Samozatrudnienie, czyli recepta na lepsze zarobki i sposób na bezrobocie
Kiedy latem 1995 r. Robert Allen, ówczesny prezes giganta telekomunikacyjnego AT&T, ogłosił, że firma zwalnia 45 tys. osób, w Ameryce zawrzało. Nie na długo. Połowa zwolnionych została natychmiast przyjęta do pracy na nowych warunkach, pozostali założyli własne firmy, pracujące początkowo głównie na rzecz AT&T. Zdaniem prof. Thomasa Sowella ze Stanford University, spółki powstałe w wyniku restrukturyzacji AT&T zapoczątkowały erę dotcomów. Wśród zwolnionych znaleźli się założyciele tak znanych dziś firm, jak Qualcomm, eBay czy Palm. Zagrożenie utratą pracy lub bezrobocie jest - zdaniem ekspertów z Cato Institute - najczęstszym powodem podjęcia pracy na własny rachunek. W takich okolicznościach powstało ponad 40 proc. firm wchodzących w skład indeksu giełdowego S&P 500.
"Zamiast liczyć na pewne zatrudnienie u kogoś, o wiele rozsądniej jest się zdać na samego siebie"
- powtarza Mark Klugman, były doradca ekonomiczny prezydenta Ronalda Reagana. Robert Wood, urzędnik w Montgomery Ward, największej w latach 20.
XX wieku sieci domów towarowych, po otrzymaniu wymówienia założył firmę, która wiele lat później zmiotła z rynku Montgomery Ward. Sam Walton, wyrzucony z firmy handlowej J.C. Penney, założył sklep, który stał się zalążkiem największej na świecie sieci supermarketów Wal-Mart i uczynił go jednym z najbogatszych ludzi. W USA w okresie
boomu lat 90. to małe, początkujące firmy stworzyły 11,5 mln spośród 16 mln nowo powstałych miejsc pracy.
W Argentynie 52 proc. zatrudnionych (rekord światowy), pracuje na własny rachunek. W Buenos Aires jest ponad 200 tys. barów, kafejek i restauracji i drugie tyle sklepów, zakładów usługowych i warsztatów. Trudności gospodarcze sprawiły, że praca "na swoim" stała się dla połowy Argentyńczyków jedynym sposobem
na przeżycie. - Gdyby moi rodacy nie byli tak samodzielni, skutki kryzysu 2001 r. byłyby o wiele bardziej dramatyczne - mówi Eduardo Amadeo, ambasador Argentyny w Stanach Zjednoczonych.
Formuła samozatrudnienia podbija Brazylię (46 proc. pracujących to samozatrudniający się) i Meksyk (42 proc.). Koreańskie koncerny LG, Hyundai czy Samsung, nim przerodziły się w potężne oligopole, były warsztatami bądź fabryczkami. Podobnie było w Singapurze, Hongkongu, na Tajwanie, a także w błyskawicznie rozwijającej się Malezji. W Australii, gdzie mieszka 18 mln osób, działa kilka milionów małych, głównie jednoosobowych przedsiębiorstw.
Dlaczego samozatrudnienie robi taką karierę? To oczywiście efekt pragnienia niezależności i wolności gospodarczej, ale najbardziej liczą się korzyści finansowe. Wszędzie samozatrudniający się płacą niższe podatki niż pracownicy na etacie. Poza tym samozatrudniający się wie, że jeśli w jego firmie nastąpią zwolnienia, to on ostatni zostanie wyrzucony na bruk.
"Zamiast liczyć na pewne zatrudnienie u kogoś, o wiele rozsądniej jest się zdać na samego siebie"
- powtarza Mark Klugman, były doradca ekonomiczny prezydenta Ronalda Reagana. Robert Wood, urzędnik w Montgomery Ward, największej w latach 20.
XX wieku sieci domów towarowych, po otrzymaniu wymówienia założył firmę, która wiele lat później zmiotła z rynku Montgomery Ward. Sam Walton, wyrzucony z firmy handlowej J.C. Penney, założył sklep, który stał się zalążkiem największej na świecie sieci supermarketów Wal-Mart i uczynił go jednym z najbogatszych ludzi. W USA w okresie
boomu lat 90. to małe, początkujące firmy stworzyły 11,5 mln spośród 16 mln nowo powstałych miejsc pracy.
W Argentynie 52 proc. zatrudnionych (rekord światowy), pracuje na własny rachunek. W Buenos Aires jest ponad 200 tys. barów, kafejek i restauracji i drugie tyle sklepów, zakładów usługowych i warsztatów. Trudności gospodarcze sprawiły, że praca "na swoim" stała się dla połowy Argentyńczyków jedynym sposobem
na przeżycie. - Gdyby moi rodacy nie byli tak samodzielni, skutki kryzysu 2001 r. byłyby o wiele bardziej dramatyczne - mówi Eduardo Amadeo, ambasador Argentyny w Stanach Zjednoczonych.
Formuła samozatrudnienia podbija Brazylię (46 proc. pracujących to samozatrudniający się) i Meksyk (42 proc.). Koreańskie koncerny LG, Hyundai czy Samsung, nim przerodziły się w potężne oligopole, były warsztatami bądź fabryczkami. Podobnie było w Singapurze, Hongkongu, na Tajwanie, a także w błyskawicznie rozwijającej się Malezji. W Australii, gdzie mieszka 18 mln osób, działa kilka milionów małych, głównie jednoosobowych przedsiębiorstw.
Dlaczego samozatrudnienie robi taką karierę? To oczywiście efekt pragnienia niezależności i wolności gospodarczej, ale najbardziej liczą się korzyści finansowe. Wszędzie samozatrudniający się płacą niższe podatki niż pracownicy na etacie. Poza tym samozatrudniający się wie, że jeśli w jego firmie nastąpią zwolnienia, to on ostatni zostanie wyrzucony na bruk.
Więcej możesz przeczytać w 38/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.