Rozmowa z Robertem Bentonem, amerykańskim reżyserem
Mariola Wiktor: Philip Roth nie chciał pana pobić, gdy zobaczył scenariusz "Piętna"?
Robert Benton: Tak źle nie było. Ale zaskoczyło go, że to bardziej love story niż jego powieść. Po namyśle stwierdził, że adaptacja mu się podoba. Jednak w momentach, gdy czułem, że za bardzo oddalam się od literackiego pierwowzoru, wracałem do języka Rotha. W filmie pada bardzo niewiele słów, które nie są jego.
- Dlaczego sam nie napisał pan scenariusza, skoro wcześniej pisał pan takie hity, jak "Bonnie i Clyde"?
- Nie zawsze się sprawdza Zosia samosia. Inny autor to szansa na nowe spojrzenie, świeże pomysły. Ale prawda jest też taka, że Nick Meyer po prostu mnie ubiegł. Pierwszy przeczytał powieść Rotha i zaczął pisać scenariusz. Kiedy skończył, osłupiałem z wrażenia, bo zrobił dokładnie to, o czym myślałem. Przesunął nieco chronologię wydarzeń, co tylko przydało dramatyzmu opowiadanej historii.
- Mówi pan, że "Piętno" to rodzaj nowoczesnej amerykańskiej tragedii greckiej.
- Bo tak jest. To nie przypadek, że Coleman Silk, aby udowodnić własną niewinność, musi zdradzić swoje największe tajemnice - jest profesorem literatury klasycznej w college'u noszącym nazwę Atena. Roth napisał wersję greckiej tragedii, która zdarzyła się w Ameryce XX wieku. Ta powieść to historia walki jednostki i społeczności, w której ona żyje. Roth mówi, jaką cenę trzeba zapłacić za decyzję, którą bohater musi podjąć, bo praktycznie nie ma wyboru. Z góry jest skazany na porażkę. Pojawia się tu więc pojęcie winy tragicznej.
- Czy Anthony Hopkins nie jest zbyt brytyjski, by grać amerykańskiego profesora, a Nicole Kidman zbyt ładna i inteligentna, jak na sprzątaczkę?
- Potrzebowałem gwiazd, które uniosą te role. W wypadku Colemana szukałem aktora, którego wygląd przekonywał, że to człowiek wielkiej wiedzy, że jest profesorem i ma w sobie ogromne pokłady energii. Jeśli chodzi o Nicole, to przekonała mnie świadomość jej niesamowitych możliwości aktorskich. Ona potrafi zagrać dosłownie wszystko, a przy tym jest piękną kobietą. Imponuje odwagą i gotowością do eksperymentowania. Gdy grała Faunię, była Faunią. Zauważyłem, że na planie zmieniało się nawet brzmienie jej głosu, a także sposób, w jaki się poruszała.
- Hopkins podobno nie chciał tańczyć z Sinisem walca?
- Kiedy mieliśmy kręcić tę scenę, Tony podszedł do mnie i powiedział, że jest bardzo zdenerwowany. Wyznał, że nigdy wcześniej nie tańczył na ekranie, a w ogóle to nie lubi i nie umie tańczyć. Poprosił, bym wyrzucił z planu wszystkie zbędne osoby. Poczekaliśmy do północy, aż na planie zostałem tylko ja, operator oraz Gary Sinise. Ku mojemu zdumieniu, kiedy obaj aktorzy zaczęli tańczyć walca, wyglądało to tak, jakby nic innego nie robili przez całe życie. Tak im się to spodobało, że tańczyli do świtu.
Rozmawiała: Mariola Wiktor
"Dziennik Łódzki"
Więcej możesz przeczytać w 6/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.