Drogi Przyjacielu! Nasza ostatnia korespondencja poświęcona upodobaniom kulinarnym Polaków w świetle badań statystycznych skłoniła mnie do refleksji nad przemianami nadwiślańskiej diety. Bo po 1989 r. zmieniło się wiele.
Szara peerelowska rzeczywistość między mlecznym barem a pseudoelegancją Orbisu przemieniła się w świat, gdzie codziennością stali się kucharze z Włoch, Francji, Chin, Indii... Tym silniej stajemy się częścią społeczności międzynarodowej, im więcej jej przedstawicieli mamy między sobą. Obecność kuchni innych krajów jest tu wiarygodnym wskaźnikiem. Pod tym względem przechodzimy rewolucję, ale proces ten potrwa wiele lat, bo jeszcze nam daleko do obfitości Europy.
Wielki wpływ na kuchnię mają mody. Pierwsze ulegają im elity, polska klasa japiszonów chętnie wzoruje się na stylu życia swoich kolegów na Zachodzie, gdzie króluje dieta niskocholesterolowa, jada się dużo sałatek i owoców, a mięso tylko chude. Podobnie jak wszystkie europejskie regiony, dryfujemy ku kuchni śródziemnomorskiej, bo jest ona lekka, co bardziej pasuje do trybu życia współczesnego człowieka.
Jesteśmy narodem, który ciekaw jest obcych smakołyków i chętnie jada poza domem, a jednak na razie zagęszczenie gastronomiczne jest u nas podobno dziesięciokrotnie mniejsze niż w krajach UE. Jest to z pewnością kwestia czasu, no i pieniędzy, które ludzie muszą najpierw mieć, aby je potem wydać. Życzmy więc nie tylko sobie, ale i wszystkim dokoła, żeby ich kieszenie były coraz zasobniejsze, bo wtedy i powszechna dieta Polaków będzie się poprawiać.
O czym zapewnia szczerze oddany
Bikont Nadwiślański
Przyjacielu!
Żyjemy w czasach odrzutowców, promów kosmicznych, tak zwanej globalnej wioski i powszechnego przekonania o łatwości dostępu do dóbr wszelakich, niezależnie od miejsca ich wytworzenia. Chcę Ci jednak powiedzieć, że znam epoki spożywczo lepsze, w każdym razie lepsze dla naszego miasta. Wyobraź sobie, że przed pierwszą wojną codziennie przywożono do Krakowa świeże owoce morza z Dalmacji i Istrii, przywożono je pociągami, które wówczas kursowały znacznie szybciej i częściej, choć napędzała je para. Tymi parowozami jechały na lodzie ostrygi twardołupe, langustynki wąsiaste, groźne kraby i bezbronne mule. Jechały nie z powodu kaprysu Kulczyków tamtych czasów, lecz na zamówienie zakładów powszechnej użyteczności.
Przy rogu Wiślnej i Anny
- tam gdzie po II wojnie urządzono pedet, a dziś wabi zachodnią odzieżą Dom Towarowy Centrum - mieściła się przez lata wielopiętrowa restauracja Secesya.Gastronomiczny kombinat specjalizował się w przyrządzaniu świeżych płodów mórz południowych. Jego najważniejszą klientelą nie byli właściciele majątków na Podolu, lecz zwykli mieszczańscy klienci, świadomi tego, co jedzą, bowiem za urzędniczą pensję można było spędzać letnie miesiące we Włoszech czy na Istrii. Zostawmy już Kraków. Przestudiuj, przyjacielu, choćby kronikę miasta Poznania i niegdysiejsze inseraty tamtejszych sklepów delikatesowych i kolonialnych. Takiego poziomu zaopatrzenia jeszcze długo nie osiągniemy. Najważniejsze jednak, że próby trwają.
Twój RM
Wielki wpływ na kuchnię mają mody. Pierwsze ulegają im elity, polska klasa japiszonów chętnie wzoruje się na stylu życia swoich kolegów na Zachodzie, gdzie króluje dieta niskocholesterolowa, jada się dużo sałatek i owoców, a mięso tylko chude. Podobnie jak wszystkie europejskie regiony, dryfujemy ku kuchni śródziemnomorskiej, bo jest ona lekka, co bardziej pasuje do trybu życia współczesnego człowieka.
Jesteśmy narodem, który ciekaw jest obcych smakołyków i chętnie jada poza domem, a jednak na razie zagęszczenie gastronomiczne jest u nas podobno dziesięciokrotnie mniejsze niż w krajach UE. Jest to z pewnością kwestia czasu, no i pieniędzy, które ludzie muszą najpierw mieć, aby je potem wydać. Życzmy więc nie tylko sobie, ale i wszystkim dokoła, żeby ich kieszenie były coraz zasobniejsze, bo wtedy i powszechna dieta Polaków będzie się poprawiać.
O czym zapewnia szczerze oddany
Bikont Nadwiślański
Przyjacielu!
Żyjemy w czasach odrzutowców, promów kosmicznych, tak zwanej globalnej wioski i powszechnego przekonania o łatwości dostępu do dóbr wszelakich, niezależnie od miejsca ich wytworzenia. Chcę Ci jednak powiedzieć, że znam epoki spożywczo lepsze, w każdym razie lepsze dla naszego miasta. Wyobraź sobie, że przed pierwszą wojną codziennie przywożono do Krakowa świeże owoce morza z Dalmacji i Istrii, przywożono je pociągami, które wówczas kursowały znacznie szybciej i częściej, choć napędzała je para. Tymi parowozami jechały na lodzie ostrygi twardołupe, langustynki wąsiaste, groźne kraby i bezbronne mule. Jechały nie z powodu kaprysu Kulczyków tamtych czasów, lecz na zamówienie zakładów powszechnej użyteczności.
Przy rogu Wiślnej i Anny
- tam gdzie po II wojnie urządzono pedet, a dziś wabi zachodnią odzieżą Dom Towarowy Centrum - mieściła się przez lata wielopiętrowa restauracja Secesya.Gastronomiczny kombinat specjalizował się w przyrządzaniu świeżych płodów mórz południowych. Jego najważniejszą klientelą nie byli właściciele majątków na Podolu, lecz zwykli mieszczańscy klienci, świadomi tego, co jedzą, bowiem za urzędniczą pensję można było spędzać letnie miesiące we Włoszech czy na Istrii. Zostawmy już Kraków. Przestudiuj, przyjacielu, choćby kronikę miasta Poznania i niegdysiejsze inseraty tamtejszych sklepów delikatesowych i kolonialnych. Takiego poziomu zaopatrzenia jeszcze długo nie osiągniemy. Najważniejsze jednak, że próby trwają.
Twój RM
Homar na gorąco Przepis według książki Marii Marciszewskiej "Jak gotować" z lat 30. ubiegłego wieku Pokrajać gorącego homara w cząstki, ułożyć na półmisku, polać sosem truflowym, dodając nieco wina, albo ostrym sosem pomidorowym. Podać resztę sosu w sosjerce. Tak samo jak homara przyrządza się langusty, które są odmianą homara o olbrzymiej, długiej szyjce. Podaje się na zimno; szyjkę ostrożnie przekrajać od dołu, mięso wyjąć, nie naruszając skorupy. Langustę w całości układa się na półmisek, a mięso z szyjki pokrajane w plastry układa się na wierzchu, wzdłuż całej langusty. Chcąc podać langustę bardziej elegancko, zastudzić plasterki szyjki w galarecie rybiej, kładąc na każdy plasterek trufli. Potem dopiero układa się je na languście. Do niej podaje się sos majonezowy lub tatarski". |
Więcej możesz przeczytać w 30/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.