Decyzja Wojciecha P. o powrocie do Polski prawdopodobnie ocaliła życie Masie.
Jak powstawała polska ośmiornica
W gangsterski świat Jarosław Sokołowski (Masa), mechanik samochodowy, został wprowadzony przez Wojciecha Kiełbińskiego (Kiełbasę), przyjaciela z dzieciństwa. Sokołowskiemu imponowały pieniądze i spryt Kiełbińskiego. "Miał charakter przywódczy, zajmował się włamaniami do mieszkań. W tym czasie byłem jego kolegą, a od 1986 r. zostałem jego ochroniarzem. Kiedy jechał na przykład na dyskotekę, zabierał kilku silnych chłopaków jako ochronę"- zeznał Masa w śledztwie. Sokołowski szybko awansował w grupie, która na przełomie lat 1989
i 1990 zajmowała się już napadami na tiry, wymuszaniem haraczy od restauratorów, odzyskiwaniem długów.
Kariera Masy nabrała tempa, gdy poznał Andrzeja Kolikowskiego (Pershinga), właściciela nielegalnych kasyn gry i organizatora również nielegalnych zakładów wyścigów konnych. "Pershing miał wtedy grupę, która wymuszała haracze z agencji towarzyskich, pubów, komisów samochodowych i kantorów. W skład grupy Pershinga wchodzili m.in. Rosjanin Tolo, Rosjanin Walery, były bokser Szczepański, Andrzej G., Krzysztof Ostojski - pseudonim Kręcony. (...) Mniej więcej w tym samym czasie Raźniak, Malizna, Szwarc, Parasol, Pawlik, Klimas, Leszek Danielak (Wańka), Bnudziszewski, Lucyfer, Słowik i Wleciał [tzw. starzy] tworzyli grupę napadającą na tiry, w których przewożony był przemycany alkohol i papierosy. Do czasu aresztowania Pershinga utrzymywałem z nim poprawne stosunki. Łagodziłem spory między nim a Kiełbińskim" - powiedział Masa prokuratorom.
Zdaniem Sokołowskiego, prężnie rozwijająca się grupa, składająca się w szczytowym okresie z 8 tys. "żołnierzy", została zorganizowana na wzór wojskowy. Rozkazy przychodziły z góry do kapitanów, którzy przekazywali je swoim ludziom i określali sposób ich realizacji. "Dla starych było to wygodne, ponieważ mieli kontakt tylko z bardzo wąską grupą kapitanów i nie kontaktowali się bezpośrednio z wykonawcami. Ja nigdy nie byłem na najwyższym szczeblu kierowania w grupie. Zostałem do niej przyjęty, kiedy już istniała i doszedłem do stopnia kapitana po aresztowaniu Rympałka. Był to najwyższy szczebel, jaki osiągnąłem. Musiałem wykonywać polecenia starych, podlegałem bezpośrednio pod Parasola i Pawlika, chociaż polecenia wydawali mi też Raźniak i Słowik"- mówił Masa.
Niebezpieczne związki z polityką
"Pruszków" przekształcił się z gangu w mafię, gdy zaczął korumpować urzędników, przedstawicieli organów ścigania, lekarzy. Z zeznań Masy wynika, że już na początku lat 90. "Pruszków" miał wejścia w sferach bankowych, urzędniczych, biznesowych, w służbie zdrowia i policji. Jak zeznał Masa, dochodziło do tego, że nie proszeni o przysługę policjanci sami oferowali pomoc grupie. W tym czasie "Pruszków" wchodził w różne przedsięwzięcia publiczne, m.in. konkursy piękności. W 1990 r. organizatorem konkursu Miss Polska był Wojciech P., późniejszy pośrednik między gangiem a politykami, a w skład jury wchodzili Andrzej Gąsiorowski i Bogusław Bagsik - człowiek, który wedle zeznań Masy, w imieniu "Pruszkowa" udzielał pożyczek politykom. W konkursie tym wygrała dziewczyna P.
Kontakty ze światem polityki "Pruszków" nawiązywał głównie za pośrednictwem Wojciecha P. i Dariusza W. "Wojciecha P. poznałem przez Kiełbińskiego.
P. zaproponował Kiełbińskiemu, żeby go chronić. Kiełbiński zgodził się na to i od 1989 r. ja i inni ochranialiśmy P., któremu imponowały te kontakty"- powiedział prokuratorom Masa. Przestępczo-biznesowy mariaż zaowocował wzmocnieniem finansowym mafijnych firm, a tym samym pozycji P. "W 1993 roku pozycja P. była na tyle silna, że podczas tworzenia rządu RP zaczęli przyjeżdżać do niego politycy. P. chwalił nam się, że wizyty polityków związane są z ich propozycjami, aby został ministrem budownictwa. P. bardzo to schlebiało, ci politycy mówili mu, że objęcie tego stanowiska wiązałoby się z tym, że z jednej strony miał być ich człowiekiem, czyli krótko mówiąc wykonywać ich polecenia, z drugiej strony - P. uzyskałby układy i kontakty ważne w prowadzeniu interesów. Wszystko było na najlepszej drodze, ale w pewnym momencie P. powiedział mi i Kiełbasie, że nic z tego nie wyjdzie, że w sprawę wmieszał się Urząd Ochrony Państwa. Pod koniec 1995 r. P. uciekł do Stanów Zjednoczonych, ponieważ był poszukiwany za machinacje finansowe. Do Polski wrócił po załatwieniu listu żelaznego. Brat Wojciecha P., Marek, mówił mi, że załatwienie przez mecenasa P. tego listu kosztowało 50 tysięcy dolarów" - zeznał Masa.
Teraz prokuratura
Decyzja Wojciecha P. o powrocie do Polski prawdopodobnie ocaliła życie Masie. W tym czasie osiągał on już pokaźne zyski z legalnych interesów i tymi pieniędzmi nie zamierzał się z nikim dzielić. To zadecydowało, że znalazł się na celowniku dawnych kompanów. Najpierw przed domem teściów Masy wybuchła bomba, a następnie ostrzeżony w ostatniej chwili - najprawdopodobniej właśnie przez P. - uniknął zamachu w hotelu Marriott. W grudniu 1999 r. Jarosław S. został aresztowany pod zarzutem wymuszenia rozbójniczego.
Tak naprawdę prokuratura niewiele mogła mu udowodnić. Mimo to 2 czerwca 2000 r. w areszcie w Wadowicach Masa złożył oświadczenie: "Ja niżej podpisany oświadczam, że nigdy nie usiłowałem popełnić, nie popełniłem, ani nie współdziałałem w dokonaniu zabójstwa. Nie nakłaniałem innej osoby do dokonania zabójstwa w celu skierowania przeciwko niej postępowania karnego. Nie zakładałem zorganizowanej grupy albo związku mającego na celu popełnienie przestępstw, ani taką grupą, związkiem nie kierowałem". Dzięki temu Sokołowski uzyskał status świadka koronnego, a niedługo później miano grabarza "Pruszkowa". To, czy zostanie grabarzem polskiej mafii, zależy od prokuratorów: powinni zbadać polityczne wątki zeznań Masy oraz wysłuchać tego, co ma do powiedzenia na temat powiązań "Pruszkowa" z politykami.
W gangsterski świat Jarosław Sokołowski (Masa), mechanik samochodowy, został wprowadzony przez Wojciecha Kiełbińskiego (Kiełbasę), przyjaciela z dzieciństwa. Sokołowskiemu imponowały pieniądze i spryt Kiełbińskiego. "Miał charakter przywódczy, zajmował się włamaniami do mieszkań. W tym czasie byłem jego kolegą, a od 1986 r. zostałem jego ochroniarzem. Kiedy jechał na przykład na dyskotekę, zabierał kilku silnych chłopaków jako ochronę"- zeznał Masa w śledztwie. Sokołowski szybko awansował w grupie, która na przełomie lat 1989
i 1990 zajmowała się już napadami na tiry, wymuszaniem haraczy od restauratorów, odzyskiwaniem długów.
Kariera Masy nabrała tempa, gdy poznał Andrzeja Kolikowskiego (Pershinga), właściciela nielegalnych kasyn gry i organizatora również nielegalnych zakładów wyścigów konnych. "Pershing miał wtedy grupę, która wymuszała haracze z agencji towarzyskich, pubów, komisów samochodowych i kantorów. W skład grupy Pershinga wchodzili m.in. Rosjanin Tolo, Rosjanin Walery, były bokser Szczepański, Andrzej G., Krzysztof Ostojski - pseudonim Kręcony. (...) Mniej więcej w tym samym czasie Raźniak, Malizna, Szwarc, Parasol, Pawlik, Klimas, Leszek Danielak (Wańka), Bnudziszewski, Lucyfer, Słowik i Wleciał [tzw. starzy] tworzyli grupę napadającą na tiry, w których przewożony był przemycany alkohol i papierosy. Do czasu aresztowania Pershinga utrzymywałem z nim poprawne stosunki. Łagodziłem spory między nim a Kiełbińskim" - powiedział Masa prokuratorom.
Zdaniem Sokołowskiego, prężnie rozwijająca się grupa, składająca się w szczytowym okresie z 8 tys. "żołnierzy", została zorganizowana na wzór wojskowy. Rozkazy przychodziły z góry do kapitanów, którzy przekazywali je swoim ludziom i określali sposób ich realizacji. "Dla starych było to wygodne, ponieważ mieli kontakt tylko z bardzo wąską grupą kapitanów i nie kontaktowali się bezpośrednio z wykonawcami. Ja nigdy nie byłem na najwyższym szczeblu kierowania w grupie. Zostałem do niej przyjęty, kiedy już istniała i doszedłem do stopnia kapitana po aresztowaniu Rympałka. Był to najwyższy szczebel, jaki osiągnąłem. Musiałem wykonywać polecenia starych, podlegałem bezpośrednio pod Parasola i Pawlika, chociaż polecenia wydawali mi też Raźniak i Słowik"- mówił Masa.
Niebezpieczne związki z polityką
"Pruszków" przekształcił się z gangu w mafię, gdy zaczął korumpować urzędników, przedstawicieli organów ścigania, lekarzy. Z zeznań Masy wynika, że już na początku lat 90. "Pruszków" miał wejścia w sferach bankowych, urzędniczych, biznesowych, w służbie zdrowia i policji. Jak zeznał Masa, dochodziło do tego, że nie proszeni o przysługę policjanci sami oferowali pomoc grupie. W tym czasie "Pruszków" wchodził w różne przedsięwzięcia publiczne, m.in. konkursy piękności. W 1990 r. organizatorem konkursu Miss Polska był Wojciech P., późniejszy pośrednik między gangiem a politykami, a w skład jury wchodzili Andrzej Gąsiorowski i Bogusław Bagsik - człowiek, który wedle zeznań Masy, w imieniu "Pruszkowa" udzielał pożyczek politykom. W konkursie tym wygrała dziewczyna P.
Kontakty ze światem polityki "Pruszków" nawiązywał głównie za pośrednictwem Wojciecha P. i Dariusza W. "Wojciecha P. poznałem przez Kiełbińskiego.
P. zaproponował Kiełbińskiemu, żeby go chronić. Kiełbiński zgodził się na to i od 1989 r. ja i inni ochranialiśmy P., któremu imponowały te kontakty"- powiedział prokuratorom Masa. Przestępczo-biznesowy mariaż zaowocował wzmocnieniem finansowym mafijnych firm, a tym samym pozycji P. "W 1993 roku pozycja P. była na tyle silna, że podczas tworzenia rządu RP zaczęli przyjeżdżać do niego politycy. P. chwalił nam się, że wizyty polityków związane są z ich propozycjami, aby został ministrem budownictwa. P. bardzo to schlebiało, ci politycy mówili mu, że objęcie tego stanowiska wiązałoby się z tym, że z jednej strony miał być ich człowiekiem, czyli krótko mówiąc wykonywać ich polecenia, z drugiej strony - P. uzyskałby układy i kontakty ważne w prowadzeniu interesów. Wszystko było na najlepszej drodze, ale w pewnym momencie P. powiedział mi i Kiełbasie, że nic z tego nie wyjdzie, że w sprawę wmieszał się Urząd Ochrony Państwa. Pod koniec 1995 r. P. uciekł do Stanów Zjednoczonych, ponieważ był poszukiwany za machinacje finansowe. Do Polski wrócił po załatwieniu listu żelaznego. Brat Wojciecha P., Marek, mówił mi, że załatwienie przez mecenasa P. tego listu kosztowało 50 tysięcy dolarów" - zeznał Masa.
Teraz prokuratura
Decyzja Wojciecha P. o powrocie do Polski prawdopodobnie ocaliła życie Masie. W tym czasie osiągał on już pokaźne zyski z legalnych interesów i tymi pieniędzmi nie zamierzał się z nikim dzielić. To zadecydowało, że znalazł się na celowniku dawnych kompanów. Najpierw przed domem teściów Masy wybuchła bomba, a następnie ostrzeżony w ostatniej chwili - najprawdopodobniej właśnie przez P. - uniknął zamachu w hotelu Marriott. W grudniu 1999 r. Jarosław S. został aresztowany pod zarzutem wymuszenia rozbójniczego.
Tak naprawdę prokuratura niewiele mogła mu udowodnić. Mimo to 2 czerwca 2000 r. w areszcie w Wadowicach Masa złożył oświadczenie: "Ja niżej podpisany oświadczam, że nigdy nie usiłowałem popełnić, nie popełniłem, ani nie współdziałałem w dokonaniu zabójstwa. Nie nakłaniałem innej osoby do dokonania zabójstwa w celu skierowania przeciwko niej postępowania karnego. Nie zakładałem zorganizowanej grupy albo związku mającego na celu popełnienie przestępstw, ani taką grupą, związkiem nie kierowałem". Dzięki temu Sokołowski uzyskał status świadka koronnego, a niedługo później miano grabarza "Pruszkowa". To, czy zostanie grabarzem polskiej mafii, zależy od prokuratorów: powinni zbadać polityczne wątki zeznań Masy oraz wysłuchać tego, co ma do powiedzenia na temat powiązań "Pruszkowa" z politykami.
Więcej możesz przeczytać w 30/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.