W Hollywood liczy się widz, zaś w Europie zadufany w sobie twórca
Alkoholizm, narkomania, kalectwo fizyczne lub umysłowe, nieszczęśliwa miłość na tle historycznego dramatu - tak w ostatnich latach wyglądał przepis na Oscara. Tegoroczne nominacje dowodzą, że ta formuła się wyczerpała. Członkowie amerykańskiej Akademii Filmowej tym razem docenili kino wyłamujące się ze schematów oraz gatunki uważane dotychczas za klasę "B".
Gdyby Akademia Filmowa typowała tak jak w ostatnich kilku latach, najwięcej nominacji zdobyłby najnowszy film Anthony'ego Minghelli "Wzgórze nadziei" (w polskich kinach od 6 lutego). Mamy w nim romantyczną miłość, brutalną i przerażającą wojnę, rozdzierającą tęsknotę i długie rozmowy o życiu. Kilka lat temu to wystarczyło: "Angielski pacjent" Minghelli zdobył dziewięć Oscarów. Choć "Wzgórze nadziei" zostało skrojone według tego samego, pewnego pomysłu (melodramat z epickim rozmachem), wystarczyło to zaledwie na jeden Złoty Glob - za drugoplanową rolę dla Renée Zellweger. Film miał osiem nominacji do tej nagrody (w tym w najważniejszych kategoriach), co pokazuje, że typujący do niej dziennikarze są bardziej przywiązani do schematów (wręcz tkwią one w ich głowach) niż członkowie akademii. Gdy dwa dni po wręczeniu Złotych Globów ogłoszono nominacje do Oscarów, "Wzgórze nadziei" nie dostało ich w najważniejszych kategoriach: dla najlepszego filmu, za reżyserię, scenariusz i główną rolę żeńską (Nicole Kidman).
Przegrani bracia Weinsteinowie
Tegorocznymi decyzjami akademia udowodniła, że nie chce, by twórcom weszło w krew robienie filmów pod Oscary, bo grozi to schematyzmem i jest działaniem przeciwko widzom. Amerykańscy akademicy zademonstrowali też w tym roku, że są zwolennikami świeżości i nowych pomysłów. Najbardziej na tym tracą bracia Weinsteinowie i ich wytwórnia Miramax. Z oscarowego schematu uczynili oni ideał swoich produkcji. Podporządkowali Oscarom nawet terminy premier: ich filmy wchodzą do kin w ostatnich tygodniach roku (w przeciwieństwie do megaprodukcji wkraczających do kin zwykle podczas wakacji), a promocja skoncentrowana jest na dotarciu do wąskiego grona członków Akademii Filmowej. Po zdobyciu kilku statuetek Oscara filmy rozpoczynały drugie ekranowe życie.
W tym roku bracia Weinsteinowie się przeliczyli, bo być może członkowie akademii mieli już dość ich swoistego lizusostwa. Nie zmienia to faktu, że "Wzgórze nadziei" to film naprawdę wzruszający i bardzo sprawnie zrealizowany. Porażka Weinsteinów jest tym większa, że to właśnie należący do nich Miramax miał przed laty prawa do "Władcy pierścieni", tegorocznego zwycięzcy oscarowych nominacji. Bracia nie uwierzyli jednak w wizję Jacksona i odstąpili projekt wytwórni New Line Cinema.
Pojedynek władców
"Władca pierścieni: Powrót króla", ostatnia część trylogii, dostała aż jedenaście nominacji do Oscara - wszystkie najważniejsze oprócz aktorskich. I wiele wskazuje na to, że "klątwa fantastyki" (żaden film tego gatunku nie zdobył dotychczas uznania akademii) zostanie przełamana. Jackson swoimi filmami nie tylko udowodnił, że we współczesnym kinie można wiarygodnie przedstawić już każdą fantazję, ale przede wszystkim pokazał niedowiarkom, że opowieść nie z tego świata może być naprawdę wartościowym widowiskiem. Głosujących na "Władcę pierścieni" z pewnością ośmielą też wyniki Złotych Globów. Peter Jackson odebrał bowiem statuetki za najlepszy film i za reżyserię.
Tylko o jedną nominację mniej od dzieła Jacksona otrzymał "Pan i władca: Na krańcu świata" Petera Weira. Co ciekawe, ten film również nie dostał żadnej nominacji aktorskiej - mimo wartej Oscara, charyzmatycznej roli Russella Crowe'a. Oszałamiające morskie widowisko Weira ma szanse wygrać z opowieścią o hobbitach w kilku technicznych kategoriach.
Nominacje niespodzianek
Ciekawie zapowiada się walka o Oscary w kategorii najlepszy film animowany: z wielkim hitem kin na całym świecie "Gdzie jest Nemo" zmierzy się oryginalna francuska animacja "Trio z Belleville". Oba filmy dostały też inne nominacje: "Trio" za świetną i wpadającą w ucho tytułową piosenkę, a "Nemo" - aż trzy, w tym za scenariusz.
Zaskakujące są nominacje w kategorii film nieanglojęzyczny, choć bardziej z powodu tytułów, których nie ma w piątce, niż tych, które się w niej ostatecznie znalazły. Nie chodzi o polską "Pornografię", której szanse od początku były tylko teoretyczne (jedynie twórcy tego filmu uważali, że zrobili arcydzieło). Wśród nominowanych zabrakło aż trzech faworytów: laureata Złotego Globu w tej kategorii - afgańskiego "Osamy" oraz nieobecnych z przyczyn proceduralnych niemieckiego "Good Bye, Lenin" (premiera kinowa w USA dopiero w 2004 r.) i "Miasta Boga". Ten drugi film został zgłoszony przez Brazylię rok temu, ale ponieważ wszedł na amerykańskie ekrany dopiero w styczniu 2003 r., wypadł z gry. W tym roku z kolei nie został zgłoszony w tej kategorii. Akademicy docenili jednak jego wartość, przyznając mu aż cztery inne nominacje, m.in. za montaż i zdjęcia.
Nominacje do Oscarów dowodzą - wbrew opiniom wielu sfrustrowanych twórców z Europy - że ani amerykańskie kino nie zamyka się w schematach, ani Akademia Filmowa nie promuje bezpiecznych schematów. W Hollywood liczy się po prostu widz, podczas gdy w Europie - zadufany w sobie twórca.
Gdyby Akademia Filmowa typowała tak jak w ostatnich kilku latach, najwięcej nominacji zdobyłby najnowszy film Anthony'ego Minghelli "Wzgórze nadziei" (w polskich kinach od 6 lutego). Mamy w nim romantyczną miłość, brutalną i przerażającą wojnę, rozdzierającą tęsknotę i długie rozmowy o życiu. Kilka lat temu to wystarczyło: "Angielski pacjent" Minghelli zdobył dziewięć Oscarów. Choć "Wzgórze nadziei" zostało skrojone według tego samego, pewnego pomysłu (melodramat z epickim rozmachem), wystarczyło to zaledwie na jeden Złoty Glob - za drugoplanową rolę dla Renée Zellweger. Film miał osiem nominacji do tej nagrody (w tym w najważniejszych kategoriach), co pokazuje, że typujący do niej dziennikarze są bardziej przywiązani do schematów (wręcz tkwią one w ich głowach) niż członkowie akademii. Gdy dwa dni po wręczeniu Złotych Globów ogłoszono nominacje do Oscarów, "Wzgórze nadziei" nie dostało ich w najważniejszych kategoriach: dla najlepszego filmu, za reżyserię, scenariusz i główną rolę żeńską (Nicole Kidman).
Przegrani bracia Weinsteinowie
Tegorocznymi decyzjami akademia udowodniła, że nie chce, by twórcom weszło w krew robienie filmów pod Oscary, bo grozi to schematyzmem i jest działaniem przeciwko widzom. Amerykańscy akademicy zademonstrowali też w tym roku, że są zwolennikami świeżości i nowych pomysłów. Najbardziej na tym tracą bracia Weinsteinowie i ich wytwórnia Miramax. Z oscarowego schematu uczynili oni ideał swoich produkcji. Podporządkowali Oscarom nawet terminy premier: ich filmy wchodzą do kin w ostatnich tygodniach roku (w przeciwieństwie do megaprodukcji wkraczających do kin zwykle podczas wakacji), a promocja skoncentrowana jest na dotarciu do wąskiego grona członków Akademii Filmowej. Po zdobyciu kilku statuetek Oscara filmy rozpoczynały drugie ekranowe życie.
W tym roku bracia Weinsteinowie się przeliczyli, bo być może członkowie akademii mieli już dość ich swoistego lizusostwa. Nie zmienia to faktu, że "Wzgórze nadziei" to film naprawdę wzruszający i bardzo sprawnie zrealizowany. Porażka Weinsteinów jest tym większa, że to właśnie należący do nich Miramax miał przed laty prawa do "Władcy pierścieni", tegorocznego zwycięzcy oscarowych nominacji. Bracia nie uwierzyli jednak w wizję Jacksona i odstąpili projekt wytwórni New Line Cinema.
Pojedynek władców
"Władca pierścieni: Powrót króla", ostatnia część trylogii, dostała aż jedenaście nominacji do Oscara - wszystkie najważniejsze oprócz aktorskich. I wiele wskazuje na to, że "klątwa fantastyki" (żaden film tego gatunku nie zdobył dotychczas uznania akademii) zostanie przełamana. Jackson swoimi filmami nie tylko udowodnił, że we współczesnym kinie można wiarygodnie przedstawić już każdą fantazję, ale przede wszystkim pokazał niedowiarkom, że opowieść nie z tego świata może być naprawdę wartościowym widowiskiem. Głosujących na "Władcę pierścieni" z pewnością ośmielą też wyniki Złotych Globów. Peter Jackson odebrał bowiem statuetki za najlepszy film i za reżyserię.
Tylko o jedną nominację mniej od dzieła Jacksona otrzymał "Pan i władca: Na krańcu świata" Petera Weira. Co ciekawe, ten film również nie dostał żadnej nominacji aktorskiej - mimo wartej Oscara, charyzmatycznej roli Russella Crowe'a. Oszałamiające morskie widowisko Weira ma szanse wygrać z opowieścią o hobbitach w kilku technicznych kategoriach.
Nominacje niespodzianek
Ciekawie zapowiada się walka o Oscary w kategorii najlepszy film animowany: z wielkim hitem kin na całym świecie "Gdzie jest Nemo" zmierzy się oryginalna francuska animacja "Trio z Belleville". Oba filmy dostały też inne nominacje: "Trio" za świetną i wpadającą w ucho tytułową piosenkę, a "Nemo" - aż trzy, w tym za scenariusz.
Zaskakujące są nominacje w kategorii film nieanglojęzyczny, choć bardziej z powodu tytułów, których nie ma w piątce, niż tych, które się w niej ostatecznie znalazły. Nie chodzi o polską "Pornografię", której szanse od początku były tylko teoretyczne (jedynie twórcy tego filmu uważali, że zrobili arcydzieło). Wśród nominowanych zabrakło aż trzech faworytów: laureata Złotego Globu w tej kategorii - afgańskiego "Osamy" oraz nieobecnych z przyczyn proceduralnych niemieckiego "Good Bye, Lenin" (premiera kinowa w USA dopiero w 2004 r.) i "Miasta Boga". Ten drugi film został zgłoszony przez Brazylię rok temu, ale ponieważ wszedł na amerykańskie ekrany dopiero w styczniu 2003 r., wypadł z gry. W tym roku z kolei nie został zgłoszony w tej kategorii. Akademicy docenili jednak jego wartość, przyznając mu aż cztery inne nominacje, m.in. za montaż i zdjęcia.
Nominacje do Oscarów dowodzą - wbrew opiniom wielu sfrustrowanych twórców z Europy - że ani amerykańskie kino nie zamyka się w schematach, ani Akademia Filmowa nie promuje bezpiecznych schematów. W Hollywood liczy się po prostu widz, podczas gdy w Europie - zadufany w sobie twórca.
Zwycięzcy nominacji |
---|
|
Oscarowe typy "Wprost" |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 6/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.