Czas powołać do życia ruch na rzecz zdrowia i bladości. Pamiętajcie, że opalony to taki, co na pewniaka dostanie czerniaka
Jeszcze w początkach XX wieku wszystko, co blade, było piękne. Opalenizna kojarzyła się z prostym ludem, który musi tyrać w pocie czoła i na słońcu. Opalone było białe pospólstwo i oczywiście niewolnicy. Kobiety - podobnie jak dziś politycy - kochały się wybielać. Kąpano się w kozim mleku i wszelkimi sposobami starano się utrzymać bladość. Blade lica były wzorem piękności i dowodem "zdrowego wyglądu". Wkrótce miało się to zmienić.
Moda na opaleniznę przyszła wraz z rewolucją seksualną. Im bardziej kusy strój plażowy, tym więcej ciała do opalania. A może to czarna seksbomba Josephine Baker zawróciła wszystkim w głowach? To chyba dzięki niej czarne zaczęło być kojarzone niezwykle seksownie. Symbolem zdrowia stała się spalona, czarna skóra. Opalone ciała zaczęły być modne. Każdy blady brany był za chorego, niedożywionego mikrusa lub patałacha, którego nie stać na wyjazd na plażę. W czasach zapyziałej PRL człowiek świetnie opalony uchodził zwykle za światowca, który właśnie wrócił ze Złotych Piasków w Bułgarii.
Za komuny każdy dobrze opalony pachniał zagranicą lub co najmniej plażą w Sopocie. W tamtych zamierzchłych czasach nikt nie wiedział ani o dziurach ozonowych, ani o szkodliwości opalania. Opalano się więc namiętnie. Wręcz smażono się na plaży, na balkonach czy dachach wieżowców. W kurortach wybierano miss i mistera opalenizny, wśród których dominowali osobnicy "strzaskani na mahoń". Jako dzieciak często uciekałem na wagary właśnie na plażę. Gdy tylko było słońce, to już od kwietnia trafiały się kobiety, które godzinami leżały nieruchomo na piasku. Wyglądały jak manekiny zdjęte z wystawy i położone na wydmach. One jednak - w przeciwieństwie do manekinów - żyły, o czym mógł się przekonać każdy chojrak, który oblał taką panienkę zimną wodą lub posypał piaskiem.
Opalenizna wakacyjna szybko schodziła, więc gdy wymyślono solaria, pojawili się pierwsi opaleni zimą. To była dopiero sensacja! W środku zimy chodzili po ulicach mocno opaleni ludzie. Wystarczyło udać się za parę złotych do solarium, by wyglądać jak ktoś, kto właśnie wrócił z Bahamów czy Haiti.
Moda na opalanie nakręcała śmiercionośny biznes syficznych olejków i balsamów. Pojawiły się szkodliwe samoopalacze i inne gówniane produkty wspomagające przypalanie. Zdaniem dermatologów, dobrze opalony może być tylko kotlet na grillu. Dziś już wiadomo, że opalanie powoduje wzrost zachorowań na raka skóry. Do woli mogą się opalać jedynie czarnoskórzy, gdyż mają w tkance naturalne zabezpieczenia. Dla białasów opalenizna jest szkodliwa. Ostatnio w Szwecji rozważa się pomysł zamknięcia wszystkich solariów. Czas więc najwyższy powrócić do mądrego hasła "Blade jest piękne!", czas odwrócić pojęcia i zmienić modę. Łażąc po Krecie czy Majorce, nie wstydźcie się swoich bladych nóg i brzuchów. Zacznijcie być dumni z faktu, że nie jesteście opaleni. Czas powołać do życia ruch na rzecz zdrowia i bladości. Pamiętajcie, że opalony znaczy taki, co na pewniaka dostanie czerniaka i wysuszy się jak grzyb na kaloryferze.
Powrót bladości na top to nie jest jednak łatwe zadanie. Z mody na opalanie żyją koncerny farmaceutyczne i kurorty. Modzie tej ulegli nawet Kwaśniewski i Lepper. Lepper jest już tak podbrązowiony, że wydaje się, iż nie tylko smaruje się samoopalaczem, ale także go pija do obiadu i kolacji. Obaj z Kwaśniewskim wyglądają momentami jak Michael Jackson po nieudanej operacji wybielania.
Także wśród ludzi show-biznesu większość chce być mocno opalona. Jedyna nadzieja ruchu na rzecz zdrowej bladości w bladej jak śnieg Eskimosce Björk, której w Polsce nie brakuje fanów. Przybyła do Sopotu na koncert Björk była blada jak trup, co oznacza, że - w przeciwieństwie do Leppera i Kwasa - jest zdrowa na skórze i umyśle.
Moda na opaleniznę przyszła wraz z rewolucją seksualną. Im bardziej kusy strój plażowy, tym więcej ciała do opalania. A może to czarna seksbomba Josephine Baker zawróciła wszystkim w głowach? To chyba dzięki niej czarne zaczęło być kojarzone niezwykle seksownie. Symbolem zdrowia stała się spalona, czarna skóra. Opalone ciała zaczęły być modne. Każdy blady brany był za chorego, niedożywionego mikrusa lub patałacha, którego nie stać na wyjazd na plażę. W czasach zapyziałej PRL człowiek świetnie opalony uchodził zwykle za światowca, który właśnie wrócił ze Złotych Piasków w Bułgarii.
Za komuny każdy dobrze opalony pachniał zagranicą lub co najmniej plażą w Sopocie. W tamtych zamierzchłych czasach nikt nie wiedział ani o dziurach ozonowych, ani o szkodliwości opalania. Opalano się więc namiętnie. Wręcz smażono się na plaży, na balkonach czy dachach wieżowców. W kurortach wybierano miss i mistera opalenizny, wśród których dominowali osobnicy "strzaskani na mahoń". Jako dzieciak często uciekałem na wagary właśnie na plażę. Gdy tylko było słońce, to już od kwietnia trafiały się kobiety, które godzinami leżały nieruchomo na piasku. Wyglądały jak manekiny zdjęte z wystawy i położone na wydmach. One jednak - w przeciwieństwie do manekinów - żyły, o czym mógł się przekonać każdy chojrak, który oblał taką panienkę zimną wodą lub posypał piaskiem.
Opalenizna wakacyjna szybko schodziła, więc gdy wymyślono solaria, pojawili się pierwsi opaleni zimą. To była dopiero sensacja! W środku zimy chodzili po ulicach mocno opaleni ludzie. Wystarczyło udać się za parę złotych do solarium, by wyglądać jak ktoś, kto właśnie wrócił z Bahamów czy Haiti.
Moda na opalanie nakręcała śmiercionośny biznes syficznych olejków i balsamów. Pojawiły się szkodliwe samoopalacze i inne gówniane produkty wspomagające przypalanie. Zdaniem dermatologów, dobrze opalony może być tylko kotlet na grillu. Dziś już wiadomo, że opalanie powoduje wzrost zachorowań na raka skóry. Do woli mogą się opalać jedynie czarnoskórzy, gdyż mają w tkance naturalne zabezpieczenia. Dla białasów opalenizna jest szkodliwa. Ostatnio w Szwecji rozważa się pomysł zamknięcia wszystkich solariów. Czas więc najwyższy powrócić do mądrego hasła "Blade jest piękne!", czas odwrócić pojęcia i zmienić modę. Łażąc po Krecie czy Majorce, nie wstydźcie się swoich bladych nóg i brzuchów. Zacznijcie być dumni z faktu, że nie jesteście opaleni. Czas powołać do życia ruch na rzecz zdrowia i bladości. Pamiętajcie, że opalony znaczy taki, co na pewniaka dostanie czerniaka i wysuszy się jak grzyb na kaloryferze.
Powrót bladości na top to nie jest jednak łatwe zadanie. Z mody na opalanie żyją koncerny farmaceutyczne i kurorty. Modzie tej ulegli nawet Kwaśniewski i Lepper. Lepper jest już tak podbrązowiony, że wydaje się, iż nie tylko smaruje się samoopalaczem, ale także go pija do obiadu i kolacji. Obaj z Kwaśniewskim wyglądają momentami jak Michael Jackson po nieudanej operacji wybielania.
Także wśród ludzi show-biznesu większość chce być mocno opalona. Jedyna nadzieja ruchu na rzecz zdrowej bladości w bladej jak śnieg Eskimosce Björk, której w Polsce nie brakuje fanów. Przybyła do Sopotu na koncert Björk była blada jak trup, co oznacza, że - w przeciwieństwie do Leppera i Kwasa - jest zdrowa na skórze i umyśle.
Więcej możesz przeczytać w 30/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.