Duże pieniądze z rosyjskim akcentem są zawsze podejrzane Wielu przechodniów, którzy tamtego ranka spieszyli do pracy, było przekonanych, że na nadmorskiej promenadzie znowu kręcą film o złodziejach i policjantach. Skandal wybuchł kilka godzin później, gdy okazało się, że pracownicy oddziału 535 Banku Hapoalim przy ul. Hajarkon 104 w Tel Awiwie zostali aresztowani, a nalot specjalnej jednostki policji nie miał nic wspólnego z kinematografią.
"Największa afera w dziejach nowożytnego Izraela" - krzyczały nagłówki gazet. "Izrael gigantyczną pralnią brudnych pieniędzy" - alarmowały władze podatkowe. Prokuratura podejrzewa, że Hapoalim, największy w Izraelu i poważany na świecie bank, za pośrednictwem fikcyjnych podmiotów gospodarczych od lat robił podejrzane interesy, stając się potężną pralnią pieniędzy. Wtajemniczeni wymieniają dziesięciocyfrowe sumy, a dzienniki ekonomiczne jak z rękawa sypią powszechnie znanymi nazwiskami!
Oddział 535 Banku Hapoa-lim miał bardzo nietypowy status: usytuowany w samym centrum stolicy Izraela obsługiwał tylko cudzoziemców i Izraelczyków z podwójnym lub potrójnym obywatelstwem. Do jego najważniejszych klientów należeli znani rosyjscy biznesmeni - nie tylko Żydzi - oraz północnoafrykańscy milionerzy legitymujący się izraelskim obywatelstwem. Macki jeszcze nie rozszyfrowanej maszynerii sięgają zarówno znanych ośrodków finansowych, jak i egzotycznych miejsc, takich jak Fidżi czy Mikronezja.
Powrót Gusinskiego
Podejrzewa się, że główną rolę w aferze odgrywał magnat prasowy Władimir Gusinski. Jego izraelskie biura zamknęła policja, a on sam został wezwany do powrotu do Izraela. Gusinski zajmuje pierwsze miejsce na liście najbogatszych Izraelczyków. Jest współwłaścicielem "Maariw", jednej z największych gazet telawiwskich. Ten bliski przyjaciel byłego prezydenta Rosji Borysa Jelcyna i przewodniczący Rosyjskiego Kongresu Żydowskiego wyemigrował do Izraela po tym, jak następca Jelcyna, Putin, rozpoczął walkę z oligarchami. Gusinski mieszka w Tel Awiwie i Nowym Jorku, prowadzi interesy w różnych miejscach na świecie.
Innym podejrzanym jest Zvi Heifetz, ambasador Izraela w Londynie i najbliższy współpracownik Gusinskiego. Heifetz przyjechał do Izraela w latach 60., w wojsku był oficerem wywiadu. Wtajemniczeni twierdzą, że w latach 90. jako pracownik ambasady w Moskwie zajmował się działalnością wywiadowczą. Heifetz jest zaprzyjaźniony z rodziną premiera Ariela Szarona. Telawiwscy znajomi Heifetza są przekonani, że to człowiek bez skazy. "Wystarczy być przyjacielem Gusinskiego, by trafić do policyjnych komputerów" - mówią działacze Rosyjskiego Forum Syjonistycznego w Izraelu.
Kolejną barwną postacią wśród klientów Banku Hapoalim jest Leonid Niewzlin, jeden z szefów koncernu naftowego Jukos. Niewzlin mieszka w Izraelu dopiero od dwóch lat. Już następnego dnia po przyjeździe kupił pod Tel Awiwem luksusową willę za 6 mln dolarów. Twierdzi, że raczej ma temperament polityka niż biznesmena. Przez pewien czas Niewzlin był szefem komisji obrony i spraw zagranicznych wyższej izby parlamentu rosyjskiego, później zastąpił Gusinskiego na stanowisku przewodniczącego Rosyjskiego Komitetu Żydowskiego.
Podejrzewa się, że to właśnie on zdeponował w izraelskim banku setki milionów dolarów należących do byłego szefa Jukosu Michaiła Chodorkowskiego. W wywiadzie udzielonym izraelskiej gazecie "Haaretz" Niewzlin opowiada, że udało mu się namówić Garriego Kasparowa, byłego mistrza szachowego, do startowania w wyborach prezydenckich w Rosji w 2008 r.: "Mieszkam w Izraelu, ale angażuję się w sprawy rosyjskie i jestem zaniepokojony neostaliowskimi ciągotkami Putina. Trzeba go zastopować za wszelką cenę".
Pan Gajdamak
Innym oligarchą dobrze znanym w Banku Hapoalim jest Arkady Gajdamak. Jego majątek ocenia się na 5 mld dolarów. Gajdamak przyjechał do Izraela ponad 30 lat temu i trafił do kibucu. Dojenie krów i praca w kurniku nie były jednak szczytem jego marzeń. Wkrótce wyjechał do Francji, mając w kieszeni tylko 100 dolarów. Pierwszy milion zrobił na dostawie moździerzy do Angoli. W ciągu kilku lat stał się jednym z największych handlarzy bronią we Francji. Ten okres jego życia jest mało znany, wiadomo tylko, że jego wspólnikiem był syn prezydenta Francji Fran÷ois Mitterranda. Pod koniec lat 80. Gajdamak nawet został odznaczony Legią Honorową, ale wkrótce po tym zainteresował się nim francuski urząd podatkowy.
Gajdamak postanowił nie ryzykować i wrócił do Izraela. Tutaj z Danim Jatumem, byłym szefem Mossadu, założył międzynarodową firmę zajmującą się "poradnictwem w dziedzinie bezpieczeństwa". Jego wspólnikiem był m.in. Amnon Lipkin-Szachak, były szef sztabu armii Izraela. Gajdamak jest właścicielem kilkunastu zakładów przemysłowych w Kazachstanie i dużego banku w Moskwie. Ma obywatelstwo rosyjskie, izraelskie, francuskie i kanadyjskie. Legitymuje się też paszportem dyplomatycznym Angoli.
Wszystko wskazuje na to, że Gajdamak został uprzedzony o śledztwie. Kilkadziesiąt godzin przed nalotem na ul. Hajarkon zdążył przelać do Luksemburga 600 mln dolarów. Gajdamak milczy i nie chce odpowiadać na pytania dziennikarzy, ale jego izraelski rzecznik, Arik Foder, zapewnia: "Pan Gajdamak jest poważnym biznesmenem i prowadzi tylko legalne interesy. Mam pełne zaufanie do izraelskich organów śledczych. Jesteśmy pewni, że góra urodzi mysz".
Do Luksemburga pojechało kilkunastu izraelskich oficerów policji - adeptów "wyższej szkoły jazdy" w dziedzinie rachunkowości. Miejscowe banki początkowo nie chciały się angażować, ale podobno zadziałała interwencja przedstawicieli rządu i Banku Światowego.
Prezent dla Putina?
Rosyjskojęzyczna prasa uważa, że chodzi o kolejny przejaw dyskryminacji. "Duże pieniądze z rosyjskim akcentem są zawsze podejrzane"- pisze telawiwski tygodnik "Nasza Strana", a Avigdor Lieberman, przywódca partii emigrantów, mówi o antyrosyjskiej fobii i polowaniu na czarownice. Gdyby chodziło o amerykańskich milionerów, nie byłoby sprawy - wtórują mu deputowani do Knesetu z list rosyjskich.
Na tle afery z Bankiem Hapoalim wzmagają się głosy, by utworzyć nowe struktury polityczne dla rosyjskich Żydów. Dr Misza Feldman, jerozolimski socjolog pochodzący z Moskwy, uważa, że partie emigranckie utworzone w latach 90. straciły już etniczne ostrze, przeradzając się w partie ogólnoizraelskie. "Wciąż za dużo czytamy Puszkina, a za mało zajmujemy się naprawą płotu nowego podwórka" - przekonywał niedawno Feldman podczas spotkania w Rosyjskim Klubie Inteligencji w Aszkelonie. Niektórzy uczestnicy spotkania sugerowali, że śledztwo w sprawie Banku Hapoalim ma być prezentem dla prezydenta Putina podczas jego wizyty w Izraelu.
Jehuda Szefer, prezes komitetu do walki z nielegalnym kapitałem, uważa, że afera "Hapoalim" nie wstrząśnie izraelskim systemem bankowym. "Podjęte śledztwo wskazuje na to, że takie numery już więcej nie przejdą. Świat musi mieć do nas zaufanie" - mówi Stanley Fisher, światowej sławy finansista z Wall Street, specjalnie sprowadzony z Nowego Jorku, by objąć stanowisko prezesa Banku Centralnego Izraela. Fisher niewątpliwie zrobi wszystko, by elegancko wykopać izraelskich finansistów starej generacji, którzy wciąż kierują się starą zasadą pecunia non olet.
W kwestii prania brudnych pieniędzy Izrael nie ma dobrej opinii. Przez dziesiątki lat filie izraelskich banków w Ameryce i w Europie niejednokrotnie działały jak koła ratunkowe dla Żydów w momencie zagrożenia. Na przykład po załamaniu się rządów białej mniejszości w Afryce Południowej i Rodezji tamtejsi Żydzi przerzucili do Izraela znaczną część swych majątków. Za tym kryła się ideo-logia - Izrael powinien być schronieniem dla wszystkich prześladowanych Żydów - jeśli nie fizycznym, to przynajmniej ekonomicznym. W takiej sytuacji banki nie zadawały swym klientom zbędnych pytań, tym bardziej że uproszczona procedura służyła słusznym celom.
Nie ulega wątpliwości, że na fali tak pojętej ideologii finansowej wartkim nurtem płynęły też pieniądze pochodzące z działalności przestępczej.
Na ten temat więcej mógłby powiedzieć Grigorij Lerner, uważany za głównego księgowego mafii rosyjskiej w Izraelu. W latach 90. skazano go na 8 lat więzienia. Jego największą zbrodnią, jak z sarkazmem mówią o tym na rosyjskojęzycznej ulicy, było to, że chciał otworzyć własny bank.
W 2002 r. parlament izraelski przyjął ustawę o walce z nielegalnym kapitałem. Rok później Izrael został skreślony z czarnej listy "przesadnie liberalnych" państw, w których cztery plus cztery czasami równa się dziewięć. Afera Banku Hapoalim nie wstrząsnęła posadami izraelskiego systemu bankowego. Giełda w Tel Awiwie, która jest najbardziej czułym barometrem między Morzem Czerwonym a wzgórzami Golan, zareagowała dosyć powściągliwie - wartość akcji Banku Hapoalim spadła tylko o kilka punktów procentowych.
W środowisku telawiwskiej finansjery prognozy jednak nie są optymistyczne: nasi bankierzy nie zawsze uczciwie zarobili na hollywoodzkie rezydencje i grube brzuchy. Wszystko jeszcze przed nami.
Oddział 535 Banku Hapoa-lim miał bardzo nietypowy status: usytuowany w samym centrum stolicy Izraela obsługiwał tylko cudzoziemców i Izraelczyków z podwójnym lub potrójnym obywatelstwem. Do jego najważniejszych klientów należeli znani rosyjscy biznesmeni - nie tylko Żydzi - oraz północnoafrykańscy milionerzy legitymujący się izraelskim obywatelstwem. Macki jeszcze nie rozszyfrowanej maszynerii sięgają zarówno znanych ośrodków finansowych, jak i egzotycznych miejsc, takich jak Fidżi czy Mikronezja.
Powrót Gusinskiego
Podejrzewa się, że główną rolę w aferze odgrywał magnat prasowy Władimir Gusinski. Jego izraelskie biura zamknęła policja, a on sam został wezwany do powrotu do Izraela. Gusinski zajmuje pierwsze miejsce na liście najbogatszych Izraelczyków. Jest współwłaścicielem "Maariw", jednej z największych gazet telawiwskich. Ten bliski przyjaciel byłego prezydenta Rosji Borysa Jelcyna i przewodniczący Rosyjskiego Kongresu Żydowskiego wyemigrował do Izraela po tym, jak następca Jelcyna, Putin, rozpoczął walkę z oligarchami. Gusinski mieszka w Tel Awiwie i Nowym Jorku, prowadzi interesy w różnych miejscach na świecie.
Innym podejrzanym jest Zvi Heifetz, ambasador Izraela w Londynie i najbliższy współpracownik Gusinskiego. Heifetz przyjechał do Izraela w latach 60., w wojsku był oficerem wywiadu. Wtajemniczeni twierdzą, że w latach 90. jako pracownik ambasady w Moskwie zajmował się działalnością wywiadowczą. Heifetz jest zaprzyjaźniony z rodziną premiera Ariela Szarona. Telawiwscy znajomi Heifetza są przekonani, że to człowiek bez skazy. "Wystarczy być przyjacielem Gusinskiego, by trafić do policyjnych komputerów" - mówią działacze Rosyjskiego Forum Syjonistycznego w Izraelu.
Kolejną barwną postacią wśród klientów Banku Hapoalim jest Leonid Niewzlin, jeden z szefów koncernu naftowego Jukos. Niewzlin mieszka w Izraelu dopiero od dwóch lat. Już następnego dnia po przyjeździe kupił pod Tel Awiwem luksusową willę za 6 mln dolarów. Twierdzi, że raczej ma temperament polityka niż biznesmena. Przez pewien czas Niewzlin był szefem komisji obrony i spraw zagranicznych wyższej izby parlamentu rosyjskiego, później zastąpił Gusinskiego na stanowisku przewodniczącego Rosyjskiego Komitetu Żydowskiego.
Podejrzewa się, że to właśnie on zdeponował w izraelskim banku setki milionów dolarów należących do byłego szefa Jukosu Michaiła Chodorkowskiego. W wywiadzie udzielonym izraelskiej gazecie "Haaretz" Niewzlin opowiada, że udało mu się namówić Garriego Kasparowa, byłego mistrza szachowego, do startowania w wyborach prezydenckich w Rosji w 2008 r.: "Mieszkam w Izraelu, ale angażuję się w sprawy rosyjskie i jestem zaniepokojony neostaliowskimi ciągotkami Putina. Trzeba go zastopować za wszelką cenę".
Pan Gajdamak
Innym oligarchą dobrze znanym w Banku Hapoalim jest Arkady Gajdamak. Jego majątek ocenia się na 5 mld dolarów. Gajdamak przyjechał do Izraela ponad 30 lat temu i trafił do kibucu. Dojenie krów i praca w kurniku nie były jednak szczytem jego marzeń. Wkrótce wyjechał do Francji, mając w kieszeni tylko 100 dolarów. Pierwszy milion zrobił na dostawie moździerzy do Angoli. W ciągu kilku lat stał się jednym z największych handlarzy bronią we Francji. Ten okres jego życia jest mało znany, wiadomo tylko, że jego wspólnikiem był syn prezydenta Francji Fran÷ois Mitterranda. Pod koniec lat 80. Gajdamak nawet został odznaczony Legią Honorową, ale wkrótce po tym zainteresował się nim francuski urząd podatkowy.
Gajdamak postanowił nie ryzykować i wrócił do Izraela. Tutaj z Danim Jatumem, byłym szefem Mossadu, założył międzynarodową firmę zajmującą się "poradnictwem w dziedzinie bezpieczeństwa". Jego wspólnikiem był m.in. Amnon Lipkin-Szachak, były szef sztabu armii Izraela. Gajdamak jest właścicielem kilkunastu zakładów przemysłowych w Kazachstanie i dużego banku w Moskwie. Ma obywatelstwo rosyjskie, izraelskie, francuskie i kanadyjskie. Legitymuje się też paszportem dyplomatycznym Angoli.
Wszystko wskazuje na to, że Gajdamak został uprzedzony o śledztwie. Kilkadziesiąt godzin przed nalotem na ul. Hajarkon zdążył przelać do Luksemburga 600 mln dolarów. Gajdamak milczy i nie chce odpowiadać na pytania dziennikarzy, ale jego izraelski rzecznik, Arik Foder, zapewnia: "Pan Gajdamak jest poważnym biznesmenem i prowadzi tylko legalne interesy. Mam pełne zaufanie do izraelskich organów śledczych. Jesteśmy pewni, że góra urodzi mysz".
Do Luksemburga pojechało kilkunastu izraelskich oficerów policji - adeptów "wyższej szkoły jazdy" w dziedzinie rachunkowości. Miejscowe banki początkowo nie chciały się angażować, ale podobno zadziałała interwencja przedstawicieli rządu i Banku Światowego.
Prezent dla Putina?
Rosyjskojęzyczna prasa uważa, że chodzi o kolejny przejaw dyskryminacji. "Duże pieniądze z rosyjskim akcentem są zawsze podejrzane"- pisze telawiwski tygodnik "Nasza Strana", a Avigdor Lieberman, przywódca partii emigrantów, mówi o antyrosyjskiej fobii i polowaniu na czarownice. Gdyby chodziło o amerykańskich milionerów, nie byłoby sprawy - wtórują mu deputowani do Knesetu z list rosyjskich.
Na tle afery z Bankiem Hapoalim wzmagają się głosy, by utworzyć nowe struktury polityczne dla rosyjskich Żydów. Dr Misza Feldman, jerozolimski socjolog pochodzący z Moskwy, uważa, że partie emigranckie utworzone w latach 90. straciły już etniczne ostrze, przeradzając się w partie ogólnoizraelskie. "Wciąż za dużo czytamy Puszkina, a za mało zajmujemy się naprawą płotu nowego podwórka" - przekonywał niedawno Feldman podczas spotkania w Rosyjskim Klubie Inteligencji w Aszkelonie. Niektórzy uczestnicy spotkania sugerowali, że śledztwo w sprawie Banku Hapoalim ma być prezentem dla prezydenta Putina podczas jego wizyty w Izraelu.
Jehuda Szefer, prezes komitetu do walki z nielegalnym kapitałem, uważa, że afera "Hapoalim" nie wstrząśnie izraelskim systemem bankowym. "Podjęte śledztwo wskazuje na to, że takie numery już więcej nie przejdą. Świat musi mieć do nas zaufanie" - mówi Stanley Fisher, światowej sławy finansista z Wall Street, specjalnie sprowadzony z Nowego Jorku, by objąć stanowisko prezesa Banku Centralnego Izraela. Fisher niewątpliwie zrobi wszystko, by elegancko wykopać izraelskich finansistów starej generacji, którzy wciąż kierują się starą zasadą pecunia non olet.
W kwestii prania brudnych pieniędzy Izrael nie ma dobrej opinii. Przez dziesiątki lat filie izraelskich banków w Ameryce i w Europie niejednokrotnie działały jak koła ratunkowe dla Żydów w momencie zagrożenia. Na przykład po załamaniu się rządów białej mniejszości w Afryce Południowej i Rodezji tamtejsi Żydzi przerzucili do Izraela znaczną część swych majątków. Za tym kryła się ideo-logia - Izrael powinien być schronieniem dla wszystkich prześladowanych Żydów - jeśli nie fizycznym, to przynajmniej ekonomicznym. W takiej sytuacji banki nie zadawały swym klientom zbędnych pytań, tym bardziej że uproszczona procedura służyła słusznym celom.
Nie ulega wątpliwości, że na fali tak pojętej ideologii finansowej wartkim nurtem płynęły też pieniądze pochodzące z działalności przestępczej.
Na ten temat więcej mógłby powiedzieć Grigorij Lerner, uważany za głównego księgowego mafii rosyjskiej w Izraelu. W latach 90. skazano go na 8 lat więzienia. Jego największą zbrodnią, jak z sarkazmem mówią o tym na rosyjskojęzycznej ulicy, było to, że chciał otworzyć własny bank.
W 2002 r. parlament izraelski przyjął ustawę o walce z nielegalnym kapitałem. Rok później Izrael został skreślony z czarnej listy "przesadnie liberalnych" państw, w których cztery plus cztery czasami równa się dziewięć. Afera Banku Hapoalim nie wstrząsnęła posadami izraelskiego systemu bankowego. Giełda w Tel Awiwie, która jest najbardziej czułym barometrem między Morzem Czerwonym a wzgórzami Golan, zareagowała dosyć powściągliwie - wartość akcji Banku Hapoalim spadła tylko o kilka punktów procentowych.
W środowisku telawiwskiej finansjery prognozy jednak nie są optymistyczne: nasi bankierzy nie zawsze uczciwie zarobili na hollywoodzkie rezydencje i grube brzuchy. Wszystko jeszcze przed nami.
Więcej możesz przeczytać w 18/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.