Co Jarosław Sokołowski (Masa) może jeszcze powiedzieć prokuratorom?
Snajperzy na dachu domu oraz ukryci w koronach drzew. Specjalne czujki patrolujące pobliskie ulice. Tak szóstego czerwca 2000 r. wyglądały okolice domu Jarosława Sokołowskiego (Masy). Właśnie 6 czerwca, po półrocznym pobycie za kratkami za wymuszenia, Masa przyjechał do swojego domu w Komorowie. Tego samego dnia odwiedził go prokurator Jerzy Mierzewski z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Po tej rozmowie Masa powiedział żonie: "Pakuj walizki". Był już świadkiem koronnym - cztery dni wcześniej podpisał deklarację współpracy z organami ścigania.
Masa miał opuścić więzienie 2 czerwca, ale policja dowiedziała się, że wyznaczono nagrodę za jego głowę. Polowały na niego dwie grupy. W pierwszej byli synowie szefów "Pruszkowa" - Malizny (Mirosława Danielaka) i Wańki (Leszka Danielaka). Drugiej przewodzili ścigani listami gończymi najniebezpieczniejsi żołnierze "Pruszkowa: Robert Frankowski, Ryszard Pawlik, Marcin Bereza i Jacek Rafałowicz. Ówczesny komendant główny policji Jan Michna oraz Artur Kassyk, szef wydziału do walki z przestępczością zorganizowaną warszawskiej prokuratury, przygotowali plan ochrony Masy i jego rodziny. Zarządzili natychmiastową przeprowadzkę, zerwanie kontaktów ze znajomymi, stałą obecność policji w jego otoczeniu. O tym, gdzie obecnie mieszka Masa i jego rodzina, wie tylko kilka osób w Polsce.
Adwokaci mafii
Kiedy w czerwcu 2000 r. w mediach pojawiły się pierwsze informacje, że Masa zyskał status świadka koronnego, adwokaci pruszkowskich bossów twierdzili, że osoba tak wysoko postawiona w hierarchii gangu nie może korzystać z przywileju darowania win w zamian za zeznania przeciwko byłym kompanom. Sugerowali, że główny świadek prokuratury może mieć związek z zabójstwem Wojciecha Kiełbińskiego (Kiełbasy).
- Dlaczego nas [adwokatów] pan tak nie lubi? - pytał Masę mecenas Jacek Kondracki, broniący Zygmunta Raźniaka (Bola). - Dlatego, że przez dziesięć lat byłem gangsterem i wiem, jak nosiliście nam grypsy do więzienia, załatwialiście fałszywe zaświadczenia o stanie zdrowia, przekazywaliście łapówki skorumpowanym policjantom i ustawialiście świadków, by nie zeznawali przeciwko nam - odpowiedział Masa. Wskazał na obecnego w sali mecenasa Jacka W. - Pan mecenas bardzo o nas dbał. Pershingowi załatwił do celi w Białołęce perski dywan, a gdy dwa lata temu bronił mnie, chętnie nosił grypsy i wyciągał ode mnie łapówki - mówił Masa w sądzie. Po tym wystąpieniu mecenas W. nie pojawił się już w sali rozpraw. Potem Masa zaatakował mecenas Jolantę W., broniącą Ryszarda Szwarca (Kajtka). Zdaniem Masy, mafia pruszkowska miała się nią posłużyć w korumpowaniu policjantów współpracujących z gangiem przy legalizowaniu i sprzedawaniu kradzionych samochodów (funkcjonariusze, o których mówił Masa, zostali aresztowani w związku ze śledztwem prowadzonym przez katowicką prokuraturę).
Podczas kolejnych rozpraw Masa opowiedział o trzech warszawskich lekarzach. Jeden z nich, profesor kardiologii ze szpitala MSW przy ulicy Szaserów, sześć lat temu miał wystawić Jerzemu Wieczorkowi (Żabie) fałszywą diagnozę, by ten mógł uniknąć aresztu (w sprawie Marka Czarneckiego, ps. Rympałek). Dwaj inni lekarze z tego szpitala dyskretnie leczyli postrzelonych pruszkowskich żołnierzy, nie odnotowując tych zabiegów w szpitalnych aktach. Masa ujawnił też w sądzie, że mafia pruszkowska kupowała broń od majora Wojska Polskiego Jerzego K., byłego prezesa Polskiego Związku Strzeleckiego.
Odjebiemy ci łeb!
W procesie szefów "Pruszkowa" nie podjęto wątków dotyczących powiązań bandytów z biznesem i polityką. Leszek Danielak (Wańka), jego brat Mirosław (Malizna), Zygmunt Raźniak (Bolo), Janusz Prasol (Parasol) oraz Ryszard Szwarc (Kajtek) trafili za kratki za typowe przestępstwa kryminalne. Podobne zarzuty postawiono w ubiegłym roku ponad tysiącu innym bandytom, którzy działali w zorganizowanych grupach przestępczych. Wyroki nie należą do najsurowszych - najwyższy to 7 lat i 3 miesiące dla Malizny.
- Podczas procesu adwokaci biegali po Pruszkowie z zeznaniami Masy, szukając wymienionych przez niego świadków. Słyszałem jedną z takich rozmów w pruszkowskiej restauracji. Kilku świadków nie chciało potem zeznawać - mówi krewny Masy. Jednym z nich był Maciej K. z Pruszkowa.
K. potwierdził przed oficerami Centralnego Biura Śledczego relacje Masy, w sali sądowej jednak wycofał się ze wszystkiego. Kilka dni przed rozprawą odwiedził go poszukiwany listem gończym Marcin Bereza (Brendziak). "Odjebiemy ci łeb!"
- powiedział. Wystarczyło.
O czym Masa nie powiedział prokuratorom?
- W swoich zeznaniach Masa delikatnie obszedł się z politykami. Szkoda, że nie powiedział więcej! Na przykład tego, jak obecny poseł Samoobrony z Trójmiasta jeszcze kilka lat temu zlecał gangowi pruszkowskiemu ściganie dłużników. Szkoda, że nie opowiedział, jak na polecenie niedoszłego ministra budownictwa Wojciecha P. obrzuciliśmy granatami auto mecenasa Ś., bo przegrał proces. To P. zlecił nam także pobicie na Saskiej Kępie jakiegoś gościa, który mu podpadł. Żeby policja nie drążyła tej sprawy, P. kupił komendzie radiowóz - opowiada przyjaciel Masy. Jego zdaniem, w gronie współpracujących z "Pruszkowem" polityków wymienionych przez Masę zabrakło asystenta znanego prawnika - pruszkowskiej wtyczki w Kancelarii Prezydenta RP (za czasów Lecha Wałęsy), zabrakło także byłego posła AWS oraz byłego wysokiego urzędnika resortu sprawiedliwości, któremu gang fundował wczasy w Świnoujściu, dostarczał dziewczyny i narkotyki. Skruszony gangster jest objęty programem ochrony świadka koronnego. Otrzymuje 900 zł na członka rodziny. Jeżeli gdziekolwiek udaje się bez ochrony, nadajniki GPS informują o miejscu, w jakim się znajduje. Policjanci wiedzą nawet, z jaką prędkością prowadzi samochód. Czasami dzwonią i karcą go, by zwolnił. Mówią, żeby nie mnożył zagrożeń, bo te, które wiszą nad jego głową, są wystarczająco przerażające.
Masa miał opuścić więzienie 2 czerwca, ale policja dowiedziała się, że wyznaczono nagrodę za jego głowę. Polowały na niego dwie grupy. W pierwszej byli synowie szefów "Pruszkowa" - Malizny (Mirosława Danielaka) i Wańki (Leszka Danielaka). Drugiej przewodzili ścigani listami gończymi najniebezpieczniejsi żołnierze "Pruszkowa: Robert Frankowski, Ryszard Pawlik, Marcin Bereza i Jacek Rafałowicz. Ówczesny komendant główny policji Jan Michna oraz Artur Kassyk, szef wydziału do walki z przestępczością zorganizowaną warszawskiej prokuratury, przygotowali plan ochrony Masy i jego rodziny. Zarządzili natychmiastową przeprowadzkę, zerwanie kontaktów ze znajomymi, stałą obecność policji w jego otoczeniu. O tym, gdzie obecnie mieszka Masa i jego rodzina, wie tylko kilka osób w Polsce.
Adwokaci mafii
Kiedy w czerwcu 2000 r. w mediach pojawiły się pierwsze informacje, że Masa zyskał status świadka koronnego, adwokaci pruszkowskich bossów twierdzili, że osoba tak wysoko postawiona w hierarchii gangu nie może korzystać z przywileju darowania win w zamian za zeznania przeciwko byłym kompanom. Sugerowali, że główny świadek prokuratury może mieć związek z zabójstwem Wojciecha Kiełbińskiego (Kiełbasy).
- Dlaczego nas [adwokatów] pan tak nie lubi? - pytał Masę mecenas Jacek Kondracki, broniący Zygmunta Raźniaka (Bola). - Dlatego, że przez dziesięć lat byłem gangsterem i wiem, jak nosiliście nam grypsy do więzienia, załatwialiście fałszywe zaświadczenia o stanie zdrowia, przekazywaliście łapówki skorumpowanym policjantom i ustawialiście świadków, by nie zeznawali przeciwko nam - odpowiedział Masa. Wskazał na obecnego w sali mecenasa Jacka W. - Pan mecenas bardzo o nas dbał. Pershingowi załatwił do celi w Białołęce perski dywan, a gdy dwa lata temu bronił mnie, chętnie nosił grypsy i wyciągał ode mnie łapówki - mówił Masa w sądzie. Po tym wystąpieniu mecenas W. nie pojawił się już w sali rozpraw. Potem Masa zaatakował mecenas Jolantę W., broniącą Ryszarda Szwarca (Kajtka). Zdaniem Masy, mafia pruszkowska miała się nią posłużyć w korumpowaniu policjantów współpracujących z gangiem przy legalizowaniu i sprzedawaniu kradzionych samochodów (funkcjonariusze, o których mówił Masa, zostali aresztowani w związku ze śledztwem prowadzonym przez katowicką prokuraturę).
Podczas kolejnych rozpraw Masa opowiedział o trzech warszawskich lekarzach. Jeden z nich, profesor kardiologii ze szpitala MSW przy ulicy Szaserów, sześć lat temu miał wystawić Jerzemu Wieczorkowi (Żabie) fałszywą diagnozę, by ten mógł uniknąć aresztu (w sprawie Marka Czarneckiego, ps. Rympałek). Dwaj inni lekarze z tego szpitala dyskretnie leczyli postrzelonych pruszkowskich żołnierzy, nie odnotowując tych zabiegów w szpitalnych aktach. Masa ujawnił też w sądzie, że mafia pruszkowska kupowała broń od majora Wojska Polskiego Jerzego K., byłego prezesa Polskiego Związku Strzeleckiego.
Odjebiemy ci łeb!
W procesie szefów "Pruszkowa" nie podjęto wątków dotyczących powiązań bandytów z biznesem i polityką. Leszek Danielak (Wańka), jego brat Mirosław (Malizna), Zygmunt Raźniak (Bolo), Janusz Prasol (Parasol) oraz Ryszard Szwarc (Kajtek) trafili za kratki za typowe przestępstwa kryminalne. Podobne zarzuty postawiono w ubiegłym roku ponad tysiącu innym bandytom, którzy działali w zorganizowanych grupach przestępczych. Wyroki nie należą do najsurowszych - najwyższy to 7 lat i 3 miesiące dla Malizny.
- Podczas procesu adwokaci biegali po Pruszkowie z zeznaniami Masy, szukając wymienionych przez niego świadków. Słyszałem jedną z takich rozmów w pruszkowskiej restauracji. Kilku świadków nie chciało potem zeznawać - mówi krewny Masy. Jednym z nich był Maciej K. z Pruszkowa.
K. potwierdził przed oficerami Centralnego Biura Śledczego relacje Masy, w sali sądowej jednak wycofał się ze wszystkiego. Kilka dni przed rozprawą odwiedził go poszukiwany listem gończym Marcin Bereza (Brendziak). "Odjebiemy ci łeb!"
- powiedział. Wystarczyło.
O czym Masa nie powiedział prokuratorom?
- W swoich zeznaniach Masa delikatnie obszedł się z politykami. Szkoda, że nie powiedział więcej! Na przykład tego, jak obecny poseł Samoobrony z Trójmiasta jeszcze kilka lat temu zlecał gangowi pruszkowskiemu ściganie dłużników. Szkoda, że nie opowiedział, jak na polecenie niedoszłego ministra budownictwa Wojciecha P. obrzuciliśmy granatami auto mecenasa Ś., bo przegrał proces. To P. zlecił nam także pobicie na Saskiej Kępie jakiegoś gościa, który mu podpadł. Żeby policja nie drążyła tej sprawy, P. kupił komendzie radiowóz - opowiada przyjaciel Masy. Jego zdaniem, w gronie współpracujących z "Pruszkowem" polityków wymienionych przez Masę zabrakło asystenta znanego prawnika - pruszkowskiej wtyczki w Kancelarii Prezydenta RP (za czasów Lecha Wałęsy), zabrakło także byłego posła AWS oraz byłego wysokiego urzędnika resortu sprawiedliwości, któremu gang fundował wczasy w Świnoujściu, dostarczał dziewczyny i narkotyki. Skruszony gangster jest objęty programem ochrony świadka koronnego. Otrzymuje 900 zł na członka rodziny. Jeżeli gdziekolwiek udaje się bez ochrony, nadajniki GPS informują o miejscu, w jakim się znajduje. Policjanci wiedzą nawet, z jaką prędkością prowadzi samochód. Czasami dzwonią i karcą go, by zwolnił. Mówią, żeby nie mnożył zagrożeń, bo te, które wiszą nad jego głową, są wystarczająco przerażające.
W co inwestuje mafia? Fakt, iż mafia inwestuje w podane niżej branże, nie oznacza, że są one w całości kontrolowane przez gangsterów. Na szczęście, to wciąż margines, a ogromna większość podmiotów działa zgodnie z prawem i nie ma z mafią nic wspólnego. Kantory - służą do prania pieniędzy. Kupuje się w nich duże sumy dolarów (lub zdobywa same zaświadczenia o nabyciu waluty), które mafiosi wpłacają na konto w banku. Następnego dnia można te środki wypłacić i legalnie wywieźć za granicę. Kantory posłużyły też mafii do skupowania świadectw NFI. Lombardy i komisy - są wykorzystywane do prania pieniędzy oraz paserstwa, zwłaszcza komisy samochodowe. Gdańscy policjanci byli zaskoczeni, kiedy kilka dni po śmierci Nikosia przestało istnieć pięć takich komisów. To nagłe zniknięcie było dowodem, iż służyły one do upłynniania kradzionych aut. Firmy leasingowe i parabanki - biorą kredyty, ale działalność finansują brudnymi pieniędzmi. Udzielają pożyczek osobom, które mafia chce szantażować. Kluby sportowe - służą do prania pieniędzy, co umożliwia system ich finansowania, sposób rozliczania dochodów z meczów, zawierania umów i przeprowadzania transferów. W kluby piłkarskie, koszykarskie i bokserskie inwestował na przykład Pershing. Firmy transportowe - umożliwiają przemyt. Należąca do mafii firma Venta w Pabianicach, która figuruje w dokumentach celnych jako kontrahent francuskiej Douzies Carrelage (handel wyrobami ceramicznymi), zamiast ceramiki przez przejście graniczne w Świecku sprowadzała spirytus. Firmy developerskie i agencje handlu nieruchomościami - biorą kredyty w bankach, ale inwestycje finansują pieniędzmi z przestępstwa. W ten sposób można wyprać setki milionów złotych. Upadające firmy - przez kilka lat przynoszą straty, więc są idealną "pralką". Mafia wykupuje długi firm w kiepskiej kondycji i narzuca im reguły gry (często tylko wymienia radę nadzorczą i zarząd). Część członków tych ciał może się nawet nie orientować, dla kogo pracuje. Agencje towarzyskie - oprócz tego, że przynoszą duże dochody, pozwalają legalizować lewe faktury. Stanowią również przykrywkę dla handlu żywym towarem. Mafia kontroluje prawie 80 proc. agencji towarzyskich. Grunty - można podnosić ich wartość i prać pieniądze, odsprzedając drożej (choćby tylko na papierze). Hotele, pensjonaty i ośrodki wypoczynkowe - przez ich księgowość można prać pieniądze. Bracia Danielakowie kupili trzy pensjonaty w Sopocie. Co najmniej 5 hoteli, m.in. w Warszawie, Krakowie, Zakopanem i Mikołajkach, ma Andrzej H. (Korek). Dyskoteki - służą jako przykrywka dla handlu narkotykami, bronią czy żywym towarem. Nad morzem oraz na Mazurach do mafii należy dziewięć na dziesięć dyskotek. Kawiarnie i restauracje - są wykorzystywane do prania brudnych pieniędzy. Własne lokale mieli m.in. Pershing, Wariat, Krakowiak oraz Korek. |
Ile zarabiał "Pruszków"? Tir z papierosami kupionymi w Niemczech przynosił 300 tys. USD zysku. "Pruszków" sprowadzał średnio 20 takich transportów miesięcznie, na czym zarabiał 6 mln USD. "Opodatkowanie" 100 tys. automatów do gry (tzw. jednorękich bandytów) przynosiło milion dolarów miesięcznie (100 dolarów od maszyny). 70 tys. USD zarabiano na sprzedaży kilograma kokainy. W ciągu miesiąca tylko w Warszawie i okolicach grupa zarabiała prawie pół miliona dolarów. Za "wykupki", czyli okup za skradzione auto, brano 1000 USD. Miesięczne dochody z tego tytułu wynosiły średnio 100 tys. USD. 50 tys. USD pochodziło z haraczy. 25 tys. USD miesięcznie przynosiły tzw. numery, czyli fuchy (szantaż, wymuszenia). Do tego dochodzą zyski z przestępczej działalności w innych regionach Polski oraz zyski z legalnych interesów i inwestycji. Miesięcznie "Pruszków" mógł zarabiać na czysto ponad 30 mln USD, czyli 360 mln USD rocznie (prawie 1,5 mld zł). |
Więcej możesz przeczytać w 30/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.