W Końskich na Kielecczyznie Leni Riefenstahl zobaczyła, jak naprawdę wygląda niemiecki triumf woli
Jest ironią historii, że pogrzeb Leni Riefenstahl, wybitnej reżyserki filmowej, współtwórczyni nazistowskiej propagandy, odbył się 12 września. Bo to właśnie
12 września, tyle że w 1939 r., zakończyła się wspaniała kariera propagandystki Riefenstahl. Wtedy to w Końskich na Kielecczyznie zobaczyła ona, jak naprawdę wygląda niemiecki "Triumf woli". Przygotowując agresję na Polskę, Adolf Hitler nie miał wątpliwości, kto powinien dokumentować jej przebieg. Zaledwie pięć dni po rozpoczęciu wojny powołano Sondernfilmtrupp Riefenstahl (specjalny oddział filmowy Riefenstahl). Leni wraz z liczną ekipą udała się na front, by pokazać triumfy führera na polach bitew.
Zwyczajne kłamstwa
12 września 1939 r. Riefenstahl dotarła do Końskich. Hitler przemknął przez to miasteczko dwa dni wcześniej. W swoich wspomnieniach (ukażą się po polsku w przyszłym roku) napisała: "Dzień przed naszym przybyciem polscy cywile zabili kilku niemieckich oficerów wyższej rangi i czterech żołnierzy, okropnie ich przy tym masakrując. Wydłubali im oczy i odcięli języki. (...) Udaliśmy się na rynek, gdzie zebrało się już wielu niemieckich żołnierzy. Pośrodku grupa Polaków kopała dół na grób dla zabitych. (...) Niemiecki oficer policji stanął na skraju dołu. Rozkazał, by żołnierze puścili Polaków do domu i pogrzebali zabitych. Gdy tylko oficer się oddalił, paru naszych wywlekło przerażonych Polaków z jamy. Nie obyło się bez szturchańców. Kilku stało na wprost mnie i ignorując rozkazy oficera, brutalnie kopało i popychało mężczyzn wychodzących z dołu. Byłam wzburzona i wrzasnęłam na nich: 'Nie słyszeliście, co powiedział oficer? Czy nie jesteście niemieckimi żołnierzami?'. Zwrócili się ku mnie. Jeden z nich krzyknął: 'Przywalcie jej w gębę, przegnać to babsko!'. 'Zaraz ją zastrzelę' - wrzasnął inny. Wymierzył w moim kierunku karabin. Spojrzałam na niego ze zgrozą i w tym momencie zrobiono mi zdjęcie. (...) Nagle usłyszeliśmy z pewnej odległości strzał, potem jeszcze kilka. Wszyscy pobiegli w kierunku strzałów, a ja udałam się do Rei-chenaua, żeby zaprotestować przeciwko niezdyscyplinowanemu zachowaniu żołnierzy. Dopiero wtedy dowiedziałam się, co się stało. Strzał oddany przez oficera Luftwaffe wywołał panikę. Żołnierze strzelali do biegających Polaków, jakby to byli właśnie ci, co wywołali tamtą rzeź" - relacjonowała po latach Riefenstahl. Prawie wszystko tu jest kłamstwem.
W Końskich naprawdę zginęło tylko czterech Niemców. Zginęli od kul snajpera, a takiej broni nie mieli cywile. Relacje o okaleczeniu zwłok znane są tylko z przekazów niemieckich i wyglądają na próbę usprawiedliwienia krwawej łaźni. Istnienie partyzantki we wrześniu 1939 r. to czysta fantazja. Żadne relacje poza słowami Riefenstahl nie potwierdzają, by wstawiła się ona za maltretowanymi. Słynne zdjęcie przerażonej reżyserki przedstawia moment, gdy obserwuje masakrę. Potwierdzają to pamiętniki niemieckiego feldmarszałka Ericha von Mansteina, który o wydarzeniach w Końskich napisał: "Na placu targowym wskutek nerwowości jednego oficera (...) doszło do bezmyślnej strzelaniny. Ekipa filmowa była świadkiem tej godnej ubolewania sceny i nasz gość wstrząśnięty opuścił miasto". Von Manstein nie wspomina o okaleczonych zwłokach niemieckich żołnierzy. W "bezmyślnej strzelaninie" zginęły co najmniej 22 osoby, a 8 zostało rannych. Jej sprawcą był podporucznik Kleimichel, który wyjechał z bocznej uliczki i widząc zamieszanie, posłał w tłum kopiących dół Żydów dwie serie z automatu.
Wierna córa Hitlera
Riefenstahl dogoniła Hitlera w Sopocie. Podczas wspólnego obiadu opowiedziała o wydarzeniach w Końskich. Führer, według jej relacji, wiedział już o wszystkim i był wstrząśnięty. Zapowiedział postawienie winnych przed sądem. To także kłamstwo. Przecież tego samego dnia zaakceptował plan tzw. Akcji T-4, czyli zabijania osób psychicznie chorych. Niespełna miesiąc później ogłosił amnestię, uwalniając z więzień skazanych za zbrodnie popełnione w Polsce, w tym podporucznika Kleimichela.
Wyrzuty sumienia Riefenstahl trwały krótko. Na wieść o zdobyciu Warszawy wsiadła do samolotu, by 5 października 1939 r. być świadkiem defilady zwycięstwa w Alejach Ujazdowskich. Później pozwoliła na użycie zdjęć zrobionych przez Sonderfilmtrupp w propagan-dowym obrazie swojego
kolegi Fritza Hipplera "Kampania w Polsce". Sama nie chciała go ukończyć, niezadowolona z jakości materiału. Jej poprzednie filmy tak naprawdę nie były dokumentami. W "Triumfie woli" sporą część zdjęć wykonano w studio. "Olimpiada" też została wyreżyserowana. Wojny nie dało się ładnie oświetlić.
Riefenstahl dzięki swoim dokonaniom sprzed 1939 r. na trwałe zapisała się w światowej kinematografii. "Olimpiada" jest uważana za jeden z dziesięciu najważniejszych filmów w historii kina. Rok po masakrze w Końskich Leni wysłała wiernopoddańczy telegram do Hitlera - zdobywcy Francji. Nigdy też führera się nie wyparła.
12 września, tyle że w 1939 r., zakończyła się wspaniała kariera propagandystki Riefenstahl. Wtedy to w Końskich na Kielecczyznie zobaczyła ona, jak naprawdę wygląda niemiecki "Triumf woli". Przygotowując agresję na Polskę, Adolf Hitler nie miał wątpliwości, kto powinien dokumentować jej przebieg. Zaledwie pięć dni po rozpoczęciu wojny powołano Sondernfilmtrupp Riefenstahl (specjalny oddział filmowy Riefenstahl). Leni wraz z liczną ekipą udała się na front, by pokazać triumfy führera na polach bitew.
Zwyczajne kłamstwa
12 września 1939 r. Riefenstahl dotarła do Końskich. Hitler przemknął przez to miasteczko dwa dni wcześniej. W swoich wspomnieniach (ukażą się po polsku w przyszłym roku) napisała: "Dzień przed naszym przybyciem polscy cywile zabili kilku niemieckich oficerów wyższej rangi i czterech żołnierzy, okropnie ich przy tym masakrując. Wydłubali im oczy i odcięli języki. (...) Udaliśmy się na rynek, gdzie zebrało się już wielu niemieckich żołnierzy. Pośrodku grupa Polaków kopała dół na grób dla zabitych. (...) Niemiecki oficer policji stanął na skraju dołu. Rozkazał, by żołnierze puścili Polaków do domu i pogrzebali zabitych. Gdy tylko oficer się oddalił, paru naszych wywlekło przerażonych Polaków z jamy. Nie obyło się bez szturchańców. Kilku stało na wprost mnie i ignorując rozkazy oficera, brutalnie kopało i popychało mężczyzn wychodzących z dołu. Byłam wzburzona i wrzasnęłam na nich: 'Nie słyszeliście, co powiedział oficer? Czy nie jesteście niemieckimi żołnierzami?'. Zwrócili się ku mnie. Jeden z nich krzyknął: 'Przywalcie jej w gębę, przegnać to babsko!'. 'Zaraz ją zastrzelę' - wrzasnął inny. Wymierzył w moim kierunku karabin. Spojrzałam na niego ze zgrozą i w tym momencie zrobiono mi zdjęcie. (...) Nagle usłyszeliśmy z pewnej odległości strzał, potem jeszcze kilka. Wszyscy pobiegli w kierunku strzałów, a ja udałam się do Rei-chenaua, żeby zaprotestować przeciwko niezdyscyplinowanemu zachowaniu żołnierzy. Dopiero wtedy dowiedziałam się, co się stało. Strzał oddany przez oficera Luftwaffe wywołał panikę. Żołnierze strzelali do biegających Polaków, jakby to byli właśnie ci, co wywołali tamtą rzeź" - relacjonowała po latach Riefenstahl. Prawie wszystko tu jest kłamstwem.
W Końskich naprawdę zginęło tylko czterech Niemców. Zginęli od kul snajpera, a takiej broni nie mieli cywile. Relacje o okaleczeniu zwłok znane są tylko z przekazów niemieckich i wyglądają na próbę usprawiedliwienia krwawej łaźni. Istnienie partyzantki we wrześniu 1939 r. to czysta fantazja. Żadne relacje poza słowami Riefenstahl nie potwierdzają, by wstawiła się ona za maltretowanymi. Słynne zdjęcie przerażonej reżyserki przedstawia moment, gdy obserwuje masakrę. Potwierdzają to pamiętniki niemieckiego feldmarszałka Ericha von Mansteina, który o wydarzeniach w Końskich napisał: "Na placu targowym wskutek nerwowości jednego oficera (...) doszło do bezmyślnej strzelaniny. Ekipa filmowa była świadkiem tej godnej ubolewania sceny i nasz gość wstrząśnięty opuścił miasto". Von Manstein nie wspomina o okaleczonych zwłokach niemieckich żołnierzy. W "bezmyślnej strzelaninie" zginęły co najmniej 22 osoby, a 8 zostało rannych. Jej sprawcą był podporucznik Kleimichel, który wyjechał z bocznej uliczki i widząc zamieszanie, posłał w tłum kopiących dół Żydów dwie serie z automatu.
Wierna córa Hitlera
Riefenstahl dogoniła Hitlera w Sopocie. Podczas wspólnego obiadu opowiedziała o wydarzeniach w Końskich. Führer, według jej relacji, wiedział już o wszystkim i był wstrząśnięty. Zapowiedział postawienie winnych przed sądem. To także kłamstwo. Przecież tego samego dnia zaakceptował plan tzw. Akcji T-4, czyli zabijania osób psychicznie chorych. Niespełna miesiąc później ogłosił amnestię, uwalniając z więzień skazanych za zbrodnie popełnione w Polsce, w tym podporucznika Kleimichela.
Wyrzuty sumienia Riefenstahl trwały krótko. Na wieść o zdobyciu Warszawy wsiadła do samolotu, by 5 października 1939 r. być świadkiem defilady zwycięstwa w Alejach Ujazdowskich. Później pozwoliła na użycie zdjęć zrobionych przez Sonderfilmtrupp w propagan-dowym obrazie swojego
kolegi Fritza Hipplera "Kampania w Polsce". Sama nie chciała go ukończyć, niezadowolona z jakości materiału. Jej poprzednie filmy tak naprawdę nie były dokumentami. W "Triumfie woli" sporą część zdjęć wykonano w studio. "Olimpiada" też została wyreżyserowana. Wojny nie dało się ładnie oświetlić.
Riefenstahl dzięki swoim dokonaniom sprzed 1939 r. na trwałe zapisała się w światowej kinematografii. "Olimpiada" jest uważana za jeden z dziesięciu najważniejszych filmów w historii kina. Rok po masakrze w Końskich Leni wysłała wiernopoddańczy telegram do Hitlera - zdobywcy Francji. Nigdy też führera się nie wyparła.
Więcej możesz przeczytać w 38/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.