Wyniki sondażu, który wykazał, że młodzież głosująca w nadchodzących wyborach skłania się ku PiS, przemknęły przez media jako ciekawostka bez głębszego dna. PiS się uśmiechał z zadowolenia, analitycy tłumaczyli wyrazistością kampanii, a prominentni przedstawiciele PO narzekali, że ludzie mają krótką pamięć i zapomnieli traumę rządów PiS. Nikt nie sięgnął po prawdy oczywiste.
W tym roku po raz pierwszy w życiu pójdzie głosować ponad dwa miliony ludzi. Wystarczy zajrzeć do roczników statystycznych, by się przekonać, że w latach 1990-1993 rodziło się niemal 600 tys. osób rocznie. Obarczanie ich krótką pamięcią jest idiotyczne – w chwili gdy PiS wygrywało wybory sześć lat temu, wielu z nich miało zaledwie 12 lat, a gdy je przegrywało – 14. Mieli w nosie wojnę Kaczyńskiego z Tuskiem – pasjonowali się przygodami Harry’ego Pottera. Dorastanie, burze hormonów, puchnące bicepsy i rosnące piersi, sprawdzanie, jak smakuje szminka i papieros, szkolne turbulencje – to były dla nich problemy najwyższej wagi. Nie siadali wieczorami przed telewizorami, by oglądać „Fakty". Żyli przez ostatnie cztery lata, co najwyżej słuchając w przelocie rodziców, kolegów, jakiejś migawki w telewizji. W internecie zaś oswajali się z Facebookiem, ich nową biblią do poznawania rówieśników i tkania z nimi wspólnoty.
Do tych młodych ludzi przez kilka ostatnich lat nikt się nie odezwał. „Orliki" nie są tematem – grają na nich małolaty, które pójdą do urn najwcześniej za cztery lata, a wówczas nie będą pamiętać, czyja to zasługa. Ale już starsze nastolatki na pewno będą pamiętać aresztowanie twórcy gry strzelanki z Komorowskim w roli głównej, bo to był cios prosto w ich serce. Solidarność pokoleniowa jest ogromna, a im zabrano nadzieję na wieczną zabawę – im, którzy wcale tej gry nie traktowali politycznie, lecz groteskowo. Tego ranka dowiedzieli się, że do jakiegoś pokoju, który przypomina im ich własny, wtargnęli wojownicy Ninja i zabrali chłopakowi komputer. Porównywanie tego zdarzenia ze śmiercią Barbary Blidy było kompletnym nieporozumieniem – Blida nigdy nie była bohaterką bajki młodych ludzi.
I tu tkwi sedno grzechu niezrozumienia. Traktowanie młodzieży przez polityków wymaga zupełnie innej racjonalności niż ta przeznaczona dla dorosłych. Wystarczy młodym zabrać możliwość wysyłania SMS-ów, by stracić ich głos na sto lat. Wystarczy wprowadzić godzinę policyjną dla nastolatków, by nie zapomnieli tego długo. Wystarczy im zaostrzyć kryteria z matury, skrzywdzić ich w szkole niesprawiedliwą oceną, wyrwać chłopakowi dziewczynę, by zmienili spojrzenie na cały świat.
W tym roku zjawili się jako dwumilionowa armia nowych wyborców. Co się w ich głowach dzieje – nie wie nikt. Należy rzucić domniemanie graniczące z pewnością, że ten, kto lepiej zawładnął ich duszami, wygra wybory 2011. Bo to oni ustalą ostateczny wynik głosowania w sytuacji, gdy świat dorosłych jest podzielony na dwa równe, nienawidzące się obozy.
Młodego człowieka można nasączać miłością lub niechęcią do jakiegoś polityka, gadając mu o nim w kółko w domu. Ale potem ten młody człowiek wchodzi do zasłoniętej kabiny i podejmuje życiową decyzję: moja wolność osobista czy decyzja moich rodziców? Nikt nigdy się nie dowie, jak naprawdę zagłosował. A zagłosuje na pewno, bo pierwszych w życiu wyborów nie odpuszcza nikt.
Co powoduje młodzieżą, że nie pokochała PO? Młodzieńcza świeżość i bunt. Wchodząc w świat dorosłych, zastali PO. Nie wiedzą, jak było przedtem – wiedzą, jak jest dziś. Widzą rozkopane drogi, ich starsi koledzy nie mają pracy, sami nie mają kasy ani zbyt wielkich nadziei. Ich bracia rozmawiają o emigracji. Gdzieś ponad ich głowami pohukuje Donald Tusk, który nigdy się do nich nie odezwał, nie odwiedził żadnej auli akademickiej, nie odbył z nimi debaty. Ogólnie gość zadowolony z siebie i straszący PiS. A właśnie ten PiS jest dla nich zjawiskiem świeżym i pociągającym, gdyż wyraża niezgodę na zastany świat.
Lekceważenie młodzieży to największy grzech polskich polityków. PiS przegrało tamte wybory głosami niedawnych uczniów, którzy znienawidzili durnego ministra edukacji Romana Giertycha. Ludzie z PO nie wyciągnęli z tego wniosków. Nigdy nie uznali świata młodych za poważny, nie rozumieją graffiti ani hip-hopu, nie rozmawiają z młodymi o religii, narkotykach, szkole, seksie ani wolności osobistej. Uśmiechają się do nich z pobłażaniem i budują swoje głupawe młodzieżówki. No to teraz dostali piłkę z powrotem, na swoje boisko. Zbigniew Hołdys Muzyk, kompozytor, były lider grupy Perfect, dziennikarz
W tym roku po raz pierwszy w życiu pójdzie głosować ponad dwa miliony ludzi. Wystarczy zajrzeć do roczników statystycznych, by się przekonać, że w latach 1990-1993 rodziło się niemal 600 tys. osób rocznie. Obarczanie ich krótką pamięcią jest idiotyczne – w chwili gdy PiS wygrywało wybory sześć lat temu, wielu z nich miało zaledwie 12 lat, a gdy je przegrywało – 14. Mieli w nosie wojnę Kaczyńskiego z Tuskiem – pasjonowali się przygodami Harry’ego Pottera. Dorastanie, burze hormonów, puchnące bicepsy i rosnące piersi, sprawdzanie, jak smakuje szminka i papieros, szkolne turbulencje – to były dla nich problemy najwyższej wagi. Nie siadali wieczorami przed telewizorami, by oglądać „Fakty". Żyli przez ostatnie cztery lata, co najwyżej słuchając w przelocie rodziców, kolegów, jakiejś migawki w telewizji. W internecie zaś oswajali się z Facebookiem, ich nową biblią do poznawania rówieśników i tkania z nimi wspólnoty.
Do tych młodych ludzi przez kilka ostatnich lat nikt się nie odezwał. „Orliki" nie są tematem – grają na nich małolaty, które pójdą do urn najwcześniej za cztery lata, a wówczas nie będą pamiętać, czyja to zasługa. Ale już starsze nastolatki na pewno będą pamiętać aresztowanie twórcy gry strzelanki z Komorowskim w roli głównej, bo to był cios prosto w ich serce. Solidarność pokoleniowa jest ogromna, a im zabrano nadzieję na wieczną zabawę – im, którzy wcale tej gry nie traktowali politycznie, lecz groteskowo. Tego ranka dowiedzieli się, że do jakiegoś pokoju, który przypomina im ich własny, wtargnęli wojownicy Ninja i zabrali chłopakowi komputer. Porównywanie tego zdarzenia ze śmiercią Barbary Blidy było kompletnym nieporozumieniem – Blida nigdy nie była bohaterką bajki młodych ludzi.
I tu tkwi sedno grzechu niezrozumienia. Traktowanie młodzieży przez polityków wymaga zupełnie innej racjonalności niż ta przeznaczona dla dorosłych. Wystarczy młodym zabrać możliwość wysyłania SMS-ów, by stracić ich głos na sto lat. Wystarczy wprowadzić godzinę policyjną dla nastolatków, by nie zapomnieli tego długo. Wystarczy im zaostrzyć kryteria z matury, skrzywdzić ich w szkole niesprawiedliwą oceną, wyrwać chłopakowi dziewczynę, by zmienili spojrzenie na cały świat.
W tym roku zjawili się jako dwumilionowa armia nowych wyborców. Co się w ich głowach dzieje – nie wie nikt. Należy rzucić domniemanie graniczące z pewnością, że ten, kto lepiej zawładnął ich duszami, wygra wybory 2011. Bo to oni ustalą ostateczny wynik głosowania w sytuacji, gdy świat dorosłych jest podzielony na dwa równe, nienawidzące się obozy.
Młodego człowieka można nasączać miłością lub niechęcią do jakiegoś polityka, gadając mu o nim w kółko w domu. Ale potem ten młody człowiek wchodzi do zasłoniętej kabiny i podejmuje życiową decyzję: moja wolność osobista czy decyzja moich rodziców? Nikt nigdy się nie dowie, jak naprawdę zagłosował. A zagłosuje na pewno, bo pierwszych w życiu wyborów nie odpuszcza nikt.
Co powoduje młodzieżą, że nie pokochała PO? Młodzieńcza świeżość i bunt. Wchodząc w świat dorosłych, zastali PO. Nie wiedzą, jak było przedtem – wiedzą, jak jest dziś. Widzą rozkopane drogi, ich starsi koledzy nie mają pracy, sami nie mają kasy ani zbyt wielkich nadziei. Ich bracia rozmawiają o emigracji. Gdzieś ponad ich głowami pohukuje Donald Tusk, który nigdy się do nich nie odezwał, nie odwiedził żadnej auli akademickiej, nie odbył z nimi debaty. Ogólnie gość zadowolony z siebie i straszący PiS. A właśnie ten PiS jest dla nich zjawiskiem świeżym i pociągającym, gdyż wyraża niezgodę na zastany świat.
Lekceważenie młodzieży to największy grzech polskich polityków. PiS przegrało tamte wybory głosami niedawnych uczniów, którzy znienawidzili durnego ministra edukacji Romana Giertycha. Ludzie z PO nie wyciągnęli z tego wniosków. Nigdy nie uznali świata młodych za poważny, nie rozumieją graffiti ani hip-hopu, nie rozmawiają z młodymi o religii, narkotykach, szkole, seksie ani wolności osobistej. Uśmiechają się do nich z pobłażaniem i budują swoje głupawe młodzieżówki. No to teraz dostali piłkę z powrotem, na swoje boisko. Zbigniew Hołdys Muzyk, kompozytor, były lider grupy Perfect, dziennikarz
Więcej możesz przeczytać w 38/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.