PSL i rolnicze lobby w Brukseli zabijają przyszłość polskiej wsi. Dopłaty bezpośrednie to najlepszy sposób na utrwalenie w Polsce rolniczego skansenu.
PSL i rolnicze lobby w Brukseli zabijają przyszłość polskiej wsi
Wygląda na to, że Polskie Stronnictwo Ludowe zawarło sojusz z rolniczym lobby w Brukseli. Dzięki temu PSL przetrwa na politycznej scenie, ale polscy rolnicy nie będą mieli szans w starciu z europejską konkurencją. Dla rolniczego lobby we Francji czy Niemczech przyznanie wszystkim polskim rolnikom bezpośrednich dopłat w wysokości 25 proc. tego, co otrzymują rolnicy w państwach piętnastki, to najlepszy sposób na utrwalenie w Polsce rolniczego skansenu. I to na dekady!
Dopłaty dla najlepszych
Franz Fischler, unijny komisarz ds. rolnictwa, nie pozostawia złudzeń: Polska nie ma szans, by otrzymać z Brukseli w 2004 r. więcej pieniędzy na dopłaty bezpośrednie niż 600 mln euro, czyli 2,4 mld zł. Dopłaty osiągną poziom 100 proc. dopiero w 2013 r. PSL proponuje - i jest to także oficjalne stanowisko rządowe - żeby pieniądze z unii trafiły do wszystkich rolników. I nie jest istotne, czy ziemia jest przez nich uprawiana, czy leży odłogiem. Oznacza to, że każdy rolnik z rozdzielnika otrzyma 130 zł rocznie na hektar. Te pieniądze zostaną przez kiepskich rolników natychmiast przejedzone, a dla najlepszych są zbyt małe, by poprawić konkurencyjność ich gospodarstw.
Oczywiście, byłoby najlepiej, gdyby wszyscy polscy rolnicy od razu otrzymywali takie same dopłaty jak rolnicy w unii. To jest jednak nierealne. Eksperci rolni, m.in. prof. Walerian Poczta z Akademii Rolniczej w Poznaniu i prof. Jerzy Wilkin z Uniwersytetu Warszawskiego, proponują, by 2,4 mld zł podzielić tylko między gospodarstwa mające szansę na rozwój. 100 proc. unijnych środków trafiłoby więc do 20 proc. rolników. - Wszystkie pieniądze z dopłat powinny zasilić gospodarstwa mające szansę konkurować na europejskim rynku. Skorzystają na tym także ci, którzy dopłat nie otrzymają, bo dzięki temu będzie można zrestrukturyzować polskie rolnictwo - mówi prof. Walerian Poczta.
Gospodarstwa, które nie otrzymałyby dopłat, mogłyby zostać objęte pomocą socjalną. Bruksela jest skłonna się zgodzić, by część funduszy strukturalnych na nasze rolnictwo przeznaczyć na zasiłki dla rolników rezygnujących z uprawy roli. Pieniądze na ten cel mogłyby też pochodzić z unijnych funduszy pomocowych. Tymczasem PSL nie chce słyszeć o zasiłkach socjalnych, bo przyznałoby przed wyborcami, że godzi się na likwidację 1,5 mln niedochodowych gospodarstw. - Być może dopłaty dla najlepszych to dobry pomysł, ale uderza w ponad dwa miliony naszych potencjalnych wyborców. Jego przeforsowanie byłoby wyrokiem na PSL - mówi jeden z doradców Jarosława Kalinowskiego.
Francusko-niemieckie status quo
Dopłaty dla polskich rolników w wysokości 25 proc. popiera rolnicze lobby we Francji i Niemczech. I nic dziwnego: jeśli nawet nie eliminuje, to przynajmniej osłabia to konkurencję ze strony najlepszych polskich rolników. Nie jest też przypadkiem, że rolnicy z Francji i Niemiec chcą zachowania status quo w ramach wspólnej polityki rolnej. Jeffrey Sachs z Uniwersytetu Harvarda nazywa tę politykę sprzeczną ze zdrowym rozsądkiem, uznając ją nawet za "cios w serce wolnego rynku". Ponad połowę dochodów europejskich farmerów stanowią pieniądze z brukselskiej kasy. De facto europejskie rolnictwo jest sektorem budżetowym. PSL od lat stara się, by w Polsce było podobnie. I od dawna nasze rolnictwo otrzymuje z budżetu ponad 20 mld zł rocznie (5 mld euro). Pod tym względem PSL jest więc już dawno w unii. Ani w Brukseli, ani w Warszawie nie planuje się rozwiązań, jakie wprowadziła Nowa Zelandia. Rolnictwo jest tam ważną i dochodową dziedziną gospodarki, bo zrezygnowano z dotacji, limitów i minimalnych cen.
Irlandzki model
Politycy odpowiedzialni za polskie rolnictwo nie doprowadzili do zrestrukturyzowania go przed wstąpieniem do UE. Taką restrukturyzację z powodzeniem przeprowadzono w Hiszpanii i Irlandii. Rządy tych państw jasno określiły, na które działy rolnictwa stawiają. Irlandia uczyniła priorytetem produkcję mleka i jego przetworów, Hiszpania postawiła na cytrusy. Zanim oba kraje wstąpiły do unii, przygotowano odejście z rolnictwa ponad połowy zatrudnionych. W pierwszych dwóch latach po wejściu do unii liczba bezrobotnych na hiszpańskiej wsi wzrosła dwukrotnie, ale w następnych trzech latach konsekwentnie stwarzano nowe miejsca pracy. - Długo przed akcesją powiedzieliśmy naszym rolnikom, że 70 proc. gospodarstw musi zniknąć z krajobrazu Irlandii - mówi Noel Coughlan z irlandzkiego ministerstwa rolnictwa.
W Polsce kolejni ministrowie rolnictwa bali się wdrażania projektów restrukturyzacji, by nie drażnić wiejskiego elektoratu. Pieniądze, które przekazano z budżetu państwa w formie dopłat czy cen minimalnych, wystarczyłyby na restrukturyzację. Niestety, zostały przejedzone. Nigdy też w Polsce nie określono, w czym chcemy się specjalizować. - Jeśli dotychczas nie postawiliście na specjalizację gospodarstw i sami nie macie pomysłu na wasze rolnictwo, to pieniądze z Brukseli nie uczynią z polskiej wsi krainy dostatku i szczęścia. Na to trzeba samemu zapracować - przestrzega Coughlan. W porównaniu z Irlandią polska wieś to kraina stagnacji. W ostatnich siedmiu latach przestało istnieć zaledwie co dwudzieste z prawie dwóch milionów gospodarstw.
Jeśli będziemy forsować dopłaty dla wszystkich i zrezygnujemy z ubiegania się o zasiłki socjalne dla słabszych rolników, po wstąpieniu do unii polską wieś czeka szok. Unijne produkty będą tańsze od krajowych, więc okaże się, że w Polsce wielu towarów nie opłaca się produkować. Ale wtedy będzie już po referendum akcesyjnym. Unikanie trudnych decyzji służy temu, by nie zniechęcać rolników do udziału w referendum, lecz po przystąpieniu do unii problemy naszej wsi nie znikną. Małym jest pocieszeniem, że za uczynienie z niej skansenu zapłaci PSL - porażką w przyszłych wyborach. Zapłacą bowiem za to wszyscy podatnicy.
Czy się stoi, czy się leży... |
---|
Od 1992 r. rolnicy w unii otrzymują dopłaty bezpośrednie do ośmiu produktów roślinnych (m.in. zbóż, tytoniu, rzepaku, chmielu) oraz hodowli bydła i owiec. W wypadku zbóż dopłata wynosi 63 euro za tonę. Do sztuki bydła dopłaca się 200 euro rocznie. Polscy rolnicy otrzymają w 2004 r. dopłaty w wysokości 25 proc. ich wielkości w krajach unijnych. Będą one naliczane od hektara ziemi bez względu na to, co się uprawia i czy w ogóle ziemia jest uprawiana. Do uruchomienia unijnego systemu dopłat bezpośrednich potrzebny jest IACS, czyli komputerowa identyfikacja działek rolnych i zwierząt. |
Więcej możesz przeczytać w 47/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.