Kiedyś były punkty za pochodzenie, dziś w dążeniu do celu trzeba się ratować plotką
Słyszałaś, słyszałeś, słyszeliście? Żona tego faceta z banku, no, wiesz znajoma K., ma podobno romans z byłym mężem! Niemożliwe! Jak to niemożliwe, przecież wiem to od D. To ta, która się ostatnio naciągnęła? Czemu się dziwić, pewnie boi się konkurencji tej małej z telewizji. Nawet zdolna, ale związana z jednym z kolegów H. No, to ma z górki. Takie rozmowy można prowadzić godzinami. O tym, że podobno ktoś umiera, ukradł, zdradził, oszukał. W najlepszym razie odejmuje sobie lat. Podobno.
Systematyczne deprecjonowanie innych ludzi, podważanie sensu i znaczenia tego, co robią ze swoim życiem, i ośmieszanie tych, z którymi to robią, to dla wielu swego rodzaju uzależnienie. Sposób na podreperowanie samopoczucia, głaskanie włas-nego ego i utwierdzanie się w przekonaniu, że jednak są lepsi. Od tych oplotkowywanych.
Jeśli coś im się nie udaje, to tylko dlatego, że nikt ich nie popiera i z nikim ustosunkowanym nie sypiają, a szwagier nie ma znajomego na giełdzie. Kiedyś były punkty za pochodzenie, dziś w dążeniu do celu trzeba się ratować plotką. To najlepsze alibi na nieudane życie i panaceum na wszelkie zło. Bywa niegroźne, a w swej niedorzeczności wręcz zabawne. Bywa śmiercionośne. Na skalę małomiasteczkową i na stołeczną. Sponiewiera pannę z dzieckiem, udanie utrąci kontrakt i lukratywną posadę, skłóci przyjaciół i obrzuci błotem nie zasługujących na to panią i pana. Jak to plotka.
Jeśli mowę ludzką można byłoby zamienić na energię elektryczną, to sądzę, że pięć kobiet potrafiłoby oświetlić duże miasto - dworował sobie z plotki, a właściwie z kobiet, angielski dramatopisarz Noël Coward. Czy jednak ta kobieca niesława plotki jest w pełni zasłużona?
Niemiecka badaczka Birgit Althans, która pochyliła się nad historią plotki, nie ma wątpliwości, że ta nie narodziła się w maglu, lecz w pralni. Umęczone monotonnym praniem kalesonów na tarze praczki beznadzieje codzienności umilały sobie opowiadaniem o tym, co w innej pralni właśnie się zdarzyło.Tak narodziła się między innymi plotka edukacyjna. Praczki plotkowały o zbyt wczesnych seksualnych inicjacjach i niechcianych ciążach. A ponieważ te zdarzały się równie często na salonach, to plotka zawędrowała i tam. Czegokolwiek by dotyczyła, miała dokuczać, podawać w wątpliwość i szarpać. Sprawców i ich ofiary. W tej dziedzinie kobiety osiągnęły wysoki stopień specjalizacji, z doktoratem włącznie.
Czy plotce oparli się mężczyźni? No cóż, jeśli nawet mniej plotkują, to tylko dlatego, że rzadko prali własne kalesony na tarach i w zdecydowanie mniejszym stopniu obchodziły ich niechciane ciąże. W wersji społecznie obowiązującej plotka w ustach mężczyzny została zdefiniowana jako informacja poufna. Nawet jeśli oczernia, dokucza i podaje w wątpliwość.
Już w XVIII wieku angielscy dżentelmeni spotykali się w tzw. domach kawy, by wymieniać newsy związane z polityką, handlem i finansami. Z porcelanowymi filiżankami w dłoniach rytualizowali i dowartościowywali najzwyczajniejsze w świecie pogłoski. Pozbawiali je emocjonalnych konotacji. Ostrożni wobec kobiecej egzaltacji, racjonalizowali wypowiadane przez siebie słowa. W rezultacie plotka stawała się faktem politycznym, gospodarczym i obyczajowym.
Alfred Gebert z uniwersytetu w Münster latami zgłębiał istotę plotki i doszedł do podobnych wniosków jak kiedyś John Steinbeck, który twierdził, że każdy w głębi duszy jest plotkarzem. Różnica polega na rytuale. Kobiety najchętniej plotkarskim sosem polewają związki uczuciowe. Bez końca potrafią opowiadać o tym, jaki jest, a jaki powinien być ich partner. Porównują go z innymi mężczyznami. Przy okazji oswajają emocjonalne lęki i wymieniają się. Rozładowują stres. Mężczyźni z kolei za pomocą plotek budują swój zawodowy i prywatny ranking siły. Dlatego najchętniej plotkują o swoich szefach, kolegach i politycznych roszadach. I czynią to nie przez telefon, ale w barze. Pojawiły się nawet teorie, że nic lepiej nie scala społeczeństwa niż plotka. Rozbawia, ale i steruje nastrojami. Spostrzeżenie to coraz chętniej wykorzystują szefowie zachodnich firm, którzy nie chcą już pracowników przychodzących do pracy bladym świtem, z nikim nie rozmawiających, a wieczory spędzających w domu. Mają plotkować. Przerwałam pisanie, by obejrzeć dokumentalny film Ewy Świecińskiej "Eutanazja" (z dwójkowego cyklu "Świat bez fikcji"). Chylę czoło. Jeden ze śmiertelnie chorych bohaterów mówi: "Życie człowieka to tak naprawdę 10 przykazań, które można schować do małego pudełka". Tylko tyle i aż tyle. Czy to nie najważniejsza z plotek, którą od rana do wieczora powinniśmy powtarzać innym?
Systematyczne deprecjonowanie innych ludzi, podważanie sensu i znaczenia tego, co robią ze swoim życiem, i ośmieszanie tych, z którymi to robią, to dla wielu swego rodzaju uzależnienie. Sposób na podreperowanie samopoczucia, głaskanie włas-nego ego i utwierdzanie się w przekonaniu, że jednak są lepsi. Od tych oplotkowywanych.
Jeśli coś im się nie udaje, to tylko dlatego, że nikt ich nie popiera i z nikim ustosunkowanym nie sypiają, a szwagier nie ma znajomego na giełdzie. Kiedyś były punkty za pochodzenie, dziś w dążeniu do celu trzeba się ratować plotką. To najlepsze alibi na nieudane życie i panaceum na wszelkie zło. Bywa niegroźne, a w swej niedorzeczności wręcz zabawne. Bywa śmiercionośne. Na skalę małomiasteczkową i na stołeczną. Sponiewiera pannę z dzieckiem, udanie utrąci kontrakt i lukratywną posadę, skłóci przyjaciół i obrzuci błotem nie zasługujących na to panią i pana. Jak to plotka.
Jeśli mowę ludzką można byłoby zamienić na energię elektryczną, to sądzę, że pięć kobiet potrafiłoby oświetlić duże miasto - dworował sobie z plotki, a właściwie z kobiet, angielski dramatopisarz Noël Coward. Czy jednak ta kobieca niesława plotki jest w pełni zasłużona?
Niemiecka badaczka Birgit Althans, która pochyliła się nad historią plotki, nie ma wątpliwości, że ta nie narodziła się w maglu, lecz w pralni. Umęczone monotonnym praniem kalesonów na tarze praczki beznadzieje codzienności umilały sobie opowiadaniem o tym, co w innej pralni właśnie się zdarzyło.Tak narodziła się między innymi plotka edukacyjna. Praczki plotkowały o zbyt wczesnych seksualnych inicjacjach i niechcianych ciążach. A ponieważ te zdarzały się równie często na salonach, to plotka zawędrowała i tam. Czegokolwiek by dotyczyła, miała dokuczać, podawać w wątpliwość i szarpać. Sprawców i ich ofiary. W tej dziedzinie kobiety osiągnęły wysoki stopień specjalizacji, z doktoratem włącznie.
Czy plotce oparli się mężczyźni? No cóż, jeśli nawet mniej plotkują, to tylko dlatego, że rzadko prali własne kalesony na tarach i w zdecydowanie mniejszym stopniu obchodziły ich niechciane ciąże. W wersji społecznie obowiązującej plotka w ustach mężczyzny została zdefiniowana jako informacja poufna. Nawet jeśli oczernia, dokucza i podaje w wątpliwość.
Już w XVIII wieku angielscy dżentelmeni spotykali się w tzw. domach kawy, by wymieniać newsy związane z polityką, handlem i finansami. Z porcelanowymi filiżankami w dłoniach rytualizowali i dowartościowywali najzwyczajniejsze w świecie pogłoski. Pozbawiali je emocjonalnych konotacji. Ostrożni wobec kobiecej egzaltacji, racjonalizowali wypowiadane przez siebie słowa. W rezultacie plotka stawała się faktem politycznym, gospodarczym i obyczajowym.
Alfred Gebert z uniwersytetu w Münster latami zgłębiał istotę plotki i doszedł do podobnych wniosków jak kiedyś John Steinbeck, który twierdził, że każdy w głębi duszy jest plotkarzem. Różnica polega na rytuale. Kobiety najchętniej plotkarskim sosem polewają związki uczuciowe. Bez końca potrafią opowiadać o tym, jaki jest, a jaki powinien być ich partner. Porównują go z innymi mężczyznami. Przy okazji oswajają emocjonalne lęki i wymieniają się. Rozładowują stres. Mężczyźni z kolei za pomocą plotek budują swój zawodowy i prywatny ranking siły. Dlatego najchętniej plotkują o swoich szefach, kolegach i politycznych roszadach. I czynią to nie przez telefon, ale w barze. Pojawiły się nawet teorie, że nic lepiej nie scala społeczeństwa niż plotka. Rozbawia, ale i steruje nastrojami. Spostrzeżenie to coraz chętniej wykorzystują szefowie zachodnich firm, którzy nie chcą już pracowników przychodzących do pracy bladym świtem, z nikim nie rozmawiających, a wieczory spędzających w domu. Mają plotkować. Przerwałam pisanie, by obejrzeć dokumentalny film Ewy Świecińskiej "Eutanazja" (z dwójkowego cyklu "Świat bez fikcji"). Chylę czoło. Jeden ze śmiertelnie chorych bohaterów mówi: "Życie człowieka to tak naprawdę 10 przykazań, które można schować do małego pudełka". Tylko tyle i aż tyle. Czy to nie najważniejsza z plotek, którą od rana do wieczora powinniśmy powtarzać innym?
Więcej możesz przeczytać w 47/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.