Balcerowicz liczy na nas i czasem za nas
Polityczny sąd nad prezesem banku centralnego i Radą Polityki Pienięż-
nej - tego możemy się spodziewać, gdy 22 lipca Sejm będzie rozpatrywał sprawozdanie z działalności Narodowego Banku Polskiego w 2002 r. Cały skład RPP musi zostać wymieniony przez Sejm, Senat i prezydenta do połowy stycznia 2004 r., gdy wygaśnie kadencja jej obecnych członków. Posłowie nie przegapią więc okazji do zaatakowania rady, by przygotować grunt pod wprowadzenie do niej odpowiadających im "ekspertów".
Niezależność banków centralnych jest solą w oku polityków na całym świecie. W krajach cywilizowanych bank centralny i rząd wraz z ministerstwem finansów próbują osiągnąć kompromis i skoordynować politykę monetarną z fiskalną. W krajach mniej cywilizowanych, do których zalicza się Polska, priorytetem polityków jest dobro własne. Stąd regularne potyczki między dwiema instytucjami kształtującymi naszą politykę gospodarczą. Do dziś w tej wojnie bitwy wygrywał raczej NBP.
Ocaleni przed krachem
Praprzyczyną zaostrzania się konfliktu między bankiem centralnym a rządem jest stan gospodarki. W Polsce konsumpcyjne i inwestycyjne rozpasanie w latach 1995-1998 mierzono wskaźnikami dwucyfrowymi. Gospodarczy "cud nad Wisłą" miał jednak nietrwałe fundamenty, bo bilans obrotów bieżących zamknął się w końcu 1999 r. katastrofalnym deficytem w wysokości niemal 10 proc. PKB. "Studzenia" gospodarki w celu zapobieżenia kryzysowi walutowemu (wówczas kryzysy takie szalały na świecie, by wspomnieć azjatycki i rosyjski) można było dokonać w sposób dwojaki: zaostrzając politykę fiskalną, czyli zmniejszając deficyt budżetowy przez podwyżkę podatków lub obniżkę wydatków, albo zaostrzając politykę monetarną. Deficyt budżetu z 2 proc. PKB w 1999 r. wzrósł do 4,3 proc. w 2001 r., więc NBP rozpoczął serię podwyżek stóp procentowych z 13 proc. w 1999 r. do 19 proc. w początkach 2001 r. Do dziś zbiera cięgi za "schłodzenie" naszej gospodarki, choć wyręczył nieodpowiedzialnych polityków, którzy zadłużali państwo. Bank centralny zwalczył groźbę kryzysu walutowego, rząd przegrał wzrost gospodarczy. 1:0 dla NBP.
Ocaleni przed inflacją
Kolejnym punktem zapalnym stała się kwestia inflacji i wysokości stóp procentowych. RPP zbiła inflację z 13 proc. w początkach 1998 r. do około procentu w połowie 2003 r. Jest to jej bezsprzeczny sukces. Stopy procentowe NBP obni-
żono w tym czasie z 23,5 proc. do 5,25 proc. Obniżki stóp były jednak w przekonaniu wielu polityków (i części ekonomistów) zbyt niskie, by znacząco wpłynąć na zmniejszenie oprocentowania kredytów w bankach komercyjnych, a tym samym ożywić gospodarkę. Oprocentowanie kredytów dla osób prywatnych i firm spadło z około 20 proc. w końcu 1998 r. do
10 proc. w połowie 2003 r. Finansowanie deficytu budżetowego przez banki komercyjne wzrosło zaś z
50 mld zł w 1998 r. do 100 mld zł w połowie tego roku. Zarazem odsetek udzielonych kredytów, które mogą nie zostać spłacone, wzrósł na koniec 2002 r. do 20 proc. dla całego sektora bankowego. Rząd skwapliwie wykorzystuje więc opinię dość solidnego kredytobiorcy i zwiększa deficyt budżetowy oraz emisje obligacji, które kupują głównie banki. Rząd i przedsiębiorcy konkurują więc w bankach o te same kredyty. Oczywiście, banki wolą ich udzielać rządowi. NBP wygrywa bitwę z inflacją, a rząd o kredyty dla budżetu. Remis 1:1. Tyle że dla polskiej gospodarki jest on fatalny.
Ocalić rezerwy!
Ostatnia bitwa między rządem a NBP i obecną RPP rozegra się o tzw. rezerwę rewaluacyjną banku centralnego. Najpierw rząd musi jednak dobrać się do rezerw walutowych NBP, na które składają się głównie dolary i euro oraz trochę złota. Od początku lat 90. bank centralny częściej skupował, niż sprzedawał, waluty, wymieniając je na złote po kursach obowiązujących w przeszłości. Różnica między średnią ceną nabycia rezerw walutowych (np. 2,5 zł za dolara) a ich wartością przeliczaną po obecnym kursie (np. 4 zł za dolara) to właśnie rezerwa rewaluacyjna - wyłącznie zapis księgowy. Rząd chciałby wykorzystać ją do finansowania dziury budżetowej, co w praktyce oznacza prymitywny dodruk pustego pieniądza. Pozyskanie środków z tej rezerwy wymagałoby sprzedania odpowiedniej liczby walut. Obecne rezerwy NBP pozwalają, w razie kryzysu walutowego, na pokrycie wszystkich wyemitowanych złotówek i części depozytów w bankach, ale nie starczą na pokrycie nawet połowy kredytów walutowych zaciągniętych przez rząd, polskie firmy i gospodarstwa domowe (około 82 mld USD). Rezerw walutowych nie mamy więc wcale za dużo!
Wydaje się, że tę bitwę również wygrają bank centralny i rada. W najbliższych miesiącach przekonamy się, czy nowi członkowie RPP zostaną "poproszeni" o podpisanie godzącego w NBP cyrografu o ekspansywnej polityce monetarnej (czyli zgody na dodruk pieniądza) i aktywnej polityce walutowej (czyli dewaluacji złotego). Dlatego zawczasu warto przyszłym członkom przypomnieć, że obowiązkiem NBP jest ponoszenie "odpowiedzialności za wartość polskiego pieniądza" i "utrzymanie stabilnego poziomu cen", a nie spełnianie zachcianek rządu. W innym wypadku będzie to nie zwycięstwo rządu, lecz gol samobójczy dla Polski.
nej - tego możemy się spodziewać, gdy 22 lipca Sejm będzie rozpatrywał sprawozdanie z działalności Narodowego Banku Polskiego w 2002 r. Cały skład RPP musi zostać wymieniony przez Sejm, Senat i prezydenta do połowy stycznia 2004 r., gdy wygaśnie kadencja jej obecnych członków. Posłowie nie przegapią więc okazji do zaatakowania rady, by przygotować grunt pod wprowadzenie do niej odpowiadających im "ekspertów".
Niezależność banków centralnych jest solą w oku polityków na całym świecie. W krajach cywilizowanych bank centralny i rząd wraz z ministerstwem finansów próbują osiągnąć kompromis i skoordynować politykę monetarną z fiskalną. W krajach mniej cywilizowanych, do których zalicza się Polska, priorytetem polityków jest dobro własne. Stąd regularne potyczki między dwiema instytucjami kształtującymi naszą politykę gospodarczą. Do dziś w tej wojnie bitwy wygrywał raczej NBP.
Ocaleni przed krachem
Praprzyczyną zaostrzania się konfliktu między bankiem centralnym a rządem jest stan gospodarki. W Polsce konsumpcyjne i inwestycyjne rozpasanie w latach 1995-1998 mierzono wskaźnikami dwucyfrowymi. Gospodarczy "cud nad Wisłą" miał jednak nietrwałe fundamenty, bo bilans obrotów bieżących zamknął się w końcu 1999 r. katastrofalnym deficytem w wysokości niemal 10 proc. PKB. "Studzenia" gospodarki w celu zapobieżenia kryzysowi walutowemu (wówczas kryzysy takie szalały na świecie, by wspomnieć azjatycki i rosyjski) można było dokonać w sposób dwojaki: zaostrzając politykę fiskalną, czyli zmniejszając deficyt budżetowy przez podwyżkę podatków lub obniżkę wydatków, albo zaostrzając politykę monetarną. Deficyt budżetu z 2 proc. PKB w 1999 r. wzrósł do 4,3 proc. w 2001 r., więc NBP rozpoczął serię podwyżek stóp procentowych z 13 proc. w 1999 r. do 19 proc. w początkach 2001 r. Do dziś zbiera cięgi za "schłodzenie" naszej gospodarki, choć wyręczył nieodpowiedzialnych polityków, którzy zadłużali państwo. Bank centralny zwalczył groźbę kryzysu walutowego, rząd przegrał wzrost gospodarczy. 1:0 dla NBP.
Ocaleni przed inflacją
Kolejnym punktem zapalnym stała się kwestia inflacji i wysokości stóp procentowych. RPP zbiła inflację z 13 proc. w początkach 1998 r. do około procentu w połowie 2003 r. Jest to jej bezsprzeczny sukces. Stopy procentowe NBP obni-
żono w tym czasie z 23,5 proc. do 5,25 proc. Obniżki stóp były jednak w przekonaniu wielu polityków (i części ekonomistów) zbyt niskie, by znacząco wpłynąć na zmniejszenie oprocentowania kredytów w bankach komercyjnych, a tym samym ożywić gospodarkę. Oprocentowanie kredytów dla osób prywatnych i firm spadło z około 20 proc. w końcu 1998 r. do
10 proc. w połowie 2003 r. Finansowanie deficytu budżetowego przez banki komercyjne wzrosło zaś z
50 mld zł w 1998 r. do 100 mld zł w połowie tego roku. Zarazem odsetek udzielonych kredytów, które mogą nie zostać spłacone, wzrósł na koniec 2002 r. do 20 proc. dla całego sektora bankowego. Rząd skwapliwie wykorzystuje więc opinię dość solidnego kredytobiorcy i zwiększa deficyt budżetowy oraz emisje obligacji, które kupują głównie banki. Rząd i przedsiębiorcy konkurują więc w bankach o te same kredyty. Oczywiście, banki wolą ich udzielać rządowi. NBP wygrywa bitwę z inflacją, a rząd o kredyty dla budżetu. Remis 1:1. Tyle że dla polskiej gospodarki jest on fatalny.
Ocalić rezerwy!
Ostatnia bitwa między rządem a NBP i obecną RPP rozegra się o tzw. rezerwę rewaluacyjną banku centralnego. Najpierw rząd musi jednak dobrać się do rezerw walutowych NBP, na które składają się głównie dolary i euro oraz trochę złota. Od początku lat 90. bank centralny częściej skupował, niż sprzedawał, waluty, wymieniając je na złote po kursach obowiązujących w przeszłości. Różnica między średnią ceną nabycia rezerw walutowych (np. 2,5 zł za dolara) a ich wartością przeliczaną po obecnym kursie (np. 4 zł za dolara) to właśnie rezerwa rewaluacyjna - wyłącznie zapis księgowy. Rząd chciałby wykorzystać ją do finansowania dziury budżetowej, co w praktyce oznacza prymitywny dodruk pustego pieniądza. Pozyskanie środków z tej rezerwy wymagałoby sprzedania odpowiedniej liczby walut. Obecne rezerwy NBP pozwalają, w razie kryzysu walutowego, na pokrycie wszystkich wyemitowanych złotówek i części depozytów w bankach, ale nie starczą na pokrycie nawet połowy kredytów walutowych zaciągniętych przez rząd, polskie firmy i gospodarstwa domowe (około 82 mld USD). Rezerw walutowych nie mamy więc wcale za dużo!
Wydaje się, że tę bitwę również wygrają bank centralny i rada. W najbliższych miesiącach przekonamy się, czy nowi członkowie RPP zostaną "poproszeni" o podpisanie godzącego w NBP cyrografu o ekspansywnej polityce monetarnej (czyli zgody na dodruk pieniądza) i aktywnej polityce walutowej (czyli dewaluacji złotego). Dlatego zawczasu warto przyszłym członkom przypomnieć, że obowiązkiem NBP jest ponoszenie "odpowiedzialności za wartość polskiego pieniądza" i "utrzymanie stabilnego poziomu cen", a nie spełnianie zachcianek rządu. W innym wypadku będzie to nie zwycięstwo rządu, lecz gol samobójczy dla Polski.
Więcej możesz przeczytać w 30/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.