Drogi przyjacielu!
Piszę do Ciebie koŁysany w mozolnym rytmie toczącego się po szynach gdzieś między morzem a górami pociągu. Lubisz podróże koleją? Ja bardzo. Te parę godzin, niejako wyjętych z życiorysu, to świetny czas na lekturę i przemyślenia. Ale przecież także znakomita okazja, a przy dłuższych podróżach wręcz konieczność, żeby pojeść!
Z czasów dzieciństwa, kiedy podróże były dłuższe, pamiętam doskonale, jak to już kwadrans po pierwszym buchnięciu pary stłoczeni w przedziale Polacy, szeleszcząc papierem śniadaniowym, wyciągali wałówkę. Pamiętam intensywny zapach obtłukiwanych ze skorup jajek na twardo, tłustą woń naczosnkowanej kiełbasy i mleczarniany aromat bułek z serem. Po brodach ciekło z przegryzanych soczystych pomidorów. Aby jajko i pomidor stosownie doprawić, każdy podróżny był obowiązkowo wyposażony w solniczkę, najczęściej w postaci papierowego zwitka.
Dzisiejszy Nadwiślanin, zwłaszcza zjapisiały, zatracił ludową skłonność do swobodnego piknikowania. Ale przecież nie mógł stracić apetytu. I tu - wydawałoby się - ogromna szansa na pierwszorzędny interes dla kolejowych restauratorów. Niestety! Przedsiębiorstwo Wars, które na odpłatne karmienie podróżnych ma monopol, gospodaruje jeszcze gorzej niż nasze poplątane kolejnictwo. I nic dziwnego, że w wagonach restauracyjnych panują pustki okraszone smętną miną barmana, jeśli cała jego oferta to podany na plastikowym talerzu, z plastikowym widelcem, mrożony bigos, cuchnące parówki, nieśmiertelna "kiełbasa po zbójnicku" i kanapki z niezawodnie czerstwego pieczywa smarowanego margaryną. Tylko piwo schodzi i to też dość marnie, bo przecież tam palić nie można. Co za głupota!
Jadłospis można by poprawić bez trudu i wcale nie musiałoby być drożej. Niech przynajmniej te bułki będą świeże i posmarowane masłem! Niech przynajmniej ta kiełbasa będzie od solidnego dostawcy! No i bezwzględnie zniósłbym zakaz palenia. Wtedy natychmiast zrobiłoby się pełno, ludzie spędzaliby w restauracyjnym więcej czasu i wydawali więcej pieniędzy. Sam się raczej nie nadaję do interesów, ale mam wrażenie, że na kolejowym interesie restauracyjnym ktoś chce koniecznie stracić. Albo czeka na ów tysiąc atletów, którzy przyjdą zjeść tysiąc wymęczonych, odgrzewanych kotletów.
Do zobaczenia na stałym gruncie, Twój szczerze oddany i szczerze zgłodniały
Bikont na Torach
Piotrze!
Wydaje mi się, że gdybanie, co można by zmienić w Warsie, jest równie jałowe jak wytykanie kolejnych wpadek firmie Prokom, a historię ma nieporównanie dłuższą. Są to rzeczy tak oczywiste, że nie chce mi się o nich pisać, bo w zasadzie wystarczy konstatacja krótsza niźli niepodległy byt Słowenii - w Warsie należy zmienić wszystko. Jedyną receptą na PKP zdaje mi się otoczenie dyrekcji żandarmerią, jeszcze lepiej honwedami, i puszczenie wszystkich boso po śniegu. I na tym chciałbym skończyć te jałowe i smutne rozważania. Nie podejmę, przyjacielu, tematu.
W naszym kraju, gdy zima u wrót, trzeba raczej szukać powodów do radości. Nie pomoże w tym z pewnością przypomnienie, że podchorążowie rozpoczęli powstanie listopadowe od podpalenia jednego z warszawskich browarów, więc na memłania historyczne też mnie nie namówisz. Pragnę, byśmy tryskali optymizmem, więc posłuchaj, co się stało po naszych ostatnich epistołach, w których narzekaliśmy na zniknięcie brukwi z polskiej kuchni. Oto spotkałem Adama Czerwińskiego, znamienitego muzyka i wybitnego smakosza, grającego na co dzień w zespole Jarka Śmietany. Adam mieszka na Kaszubach i zdziwił się bardzo, że brukwi u nas w Galicji nie uświadczysz. Jak się okazuje, dzielni Kaszubi nadal masowo brukiew jedzą, więc też bez trudu można ją tam kupić. I wyobraź sobie, że po paru dniach dostałem od Adama paczkę z brukwią i przepis na tradycyjną kaszubską zupę z brukwi na gęsinie. I to jest coś! Plwajmy, mój drogi, na wszystkie draństwa tego świata. Póki Kaszubi wąchają tabakę i warzą brukiew, póki sprawy idą naturalnym, sprawdzonym od stuleci rytmem, póty my żyjemy!
Twój promienny mimo wszystko RM
Kaszubska zupa z brukwi na gęsinie według pana Adama Czerwińskiego |
---|
Z gęsiny i warzyw ugotować rosół. Brukiew obrać i pokroić w kostkę. Zalać wrzątkiem i po chwili odcedzić. Dodać do rosołu, gotować na małym ogniu, dodać obrane i pokrojone ziemniaki, ugotować do miękkości. Doprawić solą, pieprzem i majerankiem, podawać. |
Więcej możesz przeczytać w 47/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.