Znam dzieci, których pierwszym wypowiedzianym w życiu słowem było Małysz, a nie mama - mówi Apoloniusz Tajner, trener Adama Małysza Adam Małysz z rodziną wypoczywał w ubiegłym roku w Saint Tropez. Zobaczył go tam jeden z polskich dyplomatów, bawiący akurat na Riwierze w towarzystwie Romana Polańskiego. Zadzwonił on do hotelu, by zaaranżować spotkanie sławnych rodaków. Słuchawkę podniósł ojciec Adama Jan Małysz. "Polański? Jakiś reżyser? Oj, chyba jakiś następny facet chce na plecach Adama robić karierę" - skomentował i odłożył słuchawkę. Trudno się dziwić takiemu podejściu ojca, bo pod sukcesy polskiego superskoczka chcą się podczepić tysiące ludzi i dziesiątki firm.
Małysz stał się się firmą, która rocznie przynosi zyski (w tym sponsorom i telewizji) w wysokości ponad 300 mln zł. Sponsorom dziewięciokrotnie zwróciły się poniesione nakłady. Świetnie zarabiają na Małyszu również jego menedżer Edi Federer i firma Fan Sport Wisła, która ma wyłączność na produkcję oraz dystrybucję akcesoriów z wizerunkiem skoczka. Zyskują też kojarzone z Małyszem polskie ośrodki narciarskie: jego rodzinne miasto Wisła, a także Zakopane, gdzie odbywają się konkursy Pucharu Świata.
Pościg za Małyszem
Małysz zarobił w ostatnich dwóch sezonach ponad 6 mln zł. Wraz z żoną Izą prowadzi fundację, której celem jest zaopatrywanie szkół w sprzęt sportowy. Złośliwi mówią, że to ucieczka od 40-proc. podatku od tych sześciu milionów. Przed dwoma laty Ministerstwo Finansów nie zgodziło się na zerową stawkę podatkową dla skoczka, choć jego otoczenie całkiem serio na to liczyło. Małysz ma w Wiśle dom zbudowany przez austriacką firmę, a niedawno kupił drugi - naprzeciwko. Jest również właścicielem pięciu samochodów, w tym ulubionego jeepa grand cherokee, którego otrzymał od sponsora. Pewnego razu w Austrii policja urządziła pościg za jego audi, nie dowierzając, że dwóch młodych Polaków (Małysz jechał ze szwagrem) może prowadzić najnowszy model auta i nie jest ono kradzione.
Ale Małysz musi się solidnie napracować, by zarobić w swojej dyscyplinie. Andrzej Gołota za pobicie na ringu Briana Nixa dostał 100 tys. USD, mimo że jego przeciwnik wcześniej nikomu nie był znany. Jerzy Dudek, którego sportowe dokonania pozostają w głębokim cieniu Małysza, zarabia 200 tys. zł miesięcznie. Na taką kwotę nasz mistrz musi pracować dwa miesiące. Skoki narciarskie są taką dyscypliną, że słabsze występy natychmiast obniżają skuteczność reklam, więc ceny wykupu praw do wizerunku muszą być niższe. - To wymusza jeszcze większą niż w innych dyscyplinach skrupulatność w prowadzeniu biznesu. Słabsi szybciej odpadają z gry, silniejszym trudniej uzyskać profit od popularności - tłumaczy "Wprost" Edi Federer, menedżer skoczka.
Spryciarz Edi
Małysz poznał Federera 27 grudnia 2000 r. W całej Europie nie było śniegu - poza skocznią w austriackim Ramsau. Tego dnia Małysz skakał tak daleko, że raz za razem przekraczał punkt krytyczny. Na skoczni był też wtedy Andreas Goldberger, austriacki mistrz reklamujący Red Bulla. Zaskoczony wyczynami Polaka Goldi zadzwonił do Federera, który był wówczas jego menedżerem. Ten zastanawiał się zaledwie kilka minut. Po dwóch godzinach miał już gotowy kontrakt. Następnego dnia rozpoczął się Turniej Czterech Skoczni, w którym Małysz szybował kilkanaście metrów dalej od najmocniejszych rywali. Federer zacierał ręce, a polscy działacze narciarscy do dziś plują sobie w brodę, bo sprzedali większość praw do Małysza za bezcen. Gdyby umowę podpisano tydzień później, kontrakt mógłby być dziesięciokrotnie wyższy. Federer zajmuje się umowami reklamowymi i sponsorskimi. Ostatnie słowo należy do Małysza, ale zazwyczaj zgadza się on z wyborem dokonanym przez Austriaka.
Doradcami Federera są Jan Małysz oraz Jacek Kisielewski - współwłaściciele firmy Fan Sport Wisła. Federer powierzył im też sprawy związane z produkcją i handlem gadżetami, ale zyskami dzielą się równo. Niewielkim pakietem akcji w holdingu Małysza dysponuje też Polski Związek Narciarski. To najsłabiej działające ogniwo koncernu. Przez większą część ubiegłego sezonu miejsce reklamowe na kombinezonie Małysza, do którego prawa miał PZN, pozostawało puste. Z umowy (opiewającej na 1,5 mln zł) wycofała się Poczta Polska, a związek nie potrafił znaleźć nowego kontrahenta.
Billboard Małysz
Specjaliści z Expert-Monitor wyliczyli, że wartość medialna reklamy Red Bulla umieszczonej na kasku Małysza sięga 15 mln zł. Tyle Red Bull musiałby zapłacić za konwencjonalne reklamy, by uzyskać taki sam efekt marketingowy. W tym roku kolejka sponsorów chcących się znaleźć na kombinezonach Małysza będzie dłuższa. Oprócz dotychczasowych - Veka, Red Bull, Loos International, RMF FM - pojawią się być może Chrysler i Campus.
Dysponujący częścią praw do Małysza Polski Związek Narciarski, zerwał umowę z firmą Tenson, która dotychczas ubierała naszych skoczków. Jej miejsce zajmie wspomniany Campus, który do ubrań dorzucił jeszcze dwa terenowe samochody. - Nowa umowa jest na tyle korzystna, że opłaci się nam nawet płacenie kar za zerwanie kontraktu z Tensonem - zapewnia Paweł Włodarczyk, prezes PZN. Reklama na Małyszu opłaca się tym bardziej, że mistrz jest niezwykle lojalny wobec sponsorów. Krzysztof Miklas, komentator TVP, wspomina, że Małysz przyszedł kiedyś do studia w czapce z logo Red Bulla i za żadne skarby nie chciał jej zdjąć.
- No zdejmij! Do kościoła też w czapce chodzisz? - pytał Miklas. - A Żydzi i do kościoła w czapkach chodzą - odparował Małysz. - W końcu jakoś go namówiłem, by czapkę położył obok siebie, na stole. Ale niedawno oglądając specjalny program o nim, zauważyłem, że znów siedział w czapce - opowiada Miklas.
Złotodajne skoki
W tajemnicy przygotowywane są nowe telewizyjne reklamówki z udziałem Małysza. W reklamach ma też występować jego trener Apoloniusz Tajner. Polskie firmy sprawdzają również, czy w spotach można wykorzystać rywali Małysza, m.in. Svena Hannawalda i Martina Schmitta.
Niekoniecznie trzeba sponsorować samego Małysza, by zarobić duże pieniądze. Wystarczy postawić na skoki narciarskie. Najwięcej w ubiegłym sezonie zyskał na tym koncern ING, który był m.in. sponsorem zawodów Pucharu Świata w Zakopanem. Impreza cieszyła się tak wielkim zainteresowaniem mediów, że wartość medialna logo firmy, które umieszczone było pod skocznią i na plastronach startowych skoczków, przekroczyła 32,5 mln zł. Z badań firmy Expert-Monitor wynika, że od trzech lat w Polsce skoki narciarskie swoją wartością marketingową biją na głowę inne dyscypliny. Firmy, które w ubiegłym sezonie inwestowały w skoki, zyskały ponad 110 mln zł (tyle musiałyby zapłacić za tradycyjne reklamy, by liczyć na podobny efekt marketingowy). Dla porównania wartość marketingowa reklam towarzyszących transmisjom meczów piłkarskich (drugie miejsce pod względem atrakcyjności) jest ponad 7 razy niższa i wynosi niewiele ponad 16 mln zł.
Małysz City
Sukcesy polskiego skoczka promują też miasta, z którymi jest on kojarzony. Zakopane, gdzie odbywają się polskie konkursy Pucharu Świata, nie wydało w ubiegłym sezonie ani grosza na promocję miasta w telewizji. Według analiz firmy Expert-Monitor, popularność Małysza sprawiła, iż efekt był taki, jakby miasto na promocję przeznaczyło co najmniej 2,5 mln zł. Jeszcze większe korzyści odnosi rodzinna Wisła. - Dzięki Adamowi przyjeżdża do nas o 30 proc. więcej turystów z całego świata. O tyle wzrosły też obroty naszych handlowców - mówi Jan Poloczek, burmistrz Wisły. W ciągu ostatnich dwóch lat w mieście powstało 3 tys. nowych miejsc noclegowych.
- Znam malutkie dzieci, których pierwszym wypowiedzianym w życiu słowem było Małysz, a nie mama - podsumowuje fenomen naszego mistrza jego trener Apoloniusz Tajner.
Pościg za Małyszem
Małysz zarobił w ostatnich dwóch sezonach ponad 6 mln zł. Wraz z żoną Izą prowadzi fundację, której celem jest zaopatrywanie szkół w sprzęt sportowy. Złośliwi mówią, że to ucieczka od 40-proc. podatku od tych sześciu milionów. Przed dwoma laty Ministerstwo Finansów nie zgodziło się na zerową stawkę podatkową dla skoczka, choć jego otoczenie całkiem serio na to liczyło. Małysz ma w Wiśle dom zbudowany przez austriacką firmę, a niedawno kupił drugi - naprzeciwko. Jest również właścicielem pięciu samochodów, w tym ulubionego jeepa grand cherokee, którego otrzymał od sponsora. Pewnego razu w Austrii policja urządziła pościg za jego audi, nie dowierzając, że dwóch młodych Polaków (Małysz jechał ze szwagrem) może prowadzić najnowszy model auta i nie jest ono kradzione.
Ale Małysz musi się solidnie napracować, by zarobić w swojej dyscyplinie. Andrzej Gołota za pobicie na ringu Briana Nixa dostał 100 tys. USD, mimo że jego przeciwnik wcześniej nikomu nie był znany. Jerzy Dudek, którego sportowe dokonania pozostają w głębokim cieniu Małysza, zarabia 200 tys. zł miesięcznie. Na taką kwotę nasz mistrz musi pracować dwa miesiące. Skoki narciarskie są taką dyscypliną, że słabsze występy natychmiast obniżają skuteczność reklam, więc ceny wykupu praw do wizerunku muszą być niższe. - To wymusza jeszcze większą niż w innych dyscyplinach skrupulatność w prowadzeniu biznesu. Słabsi szybciej odpadają z gry, silniejszym trudniej uzyskać profit od popularności - tłumaczy "Wprost" Edi Federer, menedżer skoczka.
Spryciarz Edi
Małysz poznał Federera 27 grudnia 2000 r. W całej Europie nie było śniegu - poza skocznią w austriackim Ramsau. Tego dnia Małysz skakał tak daleko, że raz za razem przekraczał punkt krytyczny. Na skoczni był też wtedy Andreas Goldberger, austriacki mistrz reklamujący Red Bulla. Zaskoczony wyczynami Polaka Goldi zadzwonił do Federera, który był wówczas jego menedżerem. Ten zastanawiał się zaledwie kilka minut. Po dwóch godzinach miał już gotowy kontrakt. Następnego dnia rozpoczął się Turniej Czterech Skoczni, w którym Małysz szybował kilkanaście metrów dalej od najmocniejszych rywali. Federer zacierał ręce, a polscy działacze narciarscy do dziś plują sobie w brodę, bo sprzedali większość praw do Małysza za bezcen. Gdyby umowę podpisano tydzień później, kontrakt mógłby być dziesięciokrotnie wyższy. Federer zajmuje się umowami reklamowymi i sponsorskimi. Ostatnie słowo należy do Małysza, ale zazwyczaj zgadza się on z wyborem dokonanym przez Austriaka.
Doradcami Federera są Jan Małysz oraz Jacek Kisielewski - współwłaściciele firmy Fan Sport Wisła. Federer powierzył im też sprawy związane z produkcją i handlem gadżetami, ale zyskami dzielą się równo. Niewielkim pakietem akcji w holdingu Małysza dysponuje też Polski Związek Narciarski. To najsłabiej działające ogniwo koncernu. Przez większą część ubiegłego sezonu miejsce reklamowe na kombinezonie Małysza, do którego prawa miał PZN, pozostawało puste. Z umowy (opiewającej na 1,5 mln zł) wycofała się Poczta Polska, a związek nie potrafił znaleźć nowego kontrahenta.
Billboard Małysz
Specjaliści z Expert-Monitor wyliczyli, że wartość medialna reklamy Red Bulla umieszczonej na kasku Małysza sięga 15 mln zł. Tyle Red Bull musiałby zapłacić za konwencjonalne reklamy, by uzyskać taki sam efekt marketingowy. W tym roku kolejka sponsorów chcących się znaleźć na kombinezonach Małysza będzie dłuższa. Oprócz dotychczasowych - Veka, Red Bull, Loos International, RMF FM - pojawią się być może Chrysler i Campus.
Dysponujący częścią praw do Małysza Polski Związek Narciarski, zerwał umowę z firmą Tenson, która dotychczas ubierała naszych skoczków. Jej miejsce zajmie wspomniany Campus, który do ubrań dorzucił jeszcze dwa terenowe samochody. - Nowa umowa jest na tyle korzystna, że opłaci się nam nawet płacenie kar za zerwanie kontraktu z Tensonem - zapewnia Paweł Włodarczyk, prezes PZN. Reklama na Małyszu opłaca się tym bardziej, że mistrz jest niezwykle lojalny wobec sponsorów. Krzysztof Miklas, komentator TVP, wspomina, że Małysz przyszedł kiedyś do studia w czapce z logo Red Bulla i za żadne skarby nie chciał jej zdjąć.
- No zdejmij! Do kościoła też w czapce chodzisz? - pytał Miklas. - A Żydzi i do kościoła w czapkach chodzą - odparował Małysz. - W końcu jakoś go namówiłem, by czapkę położył obok siebie, na stole. Ale niedawno oglądając specjalny program o nim, zauważyłem, że znów siedział w czapce - opowiada Miklas.
Złotodajne skoki
W tajemnicy przygotowywane są nowe telewizyjne reklamówki z udziałem Małysza. W reklamach ma też występować jego trener Apoloniusz Tajner. Polskie firmy sprawdzają również, czy w spotach można wykorzystać rywali Małysza, m.in. Svena Hannawalda i Martina Schmitta.
Niekoniecznie trzeba sponsorować samego Małysza, by zarobić duże pieniądze. Wystarczy postawić na skoki narciarskie. Najwięcej w ubiegłym sezonie zyskał na tym koncern ING, który był m.in. sponsorem zawodów Pucharu Świata w Zakopanem. Impreza cieszyła się tak wielkim zainteresowaniem mediów, że wartość medialna logo firmy, które umieszczone było pod skocznią i na plastronach startowych skoczków, przekroczyła 32,5 mln zł. Z badań firmy Expert-Monitor wynika, że od trzech lat w Polsce skoki narciarskie swoją wartością marketingową biją na głowę inne dyscypliny. Firmy, które w ubiegłym sezonie inwestowały w skoki, zyskały ponad 110 mln zł (tyle musiałyby zapłacić za tradycyjne reklamy, by liczyć na podobny efekt marketingowy). Dla porównania wartość marketingowa reklam towarzyszących transmisjom meczów piłkarskich (drugie miejsce pod względem atrakcyjności) jest ponad 7 razy niższa i wynosi niewiele ponad 16 mln zł.
Małysz City
Sukcesy polskiego skoczka promują też miasta, z którymi jest on kojarzony. Zakopane, gdzie odbywają się polskie konkursy Pucharu Świata, nie wydało w ubiegłym sezonie ani grosza na promocję miasta w telewizji. Według analiz firmy Expert-Monitor, popularność Małysza sprawiła, iż efekt był taki, jakby miasto na promocję przeznaczyło co najmniej 2,5 mln zł. Jeszcze większe korzyści odnosi rodzinna Wisła. - Dzięki Adamowi przyjeżdża do nas o 30 proc. więcej turystów z całego świata. O tyle wzrosły też obroty naszych handlowców - mówi Jan Poloczek, burmistrz Wisły. W ciągu ostatnich dwóch lat w mieście powstało 3 tys. nowych miejsc noclegowych.
- Znam malutkie dzieci, których pierwszym wypowiedzianym w życiu słowem było Małysz, a nie mama - podsumowuje fenomen naszego mistrza jego trener Apoloniusz Tajner.
Więcej możesz przeczytać w 48/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.