Kim Philby, najcenniejszy agent sowiecki, do dziĘ budzi skrajne emocje
Po pięciu latach przekopywania Cambridge Sowieci zdobyli dwudziestu szpiegów - mówi Verne Newton, amerykański historyk.
- Mogliby mieć dwustu albo i dwa razy tyle. Tyle że oni zawsze stawiali na jakość, a nie ilość. Kim Philby był wyborem najwyższej jakości". Historia Philby'ego odżyła ostatnio w Wielkiej Brytanii za sprawą pięcioodcinkowego serialu BBC poświęconego spiskowi z Cambridge. Film kosztował 4,5 mln funtów i już w trakcie produkcji wywołał kontrowersje. Twórcom zarzucono, że przedstawiają szpiegów jako sympatycznych romantyków, przeżywających moralne rozterki. "Nie chcieliśmy nudnego dokumentu, film miał sprowokować dyskusję. Można było opowiedzieć o tym, że Philby był zdrajcą i zasługuje na nienawiść, ale prawda jest bardziej złożona" - bronił dzieła John Tronte z BBC.
Philby nie miał wiele z Jamesa Bonda, Igły Folleta czy sowieckich agentów - blond bestii z sensacyjnych filmów amerykańskich. Z fotografii spogląda sympatyczny brunet o łagodnym uśmiechu i wesołych oczach. W spranej, szarej marynarce i białej koszuli niedbale rozpiętej pod szyją. Był nieco nieśmiały i trochę się jąkał, co zresztą ponoć dodawało mu uroku. Mężczyźni go lubili, w kobietach wzbudzał instynkt opiekuńczy. Ci, którzy go lepiej znali, mówili o żelaznym charakterze i nieprzeciętnej inteligencji. Ci, którzy znali go najlepiej, wiedzieli o tym, o czym po latach dowiedział się świat. Kim Philby był jednym z najskuteczniejszych agentów w historii sowieckiego wywiadu. Przez brytyjskich historyków został uznany za zdrajcę stulecia. Nikt nigdy nie uczynił tak wiele, by nad pałacem Buckingham i Westminsterem załopotały czerwone flagi.
Czerwona zaraza w Cambrigde
Mimo że uniwersytet w Cambridge słynął z tradycyjnych ubiorów i klasycznego profilu kształcenia, zawsze panował w nim buntowniczy klimat. W zimnych murach uczelni od wieków rodziła się rewolta dzieci władzy przeciwko rodzicom. Elita trafiała do Stowarzyszenia Apostołów, swoistej uczelnianej masonerii.
Gdy jesienią 1929 r. młody Kim Philby stawiał pierwsze kroki na Cambridge, wśród "apostołów" niewielu było komunistów. Niebawem miało się to zmienić. Za oceanem ofiary nowojorskiego krachu giełdowego przystawiały sobie lufy rewolwerów do skroni. Wkrótce kryzys, który historycy nazwali wielkim, ogarnął cały zachodni świat. Kampusy uniwersyteckie do czerwoności rozpalały pisma Marksa i przepowiednie upadku kapitalizmu; odbywały się spotkania nielegalnej partii. "Komunizm ogarnął Cambridge jak średniowieczna zaraza" - wspominał po latach jeden z absolwentów.
Z tego środowiska Sowieci wyłuskali młodego Kima i czterech innych mężczyzn, którzy zamiast prowadzić jawną działalność komunistyczną, zdecydowali się na schizofreniczny żywot szpiegów i zdrajców.
Kabrioletem na demonstrację
Cała piątka miała zadatki na lojalnych członków brytyjskiego establishmentu. Kim, a właściwie Harold Adrian Russell, był synem wybitnego arabisty, przyjaciela Lawrence'a z Arabii, Johna Philby'ego. Starszy o cztery lata od Kima Anthony Blunt był arystokratą, dalekim krewnym królowej, znawcą sztuki francuskiej. Słynął z konserwatywnego stylu bycia i mniej konserwatywnych upodobań seksualnych. Homoseksualistą był również Guy Burgess, zwany "najinteligentniejszym, najzdolniejszym, najpiękniejszym i najbardziej zepsutym studentem Cambridge od czasów lorda Byrona". Burgess, syn zmarłego komandora, czerpał z życia z hedonistyczną pasją: wódka, narkotyki, seksualne ekscesy. Genrikh Borovik, jeden z hagiografów piątki z Cambridge, z podziwem opisuje, jak młodziutki Burgess używał luksusowego, sportowego kabrioletu na demonstracjach komunistycznych jako tarana łamiącego szeregi kontrmanifestantów. Jak na żarliwego rewolucjonistę przystało.
Burgessa i Blunta w stronę komunistów pchał bunt nie tylko przeciw zastanemu porządkowi społecznemu i ekonomicznemu, ale i przeciw tradycyjnej moralności. Marksizm i homoseksualizm przenikały się wówczas na Cambridge zarówno wśród studentów, jak i profesorów.
Do piątki należeli też Donald Maclean, syn liberalnego deputowanego do parlamentu, a także John Cairncross, zdekonspirowany dopiero w latach 90.
Nowotwór w MI6
Decyzja o tajnej służbie ojczyźnie proletariatu spowodowała, że cała piątka wycofała się z oficjalnego ruchu komunistycznego. Wydawało się, że - jak wielu ich rówieśników - po młodzieńczym flircie z komunizmem stali się lojalnymi urzędnikami państwowymi. Rozpoczęli służbę w dyplomacji. Philby i Burgess zajmowali się także dziennikarstwem. Mieli dostęp do politycznych tuzów anglosaskiego świata, z Winstonem Churchillem i kolejnymi prezydentami USA włącznie. To z kolei sprawiło, że młodymi absolwentami Cambridge zainteresował się brytyjski Secret Ser-vice (SIS). Wszyscy szybko stali się aktywnymi współpracownikami brytyjskich służb specjalnych - tak wartościowymi jak nowotwór dla organizmu.
Philby chrzest szpiegowski przeszedł w czasie wojny domowej w Hiszpanii. Zamiast gnić w republikańskich okopach, jak kwiat europejskiej komunizującej lewicy, spędzał wygodnie czas po drugiej stronie frontu, w bliskim otoczeniu generała Franco. Był korespondentem konserwatywnego "The Timesa", a poza tym informował Sowietów o pozycji frankistów. W następnych kilkunastu latach - jako oficer SIS - szkodził już nie frankistom, lecz brytyjskiemu wywiadowi. Jego zdrady znaczyły każdą nieudaną tajną operację, to on stał za skrytobójczymi mordami i zaginięciami brytyjskich agentów oraz działaczy antykomunistycznych w zajętej przez Stalina Europie Środkowej. Gdy pod koniec lat 40. Ang-licy wysłali kilka grup agentów mających się skontaktować z ukraińską partyzantką niepodległościową, Kim uczynił wszystko, aby pokrzyżować im szyki. "Mogę się tylko domyślać, co stało się z tymi ludźmi"
- pisał po latach we wspomnieniach.
Przypuszcza się, że Philby mógł stać za sprawą śmierci generała Sikorskiego. Kiedy samolot z polskim premierem podrywał się do lotu z Gibraltaru, Kim odpowiadał za brytyjski wywiad w tym rejonie.
Prawdziwy okres świetności Philby'ego nadszedł w 1949 r. Kim został pierwszym sekretarzem ambasady w Waszyngtonie, a także głównym łącznikiem między skłóconymi FBI i CIA a brytyjskim MI6. Pomagał mu Donald Maclean, wówczas szef Departamentu Amerykańskiego w brytyjskim Foreign Office. Obaj mieli świetny dostęp do amerykańsko-brytyjskiego programu atomowego.
Frachtowiec do raju
Pierwszy wpadł Maclean. Zdradził go amerykański podsłuch linii między sowiecką ambasadą a moskiewską centralą. Uratował go mający dostęp do materiałów ze śledztwa Philby. Z misją ostrzeżenia Macleana do Londynu wyruszył Guy Burgess. Potem obaj wyparowali. Wybuchła burza. Rozpoczęło się polowanie. "15 tys. detektywów, policjantów i tajnych agentów przekopuje kawiarnie, hotele, lotniska i burdele" - raportowano Deanowi Achesonowi, amerykańskiemu sekretarzowi stanu.
Jednocześnie Moskwa rozpoczęła imponującą rozmachem akcję dezinformacyjną. "Przeszukano włoskie domy Wystana Hugh Audena (brytyjskiego poety) i Trumana Capote (amerykańskiego pisarza), zbiegli dyplomaci byli widziani we Florencji, Istambule, Detroit, Pirenejach, na Cyprze i Malcie, w Miami, Paryżu, Nowym Jorku, Warszawie i Pradze" - raport amerykańskich służb specjalnych nastrajał pesymistycznie. Zguby znalazły się - rzecz jas-na - w Moskwie.
Philby ocalił towarzyszy, ale sam znalazł się na celowniku. Było jasne, że wśród brytyjskich kontrwywiadowców jest zakonspirowany "trzeci człowiek", który umożliwił ucieczkę dwóm pierwszym. Kimowi udało się przetrwać śledztwo. Niczego mu nie udowodniono, ale SIS nie chciał już podejrzanego pracownika. Philby przeniósł się do Libanu. Oficjalnie zajął się dziennikarstwem. Dwanaście lat później odwiedził go wysłannik SIS i poinformował, że Kim jest spalony. Nakłaniał do przyznania się. Philby wybrał inną drogę. W labiryncie wąskich, arabskich uliczek zgubił ogon i wsiadł na odpływający sowiecki frachtowiec.
Moja cicha wojna
Początkowo Philby'emu nie wiodło się najlepiej. Sowieci podejrzewali, że został złamany i przysłany przez Brytyjczyków. W dodatku okazało się, że Rosjanie nie zawsze dowierzali jego raportom - twierdzono, że są "za dobre, aby były prawdziwe". Z czasem jednak Kim uzyskał należny mu szacunek. Został pułkownikiem i konsultantem KGB. Napisał wspomnienia zatytułowane "Moja cicha wojna", które stały się bestsellerem. W latach 80. zaczął udzielać wywiadów zachodniej prasie. Zmarł w 1988 r., tuż przed upadkiem ustroju, dla którego wydał na śmierć dziesiątki ludzi. W jego imię zdradził kraj i wszystko, z czego wyrósł, oprócz komunistycznych mrzonek młodych fanatyków z Cambridge.
- Mogliby mieć dwustu albo i dwa razy tyle. Tyle że oni zawsze stawiali na jakość, a nie ilość. Kim Philby był wyborem najwyższej jakości". Historia Philby'ego odżyła ostatnio w Wielkiej Brytanii za sprawą pięcioodcinkowego serialu BBC poświęconego spiskowi z Cambridge. Film kosztował 4,5 mln funtów i już w trakcie produkcji wywołał kontrowersje. Twórcom zarzucono, że przedstawiają szpiegów jako sympatycznych romantyków, przeżywających moralne rozterki. "Nie chcieliśmy nudnego dokumentu, film miał sprowokować dyskusję. Można było opowiedzieć o tym, że Philby był zdrajcą i zasługuje na nienawiść, ale prawda jest bardziej złożona" - bronił dzieła John Tronte z BBC.
Philby nie miał wiele z Jamesa Bonda, Igły Folleta czy sowieckich agentów - blond bestii z sensacyjnych filmów amerykańskich. Z fotografii spogląda sympatyczny brunet o łagodnym uśmiechu i wesołych oczach. W spranej, szarej marynarce i białej koszuli niedbale rozpiętej pod szyją. Był nieco nieśmiały i trochę się jąkał, co zresztą ponoć dodawało mu uroku. Mężczyźni go lubili, w kobietach wzbudzał instynkt opiekuńczy. Ci, którzy go lepiej znali, mówili o żelaznym charakterze i nieprzeciętnej inteligencji. Ci, którzy znali go najlepiej, wiedzieli o tym, o czym po latach dowiedział się świat. Kim Philby był jednym z najskuteczniejszych agentów w historii sowieckiego wywiadu. Przez brytyjskich historyków został uznany za zdrajcę stulecia. Nikt nigdy nie uczynił tak wiele, by nad pałacem Buckingham i Westminsterem załopotały czerwone flagi.
Czerwona zaraza w Cambrigde
Mimo że uniwersytet w Cambridge słynął z tradycyjnych ubiorów i klasycznego profilu kształcenia, zawsze panował w nim buntowniczy klimat. W zimnych murach uczelni od wieków rodziła się rewolta dzieci władzy przeciwko rodzicom. Elita trafiała do Stowarzyszenia Apostołów, swoistej uczelnianej masonerii.
Gdy jesienią 1929 r. młody Kim Philby stawiał pierwsze kroki na Cambridge, wśród "apostołów" niewielu było komunistów. Niebawem miało się to zmienić. Za oceanem ofiary nowojorskiego krachu giełdowego przystawiały sobie lufy rewolwerów do skroni. Wkrótce kryzys, który historycy nazwali wielkim, ogarnął cały zachodni świat. Kampusy uniwersyteckie do czerwoności rozpalały pisma Marksa i przepowiednie upadku kapitalizmu; odbywały się spotkania nielegalnej partii. "Komunizm ogarnął Cambridge jak średniowieczna zaraza" - wspominał po latach jeden z absolwentów.
Z tego środowiska Sowieci wyłuskali młodego Kima i czterech innych mężczyzn, którzy zamiast prowadzić jawną działalność komunistyczną, zdecydowali się na schizofreniczny żywot szpiegów i zdrajców.
Kabrioletem na demonstrację
Cała piątka miała zadatki na lojalnych członków brytyjskiego establishmentu. Kim, a właściwie Harold Adrian Russell, był synem wybitnego arabisty, przyjaciela Lawrence'a z Arabii, Johna Philby'ego. Starszy o cztery lata od Kima Anthony Blunt był arystokratą, dalekim krewnym królowej, znawcą sztuki francuskiej. Słynął z konserwatywnego stylu bycia i mniej konserwatywnych upodobań seksualnych. Homoseksualistą był również Guy Burgess, zwany "najinteligentniejszym, najzdolniejszym, najpiękniejszym i najbardziej zepsutym studentem Cambridge od czasów lorda Byrona". Burgess, syn zmarłego komandora, czerpał z życia z hedonistyczną pasją: wódka, narkotyki, seksualne ekscesy. Genrikh Borovik, jeden z hagiografów piątki z Cambridge, z podziwem opisuje, jak młodziutki Burgess używał luksusowego, sportowego kabrioletu na demonstracjach komunistycznych jako tarana łamiącego szeregi kontrmanifestantów. Jak na żarliwego rewolucjonistę przystało.
Burgessa i Blunta w stronę komunistów pchał bunt nie tylko przeciw zastanemu porządkowi społecznemu i ekonomicznemu, ale i przeciw tradycyjnej moralności. Marksizm i homoseksualizm przenikały się wówczas na Cambridge zarówno wśród studentów, jak i profesorów.
Do piątki należeli też Donald Maclean, syn liberalnego deputowanego do parlamentu, a także John Cairncross, zdekonspirowany dopiero w latach 90.
Nowotwór w MI6
Decyzja o tajnej służbie ojczyźnie proletariatu spowodowała, że cała piątka wycofała się z oficjalnego ruchu komunistycznego. Wydawało się, że - jak wielu ich rówieśników - po młodzieńczym flircie z komunizmem stali się lojalnymi urzędnikami państwowymi. Rozpoczęli służbę w dyplomacji. Philby i Burgess zajmowali się także dziennikarstwem. Mieli dostęp do politycznych tuzów anglosaskiego świata, z Winstonem Churchillem i kolejnymi prezydentami USA włącznie. To z kolei sprawiło, że młodymi absolwentami Cambridge zainteresował się brytyjski Secret Ser-vice (SIS). Wszyscy szybko stali się aktywnymi współpracownikami brytyjskich służb specjalnych - tak wartościowymi jak nowotwór dla organizmu.
Philby chrzest szpiegowski przeszedł w czasie wojny domowej w Hiszpanii. Zamiast gnić w republikańskich okopach, jak kwiat europejskiej komunizującej lewicy, spędzał wygodnie czas po drugiej stronie frontu, w bliskim otoczeniu generała Franco. Był korespondentem konserwatywnego "The Timesa", a poza tym informował Sowietów o pozycji frankistów. W następnych kilkunastu latach - jako oficer SIS - szkodził już nie frankistom, lecz brytyjskiemu wywiadowi. Jego zdrady znaczyły każdą nieudaną tajną operację, to on stał za skrytobójczymi mordami i zaginięciami brytyjskich agentów oraz działaczy antykomunistycznych w zajętej przez Stalina Europie Środkowej. Gdy pod koniec lat 40. Ang-licy wysłali kilka grup agentów mających się skontaktować z ukraińską partyzantką niepodległościową, Kim uczynił wszystko, aby pokrzyżować im szyki. "Mogę się tylko domyślać, co stało się z tymi ludźmi"
- pisał po latach we wspomnieniach.
Przypuszcza się, że Philby mógł stać za sprawą śmierci generała Sikorskiego. Kiedy samolot z polskim premierem podrywał się do lotu z Gibraltaru, Kim odpowiadał za brytyjski wywiad w tym rejonie.
Prawdziwy okres świetności Philby'ego nadszedł w 1949 r. Kim został pierwszym sekretarzem ambasady w Waszyngtonie, a także głównym łącznikiem między skłóconymi FBI i CIA a brytyjskim MI6. Pomagał mu Donald Maclean, wówczas szef Departamentu Amerykańskiego w brytyjskim Foreign Office. Obaj mieli świetny dostęp do amerykańsko-brytyjskiego programu atomowego.
Frachtowiec do raju
Pierwszy wpadł Maclean. Zdradził go amerykański podsłuch linii między sowiecką ambasadą a moskiewską centralą. Uratował go mający dostęp do materiałów ze śledztwa Philby. Z misją ostrzeżenia Macleana do Londynu wyruszył Guy Burgess. Potem obaj wyparowali. Wybuchła burza. Rozpoczęło się polowanie. "15 tys. detektywów, policjantów i tajnych agentów przekopuje kawiarnie, hotele, lotniska i burdele" - raportowano Deanowi Achesonowi, amerykańskiemu sekretarzowi stanu.
Jednocześnie Moskwa rozpoczęła imponującą rozmachem akcję dezinformacyjną. "Przeszukano włoskie domy Wystana Hugh Audena (brytyjskiego poety) i Trumana Capote (amerykańskiego pisarza), zbiegli dyplomaci byli widziani we Florencji, Istambule, Detroit, Pirenejach, na Cyprze i Malcie, w Miami, Paryżu, Nowym Jorku, Warszawie i Pradze" - raport amerykańskich służb specjalnych nastrajał pesymistycznie. Zguby znalazły się - rzecz jas-na - w Moskwie.
Philby ocalił towarzyszy, ale sam znalazł się na celowniku. Było jasne, że wśród brytyjskich kontrwywiadowców jest zakonspirowany "trzeci człowiek", który umożliwił ucieczkę dwóm pierwszym. Kimowi udało się przetrwać śledztwo. Niczego mu nie udowodniono, ale SIS nie chciał już podejrzanego pracownika. Philby przeniósł się do Libanu. Oficjalnie zajął się dziennikarstwem. Dwanaście lat później odwiedził go wysłannik SIS i poinformował, że Kim jest spalony. Nakłaniał do przyznania się. Philby wybrał inną drogę. W labiryncie wąskich, arabskich uliczek zgubił ogon i wsiadł na odpływający sowiecki frachtowiec.
Moja cicha wojna
Początkowo Philby'emu nie wiodło się najlepiej. Sowieci podejrzewali, że został złamany i przysłany przez Brytyjczyków. W dodatku okazało się, że Rosjanie nie zawsze dowierzali jego raportom - twierdzono, że są "za dobre, aby były prawdziwe". Z czasem jednak Kim uzyskał należny mu szacunek. Został pułkownikiem i konsultantem KGB. Napisał wspomnienia zatytułowane "Moja cicha wojna", które stały się bestsellerem. W latach 80. zaczął udzielać wywiadów zachodniej prasie. Zmarł w 1988 r., tuż przed upadkiem ustroju, dla którego wydał na śmierć dziesiątki ludzi. W jego imię zdradził kraj i wszystko, z czego wyrósł, oprócz komunistycznych mrzonek młodych fanatyków z Cambridge.
Heroiczni zdrajcy Zdrajców odpowiedzialnych za śmierć wielu Brytyjczyków ukazuje się jako heroicznych idealistów"- zżymał się konserwatywny "Daily Telegraph" po emisji dzieła BBC. "Niesmaczne" - wtórował mu "Times". Zdaniem krytyków, serial po raz kolejny pokazał skrajnie lewicowe sympatie BBC (innymi ich przejawami miały być bezpardonowe ataki na torysów i ostra krytyka wojny w Iraku). Najdosadniej dzieło publicznej telewizji brytyjskiej podsumował Oleg Gordijewski, były prominentny funkcjonariusz KGB, który niegdyś przeszedł odwrotną drogę niż Philby. "To robota godna KGB" - stwierdził były szpieg. Piątka z Cambridge na stałe zresztą zagościła w kulturze anglosaskiej. O ucieczce Macleana i Burgessa wystawiano na Broadwayu sztukę Juliana Mitchella - pełną sympatii dla bohaterów. Mniej sympatycznie przedstawił Philby'ego Fryderyk Forsyth - w "Czwartym protokole" sędziwy już, mieszkający w Moskwie były szpieg chce wywołać rewolucję, detonując bombę jądrową w Anglii. |
Więcej możesz przeczytać w 30/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.