Rozmowa z Bogdanem Zdrojewskim, ministrem kultury i dziedzictwa narodowego, niegdyś zajmującym się fotografią niemal zawodowo.
Zarobiłby pan na życie jako fotograf?
Zawsze mam przy sobie aparat fotograficzny. Razem z ministrem Radosławem Sikorskim, byłym korespondentem, moglibyśmy stworzyć zgrany dziennikarsko-fotoreporterski team. Już podczas studiów zarabiałem, robiąc zdjęcia ślubne. Większe pieniądze zarabiałem wcześniej, fotografując psy rasowe.
Własnego też?
Własnego nie miałem, bo nie pozwalali mi na to rodzice. Dlatego lubiłem wystawy psów. Jeździłem nie tylko po Polsce, ale również do Czechosłowacji i NRD. Tam zarobiłem pierwsze pieniądze na zdjęciach – 30 marek. Wtedy uznałem, że mogę to traktować jako zawód.
Dało się z tego wyżyć?
Ledwo starczało mi na koszty podróży i sprzęt, który przywoziłem z NRD, oczywiście dla siebie.
To było wtedy na większą skalę zabronione.
Trudno mówić o większej skali, ale nawet wioząc aparat dla siebie, musiałem kombinować jak bohaterowie komedii Stanisława Barei.
Został pan „mrówką"?
W pewnym sensie. Dzieliłem się kupionym dla siebie sprzętem fotograficznym z innymi podróżnymi. Celnicy dziwili się potem, że przedział pełen staruszek jest zaopatrzony w sprzęt fotograficzny wysokiej klasy. Na pytanie, po co im to, wszystkie starsze panie odpowiadały chórem: dla wnuka!
Zawsze mam przy sobie aparat fotograficzny. Razem z ministrem Radosławem Sikorskim, byłym korespondentem, moglibyśmy stworzyć zgrany dziennikarsko-fotoreporterski team. Już podczas studiów zarabiałem, robiąc zdjęcia ślubne. Większe pieniądze zarabiałem wcześniej, fotografując psy rasowe.
Własnego też?
Własnego nie miałem, bo nie pozwalali mi na to rodzice. Dlatego lubiłem wystawy psów. Jeździłem nie tylko po Polsce, ale również do Czechosłowacji i NRD. Tam zarobiłem pierwsze pieniądze na zdjęciach – 30 marek. Wtedy uznałem, że mogę to traktować jako zawód.
Dało się z tego wyżyć?
Ledwo starczało mi na koszty podróży i sprzęt, który przywoziłem z NRD, oczywiście dla siebie.
To było wtedy na większą skalę zabronione.
Trudno mówić o większej skali, ale nawet wioząc aparat dla siebie, musiałem kombinować jak bohaterowie komedii Stanisława Barei.
Został pan „mrówką"?
W pewnym sensie. Dzieliłem się kupionym dla siebie sprzętem fotograficznym z innymi podróżnymi. Celnicy dziwili się potem, że przedział pełen staruszek jest zaopatrzony w sprzęt fotograficzny wysokiej klasy. Na pytanie, po co im to, wszystkie starsze panie odpowiadały chórem: dla wnuka!
Więcej możesz przeczytać w 40/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.