Niemcy to wspaniały naród, często jednak nie do zniesienia
Koń trojański krąży po Europie i nie jest to amerykański koń trojański wyhodowany rzekomo w Polsce. Ten koń hodowany przez 50 lat w Niemczech jest klonem konia trojańskiego znanego pokoleniu, które przeżyło II wojnę światową. Trzewia niemieckiego konia trojańskiego wypełnione są wypędzonymi, głównie z dawnych Prus Wschodnich i czeskich Sudetów. Oczywiście, wypędzeni z Königsbergu (czyli dzisiejszego Kaliningradu) i okolic nie przeżyli wypędzenia i dlatego są niewidoczni. Z Rosją lepiej nie zadzierać, nawet tak osłabioną jak obecnie.
Dziwię się sobie, a jeszcze bardziej dziwię się wielu wybitnym historykom, politologom, że dziwią się, iż w Niemczech zrodził się pomysł zbudowania w Berlinie Centrum przeciw Wypędzeniom. To doprawdy dowód na żywotność naiwnego polskiego chciejstwa, opanowanego przez obraz Mazowieckiego i Kohla ściskających się w Krzyżowej albo kanclerza Brandta klęczącego przed pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie. Pozytywne emocje Polaków wsparte naszym chciejstwem stworzyły obraz zachodniego sąsiada tak nieprawdziwy, tak wyidealizowany, że inicjatywa Eriki Steinbach wywołała w Polsce szok. Jeżeli jednak przez 50 lat państwo niemieckie hodowało organizacje przesiedleńcze, to czego oczekiwaliśmy? Sądziliśmy, że w klubach dla przesiedleńców będą grać w szachy lub organizować kursy tańca czy gotowania? Inicjatywa Eriki Steinbach jest logiczną konsekwencją polityki wewnętrznej wszystkich sił Niemiec - od lewicy po prawicę. Nasze zdziwienie może wywołać tylko zdziwienie w Niemczech. Notabene gdyby inne kraje europejskie tak skrupulatnie hodowały organizacje przesiedleńcze, to cała Europa powinna się stać światowym Centrum przeciw Wypędzeniom. Od Finów wypędzonych z Karelii, Polaków z ziem wschodnich, Węg-rów z Siedmiogrodu... - w tym miejscu można by jeszcze dopisać kilkanaście innych krajów. Europa zmieniłaby się w Europień i żółta wydzielina nienawiści, wzajemnego oskarżania się, ba!, nacjonalizmów zalałaby cały kontynent. Europienie Europy, które proponuje Erika Steinbach, to nic innego jak reanimacja najgorszych demonów Europy XX wieku.
Niemcy to wspaniały naród, często jednak nie do zniesienia. Tak można by określić przesłanie eseju Stefana Bratkowskiego "Wychowanie do agresji". Ten niezwykły tekst autora "Najdłuższej wojny nowoczesnej Europy" ma jedną wadę: nie pozostawia złudzeń, którymi tak chętnie karmimy nasze wyobrażenia o otaczającym nas świecie. Gdyby jednak Polacy zainspirowani przez Erikę Steinbach wystawili Niemcom rachunek za II wojnę światową, to wpływy z reparacji wojennych pozwoliłyby nam wkrótce żyć na poziomie Hiszpanii, a może nawet Włoch (vide: "Niemiecki koń trojański"). Europienie Europy znacznie bardziej nie opłaca się inspiratorom ropnego zapalenia kontynentu.
Pośród różnych propozycji umieszczenia pomnika wypędzonych a to w Berlinie, a to we Wrocławiu, a to w Kosowie najlepsza jest propozycja umieszczenia tego pomnika w raju, skąd dobry Bóg, jak wiadomo, wypędził Adama i Ewę. Jeśli jednak pomnik ten miałby stanąć w Berlinie, niech będzie to pomnik tego Niemca, który wszystkim wszystko zabiera. Ten Niemiec nazywa się Alzheimer, w odmianie politycznej: Steinbach.
Dziwię się sobie, a jeszcze bardziej dziwię się wielu wybitnym historykom, politologom, że dziwią się, iż w Niemczech zrodził się pomysł zbudowania w Berlinie Centrum przeciw Wypędzeniom. To doprawdy dowód na żywotność naiwnego polskiego chciejstwa, opanowanego przez obraz Mazowieckiego i Kohla ściskających się w Krzyżowej albo kanclerza Brandta klęczącego przed pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie. Pozytywne emocje Polaków wsparte naszym chciejstwem stworzyły obraz zachodniego sąsiada tak nieprawdziwy, tak wyidealizowany, że inicjatywa Eriki Steinbach wywołała w Polsce szok. Jeżeli jednak przez 50 lat państwo niemieckie hodowało organizacje przesiedleńcze, to czego oczekiwaliśmy? Sądziliśmy, że w klubach dla przesiedleńców będą grać w szachy lub organizować kursy tańca czy gotowania? Inicjatywa Eriki Steinbach jest logiczną konsekwencją polityki wewnętrznej wszystkich sił Niemiec - od lewicy po prawicę. Nasze zdziwienie może wywołać tylko zdziwienie w Niemczech. Notabene gdyby inne kraje europejskie tak skrupulatnie hodowały organizacje przesiedleńcze, to cała Europa powinna się stać światowym Centrum przeciw Wypędzeniom. Od Finów wypędzonych z Karelii, Polaków z ziem wschodnich, Węg-rów z Siedmiogrodu... - w tym miejscu można by jeszcze dopisać kilkanaście innych krajów. Europa zmieniłaby się w Europień i żółta wydzielina nienawiści, wzajemnego oskarżania się, ba!, nacjonalizmów zalałaby cały kontynent. Europienie Europy, które proponuje Erika Steinbach, to nic innego jak reanimacja najgorszych demonów Europy XX wieku.
Niemcy to wspaniały naród, często jednak nie do zniesienia. Tak można by określić przesłanie eseju Stefana Bratkowskiego "Wychowanie do agresji". Ten niezwykły tekst autora "Najdłuższej wojny nowoczesnej Europy" ma jedną wadę: nie pozostawia złudzeń, którymi tak chętnie karmimy nasze wyobrażenia o otaczającym nas świecie. Gdyby jednak Polacy zainspirowani przez Erikę Steinbach wystawili Niemcom rachunek za II wojnę światową, to wpływy z reparacji wojennych pozwoliłyby nam wkrótce żyć na poziomie Hiszpanii, a może nawet Włoch (vide: "Niemiecki koń trojański"). Europienie Europy znacznie bardziej nie opłaca się inspiratorom ropnego zapalenia kontynentu.
Pośród różnych propozycji umieszczenia pomnika wypędzonych a to w Berlinie, a to we Wrocławiu, a to w Kosowie najlepsza jest propozycja umieszczenia tego pomnika w raju, skąd dobry Bóg, jak wiadomo, wypędził Adama i Ewę. Jeśli jednak pomnik ten miałby stanąć w Berlinie, niech będzie to pomnik tego Niemca, który wszystkim wszystko zabiera. Ten Niemiec nazywa się Alzheimer, w odmianie politycznej: Steinbach.
Więcej możesz przeczytać w 38/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.