Ewa Komorowska: Nie. Tegoroczne święta napawają mnie lękiem, ja się ich boję. To jest dziwna mieszanina uczuć: raz myślę, że chciałabym uciec gdzieś daleko, ale potem czuję, że chciałabym być z bliskimi, z dziećmi. I jeszcze mam ogromną potrzebę spędzenia tych świąt tak, jakbyśmy je spędzali, gdyby Staszek żył.
Jak wyglądały wasze wspólne święta?
Myśmy byli zawsze bardzo rodzinni, Wigilię spędzaliśmy razem z dziećmi, moimi i Staszka. Nie z całą piątką, bo dwaj najstarsi synowie Staszka mają już swoje rodziny, więc trudno jest zebrać wszystkich razem. Zawsze była też z nami Staszka mama. Już przed świętami pieczołowicie przygotowywaliśmy dom na przyjęcie gości. W piwnicy są pudła z ogromną ilością świątecznych lampek powiązanych w supły nie do rozplątania, tylko Staszek umiał sobie z nimi poradzić. Rozwieszał je na drzewach w naszym ogrodzie. Mamy tu koło domu wysoką sosnę, wchodził na nią, okręcając aż do czubka długim wężem lampek. Na samym szczycie wieszał gwiazdę. Było ją widać z odległości kilometra. Wieszał też lampki na choince stojącej najbliżej bramy, żeby lśniła w śniegu i rozświetlała zimowe ciemności. I jeszcze na zabytkowych kratach okalających okna, więc w domu był cudowny nastrój. Co roku organizowaliśmy też kolędowanie. Zapraszaliśmy rodzinę i przyjaciół i śpiewaliśmy.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.