Dymisja rządu Kasjanowa oznacza jedynie pytanie o to, kogo Putin chce teraz do siebie przybliżyć
Oleg Małyszkin, kandydat na prezydenta Rosji, "zwariował". Według słów Władimira Żyrinowskiego, swojego partyjnego szefa, "zachłysnął się telewizyjnym eterem". Iwan Rybkin, inny potencjalny następca Putina, przepadł bez wieści na kilka dni, a zdarzyło się to przecież w epoce telefonów komórkowych i GPS. Wyjechał i zapomniał powiedzieć żonie, dokąd jedzie i po co. Pół-Japonka Irina Hakamada oskarża urzędującego prezydenta o wszystkie możliwe niegodziwości i bezskutecznie próbuje nakłonić pozostałych kontrkandydatów Putina do rezygnacji z ubiegania się o najwyższy urząd w państwie. To jedyny sens jej kampanii wyborczej, bo na zwycięstwo ma takie same szanse, jak pozostała szóstka pretendentów, czyli żadne.
Autokracja Środkowoazjatycka
Bezradni, śmieszni, często wręcz żałośni "przeciwnicy" Władimira Putina kompromitują polityczne elity, a cała kampania - rosyjską demokrację. Putin pozostaje na placu boju sam. Decyzje może spokojnie podejmować z myślą tylko o własnej politycznej przyszłości. Teraz wszyscy zachodzą w głowę, czemu miała służyć niespodziewana zmiana rządu. Czy chodziło o wzbudzenie zainteresowania wyborców znużonych kabaretową kampanią? O odsunięcie niewygodnego, bo zbyt samodzielnego i powiązanego z wielkim biznesem premiera Kasjanowa? O przetasowania w okołokremlowskich klanach politycznych? A może... Najbardziej zabawne komentarze mówią, że to dowód destabilizacji sytuacji politycznej w kraju.
Otóż od czasów Stalina albo "szczytowego" Breżniewa sytuacja w Rosji nie była bardziej stabilna. Silna, scentralizowana władza prezydenta obejmuje terytorium całego kraju (z wyjątkiem górskich rejonów Czeczenii, ale to odrębna sprawa). Rosyjski PKB wzrósł w ostatnich trzech latach o 30 proc. (nawet jeśli stało się to głównie dzięki eksportowi surowców). Szef państwa z 80-procentowym poparciem społeczeństwa i konstytucyjną większością w parlamencie może przeprowadzić dowolne reformy. Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie nieznany kierunek, w którym zmierza rosyjska demokracja. Ustrój formalnie zbudowany na zachodnich wzorcach, w rzeczywistości przypomina coraz bardziej środkowoazjatyckie autokracje.
W Rosji nie ma liczącej się opozycji. Liberałowie, zdruzgotani porażką w wyborach do Dumy, długo nie odbudują swojej i tak niezbyt silnej pozycji. Komuniści marginalizują się z każdym rokiem coraz bardziej. Z kilkudziesięcioletnim opóźnieniem, ale powtarzają w końcu losy ideologicznych braci z Europy Zachodniej. Co gorsza, w Rosji nie ma nawet stabilnej partii władzy, rozumianej jako ruch polityczny, z jasnymi, pozakoniunkturalnymi wyznacznikami ideowymi i programowymi. Zjednoczona Rosja to przecież przypadkowa zbieranina polityków i urzędników najróżniejszej proweniencji związanych tylko jednym: bezkrytycznym poparciem władzy, czyli prezydenta, i czerpiących z tego wymierne korzyści.
Siła demokracji, czyli Kreml
Kremlowi niemal całkowicie podporządkowane są media, z tymi najważniejszymi, czyli telewizją i wielkimi tytułami prasowymi na czele. Zagrożenie jest wielkie, bo w takich warunkach nie może zostać spełniony podstawowy warunek ustroju demokratycznego - społeczeństwo nie ma żadnej możliwości wpływania na proces formowania struktur władzy, a później ich kontrolowania. Społeczeństwo może wybrać przywódcę, ale kandydat jest tylko jeden. Trzynaście lat po upadku ZSRR historia zatacza krąg...
Coś w tym jest, choć wciąż jeszcze mówimy raczej o przyszłym zagrożeniu. A jeśli ktokolwiek zdaje sobie sprawę z tych niebezpieczeństw, to na pewno nie są to rosyjskie masy. Przez kilkanaście lat zawirowań, wszelkich kataklizmów - z wojennymi na czele - silne przywództwo wydawało się (jak zawsze w historii tego państwa) jedynym skutecznym rozwiązaniem i było równie oczekiwane, co nieosiągalne. Gorbaczow Rosjan zawiódł i oszukał, Jelcyn nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Dopiero Putin pokazał siłę i skuteczność. W ten sposób wypełnił konkretną treścią niezrozumiałe dla większości Rosjan, obce ich pojmowaniu świata, przyniesione z Zachodu pojęcie demokracji.
Wiara Rosji
Jak za starych, dobrych czasów zachodniej sowietologii brzmią niektóre komentarze po rozwiązaniu rządu Kasjanowa. Poszukiwanie klucza, drugiego i trzeciego dna, wskazówek personalnych - kogo Putin od tronu odtrącił, a kogo przybliży. Wszyscy autorzy tych głębokich analiz mają pewnie po trosze rację. Istota sprawy pozostaje jednak niezmienna - trzy tygodnie przed wyborami Władimir Putin dokonuje aktu władczego i symbolicznego zarazem. Naród otrzymuje jasny komunikat: nawet w gorącym przedwyborczym okresie prezydent myśli wyłącznie o rozwoju państwa.
"Naród ma prawo wiedzieć, jak będzie wyglądał skład rządu, jeśli zostanę wybrany na najwyższy urząd" - dekret rozwiązujący gabinet nie pozostawia cienia wątpliwości, "kto jest w domu gospodarzem", jak mówi jedno z najpopularniejszych rosyjskich przysłów. Rząd działał w sposób "zadowalający", ale to nie znaczy bardzo dobry. Putinowi można wiele zarzucić, ale trzeba zrozumieć, dlaczego kochają go i popierają Rosjanie. Dopiero trzeci prezydent w historii tego państwa przywrócił im wiarę w stabilną i bezpieczną przyszłość. Jeśli w Rosji nie dojdzie do poważniejszych kryzysów, a przy obecnym wzroście gospodarczym trudno takie wydarzenia prognozować, to już za kilka lat poparcie dla przywódcy będzie uzależnione od rozbudzonych oczekiwań ekonomicznych ponad połowy społeczeństwa, która dziś żyje biednie. Putin musi sobie zdawać z tego sprawę, myśląc o prezydenckiej przyszłości swojej lub namaszczonego przez siebie następcy.
Waga nosorożca
Współczesna Rosja to kraj równie nieodgadniony dla Europejczyka, a jeszcze bardziej Amerykanina, jak carskie i radzieckie imperium. Wybitnie zdolni, światli i skuteczni biznesmeni o politycznych ambicjach siedzą w areszcie, a o fotel prezydencki ubiegają się trzeciorzędni politycy bez przyszłości. Miliarder Michaił Chodorkowski, właściciel jednego z największych koncernów naftowych na świecie, padł ofiarą kremlowskiego dążenia do redystrybucji kapitałów zdobytych w wyniku tzw. dzikiej prywatyzacji początku lat 90. Przy okazji z nadziei na zapanowanie nad rosyjskimi złożami muszą zrezygnować wielkie, ponadnarodowe korporacje.
Hakamada chce się wycofać z wyborczego wyścigu 8 marca. Tego dnia przynajmniej na pewno dostanie kwiaty. Były bokser Małyszkin nie ma z kim prowadzić telewizyjnych debat. Rybkin się znalazł, ale równie dobrze mógłby znów przepaść bez wieści. Tylko Władimir Putin załatwia w tym czasie strategiczne sprawy własne i państwa. Reszcie przygląda się raczej niezbyt uważnie. Na tę okoliczność Rosjanie też mają przypowieść - o nosorożcu, który słabo widzi, ale przy jego wadze to już nie jego problem.
Autokracja Środkowoazjatycka
Bezradni, śmieszni, często wręcz żałośni "przeciwnicy" Władimira Putina kompromitują polityczne elity, a cała kampania - rosyjską demokrację. Putin pozostaje na placu boju sam. Decyzje może spokojnie podejmować z myślą tylko o własnej politycznej przyszłości. Teraz wszyscy zachodzą w głowę, czemu miała służyć niespodziewana zmiana rządu. Czy chodziło o wzbudzenie zainteresowania wyborców znużonych kabaretową kampanią? O odsunięcie niewygodnego, bo zbyt samodzielnego i powiązanego z wielkim biznesem premiera Kasjanowa? O przetasowania w okołokremlowskich klanach politycznych? A może... Najbardziej zabawne komentarze mówią, że to dowód destabilizacji sytuacji politycznej w kraju.
Otóż od czasów Stalina albo "szczytowego" Breżniewa sytuacja w Rosji nie była bardziej stabilna. Silna, scentralizowana władza prezydenta obejmuje terytorium całego kraju (z wyjątkiem górskich rejonów Czeczenii, ale to odrębna sprawa). Rosyjski PKB wzrósł w ostatnich trzech latach o 30 proc. (nawet jeśli stało się to głównie dzięki eksportowi surowców). Szef państwa z 80-procentowym poparciem społeczeństwa i konstytucyjną większością w parlamencie może przeprowadzić dowolne reformy. Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie nieznany kierunek, w którym zmierza rosyjska demokracja. Ustrój formalnie zbudowany na zachodnich wzorcach, w rzeczywistości przypomina coraz bardziej środkowoazjatyckie autokracje.
W Rosji nie ma liczącej się opozycji. Liberałowie, zdruzgotani porażką w wyborach do Dumy, długo nie odbudują swojej i tak niezbyt silnej pozycji. Komuniści marginalizują się z każdym rokiem coraz bardziej. Z kilkudziesięcioletnim opóźnieniem, ale powtarzają w końcu losy ideologicznych braci z Europy Zachodniej. Co gorsza, w Rosji nie ma nawet stabilnej partii władzy, rozumianej jako ruch polityczny, z jasnymi, pozakoniunkturalnymi wyznacznikami ideowymi i programowymi. Zjednoczona Rosja to przecież przypadkowa zbieranina polityków i urzędników najróżniejszej proweniencji związanych tylko jednym: bezkrytycznym poparciem władzy, czyli prezydenta, i czerpiących z tego wymierne korzyści.
Siła demokracji, czyli Kreml
Kremlowi niemal całkowicie podporządkowane są media, z tymi najważniejszymi, czyli telewizją i wielkimi tytułami prasowymi na czele. Zagrożenie jest wielkie, bo w takich warunkach nie może zostać spełniony podstawowy warunek ustroju demokratycznego - społeczeństwo nie ma żadnej możliwości wpływania na proces formowania struktur władzy, a później ich kontrolowania. Społeczeństwo może wybrać przywódcę, ale kandydat jest tylko jeden. Trzynaście lat po upadku ZSRR historia zatacza krąg...
Coś w tym jest, choć wciąż jeszcze mówimy raczej o przyszłym zagrożeniu. A jeśli ktokolwiek zdaje sobie sprawę z tych niebezpieczeństw, to na pewno nie są to rosyjskie masy. Przez kilkanaście lat zawirowań, wszelkich kataklizmów - z wojennymi na czele - silne przywództwo wydawało się (jak zawsze w historii tego państwa) jedynym skutecznym rozwiązaniem i było równie oczekiwane, co nieosiągalne. Gorbaczow Rosjan zawiódł i oszukał, Jelcyn nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Dopiero Putin pokazał siłę i skuteczność. W ten sposób wypełnił konkretną treścią niezrozumiałe dla większości Rosjan, obce ich pojmowaniu świata, przyniesione z Zachodu pojęcie demokracji.
Wiara Rosji
Jak za starych, dobrych czasów zachodniej sowietologii brzmią niektóre komentarze po rozwiązaniu rządu Kasjanowa. Poszukiwanie klucza, drugiego i trzeciego dna, wskazówek personalnych - kogo Putin od tronu odtrącił, a kogo przybliży. Wszyscy autorzy tych głębokich analiz mają pewnie po trosze rację. Istota sprawy pozostaje jednak niezmienna - trzy tygodnie przed wyborami Władimir Putin dokonuje aktu władczego i symbolicznego zarazem. Naród otrzymuje jasny komunikat: nawet w gorącym przedwyborczym okresie prezydent myśli wyłącznie o rozwoju państwa.
"Naród ma prawo wiedzieć, jak będzie wyglądał skład rządu, jeśli zostanę wybrany na najwyższy urząd" - dekret rozwiązujący gabinet nie pozostawia cienia wątpliwości, "kto jest w domu gospodarzem", jak mówi jedno z najpopularniejszych rosyjskich przysłów. Rząd działał w sposób "zadowalający", ale to nie znaczy bardzo dobry. Putinowi można wiele zarzucić, ale trzeba zrozumieć, dlaczego kochają go i popierają Rosjanie. Dopiero trzeci prezydent w historii tego państwa przywrócił im wiarę w stabilną i bezpieczną przyszłość. Jeśli w Rosji nie dojdzie do poważniejszych kryzysów, a przy obecnym wzroście gospodarczym trudno takie wydarzenia prognozować, to już za kilka lat poparcie dla przywódcy będzie uzależnione od rozbudzonych oczekiwań ekonomicznych ponad połowy społeczeństwa, która dziś żyje biednie. Putin musi sobie zdawać z tego sprawę, myśląc o prezydenckiej przyszłości swojej lub namaszczonego przez siebie następcy.
Waga nosorożca
Współczesna Rosja to kraj równie nieodgadniony dla Europejczyka, a jeszcze bardziej Amerykanina, jak carskie i radzieckie imperium. Wybitnie zdolni, światli i skuteczni biznesmeni o politycznych ambicjach siedzą w areszcie, a o fotel prezydencki ubiegają się trzeciorzędni politycy bez przyszłości. Miliarder Michaił Chodorkowski, właściciel jednego z największych koncernów naftowych na świecie, padł ofiarą kremlowskiego dążenia do redystrybucji kapitałów zdobytych w wyniku tzw. dzikiej prywatyzacji początku lat 90. Przy okazji z nadziei na zapanowanie nad rosyjskimi złożami muszą zrezygnować wielkie, ponadnarodowe korporacje.
Hakamada chce się wycofać z wyborczego wyścigu 8 marca. Tego dnia przynajmniej na pewno dostanie kwiaty. Były bokser Małyszkin nie ma z kim prowadzić telewizyjnych debat. Rybkin się znalazł, ale równie dobrze mógłby znów przepaść bez wieści. Tylko Władimir Putin załatwia w tym czasie strategiczne sprawy własne i państwa. Reszcie przygląda się raczej niezbyt uważnie. Na tę okoliczność Rosjanie też mają przypowieść - o nosorożcu, który słabo widzi, ale przy jego wadze to już nie jego problem.
Karuzela z premierami Zmiany na stanowisku szefa rosyjskiego rządu w ostatnich 12 latach |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 10/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.