Bilet lotniczy na Lazurowe Wybrzeże można kupić już za równowartość hamburgera

Może sobie na to pozwolić. Koszty jego działalności są kilkakrotnie niższe niż tradycyjnych linii. Samolot linii EasyJet do Londynu startuje z bazy wojskowej Hahn, oddalonej o sto kilometrów od Frankfurtu nad Menem. Ląduje w małym podlondyńskim porcie Stansted, gdzie opłaty lotniskowe są kilkakrotnie niższe od pobieranych przez centralny port Heathrow. Boeing 737-300, który na liniach British Airways zabiera 130 osób, na rejsach Ryanaira ma wmontowanych 190 foteli. Pasażer sam taszczy swój bagaż, a w czasie lotu zamiast posiłku może dostać najwyżej herbatę z cytryną. Przewoźnik zapewnia tylko lot z portu do portu bez żadnych dogodnych przesiadek, nie gwarantuje nawet tego, że samolot przyleci punktualnie.
Kiedy boeing irlandzkich linii Ryanair po raz pierwszy startował z dawnego lotniska wojskowego Hahn, biorąc kurs na Liverpool, znaleźli się tacy, którzy ostrzegali prezesa Michaela O'Leary'ego, że przywykli do wygód klienci nie dadzą się namówić na korzystanie z taniej linii. Pomylili się. Ryanair, który ma 46 samolotów, przewozi 11 mln ludzi rocznie (dla porównania LOT - 3,2 mln osób 50 samolotami). Czym wytłumaczyć tę popularność? - Ludzie chcą jak najszybciej i najtaniej dotrzeć do celu, a luksus w podróży to zbytek - twierdzi O'Leary. Okazało się, że ma rację. Aż 70 proc. pasażerów irlandzkiego przewoźnika to nowi klienci, resztę zabiera liniom tradycyjnym. - Nasze przychody ze sprzedaży biletów rosną o 20 proc. rocznie - informuje Ray Webster, prezes EasyJet. Jego firma zamówiła już 120 nowych airbusów (za dziesięć lat ma ich mieć 250) i przymierza się do przejęcia należącej do British Airways linii Deutsche BA. EasyJet przygotowuje się w ten sposób do ostrej walki o dochodowy niemiecki rynek. Nie będzie mu już jednak tak łatwo. Deutsche BA obniżyła ceny niemal na wszystkie rejsy. - Teraz z Niemiec do Wenecji lub Neapolu można polecieć nawet za 19 euro, a bilet do Perpignan na francuskim Środkowym Wybrzeżu jest tańszy od pary skarpetek lub hamburgera w McDonaldzie - informuje Adrian Hunt, szef Deutsche BA.
W ciągu najbliższych ośmiu lat tanie linie mogą przejąć aż połowę rynku przewozów lotniczych na naszym kontynencie. Największy ruch mają najlepiej rozwinięte gospodarczo kraje Europy, głównie Wielka Brytania, Niemcy i Francja. Łakomym kąskiem jest jednak rynek polski, szczególnie po otwarciu naszego nieba na przewozy lotnicze, co nastąpi w 2004 r. Ryanair złożył już ofertę Górnośląskiemu Towarzystwu Lotniczemu (GTL) w Katowicach-Pyrzowicach, interesuje się też lotniskami w Gdańsku Rębiechowie, Poznaniu, Wrocławiu i Szczecinie. GTL powołało własną linię Silesian Air. - Już mamy klientów na tańsze bilety - twierdzi Eugeniusz Piechoczek, prezes Silesian Air. Jego linia zaoferuje nowe połączenia krajowe i zagraniczne między innymi do Zagłębia Ruhry w Niemczech. LOT na razie lekceważy konkurencję. - To dwa oddzielne rynki - kwituje Marek Serafin, dyrektor biura planowania lotów i siatki połączeń LOT. Zdaniem dyrektora, tanie linie będą istniały obok tradycyjnych - jak kino i teatr. Zawsze znajdą się tacy, którzy wybierając przewoźnika, będą zwracali uwagę na sieć dalszych połączeń, dogodne przesiadki i komfort w podróży. Serafin może się jednak przeliczyć w oszacowaniu proporcji pomiędzy zwolennikami "kina" i "teatru".
- Z niecierpliwością czekam, kiedy za 20 euro będę mógł polecieć z Poznania na przykład do Mediolanu - mówi Andrzej Zawistowski, prezes Seco/Warwick, który specjalnie dojeżdża ze Świebodzina na berlińskie lotnisko Tegel, by tanią linią Buzz polecieć do Londynu. Zależy mu nie tylko na czasie, a w podróży służbowej nie potrzebuje luksusów. I nie widzi potrzeby, by za bilet płacić dziesięć razy drożej.

Więcej możesz przeczytać w 47/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.