W dniu wyborów na porannej mszy w jednym z warszawskich kościołów ks. Kazimierz Sowa odprawił mszę dla szefów TVN 24, Gazety Wyborczej", „Wprost", „Polityki”, „Newsweeka” oraz kilku innych mediów w intencji zwycięstwa PiS. Zebrani modlili ię o jak największy sukces partii Jarosława Kaczyńskiego, który pozwoliłby jej na samodzielne rządy. Z głośników na kościelnym placu dało się słyszeć: „Aby Anna Fotyga została ministrem spraw zagranicznych i dała odpór kondominium, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Panie! Aby Antoni Macierewicz ostał ministrem spraw wewnętrznych kontynuował walkę z układem, choćby słonecznym, Ciebie prosimy, wysłuchaj as, Panie! Aby Tomasz Sakiewicz został rzecznikiem rządu i wykrywał codziennie przynajmniej tuzin zdrajców, Ciebie rosimy, wysłuchaj nas, Panie! Aby bracia Karnowscy objęli szefostwo telewizji publicznej i wzmogli ją moralnie, Ciebie rosimy, wysłuchaj nas, Panie! Aby ich działania i wszystkich pomniejszych genetycznych patriotów podniosły nam oglądalność i nakłady przynajmniej do poziomu e słonecznych lat 2005-2007, żebyśmy reszcie mieli gorące tematy na jedynki, ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Panie!”.
Adam „Nergal" Darski od świtu mierzył garnitur, w którym po spodziewanym zwycięstwie Platformy miał ystąpić jako nowy prezes TVP. Znany z walki o wolność słowa artysta wyrzucił rączkę w przód z okrzykiem „Heil Satan!" i stwierdził, że lubi idok w lustrze. „Ale dość autoerotyzmu” – powiedział z piekielną recyzją; na placu Konstytucji czekają redaktorzy „Gazety Wyborczej” „Newsweeka”, z którymi umówiony był na artystyczny happening. ieli razem drzeć i palić Talmud oraz Koran, zachęcając publiczność o udziału w tej formie sztuki okrzykami „Żryjcie to gówno!”.
Staruch również mierzył garnitur, choć dlatego, że obstawiał triumf swoich sojuszników z PiS. Przymiarka miała miejsce w celi platformerskiej katowni, ale Staruch wierzył, że tylko godziny dzielą o od chwili, gdy do żeliwnych drzwi zapuka rozszlochana Beata Kempa i powiezie go na Miodową do siedziby Polskiego Związku Piłki Nożnej, by mógł wreszcie stanąć na jego czele. Zastanawiał się tylko, czy Grzegorzowi Lacie ma na powitanie dać zwyczajnie patriotycznie w ryja jak Rzeźniczakowi po nieudanym występie w Legii, czy jednak konkretnie kastetem. Podobnie nie zdecydował jeszcze, co zrobić z senatorem Stanisławem Kogutem. Niby gościu jest z PiS, czyli git, ale ostatnio ciskał się, że wpisanie na meczową listę wyjazdową przez kiboli Zawiszy Bydgoszcz Adolfa Hitlera to „szerzenie faszyzmu". Gnój jeden. Poczekamy, dopadniemy cieniasa. Staruchowi ulżyło.
Minister finansów Jan Rostowski od rana wydzwaniał do znajomych z ambasady amerykańskiej z pytaniem, czy będzie mógł w poniedziałek otrzymać zieloną kartę dla siebie, rodziny i znajomych. Ze słuchawką przy uchu wrzucał do sklepowego wózka konserwy w supermarkecie Bomi. W jednym uchu słyszał sygnał telefoniczny, w drugim grzmiały działa i wibrował szczęk żelaza. On jeden rozumiał, że na granicy grzeją się słowackie tabory pancerne i idzie wojna, idzie wojna, idzie krwawa rzeź. Żeby tylko przez noc zdążył z przyszykowaniem schronu w piwnicy. Rostowski wydał przejmujący okrzyk, aż stojący obok niego młodzian zakrztusił się spożywanym właśnie jednodniowym sokiem marchewkowym.
Paweł Graś, Tomasz Arabski i Radosław Sikorski postanowili na wszelki wypadek nie sprawdzać, co Bogdan Święczkowski, były szef ABW za pierwszego rządu Kaczyńskiego, miał na myśli, kiedy zapowiadał w kampanii, że parę osób straci wolność, gdy PiS wróci do władzy. Udali się do Berlina, dla niepoznaki koleją. Na swoje nieszczęście, bowiem pod Kutnem ekspres, dotąd mknący 25 km/h, stanął na dobre i wyglądało na to, że nie ruszy nigdy, a przynajmniej nie do powołania nowego rządu. Klęli na Cezarego Grabarczyka, tym mocniej, im silniej go wcześniej bronili. Nie wiedzieli, że Czarek podróżuje tym samym składem, teraz zaklinowany na amen w toalecie.
Adam Hofman zamknął z uśmiechem biografię Pol Pota. Tak, ten Kambodżanin wiedział, jak zdziczałych chłopów, którym całkiem odbiło, cofnąć z miast do wsi. „Muszę o tym pogadać z Jarosławem" – pomyślał Adam i założył dopiero co zakupione megacool i co tu kryć, epickie (sprawdził w internecie, że to brzmi lepiej niż „jazzy") biodrówki, pięknie zwężające się do dołu, z krokiem w połowie uda.
W telewizjach zaczęli odliczanie do ogłoszenia pierwszych prognoz wyborczych.
Marcin Meller
Dziennikarz, redaktor naczelny „Playboya", prowadzi „Drugie śniadanie mistrzów" w TVN 24
Adam „Nergal" Darski od świtu mierzył garnitur, w którym po spodziewanym zwycięstwie Platformy miał ystąpić jako nowy prezes TVP. Znany z walki o wolność słowa artysta wyrzucił rączkę w przód z okrzykiem „Heil Satan!" i stwierdził, że lubi idok w lustrze. „Ale dość autoerotyzmu” – powiedział z piekielną recyzją; na placu Konstytucji czekają redaktorzy „Gazety Wyborczej” „Newsweeka”, z którymi umówiony był na artystyczny happening. ieli razem drzeć i palić Talmud oraz Koran, zachęcając publiczność o udziału w tej formie sztuki okrzykami „Żryjcie to gówno!”.
Staruch również mierzył garnitur, choć dlatego, że obstawiał triumf swoich sojuszników z PiS. Przymiarka miała miejsce w celi platformerskiej katowni, ale Staruch wierzył, że tylko godziny dzielą o od chwili, gdy do żeliwnych drzwi zapuka rozszlochana Beata Kempa i powiezie go na Miodową do siedziby Polskiego Związku Piłki Nożnej, by mógł wreszcie stanąć na jego czele. Zastanawiał się tylko, czy Grzegorzowi Lacie ma na powitanie dać zwyczajnie patriotycznie w ryja jak Rzeźniczakowi po nieudanym występie w Legii, czy jednak konkretnie kastetem. Podobnie nie zdecydował jeszcze, co zrobić z senatorem Stanisławem Kogutem. Niby gościu jest z PiS, czyli git, ale ostatnio ciskał się, że wpisanie na meczową listę wyjazdową przez kiboli Zawiszy Bydgoszcz Adolfa Hitlera to „szerzenie faszyzmu". Gnój jeden. Poczekamy, dopadniemy cieniasa. Staruchowi ulżyło.
Minister finansów Jan Rostowski od rana wydzwaniał do znajomych z ambasady amerykańskiej z pytaniem, czy będzie mógł w poniedziałek otrzymać zieloną kartę dla siebie, rodziny i znajomych. Ze słuchawką przy uchu wrzucał do sklepowego wózka konserwy w supermarkecie Bomi. W jednym uchu słyszał sygnał telefoniczny, w drugim grzmiały działa i wibrował szczęk żelaza. On jeden rozumiał, że na granicy grzeją się słowackie tabory pancerne i idzie wojna, idzie wojna, idzie krwawa rzeź. Żeby tylko przez noc zdążył z przyszykowaniem schronu w piwnicy. Rostowski wydał przejmujący okrzyk, aż stojący obok niego młodzian zakrztusił się spożywanym właśnie jednodniowym sokiem marchewkowym.
Paweł Graś, Tomasz Arabski i Radosław Sikorski postanowili na wszelki wypadek nie sprawdzać, co Bogdan Święczkowski, były szef ABW za pierwszego rządu Kaczyńskiego, miał na myśli, kiedy zapowiadał w kampanii, że parę osób straci wolność, gdy PiS wróci do władzy. Udali się do Berlina, dla niepoznaki koleją. Na swoje nieszczęście, bowiem pod Kutnem ekspres, dotąd mknący 25 km/h, stanął na dobre i wyglądało na to, że nie ruszy nigdy, a przynajmniej nie do powołania nowego rządu. Klęli na Cezarego Grabarczyka, tym mocniej, im silniej go wcześniej bronili. Nie wiedzieli, że Czarek podróżuje tym samym składem, teraz zaklinowany na amen w toalecie.
Adam Hofman zamknął z uśmiechem biografię Pol Pota. Tak, ten Kambodżanin wiedział, jak zdziczałych chłopów, którym całkiem odbiło, cofnąć z miast do wsi. „Muszę o tym pogadać z Jarosławem" – pomyślał Adam i założył dopiero co zakupione megacool i co tu kryć, epickie (sprawdził w internecie, że to brzmi lepiej niż „jazzy") biodrówki, pięknie zwężające się do dołu, z krokiem w połowie uda.
W telewizjach zaczęli odliczanie do ogłoszenia pierwszych prognoz wyborczych.
Marcin Meller
Dziennikarz, redaktor naczelny „Playboya", prowadzi „Drugie śniadanie mistrzów" w TVN 24
Więcej możesz przeczytać w 38/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.