Mam duszę hazardzisty, więc bardzo lubię kryzysy. Kryzys to jest przecież dokładnie taka sama sytuacja jak w partii pokera, gdy mówi się: „sprawdzam”. Koniec blefów, koniec kamiennych twarzy. Karty na stół i wtedy się okazuje, że ktoś, kto miał minę na karetę asów, licytował zawadiacko i promieniał, ma tylko parę waletów, w tym oczywiście żołędnego.
To samo jest w polityce. Bez kryzysu nigdy byśmy się nie dowiedzieli, co kto ma naprawdę w kartach, a co w rękawie. Świat cały ma w kartach Keynesa. Postać wyjątkowo obrzydliwą, dyskretnie nazywaną przez ministra Rostowskiego zmarłym ekonomistą. Nie chcę się znęcać nad nieboszczykiem nacjonalistycznie, ale dobrze jest jednak pamiętać, że Keynes był w czasie konferencji wersalskiej doradcą lorda Curzona, autora projektu wschodniej granicy Polski na Bugu, co zrealizowali dopiero Bierut ze Stalinem. Albo że był przeciwnikiem przynależności do Polski nie tylko Śląska, ale nawet Wielkopolski z Poznaniem. Nie chcę też traktować Keynesa homofobicznie i wytykać mu post mortem orientacji seksualnej, a zwłaszcza tego, że się jej wstydził i dla zatarcia śladów ożenił się z baletnicą z Teatru Bolszoj, o której mówiono, że miała związki z NKWD.
Więcej możesz przeczytać w 9/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.