Wszędzie, gdzie zamykano kopalnie, dochodziło do niszczenia budynków i krwawych walk z policją
Ośmiu policjantów w szpitalu, siedemnastu poturbowanych górników, zniszczenia w budynkach Ministerstwa Gospodarki i siedzibie SLD podczas czwartkowej demonstracji górników to, wbrew pozorom, niewielka cena, jaką płacimy za zamykanie kopalń. Niewielka, bo we wszystkich krajach, gdzie zamykano kopalnie, dochodziło do palenia budynków i samochodów, do regularnych walk z policją. W Wielkiej Brytanii wojna z górnikami trwała z przerwami 24 lata. Przez prawie 11 miesięcy na przełomie lat 1984-1985 odbywały się uliczne bitwy z policją, strajkujący okupowali budynki (w tym szpitale i szkoły), podpalali samochody. Harold Macmillan, konserwatywny premier Wielkiej Brytanii, już w latach 50. mówił, że żaden brytyjski rząd nie może sobie pozwolić na zatarg z gwardią królewską, Kościołem katolickim i związkami zawodowymi górników. Kiedy w latach 1961-1970 zamknięto ponad 300 nierentownych kopalń, górnicy otrzymali hojne odprawy. Dopiero 30 lat po ostrzeżeniu Macmillana premier Margaret Thatcher zdecydowała się na zatarg z górnikami. Wyniszczająca wojna trwała prawie rok.
W żadnym europejskim kraju zamykanie kopalń nie było łatwe i bezbolesne. W Niemczech ten proces trwa już od ponad 30 lat. Dopiero na początku lat 90. (i to pod naciskiem Komisji Europejskiej) zaczęto ograniczać zatrudnienie w górnictwie. Zrzeszający m.in. górników związek IG Bergbau und Energie natychmiast wyprowadził na ulice pół miliona ludzi. Krwawych starć uniknięto dzięki podpisaniu porozumienia, na mocy którego zmniejszono zatrudnienie o 40 tys. osób, ale po wypłaceniu sowitych odpraw. W 1997 r. na ulice miast Zagłębia Ruhry wyszło 100 tys. górników i członków ich rodzin - zrezygnowano wówczas z zamknięcia 19 kopalń.
W Holandii proces likwidowania kopalń trwał prawie 20 lat - zaczął się w 1965 r. w Limburgii, regionie całkowicie uzależnionym od górnictwa. Na programy osłonowe wydano 6 mld dolarów (24 mld zł), czyli więcej niż dotychczas w Polsce. W Belgii ostatnią kopalnię zamknięto w 1992 r., również po ponad 25 latach wdrażania programów restrukturyzacyjnych. Kopalnie zamykano, bo do każdej tony węgla podatnicy dopłacali 100 dolarów. Także w Belgii nie obyło się bez ulicznych walk z policją - po zamknięciu kopalni w Zwartberg w takich walkach zginęło dwóch górników, a ponad 50 zostało rannych.
W Polsce proces restrukturyzacji górnictwa trwa od trzynastu lat. W takim czasie w żadnym europejskim kraju nie udało się zrestrukturyzować tej branży gospodarki. Dotychczas kosztowało to prawie 18 mld zł, czyli mniej niż w państwach Zachodu, gdzie notabene wydobywano mniej węgla. Kopalnie w naszym kraju trzeba zamykać, bo mamy nadprodukcję węgla, a poza tym węgiel wydobywany w Polsce i w Europie nigdy nie będzie konkurował z tym z Chin, Brazylii czy Australii. Żadnemu rządowi europejskiemu nie udało się rozwiązać problemów górnictwa małym kosztem. We wszystkich krajach jest to bowiem silna i wpływowa grupa zawodowa. Czwartkowe starcia górników z policją w Warszawie nie są więc niczym wyjątkowym. Są, niestety, kosztem transformacji tej branży.
W żadnym europejskim kraju zamykanie kopalń nie było łatwe i bezbolesne. W Niemczech ten proces trwa już od ponad 30 lat. Dopiero na początku lat 90. (i to pod naciskiem Komisji Europejskiej) zaczęto ograniczać zatrudnienie w górnictwie. Zrzeszający m.in. górników związek IG Bergbau und Energie natychmiast wyprowadził na ulice pół miliona ludzi. Krwawych starć uniknięto dzięki podpisaniu porozumienia, na mocy którego zmniejszono zatrudnienie o 40 tys. osób, ale po wypłaceniu sowitych odpraw. W 1997 r. na ulice miast Zagłębia Ruhry wyszło 100 tys. górników i członków ich rodzin - zrezygnowano wówczas z zamknięcia 19 kopalń.
W Holandii proces likwidowania kopalń trwał prawie 20 lat - zaczął się w 1965 r. w Limburgii, regionie całkowicie uzależnionym od górnictwa. Na programy osłonowe wydano 6 mld dolarów (24 mld zł), czyli więcej niż dotychczas w Polsce. W Belgii ostatnią kopalnię zamknięto w 1992 r., również po ponad 25 latach wdrażania programów restrukturyzacyjnych. Kopalnie zamykano, bo do każdej tony węgla podatnicy dopłacali 100 dolarów. Także w Belgii nie obyło się bez ulicznych walk z policją - po zamknięciu kopalni w Zwartberg w takich walkach zginęło dwóch górników, a ponad 50 zostało rannych.
W Polsce proces restrukturyzacji górnictwa trwa od trzynastu lat. W takim czasie w żadnym europejskim kraju nie udało się zrestrukturyzować tej branży gospodarki. Dotychczas kosztowało to prawie 18 mld zł, czyli mniej niż w państwach Zachodu, gdzie notabene wydobywano mniej węgla. Kopalnie w naszym kraju trzeba zamykać, bo mamy nadprodukcję węgla, a poza tym węgiel wydobywany w Polsce i w Europie nigdy nie będzie konkurował z tym z Chin, Brazylii czy Australii. Żadnemu rządowi europejskiemu nie udało się rozwiązać problemów górnictwa małym kosztem. We wszystkich krajach jest to bowiem silna i wpływowa grupa zawodowa. Czwartkowe starcia górników z policją w Warszawie nie są więc niczym wyjątkowym. Są, niestety, kosztem transformacji tej branży.
Więcej możesz przeczytać w 38/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.