Widzowie festiwalu w Gdyni nie dowiedzieli się, na co iść do kina
Grand Prix Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni dostał melodramat o romansie polskiego oficera z żoną radzieckiego kosmonauty impotenta. Jeden z jurorów, Sławomir Idziak, oznajmił, że Grand Prix nie dostał film najlepszy. To samo uczynił Janusz Anderman. Obaj zachowali się nie fair, bo albo się zgłasza wotum separatum, albo milczy. Teraz czekamy na kolejne oświadczenia, z których wyniknie, że przewodniczący Gliński uległ presji sponsorów.
Jurorzy wiedzą, że sprawa jest śliska, bo wśród faworytów wymieniano najczęściej takie tytuły, jak „33 sceny z życia", „Cztery noce z Anną" i „Boisko bezdomnych". Ten ostatni, opowiadający o bandzie kloszardów z Dworca Centralnego przeistaczającej się w drużynę piłkarską, uchodził za jedyny, który może przyciągnąć do kin masową publiczność. Dostał nawet nagrodę publiczności. Od jury – nic. Pozostałe nagrody rozdano na zasadzie: „dla każdego coś miłego". Grand Prix zdobył film, który zginie w rozpowszechnianiu, a nagroda została pozbawiona promocyjnego potencjału. Telewizyjna publiczność, która oglądała galę, nie dostała jasnego komunikatu, na co iść do kina. Więc nie pójdzie. Jury może być z siebie dumne!
Grand Prix Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni dostał melodramat o romansie polskiego oficera z żoną radzieckiego kosmonauty impotenta. Jeden z jurorów, Sławomir Idziak, oznajmił, że Grand Prix nie dostał film najlepszy. To samo uczynił Janusz Anderman. Obaj zachowali się nie fair, bo albo się zgłasza wotum separatum, albo milczy. Teraz czekamy na kolejne oświadczenia, z których wyniknie, że przewodniczący Gliński uległ presji sponsorów.
Jurorzy wiedzą, że sprawa jest śliska, bo wśród faworytów wymieniano najczęściej takie tytuły, jak „33 sceny z życia", „Cztery noce z Anną" i „Boisko bezdomnych". Ten ostatni, opowiadający o bandzie kloszardów z Dworca Centralnego przeistaczającej się w drużynę piłkarską, uchodził za jedyny, który może przyciągnąć do kin masową publiczność. Dostał nawet nagrodę publiczności. Od jury – nic. Pozostałe nagrody rozdano na zasadzie: „dla każdego coś miłego". Grand Prix zdobył film, który zginie w rozpowszechnianiu, a nagroda została pozbawiona promocyjnego potencjału. Telewizyjna publiczność, która oglądała galę, nie dostała jasnego komunikatu, na co iść do kina. Więc nie pójdzie. Jury może być z siebie dumne!
Więcej możesz przeczytać w 40/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.