To nie zniecierpliwienie postawą rządu Gerharda Schrödera jest powodem wyprowadzki części oddziałów US Army z Niemiec i redukcji baz użytkowanych tam przez US Forces.
Nie decyduje o tym nawet stosunek RFN do amerykańskiej akcji zbrojnej w Iraku. Amerykanie wycofują się z Niemiec, bo konieczna stała się przebudowa całego systemu geostrategicznego.
Geopolityczny łuk zagrożeń
Jeszcze 60 lat temu Amerykanie zdecydowanie nie chcieli się zapuszczać w odległe regiony europejskie. Podczas II wojny światowej storpedowali plan Churchilla, by uderzyć na Hitlera przez Bałkany. Cierpliwie czekali nad Łabą na Rosjan, rezygnując z zajęcia Berlina i Pragi. Aż do czasu rządów Ronalda Reagana żaden prezydent USA nawet nie rozważał wyzwolenia wschodniej Europy spod totalitarnego władztwa ZSRR.
Z Waszyngtonu lepiej niż z Warszawy widać, że główną strefę konfliktogenną tworzą kraje islamskie. Ich nieprzerwany ciąg od Maroka po Pakistan i Kazachstan nazywa się geopolitycznym łukiem zagrożeń. Zbigniew Brzeziński uznał najbardziej niestabilny obszar wokół Morza Kaspijskiego i Jeziora Aralskiego za eurazjatyckie Bałkany. Podczas wyprawy na talibów - nie planowanej przecież, bo sprowokowanej przez atak na WTC - Amerykanie zdobyli silną pozycję w środkowej Azji. Niezależnie od możliwości nadzorowania owych eurazjatyckich Bałkanów Amerykanie szybko dostrzegli, że z tego obszaru - dzięki flocie na Oceanie Indyjskim oraz pozycjom nad Zatoką Perską i Morzem Śródziemnym - mogą strategicznie kontrolować całą niebezpieczną strefę.
Siły zbrojne USA są wyjątkowo mobilne, ale potrzebują połączonych w system baz. Do wzmocnienia amerykańskiej obecności na wschód od Morza Kaspijskiego konieczna stała się kontrola Zakaukazia. Dlatego specjaliści wojskowi USA są już w Gruzji. Wymaga to z kolei militarnej obecności na Morzu Czarnym. Tureckie wybrzeża nie wystarczają. Pozwala to zrozumieć, dlaczego Bułgaria i Rumunia łatwiej wchodzą do NATO niż do UE.
Nonsens strategiczny
Wejście Polski, Czech i Węgier do NATO nie zmieniło tego, że siły paktu w tej części Europy prawie w całości pozostały na zachód od dawnej żelaznej kurtyny. Tylko korpus niemiecki wysunięto nad środkową Łabę, a w Szczecinie powstał korpus duńsko-polsko-niemiecki. Wycofano z tego obszaru liczne systemy uzbrojenia, w tym wszystkie - poza przenoszonymi przez samoloty - tzw. bronie substrategiczne, przeznaczone do uderzenia na dystans krótszy niż 5500 km.
Utrzymywanie całego zgrupowania daleko od strefy możliwych zagrożeń jest jawnym nonsensem. Teraz nie przedpole Renu, ale pomost bałtycko-czarnomorski ma kluczowe znaczenie strategiczne. Polska pokazała już swoją sojuszniczą przydatność. Na Węgrzech działa amerykańska baza. Walory strategiczne Ukrainy od lat podkreśla Brzeziński.
Amerykanie, po raz pierwszy angażując się bezpośrednio w tej części Europy, trafiają na obszar przyjazny, w niemałym stopniu przygotowany do ich przyjęcia. Podobnie było kiedyś w zachodniej Europie. To gwarantuje, że zła historia już się nie powtórzy.
Geopolityczny łuk zagrożeń
Jeszcze 60 lat temu Amerykanie zdecydowanie nie chcieli się zapuszczać w odległe regiony europejskie. Podczas II wojny światowej storpedowali plan Churchilla, by uderzyć na Hitlera przez Bałkany. Cierpliwie czekali nad Łabą na Rosjan, rezygnując z zajęcia Berlina i Pragi. Aż do czasu rządów Ronalda Reagana żaden prezydent USA nawet nie rozważał wyzwolenia wschodniej Europy spod totalitarnego władztwa ZSRR.
Z Waszyngtonu lepiej niż z Warszawy widać, że główną strefę konfliktogenną tworzą kraje islamskie. Ich nieprzerwany ciąg od Maroka po Pakistan i Kazachstan nazywa się geopolitycznym łukiem zagrożeń. Zbigniew Brzeziński uznał najbardziej niestabilny obszar wokół Morza Kaspijskiego i Jeziora Aralskiego za eurazjatyckie Bałkany. Podczas wyprawy na talibów - nie planowanej przecież, bo sprowokowanej przez atak na WTC - Amerykanie zdobyli silną pozycję w środkowej Azji. Niezależnie od możliwości nadzorowania owych eurazjatyckich Bałkanów Amerykanie szybko dostrzegli, że z tego obszaru - dzięki flocie na Oceanie Indyjskim oraz pozycjom nad Zatoką Perską i Morzem Śródziemnym - mogą strategicznie kontrolować całą niebezpieczną strefę.
Siły zbrojne USA są wyjątkowo mobilne, ale potrzebują połączonych w system baz. Do wzmocnienia amerykańskiej obecności na wschód od Morza Kaspijskiego konieczna stała się kontrola Zakaukazia. Dlatego specjaliści wojskowi USA są już w Gruzji. Wymaga to z kolei militarnej obecności na Morzu Czarnym. Tureckie wybrzeża nie wystarczają. Pozwala to zrozumieć, dlaczego Bułgaria i Rumunia łatwiej wchodzą do NATO niż do UE.
Nonsens strategiczny
Wejście Polski, Czech i Węgier do NATO nie zmieniło tego, że siły paktu w tej części Europy prawie w całości pozostały na zachód od dawnej żelaznej kurtyny. Tylko korpus niemiecki wysunięto nad środkową Łabę, a w Szczecinie powstał korpus duńsko-polsko-niemiecki. Wycofano z tego obszaru liczne systemy uzbrojenia, w tym wszystkie - poza przenoszonymi przez samoloty - tzw. bronie substrategiczne, przeznaczone do uderzenia na dystans krótszy niż 5500 km.
Utrzymywanie całego zgrupowania daleko od strefy możliwych zagrożeń jest jawnym nonsensem. Teraz nie przedpole Renu, ale pomost bałtycko-czarnomorski ma kluczowe znaczenie strategiczne. Polska pokazała już swoją sojuszniczą przydatność. Na Węgrzech działa amerykańska baza. Walory strategiczne Ukrainy od lat podkreśla Brzeziński.
Amerykanie, po raz pierwszy angażując się bezpośrednio w tej części Europy, trafiają na obszar przyjazny, w niemałym stopniu przygotowany do ich przyjęcia. Podobnie było kiedyś w zachodniej Europie. To gwarantuje, że zła historia już się nie powtórzy.
Więcej możesz przeczytać w 34/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.