Posunięta do absurdu polityczna poprawność zabija wolność publicznej debaty
Grubas to "osobnik horyzontalnie wyzywający", biedak - "człowiek mający skromne zasoby", impotent to "potencjalny konsument viagry", a prostytutka - "osoba ofiarująca się w charakterze towaru w celach zarobkowych". Język politycznej poprawności wielokrotnie wykpiwano, ale ideo-logia political correctness (PC), czyli odgórnie narzuconego kastrowania publicznej debaty ze skrajności (czytaj: wyrazistości), ma się świetnie, zwłaszcza w Europie. PC odegrała pożyteczną rolę w zwalczaniu rasizmu, ksenofobii czy nietolerancji, ale szybko zmieniła się we własną parodię - jak każda skrajność. Polska nie jest jeszcze poddana dyktaturze politycznej poprawności, dlatego w Komisji Europejskiej można usłyszeć, że w naszym kraju wciąż mamy do czynienia z grzechami (wedle kanonów PC) seksizmu, rasizmu i nietolerancji - w mediach, reklamie, edukacji czy polityce. Wkrótce Komisja Europejska ma rozpatrywać nową ustawę zakazującą dyskryminacji płci w reklamie, mediach i agencjach ubezpieczeniowych, co oznacza kolejne ograniczenie wolności publicznej debaty.
Turner kontra Sikorski
Ideologia politycznej poprawności to dzieło amerykańskiej lewicy z drugiej połowy lat 60. Zakłada ona, że świat składa się z dyskryminowanych mniejszości, które trzeba chronić, dokonując magicznych zabiegów językowych i narzucając różne zakazy. Political correctness wymyś-lono za oceanem w czasach, kiedy niełatwo było tym, którzy nie byli białymi anglosaskimi mężczyznami. I nie chodziło tu tylko o kobiety i Murzynów. Jeszcze w latach 70. dowcipy o Polakach były opowiadane nawet przez znanych polityków podczas publicznych wystąpień. Dzięki przyjęciu standardów politycznej popraw-ności kilka lat temu Radek Sikorski, wówczas wiceminister spraw zagranicznych, mógł żądać od Teda Turnera, współwłaściciela AOL Time Warner i twórcy CNN, przeprosin za publiczne przytoczenie dowcipu o polskim saperze (który szuka min z zasłoniętymi oczami). - PC ukształtowała nawyk mówienia z szacunkiem o innych na forum publicznym. Ludzie, którzy byli poza grą, dzięki nakazom tej ideologii mogli się w tej grze znaleźć - mówi prof. Krzysztof Michałek, amerykanista z Uniwersytetu Warszawskiego.
Jeszcze na początku lat 60.,w czasach gdy nie obowiązywała political correctness, Bruce Lee nie mógł zaistnieć w Hollywood, bo niechętnie widziano tam przedstawicieli żółtej rasy. Dzisiaj przemysł filmowy jest aż nadgorliwy w zatrudnianiu Afrykanów czy Azjatów i pokazywaniu ich z dobrej strony. Niedawno twórca rzeźby przedstawiającej trzech strażaków, którzy wznoszą flagę nad rumowiskiem WTC, jednemu z nich nadał rysy murzyńskie, a drugiemu latynoskie, mimo że na zdjęciu będącym wzorem dzieła widnieli trzej biali mężczyźni.
Niewolnicy politycznej poprawności
Największymi fanatykami PC okazali się nauczyciele akademiccy, co przyniosło fatalne rezultaty. Na wielu uniwersytetach obniżono wymagania tylko po to, by dostali się na nie przedstawiciele kolorowych społeczności.
Ameryka powoli odchodzi jednak od ortodoksyjnej politycznej poprawności. Dziś mówi się głośno o tym, że do wielu instytucji rządowych przyjmowano ludzi, którzy pasowali do nowych czasów kolorem skóry i płcią, ale nie kwalifikacjami. "Washington Post" opisywał niedawno historię czarnej agentki CIA, którą wysłano do Arabii Saudyjskiej, mimo że nie znała ani tego kraju, ani języka. Po szoku spowodowanym zamachami terrorystycznymi zmienił się też nieco język debaty o innych kulturach - dziś można już na przykład napisać o tym, że Afro-Amerykanie czy Arabowie nie garną się do ciężkiej pracy czy źle traktują kobiety. Jeszcze kilka lat temu takie uwagi byłyby uznane za przejaw rasizmu. Od kilku lat otwarcie mówi się w Ameryce, że przepisy dotyczące zwalczania seksizmu są zbyt ostre. W kinie tabu przełamał pod tym względem film "W sieci" z Demi Moore i Michaelem Douglasem, w którym to mężczyzna był napastowany seksualnie przez swoją szefową.
Gdy on mówi nie, ja zdejmuję sweter
We wrześniu Komisja Europejska ma rozpatrywać ustawę zakazującą dyskryminacji płci w reklamie, mediach i agencjach ubezpieczeniowych. Tekst projektu leży dziś w sejfie Anny Diamantopoulou, komisarza europejskiego ds. społecznych, która była inicjatorką ustawy. Gdy w czerwcu tego roku "Financial Times" opublikował główne tezy projektu, rozpętała się burza. Europejska Rada Nadawców, reprezentująca 29 korporacji medialnych, uznała projekt za "posunięcie przypominające cenzurę". - Gdy ustawa wejdzie w życie, należy się spodziewać załamania rynku reklamowego, upadku wielu czasopism bulwarowych, na przykład niemieckiego "Bilda" czy brytyjskiego "The Sun", oraz wielu prywatnych, głównie włoskich stacji telewizyjnych - mówi Angela Mills-
-Wade, dyrektor wykonawczy ERN.
Z danych organizacji feministycznej Meute wynika, że aż 47 proc. reklam wykorzystuje seksualne wizerunki kobiet i mężczyzn, 36 proc. tekstów w kolorowych magazynach dotyczy seksu, a 54 proc. ramówek telewizyjnych we Włoszech, Francji Belgii i Holandii zapełnionych jest programami, w których seks odgrywa podstawową rolę. Wedle projektu, większość tych programów zawiera elementy seksizmu i powinna być zakazana. Już kilka miesięcy temu we Francji zakazano reklamy bielizny firmy Barbara: na plakacie widnieje modelka w dezabilu, a pod nią napis "Gdy on mówi nie, ja zdejmuję sweter". Uznano, że w ten sposób robi się z kobiety prostytutkę.
Biustonosz męski
- Reklama, by była atrakcyjna, musi naruszać postulaty równości płci. Równie dobrze mężczyźni mogliby żądać usunięcia tych reklamówek, które pokazują ich jako niezguły bądź pantoflarzy - twierdzi Maciej Lach, przewodniczący polskiego Stowarzyszenia Rady Reklamy. Postulaty zwalczania seksizmu w reklamie mogą zresztą doprowadzić do aberracji: dlaczego bowiem tylko kobiety mają reklamować podpaski czy biustonosze, a mężczyźni piwo czy narzędzia? Dyskusja o wolności reklamy w związku z zarzutami seksizmu już się w Polsce toczy: w ubiegłym roku w magazynach "Aktivist", "City Magazine" i "Wysokie Obcasy" pojawiła się reklama stołecznego centrum handlowego Wola Park, przedstawiająca kobietę z końską uzdą w ustach. - Gdy kobieta znajdzie się w centrum handlowym, ogarnia ją szał zakupów. By nie przekroczyć granic rozsądku, musi sobie założyć uzdę - tłumaczy przesłanie współtwórca reklamy Kuba Kamiński. Feministki uznały, że kobieta została pokazana jako istota, bezwolnie poddająca się niskim instynktom.
Zgodnie z regułami PC, już wkrótce niedopuszczalne będzie krytykowanie ubioru kobiet piastujących ważne funkcje publiczne. Nie będzie też można pokazywać kobiet tak, by widać było ich seksualną atrakcyjność. - Gdy w telewizji pokazywane są gremia polityczne, operator kamery często zagląda obiektywem w dekolty kobiet lub pokazuje ich nogi. Tymczasem nikt przecież nie zagląda w rozporki polityków - mówi Wanda Nowicka, przewodnicząca Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Ten kij ma jednak dwa końce: niedopuszczalne będą także fotomontaże poprawiające wygląd kobiety bądź komputerowe upiększanie i poprawianie jej ciała. Kto wówczas będzie się pokazywał na okładkach pism dla panów?
Koniec Murzynka Bambo
W raporcie przygotowanym przez niemiecką firmę GHZ dla komisarz Anny Diamontopoulou możemy przeczytać, że polskie media prywatne nie wywiązują się z zawartych w koncesjach zobowiązań i do swoich ramówek wprowadzają programy erotyczne. Gdy wejdziemy do unii, na emisje takich programów potrzebne będą zezwolenia. Krystyna Łybacka, minister edukacji, potwierdza, że planowane jest usunięcie z podręczników ilustracji, na których tylko kobiety sprzątają i zajmują się potomstwem. Mają je zastąpić obrazki przedstawiające przy tych pracach także mężczyzn.
Raport zwraca również uwagę na to, że w polskich serialach niedostatecznie reprezentowani są przedstawiciele mniejszości narodowych. Pozytywną opinię uzyskała tylko "Rodzina zastępcza", gdzie występują Mongołka i Mulatka, a jeden z aktorów gra Cygana. W elementarzu Mariana Falskiego nie będzie już można czytać o Murzynku Bambo. Prawdopodobnie trzeba będzie też zapomnieć o słowie "Murzyn", bo Afrykanom mieszkającym w Polsce nie podoba się to określenie. Kilka lat temu studenci z Afryki protestowali przeciwko wykorzystaniu w demonstracji lekarzy transparentu z hasłem "Jesteśmy białymi murzynami".
Patrząc na niesłychaną ekspansję ideo-logii politycznej poprawności, warto pamiętać, że to lekarstwo często staje się gorsze od choroby. Posunięta do absurdu polityczna poprawność zabija wszak wolność publicznej debaty.
Turner kontra Sikorski
Ideologia politycznej poprawności to dzieło amerykańskiej lewicy z drugiej połowy lat 60. Zakłada ona, że świat składa się z dyskryminowanych mniejszości, które trzeba chronić, dokonując magicznych zabiegów językowych i narzucając różne zakazy. Political correctness wymyś-lono za oceanem w czasach, kiedy niełatwo było tym, którzy nie byli białymi anglosaskimi mężczyznami. I nie chodziło tu tylko o kobiety i Murzynów. Jeszcze w latach 70. dowcipy o Polakach były opowiadane nawet przez znanych polityków podczas publicznych wystąpień. Dzięki przyjęciu standardów politycznej popraw-ności kilka lat temu Radek Sikorski, wówczas wiceminister spraw zagranicznych, mógł żądać od Teda Turnera, współwłaściciela AOL Time Warner i twórcy CNN, przeprosin za publiczne przytoczenie dowcipu o polskim saperze (który szuka min z zasłoniętymi oczami). - PC ukształtowała nawyk mówienia z szacunkiem o innych na forum publicznym. Ludzie, którzy byli poza grą, dzięki nakazom tej ideologii mogli się w tej grze znaleźć - mówi prof. Krzysztof Michałek, amerykanista z Uniwersytetu Warszawskiego.
Jeszcze na początku lat 60.,w czasach gdy nie obowiązywała political correctness, Bruce Lee nie mógł zaistnieć w Hollywood, bo niechętnie widziano tam przedstawicieli żółtej rasy. Dzisiaj przemysł filmowy jest aż nadgorliwy w zatrudnianiu Afrykanów czy Azjatów i pokazywaniu ich z dobrej strony. Niedawno twórca rzeźby przedstawiającej trzech strażaków, którzy wznoszą flagę nad rumowiskiem WTC, jednemu z nich nadał rysy murzyńskie, a drugiemu latynoskie, mimo że na zdjęciu będącym wzorem dzieła widnieli trzej biali mężczyźni.
Niewolnicy politycznej poprawności
Największymi fanatykami PC okazali się nauczyciele akademiccy, co przyniosło fatalne rezultaty. Na wielu uniwersytetach obniżono wymagania tylko po to, by dostali się na nie przedstawiciele kolorowych społeczności.
Ameryka powoli odchodzi jednak od ortodoksyjnej politycznej poprawności. Dziś mówi się głośno o tym, że do wielu instytucji rządowych przyjmowano ludzi, którzy pasowali do nowych czasów kolorem skóry i płcią, ale nie kwalifikacjami. "Washington Post" opisywał niedawno historię czarnej agentki CIA, którą wysłano do Arabii Saudyjskiej, mimo że nie znała ani tego kraju, ani języka. Po szoku spowodowanym zamachami terrorystycznymi zmienił się też nieco język debaty o innych kulturach - dziś można już na przykład napisać o tym, że Afro-Amerykanie czy Arabowie nie garną się do ciężkiej pracy czy źle traktują kobiety. Jeszcze kilka lat temu takie uwagi byłyby uznane za przejaw rasizmu. Od kilku lat otwarcie mówi się w Ameryce, że przepisy dotyczące zwalczania seksizmu są zbyt ostre. W kinie tabu przełamał pod tym względem film "W sieci" z Demi Moore i Michaelem Douglasem, w którym to mężczyzna był napastowany seksualnie przez swoją szefową.
Gdy on mówi nie, ja zdejmuję sweter
We wrześniu Komisja Europejska ma rozpatrywać ustawę zakazującą dyskryminacji płci w reklamie, mediach i agencjach ubezpieczeniowych. Tekst projektu leży dziś w sejfie Anny Diamantopoulou, komisarza europejskiego ds. społecznych, która była inicjatorką ustawy. Gdy w czerwcu tego roku "Financial Times" opublikował główne tezy projektu, rozpętała się burza. Europejska Rada Nadawców, reprezentująca 29 korporacji medialnych, uznała projekt za "posunięcie przypominające cenzurę". - Gdy ustawa wejdzie w życie, należy się spodziewać załamania rynku reklamowego, upadku wielu czasopism bulwarowych, na przykład niemieckiego "Bilda" czy brytyjskiego "The Sun", oraz wielu prywatnych, głównie włoskich stacji telewizyjnych - mówi Angela Mills-
-Wade, dyrektor wykonawczy ERN.
Z danych organizacji feministycznej Meute wynika, że aż 47 proc. reklam wykorzystuje seksualne wizerunki kobiet i mężczyzn, 36 proc. tekstów w kolorowych magazynach dotyczy seksu, a 54 proc. ramówek telewizyjnych we Włoszech, Francji Belgii i Holandii zapełnionych jest programami, w których seks odgrywa podstawową rolę. Wedle projektu, większość tych programów zawiera elementy seksizmu i powinna być zakazana. Już kilka miesięcy temu we Francji zakazano reklamy bielizny firmy Barbara: na plakacie widnieje modelka w dezabilu, a pod nią napis "Gdy on mówi nie, ja zdejmuję sweter". Uznano, że w ten sposób robi się z kobiety prostytutkę.
Biustonosz męski
- Reklama, by była atrakcyjna, musi naruszać postulaty równości płci. Równie dobrze mężczyźni mogliby żądać usunięcia tych reklamówek, które pokazują ich jako niezguły bądź pantoflarzy - twierdzi Maciej Lach, przewodniczący polskiego Stowarzyszenia Rady Reklamy. Postulaty zwalczania seksizmu w reklamie mogą zresztą doprowadzić do aberracji: dlaczego bowiem tylko kobiety mają reklamować podpaski czy biustonosze, a mężczyźni piwo czy narzędzia? Dyskusja o wolności reklamy w związku z zarzutami seksizmu już się w Polsce toczy: w ubiegłym roku w magazynach "Aktivist", "City Magazine" i "Wysokie Obcasy" pojawiła się reklama stołecznego centrum handlowego Wola Park, przedstawiająca kobietę z końską uzdą w ustach. - Gdy kobieta znajdzie się w centrum handlowym, ogarnia ją szał zakupów. By nie przekroczyć granic rozsądku, musi sobie założyć uzdę - tłumaczy przesłanie współtwórca reklamy Kuba Kamiński. Feministki uznały, że kobieta została pokazana jako istota, bezwolnie poddająca się niskim instynktom.
Zgodnie z regułami PC, już wkrótce niedopuszczalne będzie krytykowanie ubioru kobiet piastujących ważne funkcje publiczne. Nie będzie też można pokazywać kobiet tak, by widać było ich seksualną atrakcyjność. - Gdy w telewizji pokazywane są gremia polityczne, operator kamery często zagląda obiektywem w dekolty kobiet lub pokazuje ich nogi. Tymczasem nikt przecież nie zagląda w rozporki polityków - mówi Wanda Nowicka, przewodnicząca Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Ten kij ma jednak dwa końce: niedopuszczalne będą także fotomontaże poprawiające wygląd kobiety bądź komputerowe upiększanie i poprawianie jej ciała. Kto wówczas będzie się pokazywał na okładkach pism dla panów?
Koniec Murzynka Bambo
W raporcie przygotowanym przez niemiecką firmę GHZ dla komisarz Anny Diamontopoulou możemy przeczytać, że polskie media prywatne nie wywiązują się z zawartych w koncesjach zobowiązań i do swoich ramówek wprowadzają programy erotyczne. Gdy wejdziemy do unii, na emisje takich programów potrzebne będą zezwolenia. Krystyna Łybacka, minister edukacji, potwierdza, że planowane jest usunięcie z podręczników ilustracji, na których tylko kobiety sprzątają i zajmują się potomstwem. Mają je zastąpić obrazki przedstawiające przy tych pracach także mężczyzn.
Raport zwraca również uwagę na to, że w polskich serialach niedostatecznie reprezentowani są przedstawiciele mniejszości narodowych. Pozytywną opinię uzyskała tylko "Rodzina zastępcza", gdzie występują Mongołka i Mulatka, a jeden z aktorów gra Cygana. W elementarzu Mariana Falskiego nie będzie już można czytać o Murzynku Bambo. Prawdopodobnie trzeba będzie też zapomnieć o słowie "Murzyn", bo Afrykanom mieszkającym w Polsce nie podoba się to określenie. Kilka lat temu studenci z Afryki protestowali przeciwko wykorzystaniu w demonstracji lekarzy transparentu z hasłem "Jesteśmy białymi murzynami".
Patrząc na niesłychaną ekspansję ideo-logii politycznej poprawności, warto pamiętać, że to lekarstwo często staje się gorsze od choroby. Posunięta do absurdu polityczna poprawność zabija wszak wolność publicznej debaty.
Więcej możesz przeczytać w 30/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.