Lud uważa, że premiera Donka w mediach jest w sam raz. Zbadała to „Rzeczpospolita", pewnikiem w nadziei, że Tuska jest za dużo, ale niestety – nie jest. Dotyczy to także i innych platfusów. Okazało się, że lubimy takie mdłe potrawy jak Platforma Obywatelska. W sumie to nic dziwnego, w końcu naszą narodową potrawą jest gotowana kapusta.
Jest tylko jeden platfus, którego Polacy nie trawią i nie lubią sobie na niego popatrzeć w telewizorze. To Janusz Palikot. Fakt, trudno znajdować przyjemność w obcowaniu z człowiekiem, który przywodzi na myśl plastikowego kutasa. No, chyba że się jest bardzo samotnym/samotną.
Ale z drugiej strony – czy to taka frajda słuchać na przykład mamrotliwych ględzeń Chlebowskiego? Na jego tle nawet plastikowy fallus prezentuje się jakoś tak… żwawo.
A Janusz Palikot gotów jest zniknąć ze sceny politycznej, jeśli razem z nim zniknąłby Lech Kaczyński – jego ulubiony cel ataków i alkoholowych aluzji. A może jakoś byśmy się dogadali, znaleźli kompromis? Na przykład taki, że zniknąłby Palikot i nasz, a nie jego ulubiony cel alkoholowych aluzji, czyli minister Drzewiecki. Chociaż, po namyśle wycofujemy się z propozycji. Z tymi ogórkami na kaca to dozgonnymi dłużnikami jesteśmy,
panie ministrze.
Platforma znowu pichci nowelizację ustawy medialnej, żeby z Woronicza pozbyć się w prezesa Urbańskiego. Jezu, tylko żeby razem z Pontonem Lisa nie spławili, bo jeszcze facet wystartuje na prezydenta i Donald Tusk znowu nie spełni swojego marzenia.
Angela Merkel odbierała we Wrocławiu doktorat honoris causa. Na uroczystości nie pojawił się premier Donek, a Władysław Bartoszewski (nie żartujemy sobie z niego, bo nie uchodzi – tak przynajmniej twierdzą polskie ciotki z Moniką Olejnik na czele) tłumaczył, że to z powodu budżetowej orki premiera. Z naszych informacji wynika co innego. Po prostu Wrocław ma przerąbane w sferach rządowych, bowiem prezydent tego miasta Rafał Dutkiewicz ma ambicje być prezydentem nie tylko Wrocławia. Zatem – tak na wszelki wypadek – trzeba to miasto udupić. Nie tylko przy okazji Merkel.
Minister kultury Zdrojewski posunął – w sensie politycznym – dyrektora Teatru Wielkiego, czyli Opery Narodowej. Posunięty nazywa się Janusz Pietkiewicz i oczywiście jest ofiarą klucza partyjnego, według którego obsadzane są w Polsce najdziwaczniejsze stanowiska. Ale cóż – wcale mu nie współczujemy, bo poza tym jest tandeciarzem i prezydenckim przydupasem. Wraz z jego pojawieniem się w Teatrze Wielkim zniknął z niego Mariusz Treliński, jedyny gostek, za sprawą którego poszlibyśmy na operę. Tak że dzięki Zdrojewskiemu możemy się odchamić, co przecież wydaje się niemożliwe.
Janusz Palikot wypowiedział się tym razem na temat archiwów IPN i opowiedział się za… Szczerze mówiąc, kompletnie nas wali, za czym się opowiedział. Równie dobrze mógłby ogłosić przepis na purée ze swoich kudłów. Tak samo by to nas podnieciło.
Jakoś uschła zażyłość między Julią Piterą a Eugeniuszem Kłopotkiem. Już nie piszą, nie pokrywają się płynami ustrojowymi na antenie stacji informacyjnych. Pewnie z jednym i drugim mają już kłopoty.
Były premier Jerzy Buzek publicznie, entuzjastycznie i mądralistycznie wypowiedział się na temat wejścia do strefy euro. Facet jeszcze nie zrozumiał, że jest od tego, żeby się ładnie ubrać, uśmiechać i robić dobre wrażenie. Panie premierze, nikogo nie interesowało pana zdanie w czasach, kiedy stał pan na czele rządu, i od tego czasu nic się nie zmieniło.
Wygląda na to, że za sprawą rządu i platfusów w końcu zabiorą emerytury całemu esbeckiemu pomiotowi. Co tu dużo mówić: zajebiście!
Jest tylko jeden platfus, którego Polacy nie trawią i nie lubią sobie na niego popatrzeć w telewizorze. To Janusz Palikot. Fakt, trudno znajdować przyjemność w obcowaniu z człowiekiem, który przywodzi na myśl plastikowego kutasa. No, chyba że się jest bardzo samotnym/samotną.
Ale z drugiej strony – czy to taka frajda słuchać na przykład mamrotliwych ględzeń Chlebowskiego? Na jego tle nawet plastikowy fallus prezentuje się jakoś tak… żwawo.
A Janusz Palikot gotów jest zniknąć ze sceny politycznej, jeśli razem z nim zniknąłby Lech Kaczyński – jego ulubiony cel ataków i alkoholowych aluzji. A może jakoś byśmy się dogadali, znaleźli kompromis? Na przykład taki, że zniknąłby Palikot i nasz, a nie jego ulubiony cel alkoholowych aluzji, czyli minister Drzewiecki. Chociaż, po namyśle wycofujemy się z propozycji. Z tymi ogórkami na kaca to dozgonnymi dłużnikami jesteśmy,
panie ministrze.
Platforma znowu pichci nowelizację ustawy medialnej, żeby z Woronicza pozbyć się w prezesa Urbańskiego. Jezu, tylko żeby razem z Pontonem Lisa nie spławili, bo jeszcze facet wystartuje na prezydenta i Donald Tusk znowu nie spełni swojego marzenia.
Angela Merkel odbierała we Wrocławiu doktorat honoris causa. Na uroczystości nie pojawił się premier Donek, a Władysław Bartoszewski (nie żartujemy sobie z niego, bo nie uchodzi – tak przynajmniej twierdzą polskie ciotki z Moniką Olejnik na czele) tłumaczył, że to z powodu budżetowej orki premiera. Z naszych informacji wynika co innego. Po prostu Wrocław ma przerąbane w sferach rządowych, bowiem prezydent tego miasta Rafał Dutkiewicz ma ambicje być prezydentem nie tylko Wrocławia. Zatem – tak na wszelki wypadek – trzeba to miasto udupić. Nie tylko przy okazji Merkel.
Minister kultury Zdrojewski posunął – w sensie politycznym – dyrektora Teatru Wielkiego, czyli Opery Narodowej. Posunięty nazywa się Janusz Pietkiewicz i oczywiście jest ofiarą klucza partyjnego, według którego obsadzane są w Polsce najdziwaczniejsze stanowiska. Ale cóż – wcale mu nie współczujemy, bo poza tym jest tandeciarzem i prezydenckim przydupasem. Wraz z jego pojawieniem się w Teatrze Wielkim zniknął z niego Mariusz Treliński, jedyny gostek, za sprawą którego poszlibyśmy na operę. Tak że dzięki Zdrojewskiemu możemy się odchamić, co przecież wydaje się niemożliwe.
Janusz Palikot wypowiedział się tym razem na temat archiwów IPN i opowiedział się za… Szczerze mówiąc, kompletnie nas wali, za czym się opowiedział. Równie dobrze mógłby ogłosić przepis na purée ze swoich kudłów. Tak samo by to nas podnieciło.
Jakoś uschła zażyłość między Julią Piterą a Eugeniuszem Kłopotkiem. Już nie piszą, nie pokrywają się płynami ustrojowymi na antenie stacji informacyjnych. Pewnie z jednym i drugim mają już kłopoty.
Były premier Jerzy Buzek publicznie, entuzjastycznie i mądralistycznie wypowiedział się na temat wejścia do strefy euro. Facet jeszcze nie zrozumiał, że jest od tego, żeby się ładnie ubrać, uśmiechać i robić dobre wrażenie. Panie premierze, nikogo nie interesowało pana zdanie w czasach, kiedy stał pan na czele rządu, i od tego czasu nic się nie zmieniło.
Wygląda na to, że za sprawą rządu i platfusów w końcu zabiorą emerytury całemu esbeckiemu pomiotowi. Co tu dużo mówić: zajebiście!
Więcej możesz przeczytać w 40/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.