują się lepsi, bo obsobaczyli tych, których uważają za gorszych. A w czym są lepsi? W tym, że się dali podpuścić? Że zachowali się niczym pies Pawłowa?
Można by powiedzieć, że to fascynujące laboratorium dla socjologów czy psychologów. Tylko czy tacy naprawdę jesteśmy? Wielu już sobie uświadomiło, że nie chce tak dawać sobą manipulować. I ci mogą chcieć przy urnie odpłacić tym, którzy wydobywają z nich tylko to, co podłe i obciachowe. Nie dziwi więc strach przed prawdziwą konfrontacją ze społeczeństwem. Na szczęście, nigdy nie jest za późno, by się zmienić. Zło bywa uwodzicielskie, ale to nie znaczy, że przestaje być złem.
Więcej możesz przeczytać w 40/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.