Przewodnik po największych polskich nonsensach prawnych
W Londynie taksówkarz musi wozić z sobą worek owsa, a w Yorku do Szkota można strzelać z kuszy codziennie, poza niedzielą o północy. W Que-becu do niedawna płacono za skalpy Indian, a w Minnesocie do dziś zakazuje się mężczyz-nom stosunków seksualnych z żywymi rybami.
Te prawa, choć teoretycznie nadal niekiedy obowiązują, zostały uchwalone przed setkami lat i poza historykami nikt o nich nie pamięta. W Polsce zaś współcześnie uchwala się przepisy stanowiące absolutne kuriozum, a ustawodawcy i urzędnicy traktują je ze śmiertelną powagą. Można wręcz umrzeć ze śmiechu! Przesada? Dość powiedzieć, że jedna tylko absurdalna ustawa o podatku VAT przywiodła do samobójczych myśli setki Polaków, doprowadzając do bankructwa kilkadziesiąt tysięcy firm. Ordynacja podatkowa dekretuje z kolei, że przedsiębiorca ma dochód, a każdy turysta powinien zapłacić do budżetu państwa 2 proc. wywożonych za granicę w portfelu pieniędzy. Ostatnio weszła w życie ustawa o kształtowaniu ustroju rolnego, której przepisy likwidują wolny handel ziemią i przykuwają chłopów do uprawianej roli. W kolejce czeka już ustawa o biopaliwach, która sprawi, że benzynę bez domieszek - jako towar deficytowy - będziemy kupować na czarnym rynku.
Chłop z jedną nioską
W III RP każdy, kto nie jest rolnikiem, jest frajerem. Konstytucja stwierdza co prawda (art. 84), że "każdy obowiązany jest do ponoszenia ciężarów i świadczeń publicznych", ale spośród 29 868 474 dorosłych obywateli uprawnionych do uczestnictwa w referendum podatek od dochodów osobistych (PIT) w ubiegłym roku rozliczyło 23 785 180 osób. Pozostali to rolnicy, którzy płacą podatek rolny, będący równowartością 2,5 kwintala żyta za tzw. hektar przeliczeniowy (dziś jest to 33,45 zł - swoją drogą, można być pewnym, że gdyby taką cenę skupu ustaliła ARR, rolnicy zaczęliby organizować blokady dróg). Przeciętne gospodarstwo (dwie osoby dorosłe) uiściło w zeszłym roku podatek w wysokości 279,98 zł, podczas gdy przeciętny płatnik PIT wniósł do publicznej kasy (nie licząc ubezpieczeń społecznych i zdrowotnych) 1340 zł.
Rolnik, bez względu na dochody, płaci kwartalną składkę emerytalną w wysokości 165,80 zł, czyli 663,20 zł rocznie (ubezpieczeni w ZUS wpłacili w ubiegłym roku średnio po 5345,75 zł). Co więcej, aby być ubezpieczonym i płacić tak małą składkę emerytalną, wcale nie trzeba być rolnikiem. Żeby się zapisać do KRUS, wystarczy założyć tzw. dział rolniczej produkcji specjalnej. Zgodnie z rozporządzeniem ministra finansów, działami specjalnymi są uprawa roślin w szklarniach o powierzchni minimum 25 m2, grzybów (minimalna powierzchnia grzybni - 25 m2), roślin in vitro (minimalna powierzchnia - metr kwadratowy), wylęg drobiu (co najmniej jedna nioska), hodowla lisów, jenotów, norek, tchórzofretek, szynszyli (minimum jedno zwierzę) i zwierząt laboratoryjnych (szczurów i białych myszy - minimum jedno zwierzę), jedwabników (kokony o minimalnej powierzchni decymetra kwadratowego), dżdżownic (minimalna powierzchnia łoża hodowlanego wynosi metr kwadratowy), koni, psów i kotów rasowych (co najmniej jedno zwierzę) oraz ryb w akwarium o objętości 700 dm3 (sześcian o bokach 88,8 cm). Zakładając dział specjalny, musimy się wprawdzie liczyć z koniecznością zapłaceniem podatku dochodowego, ale nie są to kwoty wielkie. W omawianych wypadkach wynoszą od 19 gr (wylęg drobiu) do 142,31 zł (akwarium).
Nakaz prac ręcznych dla ochroniarzy
Do najbardziej idiotycznych przepisów można przywyknąć lub nauczyć się je obchodzić. Niestety, polskie prawo dotyczące działalności gospodarczej przypomina ruchome pole minowe: zmieniane jest co chwila, bez ostrzeżenia. Najbardziej znienawidzoną przez przedsiębiorców ustawę o podatku VAT nowelizowano (za pośrednictwem Sejmu lub rozporządzeń ministra finansów) kilkaset razy! Przewiduje ona m.in., że przedsiębiorca, który odliczy podatek VAT od zakupionego towaru, zrobił to nielegalnie, jeżeli jego kontrahent nie ma kopii faktury! Na dobrą sprawę każde odliczenie jest związane z ryzykiem, że za pięć lat przyjdzie urzędnik i poprosi podatnika o zwrot kilku milionów złotych (kara za nieuzasadnione odliczenie, podatek i odsetki), a wszystko dlatego, że kontrahent źle prowadził księgowość (ewentualnie zgubił lub zniszczył kopię faktury). W Polsce także, co jest ewenementem na świecie, płaci się podatek nie od zarobionych pieniędzy, lecz od wystawionych rachunków. Każdy nie zapłacony przez klienta rachunek kosztuje przedsiębiorcę dodatkowo 22 proc. VAT.
Na tym tle niewinnie wygląda rozporządzenie ministra spraw wewnętrznych i administracji z 27 maja 1998 r., które całą dokumentację związaną z zatrudnionymi pracownikami nakazuje firmom ochroniarskim... prowadzić ręcznie!
Wypić piwo nawarzone przez ustawodawców
Szczytem absurdu jest określenie mocą ustawy dochodu (trzeba od niego zapłacić podatek) firmy, której księgi rachunkowe były - zdaniem urzędników (sic!) - źle prowadzone. Tak stwierdza art. 24b ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych (identyczny przepis dotyczy osób prawnych). Dochód ustawowy wynosi w wypadku handlu hurtowego i detalicznego 5 proc. obrotu, w budownictwie, montażu, transporcie 10 proc., dla pośredników ustalono go na 60 proc. obrotu, a dla adwokatów i radców prawnych na 80 proc. Rentowność w polskiej gospodarce wynosi dziś procent, więc zastosowanie tego paragrafu dla większości firm będzie oznaczać bankructwo. O tym, jak szkodliwy jest to przepis (obowiązuje od 1 stycznia 2001 r.), przekonamy się w roku 2006, gdyż nasze urzędy skarbowe mają zwyczaj sprawdzać zeznania po pięciu latach (w żargonie kontrolerów nazywa się to hodowaniem odsetek). Zgodnie z art. 52b tej samej ustawy, musimy zapłacić 2 proc. sumy, którą "transferujemy" za granicę. Przy dosłownej interpretacji (nasze urzędy skarbowe z tego słyną) powinno to dotyczyć nawet 10 koron słowackich, za które chcemy się napić piwa w przygranicznej knajpie!
Wszystkie śmieci są nasze!
Prawo celne stwierdza, że jeżeli źle oszacujemy wartość wwożonego towaru, musimy dopłacić różnicę. Oznacza to, że jeżeli zgłosimy celnikowi, że towar wart jest 2 tys. zł, a w rzeczywistości jego wartość wynosi tysiąc złotych, to musimy zapłacić państwu różnicę. W przepisie nie ma bowiem stwierdzenia, że prawo działa tylko przy zaniżeniu wartości. O tym, co ile jest warte, decyduje oczywiście urzędnik.
Jeżeli podrzucono nam na działkę toksyczne odpady, to - zgodnie z prawem - zostaną one usunięte na nasz koszt, bowiem na mocy ustawy o odpadach stajemy się właścicielami śmieci znajdujących się na naszej nieruchomości. Ten sam akt prawny czyni z nas przestępców, jeżeli wyrzucamy zużyte baterie i akumulatory do kosza na śmieci, a nie do pojemników przeznaczonych na tego rodzaju odpady. O tym, gdzie szukać odpowiednich pojemników, ustawa milczy. Milczy też, niestety, o tym, gdzie mamy wyrzucać prawne buble.
Te prawa, choć teoretycznie nadal niekiedy obowiązują, zostały uchwalone przed setkami lat i poza historykami nikt o nich nie pamięta. W Polsce zaś współcześnie uchwala się przepisy stanowiące absolutne kuriozum, a ustawodawcy i urzędnicy traktują je ze śmiertelną powagą. Można wręcz umrzeć ze śmiechu! Przesada? Dość powiedzieć, że jedna tylko absurdalna ustawa o podatku VAT przywiodła do samobójczych myśli setki Polaków, doprowadzając do bankructwa kilkadziesiąt tysięcy firm. Ordynacja podatkowa dekretuje z kolei, że przedsiębiorca ma dochód, a każdy turysta powinien zapłacić do budżetu państwa 2 proc. wywożonych za granicę w portfelu pieniędzy. Ostatnio weszła w życie ustawa o kształtowaniu ustroju rolnego, której przepisy likwidują wolny handel ziemią i przykuwają chłopów do uprawianej roli. W kolejce czeka już ustawa o biopaliwach, która sprawi, że benzynę bez domieszek - jako towar deficytowy - będziemy kupować na czarnym rynku.
Chłop z jedną nioską
W III RP każdy, kto nie jest rolnikiem, jest frajerem. Konstytucja stwierdza co prawda (art. 84), że "każdy obowiązany jest do ponoszenia ciężarów i świadczeń publicznych", ale spośród 29 868 474 dorosłych obywateli uprawnionych do uczestnictwa w referendum podatek od dochodów osobistych (PIT) w ubiegłym roku rozliczyło 23 785 180 osób. Pozostali to rolnicy, którzy płacą podatek rolny, będący równowartością 2,5 kwintala żyta za tzw. hektar przeliczeniowy (dziś jest to 33,45 zł - swoją drogą, można być pewnym, że gdyby taką cenę skupu ustaliła ARR, rolnicy zaczęliby organizować blokady dróg). Przeciętne gospodarstwo (dwie osoby dorosłe) uiściło w zeszłym roku podatek w wysokości 279,98 zł, podczas gdy przeciętny płatnik PIT wniósł do publicznej kasy (nie licząc ubezpieczeń społecznych i zdrowotnych) 1340 zł.
Rolnik, bez względu na dochody, płaci kwartalną składkę emerytalną w wysokości 165,80 zł, czyli 663,20 zł rocznie (ubezpieczeni w ZUS wpłacili w ubiegłym roku średnio po 5345,75 zł). Co więcej, aby być ubezpieczonym i płacić tak małą składkę emerytalną, wcale nie trzeba być rolnikiem. Żeby się zapisać do KRUS, wystarczy założyć tzw. dział rolniczej produkcji specjalnej. Zgodnie z rozporządzeniem ministra finansów, działami specjalnymi są uprawa roślin w szklarniach o powierzchni minimum 25 m2, grzybów (minimalna powierzchnia grzybni - 25 m2), roślin in vitro (minimalna powierzchnia - metr kwadratowy), wylęg drobiu (co najmniej jedna nioska), hodowla lisów, jenotów, norek, tchórzofretek, szynszyli (minimum jedno zwierzę) i zwierząt laboratoryjnych (szczurów i białych myszy - minimum jedno zwierzę), jedwabników (kokony o minimalnej powierzchni decymetra kwadratowego), dżdżownic (minimalna powierzchnia łoża hodowlanego wynosi metr kwadratowy), koni, psów i kotów rasowych (co najmniej jedno zwierzę) oraz ryb w akwarium o objętości 700 dm3 (sześcian o bokach 88,8 cm). Zakładając dział specjalny, musimy się wprawdzie liczyć z koniecznością zapłaceniem podatku dochodowego, ale nie są to kwoty wielkie. W omawianych wypadkach wynoszą od 19 gr (wylęg drobiu) do 142,31 zł (akwarium).
Nakaz prac ręcznych dla ochroniarzy
Do najbardziej idiotycznych przepisów można przywyknąć lub nauczyć się je obchodzić. Niestety, polskie prawo dotyczące działalności gospodarczej przypomina ruchome pole minowe: zmieniane jest co chwila, bez ostrzeżenia. Najbardziej znienawidzoną przez przedsiębiorców ustawę o podatku VAT nowelizowano (za pośrednictwem Sejmu lub rozporządzeń ministra finansów) kilkaset razy! Przewiduje ona m.in., że przedsiębiorca, który odliczy podatek VAT od zakupionego towaru, zrobił to nielegalnie, jeżeli jego kontrahent nie ma kopii faktury! Na dobrą sprawę każde odliczenie jest związane z ryzykiem, że za pięć lat przyjdzie urzędnik i poprosi podatnika o zwrot kilku milionów złotych (kara za nieuzasadnione odliczenie, podatek i odsetki), a wszystko dlatego, że kontrahent źle prowadził księgowość (ewentualnie zgubił lub zniszczył kopię faktury). W Polsce także, co jest ewenementem na świecie, płaci się podatek nie od zarobionych pieniędzy, lecz od wystawionych rachunków. Każdy nie zapłacony przez klienta rachunek kosztuje przedsiębiorcę dodatkowo 22 proc. VAT.
Na tym tle niewinnie wygląda rozporządzenie ministra spraw wewnętrznych i administracji z 27 maja 1998 r., które całą dokumentację związaną z zatrudnionymi pracownikami nakazuje firmom ochroniarskim... prowadzić ręcznie!
Wypić piwo nawarzone przez ustawodawców
Szczytem absurdu jest określenie mocą ustawy dochodu (trzeba od niego zapłacić podatek) firmy, której księgi rachunkowe były - zdaniem urzędników (sic!) - źle prowadzone. Tak stwierdza art. 24b ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych (identyczny przepis dotyczy osób prawnych). Dochód ustawowy wynosi w wypadku handlu hurtowego i detalicznego 5 proc. obrotu, w budownictwie, montażu, transporcie 10 proc., dla pośredników ustalono go na 60 proc. obrotu, a dla adwokatów i radców prawnych na 80 proc. Rentowność w polskiej gospodarce wynosi dziś procent, więc zastosowanie tego paragrafu dla większości firm będzie oznaczać bankructwo. O tym, jak szkodliwy jest to przepis (obowiązuje od 1 stycznia 2001 r.), przekonamy się w roku 2006, gdyż nasze urzędy skarbowe mają zwyczaj sprawdzać zeznania po pięciu latach (w żargonie kontrolerów nazywa się to hodowaniem odsetek). Zgodnie z art. 52b tej samej ustawy, musimy zapłacić 2 proc. sumy, którą "transferujemy" za granicę. Przy dosłownej interpretacji (nasze urzędy skarbowe z tego słyną) powinno to dotyczyć nawet 10 koron słowackich, za które chcemy się napić piwa w przygranicznej knajpie!
Wszystkie śmieci są nasze!
Prawo celne stwierdza, że jeżeli źle oszacujemy wartość wwożonego towaru, musimy dopłacić różnicę. Oznacza to, że jeżeli zgłosimy celnikowi, że towar wart jest 2 tys. zł, a w rzeczywistości jego wartość wynosi tysiąc złotych, to musimy zapłacić państwu różnicę. W przepisie nie ma bowiem stwierdzenia, że prawo działa tylko przy zaniżeniu wartości. O tym, co ile jest warte, decyduje oczywiście urzędnik.
Jeżeli podrzucono nam na działkę toksyczne odpady, to - zgodnie z prawem - zostaną one usunięte na nasz koszt, bowiem na mocy ustawy o odpadach stajemy się właścicielami śmieci znajdujących się na naszej nieruchomości. Ten sam akt prawny czyni z nas przestępców, jeżeli wyrzucamy zużyte baterie i akumulatory do kosza na śmieci, a nie do pojemników przeznaczonych na tego rodzaju odpady. O tym, gdzie szukać odpowiednich pojemników, ustawa milczy. Milczy też, niestety, o tym, gdzie mamy wyrzucać prawne buble.
Rzeczpospolita absurdów |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 34/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.