Występowała jako "hiszpanka", "japonka", ostatnio szalała jako "madagaskarka". Grypa zabije ponad milion ludzi. Tymczasem między Odrą a Bugiem daje o sobie znać jej siostra - "polka".
Nieustannie zmienia oblicze i pochodzenie. Występowała jako "hiszpanka", "japonka", ostatnio szalała jako "madagaskarka". Jest podstępna, agresywna, może pozbawić życia. "Grypa zabije ponad milion ludzi" - czytam w "Grypanedemii", okładkowym artykule tego numeru. Tymczasem między Odrą a Bugiem daje o sobie znać jej siostra - "polka". Jest równie zdradziecka i groźna. Objawia się gwałtownym, chronicznym osłabieniem organizmu (w najświeższym rankingu konkurencyjności gospodarek Światowego Forum Gospodarczego Polska spadła o 10 miejsc), kłamstwami bezradnych, domorosłych lekarzy (vide: "Prawda statystyczna"), w końcowym stadium schorzenie zabija resztki wiary w sens przedsiębiorczości.
"Możecie zdecydować, że nie wchodzicie do unii i zrezygnować z 13,5 mld euro" - powiada z prostotą w rozmowie z "Wprost" Günter Verheugen, komisarz ds. rozszerzenia Unii Europejskiej. Leszek Miller z pewnością nie pogardzi tą sumą. Problemem jest to, że tak jak mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy, tak też - aby zarobić, trzeba najpierw zainwestować. I to sporo, bo wedle szacunków Michała Zielińskiego (vide: "Do Brukseli na gapę"), musimy zasilić unijną kasę 15 mld zł. A tych pieniędzy w budżecie nie ma. To jest właśnie jeden z efektów czy też rezultatów (za śp. Stefanem Kisielewskim) spustoszenia, jakiego już dokonał wirus "polki". "Polkę" można jednak zwalczyć. Należy, sugeruje Zieliński, zmienić politykę fiskalną, odchudzić państwo i wprowadzić radykalny program oszczędnościowy. Za trudne, nie do pojęcia, dla Grzegorza W. Kołodki?
A może nie należałoby się zbytnio przejmować eksperymentami naczelnego znachora polskiej gospodarki i robić swoje? Pogląd ten zdaje się podzielać Peter F. Drucker, światowy guru w dziedzinie zarządzania, wieszcząc na łamach "BusinessWeek Polska": "Wyzwaniom przyszłej gospodarki będą musiały stawić czoło indywidualne osoby". Przesada? To sięgnijmy do tekstu "Hossa Gatesa". "Bill Gates - czytam w nim - budzi Amerykę. Po tym, jak sąd apelacyjny uniewinnił Microsoft z zarzutu praktyk monopolistycznych, nastąpił nagły wzrost notowań na Wall Street. Amerykańska gospodarka znów zacznie się rozwijać jak do 2000 r.". Najbogatszy mieszkaniec globu, autor maksymy "biznes musi być szybki j@k myśl", cudotwórcą? Powiedziałbym, że Gates wystąpił w roli swego rodzaju katalizatora. Korzystny dla jego firmy wyrok odczytany został w środowiskach finansistów i przez zwykłych akcjonariuszy jako sygnał pozytywnej zmiany nastawienia aparatu państwowego do biznesu. W komunikacie opublikowanym przez liberalny trust mózgów - Cato Institute z Waszyngtonu - znalazło się stwierdzenie: "Spodziewamy się, że najbardziej przedsiębiorczy ludzie tego kraju powrócą teraz znów do tworzenia projektów, dzięki którym gospodarka wzniesie się na wyższy etap rozwoju". A u nas?
U nas nie wolno czekać, aż wirus "polki" przeistoczy się w mutację białoruską. Wystarczy, panie profesorze Kołodko, odkryć Amerykę. Nawet jeżeli siedemdziesiąt lat przed Kolumbem (vide: "Nowy świat dynastii Ming") uczynili to już Chińczycy.
"Możecie zdecydować, że nie wchodzicie do unii i zrezygnować z 13,5 mld euro" - powiada z prostotą w rozmowie z "Wprost" Günter Verheugen, komisarz ds. rozszerzenia Unii Europejskiej. Leszek Miller z pewnością nie pogardzi tą sumą. Problemem jest to, że tak jak mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy, tak też - aby zarobić, trzeba najpierw zainwestować. I to sporo, bo wedle szacunków Michała Zielińskiego (vide: "Do Brukseli na gapę"), musimy zasilić unijną kasę 15 mld zł. A tych pieniędzy w budżecie nie ma. To jest właśnie jeden z efektów czy też rezultatów (za śp. Stefanem Kisielewskim) spustoszenia, jakiego już dokonał wirus "polki". "Polkę" można jednak zwalczyć. Należy, sugeruje Zieliński, zmienić politykę fiskalną, odchudzić państwo i wprowadzić radykalny program oszczędnościowy. Za trudne, nie do pojęcia, dla Grzegorza W. Kołodki?
A może nie należałoby się zbytnio przejmować eksperymentami naczelnego znachora polskiej gospodarki i robić swoje? Pogląd ten zdaje się podzielać Peter F. Drucker, światowy guru w dziedzinie zarządzania, wieszcząc na łamach "BusinessWeek Polska": "Wyzwaniom przyszłej gospodarki będą musiały stawić czoło indywidualne osoby". Przesada? To sięgnijmy do tekstu "Hossa Gatesa". "Bill Gates - czytam w nim - budzi Amerykę. Po tym, jak sąd apelacyjny uniewinnił Microsoft z zarzutu praktyk monopolistycznych, nastąpił nagły wzrost notowań na Wall Street. Amerykańska gospodarka znów zacznie się rozwijać jak do 2000 r.". Najbogatszy mieszkaniec globu, autor maksymy "biznes musi być szybki j@k myśl", cudotwórcą? Powiedziałbym, że Gates wystąpił w roli swego rodzaju katalizatora. Korzystny dla jego firmy wyrok odczytany został w środowiskach finansistów i przez zwykłych akcjonariuszy jako sygnał pozytywnej zmiany nastawienia aparatu państwowego do biznesu. W komunikacie opublikowanym przez liberalny trust mózgów - Cato Institute z Waszyngtonu - znalazło się stwierdzenie: "Spodziewamy się, że najbardziej przedsiębiorczy ludzie tego kraju powrócą teraz znów do tworzenia projektów, dzięki którym gospodarka wzniesie się na wyższy etap rozwoju". A u nas?
U nas nie wolno czekać, aż wirus "polki" przeistoczy się w mutację białoruską. Wystarczy, panie profesorze Kołodko, odkryć Amerykę. Nawet jeżeli siedemdziesiąt lat przed Kolumbem (vide: "Nowy świat dynastii Ming") uczynili to już Chińczycy.
Więcej możesz przeczytać w 47/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.