Rząd powinien ogłosić nowe hasło: "Każda władza bałagani i sprząta sama"
Minister sprawiedliwości i prokurator generalny w jednej osobie ma świętą rację, że opiera się przed posłaniem prokuratorów do parlamentu. Niech się raczej zajmują łapaniem złodziei i bandytów - zasugerował minister. Słusznie! Złośliwcy twierdzą wprawdzie, że nie ma w tej sprawie lepszego adresu od Wiejskiej, ale człowiek rozsądny nie powinien ulegać populistycznym emocjom. Zresztą pracownicy organów nie z jednego pieca władzy chleb z szynką jedli i bardzo sobie takie piece cenią, dlatego gmach przy Wiejskiej na pewno wywrze na nich korzystne wrażenie. Szkoda zatem, żeby marnowali czas.
Sen z powiek ministrowi-prokuratorowi powinien za to spędzać niesłychany bałagan, jaki zapanował w Polsce po upadku PRL. Plan państwowy, który był podstawą porządku, runął w gruzy. Rynek w to miejsce wprowadza chaos. A przecież o ileż łatwiej byłoby wszystkim żyć, gdyby kadencja władz pokrywała się nie tylko z kadencją wszystkich posad kierowniczych, ale również wszystkich inwestycji i w ogóle wszelkich biznesów z udziałem państwa. Jednolita władza, która sama siebie powołuje, kontroluje, sama zaczyna i kończy dane przedsięwzięcie gospodarcze, sama je rozlicza i sama uroczyście przekazuje dokumenty do archiwum do utajnienia na lat 50, jest marzeniem każdego statecznego obywatela. Minister Kurczuk mógłby odetchnąć: połowa, jeśli nie więcej, afer z głowy! Media przestałyby dręczyć czytelników opisem złodziejstw dokonanych przez ludzi, którzy odeszli wraz z rządem ze stanowisk, a wykrytych przez tych, którzy na te stanowiska nastali wraz z nowym rządem. Atmosfera publiczna znacznie by się poprawiła. Przyczyniłoby się to do zwiększenia wydajności pracy. Może zacząłby się dzięki temu tak pożądany wzrost gospodarczy? I to wszystko możemy osiągnąć drobnym zabiegiem: ustaleniem, że życie polityczne i gospodarcze w Polsce toczy się wypróbowanym rytmem pięciolatki - taką naszą odmianą greckiego teatru z jednością miejsca, czasu i bohaterów biznes akcji.
Moglibyśmy też oszczędzić na aparacie kontrolnym i administracji. Na przykład Najwyższa Izba Kontroli w tej sytuacji wydaje się nie tylko niepotrzebna, ale wręcz szkodliwa. Prokuratura nie musiałaby być nadmiernie obciążona, również finansowo, a jest w stanie krytycznym, gdyż byle prośba poselskiej komisji śledczej o kupienie billingów od operatora telefonów doprowadza ją na krawędź bankructwa. Rządowe billboardy z hasłem "Każda władza bałagani i sprząta sama", rozwieszone w urzędach i firmach państwowych, i konkurs pod patronatem prezydenta III RP: "Teraz Polska - kto najlepiej posprząta po sobie", mogłyby podnieść ducha w narodzie.
Na razie tracimy pieniądze, czas i nerwy na kolejne białe i czarne księgi otwarcia lub zamknięcia. Szkoda.
Sen z powiek ministrowi-prokuratorowi powinien za to spędzać niesłychany bałagan, jaki zapanował w Polsce po upadku PRL. Plan państwowy, który był podstawą porządku, runął w gruzy. Rynek w to miejsce wprowadza chaos. A przecież o ileż łatwiej byłoby wszystkim żyć, gdyby kadencja władz pokrywała się nie tylko z kadencją wszystkich posad kierowniczych, ale również wszystkich inwestycji i w ogóle wszelkich biznesów z udziałem państwa. Jednolita władza, która sama siebie powołuje, kontroluje, sama zaczyna i kończy dane przedsięwzięcie gospodarcze, sama je rozlicza i sama uroczyście przekazuje dokumenty do archiwum do utajnienia na lat 50, jest marzeniem każdego statecznego obywatela. Minister Kurczuk mógłby odetchnąć: połowa, jeśli nie więcej, afer z głowy! Media przestałyby dręczyć czytelników opisem złodziejstw dokonanych przez ludzi, którzy odeszli wraz z rządem ze stanowisk, a wykrytych przez tych, którzy na te stanowiska nastali wraz z nowym rządem. Atmosfera publiczna znacznie by się poprawiła. Przyczyniłoby się to do zwiększenia wydajności pracy. Może zacząłby się dzięki temu tak pożądany wzrost gospodarczy? I to wszystko możemy osiągnąć drobnym zabiegiem: ustaleniem, że życie polityczne i gospodarcze w Polsce toczy się wypróbowanym rytmem pięciolatki - taką naszą odmianą greckiego teatru z jednością miejsca, czasu i bohaterów biznes akcji.
Moglibyśmy też oszczędzić na aparacie kontrolnym i administracji. Na przykład Najwyższa Izba Kontroli w tej sytuacji wydaje się nie tylko niepotrzebna, ale wręcz szkodliwa. Prokuratura nie musiałaby być nadmiernie obciążona, również finansowo, a jest w stanie krytycznym, gdyż byle prośba poselskiej komisji śledczej o kupienie billingów od operatora telefonów doprowadza ją na krawędź bankructwa. Rządowe billboardy z hasłem "Każda władza bałagani i sprząta sama", rozwieszone w urzędach i firmach państwowych, i konkurs pod patronatem prezydenta III RP: "Teraz Polska - kto najlepiej posprząta po sobie", mogłyby podnieść ducha w narodzie.
Na razie tracimy pieniądze, czas i nerwy na kolejne białe i czarne księgi otwarcia lub zamknięcia. Szkoda.
Więcej możesz przeczytać w 38/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.