Rzeczą dziennikarza jest bezlitosne wykorzystanie przecieków
Konfuzja, jakiej doznał Leszek Miller, posługując się w Sejmie nieprawdziwą informacją wydrukowaną w "Życiu Warszawy", odnowiła dyskusję o zakresie i swobodzie wypowiedzi dziennikarskiej. Odżyły głosy o potrzebie twardego egzekwowania odpowiedzialności za słowo i rygorystycznego dyscyplinowania mediów. Raz jeszcze zarzucono dziennikarzom, że nadużywają wolności, kiedy ujawniają wiadomości przeciekające ze struktur rządowych, służb specjalnych, policji czy prokuratury, więc powinna ich spotkać za to surowa kara.
Trudno o większe nieporozumienie. Chęć represjonowania dziennikarzy za opublikowanie sensacji przekazanej sekretnie przez ludzi władzy przypomina słynną radę Lecha Wałęsy, aby zbić termometr pokazujący podwyższoną temperaturę chorego organizmu. Przecież media są właśnie od tego, by tropić i ogłaszać w blasku jupiterów największe tajemnice władzy. Taką pozycję zapewnia dziennikarzom prawo, mocno broniąc tajemnicy ich zawodu, możliwej do uchylenia wyłącznie przez sąd. I to jedynie przy ustalaniu sprawców najcięższych zbrodni.
Ta szczególna pozycja zawodu dziennikarskiego ma swoje uzasadnienie w kontrolnej funkcji mediów. W systemie demokratycznym bezustannie patrzą one władzy na ręce, wydobywając i komentując najdrobniejsze nawet jej potknięcia. Podczas wykonywania tego zadania dziennikarze niejednokrotnie wchodzą w posiadanie informacji, które z mocy prawa powinny pozostać poufne. Podają je jednak do wiadomości publicznej, bo tego wymaga dobro badanej sprawy. Za to właśnie ludzie władzy ciskają na nich gromy i oskarżają o łamanie przepisów dotyczących tajemnicy państwowej. A przecież to nie powinnością dziennikarzy jest przestrzeganie owych rygorów. Od strzeżenia tajemnic są funkcjonariusze i urzędnicy. To oni naruszają prawo, dokonując przecieku. Rzeczą dziennikarza jest bezlitosne wykorzystanie takiego przekazu. Na tym polega kontrolna funkcja mediów.
Dochodzi u nas w tej sprawie do wielu nieporozumień. Często oczekuje się od dziennikarzy, żeby zrezygnowali z roli termometru i zajęli się podtrzymywaniem zbiorowego zdrowia społeczeństwa.
Jasne, że zawód dziennikarza ma także coś z przewodnika i nauczyciela, ale w pierwszej kolejności polega na tropieniu, zwłaszcza nieprawidłowości, które rządzący chcieliby ukryć. Bez takiej roli dziennikarstwa demokracja byłaby ułomna i prędzej czy później narażona na autorytarną infekcję. Zamiast się więc obrażać na termometr, lepiej się zająć leczeniem choroby, aby szybciej odzyskać zdrowie.
Trudno o większe nieporozumienie. Chęć represjonowania dziennikarzy za opublikowanie sensacji przekazanej sekretnie przez ludzi władzy przypomina słynną radę Lecha Wałęsy, aby zbić termometr pokazujący podwyższoną temperaturę chorego organizmu. Przecież media są właśnie od tego, by tropić i ogłaszać w blasku jupiterów największe tajemnice władzy. Taką pozycję zapewnia dziennikarzom prawo, mocno broniąc tajemnicy ich zawodu, możliwej do uchylenia wyłącznie przez sąd. I to jedynie przy ustalaniu sprawców najcięższych zbrodni.
Ta szczególna pozycja zawodu dziennikarskiego ma swoje uzasadnienie w kontrolnej funkcji mediów. W systemie demokratycznym bezustannie patrzą one władzy na ręce, wydobywając i komentując najdrobniejsze nawet jej potknięcia. Podczas wykonywania tego zadania dziennikarze niejednokrotnie wchodzą w posiadanie informacji, które z mocy prawa powinny pozostać poufne. Podają je jednak do wiadomości publicznej, bo tego wymaga dobro badanej sprawy. Za to właśnie ludzie władzy ciskają na nich gromy i oskarżają o łamanie przepisów dotyczących tajemnicy państwowej. A przecież to nie powinnością dziennikarzy jest przestrzeganie owych rygorów. Od strzeżenia tajemnic są funkcjonariusze i urzędnicy. To oni naruszają prawo, dokonując przecieku. Rzeczą dziennikarza jest bezlitosne wykorzystanie takiego przekazu. Na tym polega kontrolna funkcja mediów.
Dochodzi u nas w tej sprawie do wielu nieporozumień. Często oczekuje się od dziennikarzy, żeby zrezygnowali z roli termometru i zajęli się podtrzymywaniem zbiorowego zdrowia społeczeństwa.
Jasne, że zawód dziennikarza ma także coś z przewodnika i nauczyciela, ale w pierwszej kolejności polega na tropieniu, zwłaszcza nieprawidłowości, które rządzący chcieliby ukryć. Bez takiej roli dziennikarstwa demokracja byłaby ułomna i prędzej czy później narażona na autorytarną infekcję. Zamiast się więc obrażać na termometr, lepiej się zająć leczeniem choroby, aby szybciej odzyskać zdrowie.
Więcej możesz przeczytać w 30/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.