Gdyby nie wolne media, większość afer w Polsce nigdy nie ujrzałaby światła dziennego
Prasa musi mieć swobodę mówienia wszystkiego, by niektórzy ludzie nie mieli swobody robienia wszystkiego" - stwierdził Louis Terrenoire, francuski dziennikarz i polityk. Z tego właśnie powodu opublikowaliśmy artykuł "To tylko mafia" (nr 29), w którym cytowaliśmy sensacyjne zeznania Jarosława Sokołowskiego (Masy) o powiązaniach przestępczego podziemia ze światem polityki i biznesu. "Jeżeli informacje [z zeznań Masy] są prawdziwe, to będzie wielka awantura polityczna"- powiedziała w TVN 24 Aleksandra Jakubowska, szefowa gabinetu politycznego premiera Millera.
Uderzyliśmy w stół i odezwały się nożyce: władze SLD złożyły do sądu pozew o ochronę dóbr osobistych przeciwko redaktorowi naczelnemu tygodnika "Wprost" i autorowi artykułu "To tylko mafia". To próba odwrócenia uwagi opinii publicznej od treści zeznań Masy, które pokazują, jak rodziła się polska mafia. Zaatakowano tygodnik "Wprost", strasząc nas sądem i prokuraturą. Tymczasem zrobiliśmy tylko to, co dawno powinny zrobić organy ścigania i wymiar sprawiedliwości - zajęliśmy się prawdziwą gangreną polskiego życia publicznego, czyli oplataniem państwa przez mafię.
Kultura tajności kontra kultura jawności
"Gdybym miał wybierać między wolnością dla władzy wykonawczej a wolnością mediów, wybrałbym to drugie" - stwierdził Thomas Jefferson, ojciec amerykańskiej demokracji. Choć formalnie współczesne demokracje mają zapisany w konstytucji Monteskiuszowski trójpodział władzy, de facto respektują Jeffersonowski czwórpodział - uwzględniając władzę mediów. Wprost formułuje to pierwsza poprawka do konstytucji Stanów Zjednoczonych: "Kongres nie może stanowić ustaw (...) ograniczających wolność słowa lub prasy". W USA nie można zakazać żadnej publikacji, nawet gdyby zagrażała ona narodowemu bezpieczeństwu. Pierwszą poprawkę wprowadzono dlatego, że klasyczny trójpodział władzy nie chroni społeczeństwa przed zmonopolizowaniem władzy przez jedną opcję posiadającą przewagę w rządzie, parlamencie i sądach. Zachodni politycy doszli do wniosku, że Jeffersonowski czwórpodział ostatecznie opłaca się także im, bo chroni partie przed degrengoladą i zniknięciem ze sceny politycznej.
W demokratycznej Europie ważne konsekwencje dla wolności mediów miało aresztowanie w 1962 r. Rudolfa Augsteina, wydawcy tygodnika "Der Spiegel". Trafił on na trzy miesiące do więzienia za to, że ujawnił plany niemieckiej obrony cywilnej na wypadek wojny. Trybunał Konstytucyjny Augsteina uniewinnił: wygrała czwarta władza, bo afera doprowadziła do dymisji rządu wielkiej koalicji CDU-SPD. W 1989 r. w Wielkiej Brytanii aresztowano Clive'a Pontinga, urzędnika państwowego, który ujawnił mediom, że podczas wojny o Falklandy Royal Navy zatopiła argentyński krążownik "Belgrano" z 600-osobową załogą. Choć Ponting przesiedział w więzieniu sześć miesięcy, ostatecznie ława przysięgłych uwolniła go od winy i kary. Obecnie w Europie dominują rozwiązania skandynawskie (przynajmniej w praktyce sądowej). W Szwecji nie dość, że dziennikarze mają absolutną swobodę publikowania wszystkiego, to jeszcze prawo pozwala urzędnikom jawnie albo anonimowo przekazywać mediom informacje, także tajne. Nikt nie ma przy tym prawa starać się o identyfikację ujawniającej je osoby. Podobne rozwiązania przyjęto w 1996 r. w Irlandii. Ówczesna minister stanu Ethne Fitzgerald stwierdziła: "Raz na zawsze odrzucamy kulturę tajności, którą w latach 20. nasze instytucje publiczne odziedziczyły w spadku po ustawodawstwie brytyjskim. Zastępujemy ją kulturą jawności, opartą na wolnym dostępie do informacji". Są oczywiście wyjątki, na przykład Grecja, gdzie dziennikarze nie mają prawa odmówić sądowi podania źródła poufnych informacji.
Media obywatelskie
Gdyby nie wolne media, praktycznie żadna afera z udziałem polityków czy funkcjonariuszy państwa nie ujrzałaby światła dziennego. To "Rzeczpospolita" ujawniła korupcję w Ministerstwie Obrony. Wojskowe Służby Informacyjne tylko "prowadziły działania" i "miały informacje", ale brakowało im dowodów, które zebrała gazeta, i woli prowadzenia tej sprawy. Dopiero po publikacji wszczęto śledztwo, w wyniku którego aresztowano Zbigniewa Farmusa, asystenta zdymisjowanego wiceministra obrony Romualda Szeremietiewa. To publikacje "Gazety Wyborczej" i "Rzeczpospolitej" doprowadziły do odwołania Aleksandra Naumana ze stanowiska szefa Narodowego Funduszu Zdrowia, mimo że sam premier ręczył za to, że Nauman jest uczciwym człowiekiem. Tymczasem gazety ujawniły, że w czasie gdy był on wiceministrem zdrowia, spółka Kobieta +50, którą kierowała jego konkubina, otrzymywała intratne kontrakty z Mazowieckiej Kasy Chorych.
To w tygodniku "Wprost" napisaliśmy, że turecki biznesmen Vahap Toy, który obiecywał, że za 6 mld dolarów zbuduje pod Białą Podlaską międzynarodowe lotnisko i polskie Las Vegas, nie ma pieniędzy na taką inwestycję, a chce tylko wyłudzić od gminy ziemię, żeby ją potem zastawić w bankach. Władze samorządowe dawały wiarę zapewnieniom Toya i szykowały się do wycięcia 500 ha lasów. Dopiero po kampanii w mediach urząd wojewódzki nie przedłużył Turkowi prawa pobytu w Polsce, a ostatnio zainteresowała się nim prokuratura.
Prasowy wymiar sprawiedliwości
Niedawno "Rzeczpospolita" poinformowała, że z policyjnego podsłuchu wynika, iż Andrzej Jagiełło, wówczas poseł SLD, zadzwonił do jednego ze starachowickich samorządowców i ostrzegł go przed planowaną akcją Centralnego Biura Śledczego. Policja i prokuratura wiedziały o całej sprawie od miesięcy, ale do chwili publikacji nie podjęły istotnych kroków. Jak kąśliwie zauważył poseł Jan Rokita, w ciągu sześciu dni po publikacji prokuratura wykonała pracę, której nie mogła wykonać przez prawie cztery miesiące.
Dwa tygodnie temu we Włocławku rozpoczął się proces sędziego Zbigniewa Wielkanowskiego z Torunia, któremu zarzucono składanie fałszywych zeznań. Badane są okoliczności kupna przez sędziego mercedesa oraz zlecanie dwojgu wybranym adwokatom obrony z urzędu, dzięki czemu zarobili oni ponad 200 tys. zł. Wielkanowski zasłynął też z orzekania nawiązek na rzecz klubu strzeleckiego Magnum w Toruniu, w którym bawili się razem sędziowie, prokuratorzy i członkowie przestępczego półświatka. Wszystkie te wątki oraz powiązania sędziego z szefem toruńskiego podziemia Edwardem Śmigielskim (Tatą) ujawniła "Rzeczpospolita".
Opieszałe działanie prokuratury, a także błędy sędziów często uniemożliwiają ukaranie winnych. W 1994 r. po publikacjach "Wprost" i "Gazety Wyborczej" prokuratura zarzuciła trzynastu osobom z kierownictwa holdingu Elektromis przestępstwa gospodarcze (m.in. oszustwa celne). Wyrok zapadł po pięciu latach (czterech oskarżonych zostało skazanych na karę od 2,5 do 4 lat więzienia), ale ze względów proceduralnych został uchylony. Sprawą ponownie zajął się Sąd Rejonowy w Poznaniu. Z powodu przedawnienia umorzono jednak kilka zarzutów i w rezultacie czterech oskarżonych skazano na kary więzienia w zawieszeniu.
Tygodnik "Wprost" zdemaskował jesienią zeszłego roku siatkę pedofilów. Dzięki informacjom i dowodom zebranym przez naszych dziennikarzy do aresztu trafiło do tej pory siedmiu przestępców. Prokuratura planuje kolejne zatrzymania. Pedofile handlowali poprzez Internet zdjęciami i filmami pornograficznymi, w których występowały kilkuletnie dzieci. Wykorzystywali je także seksualnie. I w tej sprawie prokuratura postępuje wyjątkowo opieszale, niwecząc pracę dziennikarzy i policjantów z Centralnego Biura Śledczego.
To dziennikarze "Gazety Wyborczej" i Radia Łódź rozpracowali, a potem opisali (w artykule "Łowcy skór"), jak w łódzkim pogotowiu przez lata handlowano informacjami o zgonach pacjentów, a nawet ich uśmiercano. Dopiero dwa dni przed publikacją łódzka prokuratura apelacyjna wszczęła śledztwo w sprawie "zabójstw dokonywanych w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie", czyli dla pieniędzy z handlu skórami.
Niedawno "Super Express" ujawnił, że osoby ze stowarzyszenia Ordynacka przez państwowe i prywatne firmy przejęły Daewoo Towarzystwo Ubezpieczeniowe SA. Daewoo straciło na tym 200-400 mln zł.
Bić wolne media, czyli obrona przez atak
Kieszonkowcy, by uniknąć schwytania i odwrócić od siebie uwagę, krzyczą często "łapaj złodzieja!" i stają na czele pościgu. Procesy wytoczone dziennikarzom i tytułom prasowym, które bronią prawa obywateli do informacji, można liczyć na tysiące. Wiele z nich jest świadectwem bezczelności tych, którzy złamali prawo i zostali na tym przez media przyłapani. Niedawno sędzia Wielkanowski złożył doniesienie do prokuratury na Macieja Łukasiewicza, redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej", za to, że gazeta nie wydrukowała sprostowania (nie spełniającego kryteriów sprostowania).
Na szczęście, wolne media mają wsparcie opinii publicznej. Jak wynika z badań CBOS, 59 proc. Polaków domaga się, by dziennikarze, nie czekając na wyroki sądów i rezultaty innych postępowań, informowali o ciemnych stronach polityki, na przykład o aferach korupcyjnych. Naprawdę służy to i społeczeństwu, i politykom.
Uderzyliśmy w stół i odezwały się nożyce: władze SLD złożyły do sądu pozew o ochronę dóbr osobistych przeciwko redaktorowi naczelnemu tygodnika "Wprost" i autorowi artykułu "To tylko mafia". To próba odwrócenia uwagi opinii publicznej od treści zeznań Masy, które pokazują, jak rodziła się polska mafia. Zaatakowano tygodnik "Wprost", strasząc nas sądem i prokuraturą. Tymczasem zrobiliśmy tylko to, co dawno powinny zrobić organy ścigania i wymiar sprawiedliwości - zajęliśmy się prawdziwą gangreną polskiego życia publicznego, czyli oplataniem państwa przez mafię.
Kultura tajności kontra kultura jawności
"Gdybym miał wybierać między wolnością dla władzy wykonawczej a wolnością mediów, wybrałbym to drugie" - stwierdził Thomas Jefferson, ojciec amerykańskiej demokracji. Choć formalnie współczesne demokracje mają zapisany w konstytucji Monteskiuszowski trójpodział władzy, de facto respektują Jeffersonowski czwórpodział - uwzględniając władzę mediów. Wprost formułuje to pierwsza poprawka do konstytucji Stanów Zjednoczonych: "Kongres nie może stanowić ustaw (...) ograniczających wolność słowa lub prasy". W USA nie można zakazać żadnej publikacji, nawet gdyby zagrażała ona narodowemu bezpieczeństwu. Pierwszą poprawkę wprowadzono dlatego, że klasyczny trójpodział władzy nie chroni społeczeństwa przed zmonopolizowaniem władzy przez jedną opcję posiadającą przewagę w rządzie, parlamencie i sądach. Zachodni politycy doszli do wniosku, że Jeffersonowski czwórpodział ostatecznie opłaca się także im, bo chroni partie przed degrengoladą i zniknięciem ze sceny politycznej.
W demokratycznej Europie ważne konsekwencje dla wolności mediów miało aresztowanie w 1962 r. Rudolfa Augsteina, wydawcy tygodnika "Der Spiegel". Trafił on na trzy miesiące do więzienia za to, że ujawnił plany niemieckiej obrony cywilnej na wypadek wojny. Trybunał Konstytucyjny Augsteina uniewinnił: wygrała czwarta władza, bo afera doprowadziła do dymisji rządu wielkiej koalicji CDU-SPD. W 1989 r. w Wielkiej Brytanii aresztowano Clive'a Pontinga, urzędnika państwowego, który ujawnił mediom, że podczas wojny o Falklandy Royal Navy zatopiła argentyński krążownik "Belgrano" z 600-osobową załogą. Choć Ponting przesiedział w więzieniu sześć miesięcy, ostatecznie ława przysięgłych uwolniła go od winy i kary. Obecnie w Europie dominują rozwiązania skandynawskie (przynajmniej w praktyce sądowej). W Szwecji nie dość, że dziennikarze mają absolutną swobodę publikowania wszystkiego, to jeszcze prawo pozwala urzędnikom jawnie albo anonimowo przekazywać mediom informacje, także tajne. Nikt nie ma przy tym prawa starać się o identyfikację ujawniającej je osoby. Podobne rozwiązania przyjęto w 1996 r. w Irlandii. Ówczesna minister stanu Ethne Fitzgerald stwierdziła: "Raz na zawsze odrzucamy kulturę tajności, którą w latach 20. nasze instytucje publiczne odziedziczyły w spadku po ustawodawstwie brytyjskim. Zastępujemy ją kulturą jawności, opartą na wolnym dostępie do informacji". Są oczywiście wyjątki, na przykład Grecja, gdzie dziennikarze nie mają prawa odmówić sądowi podania źródła poufnych informacji.
Media obywatelskie
Gdyby nie wolne media, praktycznie żadna afera z udziałem polityków czy funkcjonariuszy państwa nie ujrzałaby światła dziennego. To "Rzeczpospolita" ujawniła korupcję w Ministerstwie Obrony. Wojskowe Służby Informacyjne tylko "prowadziły działania" i "miały informacje", ale brakowało im dowodów, które zebrała gazeta, i woli prowadzenia tej sprawy. Dopiero po publikacji wszczęto śledztwo, w wyniku którego aresztowano Zbigniewa Farmusa, asystenta zdymisjowanego wiceministra obrony Romualda Szeremietiewa. To publikacje "Gazety Wyborczej" i "Rzeczpospolitej" doprowadziły do odwołania Aleksandra Naumana ze stanowiska szefa Narodowego Funduszu Zdrowia, mimo że sam premier ręczył za to, że Nauman jest uczciwym człowiekiem. Tymczasem gazety ujawniły, że w czasie gdy był on wiceministrem zdrowia, spółka Kobieta +50, którą kierowała jego konkubina, otrzymywała intratne kontrakty z Mazowieckiej Kasy Chorych.
To w tygodniku "Wprost" napisaliśmy, że turecki biznesmen Vahap Toy, który obiecywał, że za 6 mld dolarów zbuduje pod Białą Podlaską międzynarodowe lotnisko i polskie Las Vegas, nie ma pieniędzy na taką inwestycję, a chce tylko wyłudzić od gminy ziemię, żeby ją potem zastawić w bankach. Władze samorządowe dawały wiarę zapewnieniom Toya i szykowały się do wycięcia 500 ha lasów. Dopiero po kampanii w mediach urząd wojewódzki nie przedłużył Turkowi prawa pobytu w Polsce, a ostatnio zainteresowała się nim prokuratura.
Prasowy wymiar sprawiedliwości
Niedawno "Rzeczpospolita" poinformowała, że z policyjnego podsłuchu wynika, iż Andrzej Jagiełło, wówczas poseł SLD, zadzwonił do jednego ze starachowickich samorządowców i ostrzegł go przed planowaną akcją Centralnego Biura Śledczego. Policja i prokuratura wiedziały o całej sprawie od miesięcy, ale do chwili publikacji nie podjęły istotnych kroków. Jak kąśliwie zauważył poseł Jan Rokita, w ciągu sześciu dni po publikacji prokuratura wykonała pracę, której nie mogła wykonać przez prawie cztery miesiące.
Dwa tygodnie temu we Włocławku rozpoczął się proces sędziego Zbigniewa Wielkanowskiego z Torunia, któremu zarzucono składanie fałszywych zeznań. Badane są okoliczności kupna przez sędziego mercedesa oraz zlecanie dwojgu wybranym adwokatom obrony z urzędu, dzięki czemu zarobili oni ponad 200 tys. zł. Wielkanowski zasłynął też z orzekania nawiązek na rzecz klubu strzeleckiego Magnum w Toruniu, w którym bawili się razem sędziowie, prokuratorzy i członkowie przestępczego półświatka. Wszystkie te wątki oraz powiązania sędziego z szefem toruńskiego podziemia Edwardem Śmigielskim (Tatą) ujawniła "Rzeczpospolita".
Opieszałe działanie prokuratury, a także błędy sędziów często uniemożliwiają ukaranie winnych. W 1994 r. po publikacjach "Wprost" i "Gazety Wyborczej" prokuratura zarzuciła trzynastu osobom z kierownictwa holdingu Elektromis przestępstwa gospodarcze (m.in. oszustwa celne). Wyrok zapadł po pięciu latach (czterech oskarżonych zostało skazanych na karę od 2,5 do 4 lat więzienia), ale ze względów proceduralnych został uchylony. Sprawą ponownie zajął się Sąd Rejonowy w Poznaniu. Z powodu przedawnienia umorzono jednak kilka zarzutów i w rezultacie czterech oskarżonych skazano na kary więzienia w zawieszeniu.
Tygodnik "Wprost" zdemaskował jesienią zeszłego roku siatkę pedofilów. Dzięki informacjom i dowodom zebranym przez naszych dziennikarzy do aresztu trafiło do tej pory siedmiu przestępców. Prokuratura planuje kolejne zatrzymania. Pedofile handlowali poprzez Internet zdjęciami i filmami pornograficznymi, w których występowały kilkuletnie dzieci. Wykorzystywali je także seksualnie. I w tej sprawie prokuratura postępuje wyjątkowo opieszale, niwecząc pracę dziennikarzy i policjantów z Centralnego Biura Śledczego.
To dziennikarze "Gazety Wyborczej" i Radia Łódź rozpracowali, a potem opisali (w artykule "Łowcy skór"), jak w łódzkim pogotowiu przez lata handlowano informacjami o zgonach pacjentów, a nawet ich uśmiercano. Dopiero dwa dni przed publikacją łódzka prokuratura apelacyjna wszczęła śledztwo w sprawie "zabójstw dokonywanych w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie", czyli dla pieniędzy z handlu skórami.
Niedawno "Super Express" ujawnił, że osoby ze stowarzyszenia Ordynacka przez państwowe i prywatne firmy przejęły Daewoo Towarzystwo Ubezpieczeniowe SA. Daewoo straciło na tym 200-400 mln zł.
Bić wolne media, czyli obrona przez atak
Kieszonkowcy, by uniknąć schwytania i odwrócić od siebie uwagę, krzyczą często "łapaj złodzieja!" i stają na czele pościgu. Procesy wytoczone dziennikarzom i tytułom prasowym, które bronią prawa obywateli do informacji, można liczyć na tysiące. Wiele z nich jest świadectwem bezczelności tych, którzy złamali prawo i zostali na tym przez media przyłapani. Niedawno sędzia Wielkanowski złożył doniesienie do prokuratury na Macieja Łukasiewicza, redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej", za to, że gazeta nie wydrukowała sprostowania (nie spełniającego kryteriów sprostowania).
Na szczęście, wolne media mają wsparcie opinii publicznej. Jak wynika z badań CBOS, 59 proc. Polaków domaga się, by dziennikarze, nie czekając na wyroki sądów i rezultaty innych postępowań, informowali o ciemnych stronach polityki, na przykład o aferach korupcyjnych. Naprawdę służy to i społeczeństwu, i politykom.
JAROSŁAW KACZYŃSKI prezes Prawa i Sprawiedliwości Niejasne tłumaczenia prokuratury w oczywisty sposób pokazują, że zeznania, które przytacza "Wprost", są autentyczne. Tekst "To tylko mafia" ujawnia najcięższą sprawę ze wszystkich, które się dotychczas ukazały - fakt, że największy gang funkcjonował dlatego, że miał powiązania z życiem politycznym. I były to powiązania ponadpartyjne. Przypuszczamy, że opór będzie wściekły, bo zaczepiono ludzi nie tylko z jed- nej partii. Prokuratura w tej sprawie zachowuje się tak samo jak we wszystkich innych od dwóch lat - broni interesów politycznych elit, a nie porządku publicznego. JANUSZ WOJCIECHOWSKI wicemarszałek Sejmu, poseł PSL Można tylko ubolewać, że media tak wyprzedzają prace powołanych do ścigania instytucji. Fakt, że media dość łatwo zdobywają tego typu informacje, dobrze świadczy o prasie, a źle o stanie państwa. Prowadzone śledztwa nie dość, że trwają długo, to jeszcze nie są szczelne. Pokazujecie nie tylko patologię, ale także słabość zabezpieczeń, które powinny funkcjonować. ROMAN GIERTYCH wiceprzewodniczący Klubu Parlamentarnego LPR W normalnym kraju, gdyby gazety ujawniały informacje tajne specjalnego znaczenia, byłbym tego przeciwnikiem. To nie jest normalne, że publikuje się zeznania świadka w procesie karnym. Według mnie, mamy jednak do czynienia z sytuacją nadzwyczajną, wiele wskazuje bowiem na to, że żyjemy w kraju, w którym rządzi quasi-mafia. Stan wyższej konieczności usprawiedliwia prasę. LUDWIK DORN poseł PiS Tajemnica państwowa, dobro śledztwa to są bardzo ważne sprawy, ale jeżeli istnieją podejrzenia, że służą one jedynie pewnej grupie, to jednak w interesie publicznym leży ujawnianie tych faktów. Samo ujawnienie niczego nie zmienia, ono dopie-ro pozwala na rozpoczęcie procesu naprawczego. ZBIGNIEW WASSERMANN poseł PiS Sposób funkcjonowania naszych organów ścigania, całego wymiaru sprawiedliwości znajduje się w zapaści. To media alarmują, że trzeba się czymś zająć, bo sprawa wygląda na przestępstwo. Interes wymiaru sprawiedliwości i interes publiczny nie powinny być z sobą sprzeczne, a to się zdarza, ponieważ źle funkcjonuje wymiar sprawiedliwości. WŁODZIMIERZ NIEPORĘT poseł SLD Dziennikarz, podejmując się rozpowszechniania tajemnicy państwowej, powinien się godzić na wszystkie konsekwencje swego czynu. Jeżeli media ujawnią tajemnicę państwową, ale dzięki temu opinia publiczna się czegoś dowie, to ja nie jestem władny orzekać, czy zrobili dobrze, czy nie. Od tego jest sąd, który bada szkodliwość takiego czynu. JAN ROKITA poseł PO Tego typu informacje trzeba podawać do publicznej wiadomości ze szczególną ostrożnością, mając absolutne poczucie pewności i sprawiedliwości. W tej sprawie dziwi mnie to, że kierownictwo SLD nie zareagowało tak, jak ja zareagowałem na pomówienia premiera pod adresem Platformy Obywatelskiej - zażądałem natychmiastowego ujawnienia prawdy. Nie uważam, że odtajnienie fragmentów zeznań dotyczących świata politycznego może zaszkodzić śledztwu. Odwrotnie - może naprawić nasze życie publiczne, które powoli przestaje być miejscem pomówień, a staje się miejscem ujawniania prawdy. Prawda to jest klucz do tej sprawy. ANDRZEJ KRAJEWSKI Centrum Monitoringu Wolności Prasy Zarzut prokuratora, że artykuł "Wprost" to "nieuprawniona kompilacja", jest śmieszny, gdyż wiadomo, że rola dziennikarza nie polega na drukowaniu całości dokumentów, ale wyciąganiu z nich wniosków. Prokuratura przez dwa i pół roku nie poinformowała opinii publicznej, co zrobiła z fragmentami zeznań Masy dotyczącymi powiązań świata przestępczego z politykami. Zeznania Jarosława Sokołowskiego raz są traktowane poważnie (ileś osób idzie do więzienie i minister ogłasza, że odniósł sukces), a innym razem jako niewiarygodne. Coś jest nie tak. MACIEJ ŁUKASIEWICZ redaktor naczelny "Rzeczpospolitej" Takie teksty jak we "Wprost" powinny się ukazywać niezależnie od tego, jakie jest źródło informacji. Jeżeli ujawniono tajemnicę państwową, to winnych należy szukać nie wśród dziennikarzy, ale w aparacie władzy. Gazeta powinna tylko odpowiadać za publikowanie informacji, które szkodzą polskiej racji stanu. Wszystko, co służy oczyszczeniu tego bagna, jest potrzebne. MARIUSZ ZIOMECKI redaktor naczelny "Super Expressu" Bardzo ważne jest, aby obywatele dowiadywali się, co przedstawiciele elit władzy klasyfikują jako tajemnice państwowe, na przykład fakty wskazujące, że w Polsce działa jednak zorganizowana mafia, że istnieją trwałe i głębokie związki świata przestępczego ze światem polityki. Prokuratura skompromitowała się, bardziej interesując się dziennikarzami niż politycznymi wątkami zeznań Masy. MAREK ZAGÓRSKI redaktor naczelny "Życia Warszawy" Rola dziennikarzy polega na tym, by odkrywali to, co ich zdaniem, zasługuje na ujawnienie, chociaż być może według ustawodawcy czy urzędnika, lepiej byłoby wiele ukryć za paragrafami tajności i poufności. Dziennikarz, kierując się wyższym interesem i publikując informację uznaną za niejawną, tylko pozornie działa nielegalnie, w rzeczywistości wykonuje pracę społecznie użyteczną i słuszną. KAMILA CERAN dyrektor działu informacji Radia Zet Misją i celem dziennikarzy jest ujawnianie tajemnic, nawet jeśli są to tajemnice państwowe. Mam jednak wątpliwości dotyczące oddawania głosu przestępcom. Nie jestem przekonana, czy ich intencje służą naprawie świata. Każda sytuacja jest jednak indywidualna. Biorąc pod uwagę dyskusję, która się wywiązała, uważam publikację we "Wprost" za bardzo cenną. Dobrze, że ten materiał się ukazał. BOGUSŁAW CHRABOTA dyrektor programowy telewizji Polsat Jako dziennikarz jestem za wolnością słowa i za upublicznianiem ważnych spraw społecznych, politycznych, ale jestem również prawnikiem i mam świadomość, że ujawnianie pewnych treści podczas procesu może mu niekiedy zaszkodzić. W wypadku publikacji "Wprost" nic takiego jednak nie zachodzi. |
Więcej możesz przeczytać w 30/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.