Rozmowa z GÜNTEREM VERHEUGENEM, komisarzem Unii Europejskiej ds. rozszerzenia
Robert Wylot: Jak przekonałby pan eurosceptyków, że Polska zyska, a nie straci na przystąpieniu do Unii Europejskiej?
Günter Verheugen: Zdaję sobie sprawę z tego, że publiczna debata w krajach kandydackich koncentruje się na tym, ile z tego będziemy mieli i ile to będzie kosztować. Ale Unia Europejska to nie bankomat. Nie wystarczy włożyć kartę i wyciągnąć gotówkę. Nie rozszerzamy unii dla pieniędzy, lecz dlatego, że chcemy zapewnić stabilną sytuację polityczną w Europie. Poza tym w dobie globalizacji nawet tak duży kraj jak Polska nie może bronić swoich interesów samotnie. Musi to robić w grupie państw kierujących się podobnymi wartościami. Niemcy, Francja czy Wielka Brytania uważają, że nie byłyby w stanie przetrwać w dzisiejszym świecie o własnych siłach. Tak samo jest z Polską.
- Co się stanie, jeśli 10 krajów kandydackich zgodnie zażąda 100 proc. dopłat bezpośrednich dla rolników?
- Wtedy tych 10 krajów będzie musiało zdecydować, czy chcą 100 proc. dla części swoich rolników, czy nic. Bo alternatywą jest nic. Jeżeli taki będzie ich wybór, to proszę bardzo.
- Dopuszcza pan sytuację, że 13 grudnia dziewięć krajów zakończy negocjacje, a Polska nie?
- Tak się nie stanie. Zaszliśmy już tak daleko i rozwiązaliśmy tak wiele problemów, że żadna ze stron nie będzie chciała, by skończyło się to fiaskiem tylko dlatego, że dwie czy trzy kwestie nie zostały jeszcze rozstrzygnięte.
- Polski rząd proponuje przeznaczyć część pieniędzy na rozwój wsi na dopłaty bezpośrednie. Dlaczego Komisja Europejska nie zgadza się na to?
- Dlatego że bardziej niż na dopłatach bezpośrednich zależy nam na tym, by polska wieś miała pieniądze na rozwój infrastruktury, przyciągnięcie inwestycji czy poprawę stanu szkolnictwa. Po prostu chcemy dać szansę młodemu pokoleniu na wsi, żeby nie musiało opierać swojej egzystencji na rolnictwie. Bo nie może. Nie wierzę, że młodzi ludzie na polskiej wsi chcą żyć jak ich rodzice i dziadkowie, uprawiając małe gospodarstwa, bez większych środków do życia. Oczywiście, możecie się domagać 100 proc. dopłat bezpośrednich, których nie dostaniecie, i możecie zdecydować, że w takim razie nie wchodzicie do unii. Wtedy musicie jednak wytłumaczyć społeczeństwu, dlaczego rezygnujecie z 13,5 mld euro, które zgodnie z planem dostaniecie w trzech pierwszych latach członkostwa. Jeśli zrobicie to z powodu sporu o 1-2 mld euro dopłat bezpośrednich, będzie to szaleństwo.
- Czy nowych członków można by zwolnić z obowiązku wnoszenia własnego wkładu w realizowane za pieniądze unii projekty?
- To absolutnie niemożliwe. Jeśli zmienimy reguły, zawali się cały system funduszy strukturalnych. Już zgodziliśmy się na obniżenie wymaganego poziomu współfinansowania projektów przez nowych członków. Zresztą, nie wierzę, żeby Polska nie potrafiła wygospodarować tych pieniędzy, choć poszczególne instytucje czy organizacje mogą mieć problemy. Zasada jest prosta - nie będziemy wydawać pieniędzy europejskich podatników na projekty, których odbiorca nie traktuje dość poważnie, by w nie zainwestować. Jeśli dla Polski coś nie jest na tyle ważne, żeby wydawać na to własne pieniądze, tym bardziej my nie będziemy wydawać naszych.
Więcej możesz przeczytać w 47/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.