Ograniczenie liczby posłów i senatorów groziłoby limitowaniem demokracji
W polityce zdarzają się ugrupowania monstra, które na pierwszy rzut oka wyłącznie straszą normalnego człowieka. Kiedy lepiej im się przyjrzeć, można dojść do wniosku, że swoją demagogią i prymitywnymi hasłami wychodzą naprzeciw ludzkim lękom i nadziejom, gdyż w inny sposób nie mogłyby one być zaspokojone. Gdyby takie partie nie były ludziom potrzebne, nie głosowaliby na nie w wolnych wyborach.
Zarówno w przyrodzie, jak i w polityce obok straszydeł są gatunki pełne elegancji, których zalety się ceni. W naszym partyjnym ekosystemie takim ugrupowaniem jest Platforma Obywatelska. Nawet ci, którzy jej nie lubią, muszą przyznać, że stara się działać w sposób pozbawiony partyjnego zacietrzewienia. Dała tego najlepszy dowód w ostatnim incydencie sejmowym wywołanym przez Prawo i Sprawiedliwość. Nie poparła zgłoszonego przez PiS wniosku o odwołanie marszałka Sejmu, choć na co dzień stara się o jak najlepsze stosunki z partią braci Kaczyńskich. Kiedy jednak PiS w krytykowaniu marszałka przekroczyło granicę zdrowego rozsądku, Platforma Obywatelska pozostała przy swoim zdaniu, otwarcie mówiąc, że nie zamierza robić z igły wideł. Nie dała się zaślepić mirażem dokuczenia rywalowi ani zaczadzić opozycyjną demagogią.
Ale i ugrupowaniu tak sprawnie funkcjonującemu w polityce zdarzają się od czasu do czasu wpadki. Tylko w takich kategoriach da się rozpatrywać zgłoszoną ostatnio przez platformę propozycję ograniczenia liczby posłów z 460 do 230 oraz senatorów ze 100 do 32. Genezy pomysłu łatwo się domyślić. Liderom PO świetnie znane są badania opinii publicznej, bardzo niepochlebnie wyrażającej się o parlamentarzystach i chętnie widzącej każde ograniczenie ich liczby. Od tak wytrawnych polityków można oczekiwać mniej nachalnego podlizywania się nie najmądrzejszym pomysłom. Zwłaszcza że - jak podpowiada historia - łatwo mogą one doprowadzić do limitowania całej demokracji i torowania drogi autorytaryzmowi. W dziejach naszego parlamentaryzmu aż roiło się od pomysłów ograniczenia liczby posłów, ale wszystkie wychodziły od sił chcących ograniczać demokrację i propagujących autorytaryzm.
Czyżby liderzy PO o tym nie wiedzieli? A może sądzą, że coś, co zwykle było orężem w walce z parlamentaryzmem i demokracją, w ich wykonaniu stanie się dobroczynnym lekarstwem? Nie ma co ukrywać, że w swym zapale uzdrawiania naszego parlamentaryzmu platforma wylądowała o jeden most za daleko. Warto, by jak najszybciej wycofała się z tych pozycji.
Zarówno w przyrodzie, jak i w polityce obok straszydeł są gatunki pełne elegancji, których zalety się ceni. W naszym partyjnym ekosystemie takim ugrupowaniem jest Platforma Obywatelska. Nawet ci, którzy jej nie lubią, muszą przyznać, że stara się działać w sposób pozbawiony partyjnego zacietrzewienia. Dała tego najlepszy dowód w ostatnim incydencie sejmowym wywołanym przez Prawo i Sprawiedliwość. Nie poparła zgłoszonego przez PiS wniosku o odwołanie marszałka Sejmu, choć na co dzień stara się o jak najlepsze stosunki z partią braci Kaczyńskich. Kiedy jednak PiS w krytykowaniu marszałka przekroczyło granicę zdrowego rozsądku, Platforma Obywatelska pozostała przy swoim zdaniu, otwarcie mówiąc, że nie zamierza robić z igły wideł. Nie dała się zaślepić mirażem dokuczenia rywalowi ani zaczadzić opozycyjną demagogią.
Ale i ugrupowaniu tak sprawnie funkcjonującemu w polityce zdarzają się od czasu do czasu wpadki. Tylko w takich kategoriach da się rozpatrywać zgłoszoną ostatnio przez platformę propozycję ograniczenia liczby posłów z 460 do 230 oraz senatorów ze 100 do 32. Genezy pomysłu łatwo się domyślić. Liderom PO świetnie znane są badania opinii publicznej, bardzo niepochlebnie wyrażającej się o parlamentarzystach i chętnie widzącej każde ograniczenie ich liczby. Od tak wytrawnych polityków można oczekiwać mniej nachalnego podlizywania się nie najmądrzejszym pomysłom. Zwłaszcza że - jak podpowiada historia - łatwo mogą one doprowadzić do limitowania całej demokracji i torowania drogi autorytaryzmowi. W dziejach naszego parlamentaryzmu aż roiło się od pomysłów ograniczenia liczby posłów, ale wszystkie wychodziły od sił chcących ograniczać demokrację i propagujących autorytaryzm.
Czyżby liderzy PO o tym nie wiedzieli? A może sądzą, że coś, co zwykle było orężem w walce z parlamentaryzmem i demokracją, w ich wykonaniu stanie się dobroczynnym lekarstwem? Nie ma co ukrywać, że w swym zapale uzdrawiania naszego parlamentaryzmu platforma wylądowała o jeden most za daleko. Warto, by jak najszybciej wycofała się z tych pozycji.
Więcej możesz przeczytać w 38/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.