Potędze podhalańskiego mitu ulegli nawet hitlerowcy, próbując stworzyć Goralenvolk
Odponad stu lat góralszczyzna uchodzi za esencję polskości. Henryk Sienkiewicz w "Krzyżakach" kazał mówić bohaterom gwarą podhalańską, święcie przekonany, że jest to relikt staropolszczyzny. Tymczasem, zdaniem literata i etnografa Antoniego Kroha, który jako jeden z niewielu ośmielił się zajrzeć za podszewkę góralskiego mitu, "ludność Podtatrza od stuleci stanowiła mozaikę narodowościową". Historię tych terenów oprócz Słowian tworzyli Niemcy, Węgrzy, Żydzi, Cyganie i pasterze, którzy przywędrowali z południowych Karpat, czyli z dzisiejszej Rumunii. Górale nie chcą o tym pamiętać. Zapomnieli też, że "styl zakopiański", charakterystyczny strój, a nawet przyśpiewki zostały wymyślone w XIX wieku przez zafascynowanych Tatrami mieszczuchów z uniwersyteckim wykształceniem. Mimo że zawsze należała do nas niewielka część tych gór, to właśnie Polacy stali się twórcami legendy Tatr. Góralskie chaty na Mazurach i hity Brathanków śpiewane na imieninach u cioci w Szczecinie stały się elementem "staropolskiej" tradycji, która nigdy nie istniała.
Tatry, czyli Alpy
Pierwsi sławni górale to bohaterowie śpiewogry Jana Stefaniego "Cud mniemany, czyli krakowiacy i górale" z końca XVIII wieku. Romantycy widzieli w górach krainę duchów i smoków, aż w roku 1873 przyjechał do Zakopanego warszawski lekarz Tytus Chałubiński i rozkochał się w Tatrach na amen. To dzięki jego zabiegom skromna osada pasterska zyskała status uzdrowiska, które miało być przeciwwagą dla alpejskich kurortów. Z kolei górale podhalańscy stanowili dla polskiej inteligencji (zwłaszcza z zaboru rosyjskiego) idealny wzór "prapolskości". W ich kulturze jak w bursztynie miały się przechować relikty narodowego stylu, które gdzie indziej zatraciły się wskutek obcych wpływów. Górale byli jednocześnie bardziej swojscy od krwiożerczych Kozaków z kresów i pociągali egzotyką, której brakowało zwykłym chłopom z nizin. W odróżnieniu od tamtych nie kojarzyli się z pańszczyzną i niechętnym (lub wręcz wrogim) stosunkiem do narodowych powstań. Byli ubodzy, ale wolni i dumni ze swojej wolności.
Zakopane niemal z dnia na dzień stało się artystycznym i intelektualnym eldorado. Architektura Stanisława Witkiewicza, poezje Kazimierza Tetmajera, Jana Kasprowicza, Tadeusza Micińskiego i Władysława Orkana, muzyka Stanisława Moniuszki, Mieczysława Karłowicza i Karola Szymanowskiego wyniosły góralszczyznę do rangi narodowej świętości, która do dziś nie straciła swoich gorących zwolenników.
W "stylu zakopiańskim" zabudowane są dziś nie tylko tereny tatrzańskie. Kiedy wymyślał go Stanisław Witkiewicz (ojciec Witkacego), mieszkańcy Zakopanego mieli swój pomysł na to, jak ma wyglądać dom. Gdyby sięgnąć do prawdziwej tradycji, góralska chata musiałaby mieć dwie izby: "czarną" i "białą". W pierwszej było rzeczywiście czarno - od dymu z pieca pozbawionego komina. Druga była czysta, ale za to nie ogrzewana. Zimą w chacie mieszkała cała rodzina razem z drobnym inwentarzem. Przez to, że szyby były wpuszczane bezpośrednio w okiennice, nie dało się jej wietrzyć. Witkiewicz, architekt (samouk rodem ze Żmudzi), inspirował się modnym wówczas w Europie drewnianym budownictwem szwajcarsko-tyrolskim. Nawiasem mówiąc, z Tyrolu "pożyczono" również logo polskich Tatr - kwiat szarotki.
Pierwszym i najbardziej udanym dziełem Witkiewicza była willa Koliba (czyli szałas pasterski) przy ulicy Kościeliskiej w Zakopanem z 1893 r. Zaprojektował do niej również meble i przedmioty codziennego użytku. Zleceniodawcą był ziemianin z Ukrainy. W znajdującym się dzisiaj w budynku muzeum otwarto właśnie wystawę "Styl zakopiański w architekturze polskiej" (czynna do 14 września). Dzieło Witkiewicza kontynuowali liczni entuzjaści, m.in. Jan Witkiewicz-Koszyc (projektant Chaty dla Żeromskiego w Nałęczowie, a także willi w Wiśle, Konstancinie i Milanówku pod Warszawą), rzeźbiarz Jan Szczepkowski, grafik i drzeworytnik Władysław Skoczylas. "Styl zakopiański" zaczął się pojawiać na wszystkich ziemiach byłej Rzeczypospolitej. Motywy góralskie ozdobiły suknie dam, zastawy stołowe, kościelne ołtarze, wielkomiejskie kamienice, wiejskie dworki i stacje kolejowe. Pędzlem sławili Tatry i Podhale malarze tej miary, co Leon Wyczółkowski, Julian Fałat i Jan Stanisławski. "W góry! W góry, miły bracie! Tam swoboda czeka na cię" - nawoływał Wincenty Pol.
Janosik ze Szkocji
- Mity zawsze tworzą ludzie kultury i artyści. Dlatego żaden z nich nie wytrzymuje zderzenia z rzeczywistością - mówi Jarosław Skowroński, znawca historii Tatr. Kiedy w Europie zaczęła się moda na wędrowanie po górach, egzaltowani turyści swój zachwyt nad pięknem ośnieżonych szczytów przenieśli na pasterzy i mieszkańców pobliskich wsi. "Cóż za orłowe postaci! Nie darmo drżały niziny szeptające o nich: 'skrzydlaci'" - komplementował górali Władysław Orkan. Witkiewicz mówił wręcz o "genialnej rasie".
Nowo odkryci herosi musieli się odróżniać od zwykłych chłopów nie tylko zachowaniem, ale i kostiumem. I taki kostium szybko się pojawił. Kolorowy i bogato zdobiony strój góralski ma tyle wspólnego z tradycją, ile wdzianka bohaterów hollywoodzkich westernów z ubiorem prawdziwych kowbojów. Dawne mieszkanki Podhala nie nosiły wzorzystych chust i spódnic w kwiaty. Współcześni juhasi tańczący na ekranach telewizorów zbójnickiego również są ubrani nie tak jak ich przodkowie. Tamci nosili się mało efektownie - wręcz ubogo. Portki nie miały praktycznie żadnych obszyć i ozdób. Dopiero zastrzyk turystycznej gotówki w XIX wieku i tanie syntetyczne barwniki zmieniły ten stan. Mało kogo było wtedy stać na kierpce, więc górale najczęściej chodzili boso. Większość pieśni śpiewanych przez nich również jest świeżej daty. Do tekstów autorstwa Tetmajera "Hej, idem w las" czy "Krywaniu, Krywaniu" dobrano ludowe nuty, a po paru latach sami górale wierzyli już niewzruszenie, że to śpiewki odziedziczone po praojcach. Tekst "Góralu, czy ci nie żal" wyszedł spod pióra krakowskiego komediopisarza Michała Bałuckiego. Podobnie ze "starożytnymi legendami" - wiele z nich miało swe źródło w bujnej fantazji Sabały, zwanego przez współczesnych tatrzańskim Homerem.
W latach 70. powstał jeden z najbardziej popularnych seriali telewizyjnych - "Janosik". Wprawdzie nieustraszony zbójnik urodził się i działał po słowackiej stronie Tatr, ale naszym twórcom nie przeszkodziło to zrobić z niego rodzimego bohatera. Innych dowodów żywotności mitu wciąż dostarcza muzyka rozrywkowa. W ostatniej dekadzie hitami stały się skoczne przeboje Brathanków i zespołu Golec uOrkiestra. Wcześniej wielką popularność zdobyły stylizowane na góralską nutę piosenki Skaldów i wyśpiewane gwarą utwory "Potargano chałpa" i "Bo jo cie kochom" grupy De Press.
Góralski mit międzynarodowy
Mitologizowanie górali nie jest polskim wynalazkiem. W XIX-wiecznej Europie powszechnie wierzono, że w niedostępnych górskich wioskach - w przeciwieństwie do skażonych cywilizacją nizin - przechowały się dawne cnoty i tradycje. Podobnej apoteozy, co Podhalanie, doczekali się wówczas Tyrolczycy, Bawarczycy i Szkoci. Seweryn Goszczyński, jeden z twórców tarzańskiego mitu, w młodości rozczytywał się w książkach Waltera Scotta. Zapisał wówczas w "Dzienniku", że chciałby zrobić dla Tatr to samo, co tamten zrobił dla gór szkockich. Legendy i pieśni autorstwa Goszczyńskiego stały się później inspiracją dla Tetmajera.
Z czasem mit góralszczyzny przekroczył granice Podhala. Na własną legendę zapracował lud Pienin, w polskim jeszcze Lwowie zrodziła się moda na Huculszczyznę. Zakopane nie dało sobie jednak odebrać palmy pierwszeństwa. Nawet, kiedy zamieniło się w brzydkie, zatłoczone, chaotycznie zabudowane miasteczko, a na Krupówkach zaczął urzędować fałszywy niedźwiedź pozujący turystom do pamiątkowych fotografii. Zresztą, cóż się dziwić naiwnym ceprom z Warszawy, skoro w wyjątkowość ludu zamieszkującego Podtatrze uwierzyli nawet hitlerowcy, zupełnie na serio próbując stworzyć z niego niemiecki Goralenvolk.
Tatry, czyli Alpy
Pierwsi sławni górale to bohaterowie śpiewogry Jana Stefaniego "Cud mniemany, czyli krakowiacy i górale" z końca XVIII wieku. Romantycy widzieli w górach krainę duchów i smoków, aż w roku 1873 przyjechał do Zakopanego warszawski lekarz Tytus Chałubiński i rozkochał się w Tatrach na amen. To dzięki jego zabiegom skromna osada pasterska zyskała status uzdrowiska, które miało być przeciwwagą dla alpejskich kurortów. Z kolei górale podhalańscy stanowili dla polskiej inteligencji (zwłaszcza z zaboru rosyjskiego) idealny wzór "prapolskości". W ich kulturze jak w bursztynie miały się przechować relikty narodowego stylu, które gdzie indziej zatraciły się wskutek obcych wpływów. Górale byli jednocześnie bardziej swojscy od krwiożerczych Kozaków z kresów i pociągali egzotyką, której brakowało zwykłym chłopom z nizin. W odróżnieniu od tamtych nie kojarzyli się z pańszczyzną i niechętnym (lub wręcz wrogim) stosunkiem do narodowych powstań. Byli ubodzy, ale wolni i dumni ze swojej wolności.
Zakopane niemal z dnia na dzień stało się artystycznym i intelektualnym eldorado. Architektura Stanisława Witkiewicza, poezje Kazimierza Tetmajera, Jana Kasprowicza, Tadeusza Micińskiego i Władysława Orkana, muzyka Stanisława Moniuszki, Mieczysława Karłowicza i Karola Szymanowskiego wyniosły góralszczyznę do rangi narodowej świętości, która do dziś nie straciła swoich gorących zwolenników.
W "stylu zakopiańskim" zabudowane są dziś nie tylko tereny tatrzańskie. Kiedy wymyślał go Stanisław Witkiewicz (ojciec Witkacego), mieszkańcy Zakopanego mieli swój pomysł na to, jak ma wyglądać dom. Gdyby sięgnąć do prawdziwej tradycji, góralska chata musiałaby mieć dwie izby: "czarną" i "białą". W pierwszej było rzeczywiście czarno - od dymu z pieca pozbawionego komina. Druga była czysta, ale za to nie ogrzewana. Zimą w chacie mieszkała cała rodzina razem z drobnym inwentarzem. Przez to, że szyby były wpuszczane bezpośrednio w okiennice, nie dało się jej wietrzyć. Witkiewicz, architekt (samouk rodem ze Żmudzi), inspirował się modnym wówczas w Europie drewnianym budownictwem szwajcarsko-tyrolskim. Nawiasem mówiąc, z Tyrolu "pożyczono" również logo polskich Tatr - kwiat szarotki.
Pierwszym i najbardziej udanym dziełem Witkiewicza była willa Koliba (czyli szałas pasterski) przy ulicy Kościeliskiej w Zakopanem z 1893 r. Zaprojektował do niej również meble i przedmioty codziennego użytku. Zleceniodawcą był ziemianin z Ukrainy. W znajdującym się dzisiaj w budynku muzeum otwarto właśnie wystawę "Styl zakopiański w architekturze polskiej" (czynna do 14 września). Dzieło Witkiewicza kontynuowali liczni entuzjaści, m.in. Jan Witkiewicz-Koszyc (projektant Chaty dla Żeromskiego w Nałęczowie, a także willi w Wiśle, Konstancinie i Milanówku pod Warszawą), rzeźbiarz Jan Szczepkowski, grafik i drzeworytnik Władysław Skoczylas. "Styl zakopiański" zaczął się pojawiać na wszystkich ziemiach byłej Rzeczypospolitej. Motywy góralskie ozdobiły suknie dam, zastawy stołowe, kościelne ołtarze, wielkomiejskie kamienice, wiejskie dworki i stacje kolejowe. Pędzlem sławili Tatry i Podhale malarze tej miary, co Leon Wyczółkowski, Julian Fałat i Jan Stanisławski. "W góry! W góry, miły bracie! Tam swoboda czeka na cię" - nawoływał Wincenty Pol.
Janosik ze Szkocji
- Mity zawsze tworzą ludzie kultury i artyści. Dlatego żaden z nich nie wytrzymuje zderzenia z rzeczywistością - mówi Jarosław Skowroński, znawca historii Tatr. Kiedy w Europie zaczęła się moda na wędrowanie po górach, egzaltowani turyści swój zachwyt nad pięknem ośnieżonych szczytów przenieśli na pasterzy i mieszkańców pobliskich wsi. "Cóż za orłowe postaci! Nie darmo drżały niziny szeptające o nich: 'skrzydlaci'" - komplementował górali Władysław Orkan. Witkiewicz mówił wręcz o "genialnej rasie".
Nowo odkryci herosi musieli się odróżniać od zwykłych chłopów nie tylko zachowaniem, ale i kostiumem. I taki kostium szybko się pojawił. Kolorowy i bogato zdobiony strój góralski ma tyle wspólnego z tradycją, ile wdzianka bohaterów hollywoodzkich westernów z ubiorem prawdziwych kowbojów. Dawne mieszkanki Podhala nie nosiły wzorzystych chust i spódnic w kwiaty. Współcześni juhasi tańczący na ekranach telewizorów zbójnickiego również są ubrani nie tak jak ich przodkowie. Tamci nosili się mało efektownie - wręcz ubogo. Portki nie miały praktycznie żadnych obszyć i ozdób. Dopiero zastrzyk turystycznej gotówki w XIX wieku i tanie syntetyczne barwniki zmieniły ten stan. Mało kogo było wtedy stać na kierpce, więc górale najczęściej chodzili boso. Większość pieśni śpiewanych przez nich również jest świeżej daty. Do tekstów autorstwa Tetmajera "Hej, idem w las" czy "Krywaniu, Krywaniu" dobrano ludowe nuty, a po paru latach sami górale wierzyli już niewzruszenie, że to śpiewki odziedziczone po praojcach. Tekst "Góralu, czy ci nie żal" wyszedł spod pióra krakowskiego komediopisarza Michała Bałuckiego. Podobnie ze "starożytnymi legendami" - wiele z nich miało swe źródło w bujnej fantazji Sabały, zwanego przez współczesnych tatrzańskim Homerem.
W latach 70. powstał jeden z najbardziej popularnych seriali telewizyjnych - "Janosik". Wprawdzie nieustraszony zbójnik urodził się i działał po słowackiej stronie Tatr, ale naszym twórcom nie przeszkodziło to zrobić z niego rodzimego bohatera. Innych dowodów żywotności mitu wciąż dostarcza muzyka rozrywkowa. W ostatniej dekadzie hitami stały się skoczne przeboje Brathanków i zespołu Golec uOrkiestra. Wcześniej wielką popularność zdobyły stylizowane na góralską nutę piosenki Skaldów i wyśpiewane gwarą utwory "Potargano chałpa" i "Bo jo cie kochom" grupy De Press.
Góralski mit międzynarodowy
Mitologizowanie górali nie jest polskim wynalazkiem. W XIX-wiecznej Europie powszechnie wierzono, że w niedostępnych górskich wioskach - w przeciwieństwie do skażonych cywilizacją nizin - przechowały się dawne cnoty i tradycje. Podobnej apoteozy, co Podhalanie, doczekali się wówczas Tyrolczycy, Bawarczycy i Szkoci. Seweryn Goszczyński, jeden z twórców tarzańskiego mitu, w młodości rozczytywał się w książkach Waltera Scotta. Zapisał wówczas w "Dzienniku", że chciałby zrobić dla Tatr to samo, co tamten zrobił dla gór szkockich. Legendy i pieśni autorstwa Goszczyńskiego stały się później inspiracją dla Tetmajera.
Z czasem mit góralszczyzny przekroczył granice Podhala. Na własną legendę zapracował lud Pienin, w polskim jeszcze Lwowie zrodziła się moda na Huculszczyznę. Zakopane nie dało sobie jednak odebrać palmy pierwszeństwa. Nawet, kiedy zamieniło się w brzydkie, zatłoczone, chaotycznie zabudowane miasteczko, a na Krupówkach zaczął urzędować fałszywy niedźwiedź pozujący turystom do pamiątkowych fotografii. Zresztą, cóż się dziwić naiwnym ceprom z Warszawy, skoro w wyjątkowość ludu zamieszkującego Podtatrze uwierzyli nawet hitlerowcy, zupełnie na serio próbując stworzyć z niego niemiecki Goralenvolk.
Twórcy góralskiego mitu |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 34/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.