Mistrz bez skazy i porażki na koncie jest odczłowieczony, plastikowy - uważa Dariusz Michalczewski
Po walce z Meksykaninem Julio Cesarem Gonzalezem Dariusz Michalczewski miał wejść do panteonu bokserskich sław (wyrównując rekord Rocky'ego Marciano, który wygrał kolejnych 49 walk). Michalczewski przegrał, ale nie przestał być legendą. Już dwa lata temu przepowiadano, że jego kariera się skończyła. Wystarczyło, że w brukowej prasie niemieckiej opisano rzekome przygody Tygrysa w hamburskim domu publicznym. Miał tam "pójść na całość" z jednym z niemieckich polityków. Michalczewski przetrzymał atak brukowców, a potem rozegrał jedne z najlepszych walk w karierze. Przegrywając z Gonzalezem, Tygrys wygrał u niemieckiej publiczności: nigdy nie dostał takich braw jak po ostatniej walce.
Tygrys medialny
Michalczewski jest nie tylko bokserem. Tygrys to gwiazda w hollywoodzkim stylu. I przyjaźni się z gwiazdami - muzykami grupy Scorpions czy malarzem Bruno Brunim. Jego zdjęcia zrobione przez paparazzich sąsiadują w tabloidach z fotografiami księżniczek, aktorek, gwiazd popu. Michalczewski ma też na swoim koncie niewielką rolę w niemieckim serialu oraz płytę "Tiger Hits", na której znalazły się jego ulubione przeboje, w tym "The Eye Of The Tiger" - piosenka towarzysząca mu przy każdym wejściu na ring. - Mamy wspólne upodobania i podobny sposób myślenia. Potrafimy zrozumieć się bez słów. Na Dario mogę absolutnie polegać. Trzyma się z dala od plotek - opisuje swoją przyjaźń z Tygrysem Bruno Bruni, włoski malarz mieszkający w Hamburgu. To Bruni zainteresował Tygrysa sztuką, a nawet zachęcił go do malowania. W swojej książce "Tygrys to ja" Michalczewski wspomina, że Bruni nauczył go, jak rozpoznać dobre wino i jakie potrawy należą do wykwintnej kuchni.
Tak jak wielu innym gwiazdom Tygrysowi nie udało się uniknąć rozpadu małżeństwa. Żona Dorota wyjechała z synami Michałem i Nicolasem do USA (mieszka na Florydzie). - Dorota jest wspaniałą kobietą i wspaniałą matką, ale nie była idealną żoną. Zresztą ja nie byłem idealnym mężem - mówi o swoim małżeństwie. Od dwóch lat Michalczewski jest związany z Patrycją Ossowską, która też ma za sobą nieudane małżeństwo.
Z nędzy do pieniędzy
Boksem zajmował się dziadek Tygrysa, jego ojciec Bogusław oraz wujowie. Do sali treningowej przyprowadził go wuj (po śmierci ojca) zaniepokojony częstymi bijatykami, w których uczestniczył jego bratanek. Dariusz zaczynał w gdańskim Stoczniowcu pod okiem Ryszarda Bronisia. Po pierwszych sukcesach przeszedł do Czarnych Słupsk. "Brałem tam pieniądze z czterech zakładów. Zarabiałem pięć razy więcej niż szanowany inżynier. Ludzie przynosili mi do domu pomarańcze i banany, ustępowali miejsca w autobusie" - wspominał. Gdy zdecydował się na nowe życie w Niemczech, miał dziewiętnaście lat i tytuł bokserskiego mistrza Polski seniorów. Opuszczając Polskę, uciekał przed wcieleniem do warszawskiej Legii. Postawiono mu ultimatum: albo będzie walczył w barwach wojskowej drużyny, albo wcale.
W 1988 r., po turnieju Mercedesa, Michalczewski i Dariusz Kosedowski zostali w Niemczech. - Gdybym wtedy nie wyemigrował, nikt by o mnie nie usłyszał - mówi. W Polsce Tygrys przestał istnieć publicznie, w Niemczech był nikim. Po kilku miesiącach dołączyła do niego żona Dorota i syn Michał (już w Niemczech urodził się drugi syn - Nicolas). - Całymi miesiącami nie mieliśmy co do garnka włożyć. Trzy dni musieliśmy przeżyć za jedną markę - wspomina.
Dziesięć lat temu Dariusz Michalczewski powiedział: "Wiem, o co walczę. Chcę zdobyć tytuł mistrza świata i wielki szmal". W Niemczech Tygrys boksował w klubie Bayer Leverkusen. Jeszcze jako amator, w maju 1991 r., pojechał na mistrzostwa Europy i zdobył złoto dla Niemiec. Z boksem amatorskim rozstał się w sierpniu 1991 r., podpisując kontrakt z grupą Universum Box-Promotion. - Nie było się nad czym zastanawiać. Klaus-Peter Kohl wyłożył na stół taką górę pieniędzy, że nawet nie przeczytałem umowy - wspomina. Miesiąc później miał zakontraktowaną pierwszą zawodową walkę. Przeciwnikiem był czarnoskóry Frederik Porter. Pojedynek oglądało niespełna 500 osób - głównie imigrantów z Polski. Potem były już tylko coraz większe sukcesy i milionowe kontrakty. W 1993 r. wygrana z Noelem Magee przyniosła mu tytuł interkontynentalnego mistrza świata w wersji IBF. Rok później zdobył tytuł mistrza WBO (World Boxing Organization) po zwycięstwie z Leonzerem Barberem. Kiedy pokonał amerykańskiego pięściarza Virgilla Hilla, zdobył tytuły mistrza świata organizacji WBA (World Boxing Association) i IBF (International Boxing Federation). Miesięcznik "The Ring" ogłosił go bokserem 1997 r.
Dopiero w ubiegłym roku Michalczewski po raz pierwszy stoczył zawodową walkę przed polską publicznością. Wtedy też pierwszy raz zagrano mu polski, a nie niemiecki hymn.
Ukryty smok
Pięć lat temu Michalczewski otworzył w rodzinnym Gdańsku pub Tiger. Kolejne lokale otwierał w Warszawie i Szczecinie. Zaczął również inwestować w nieruchomości: kupował domy w Hamburgu i Berlinie. Obecnie Tygrys jest najlepiej zarabiającym polskim sportowcem - za mniej niż milion euro nie wychodzi na ring.
Dariusz Michalczewski stworzył w Polsce program stypendialny "Dzielenie się sukcesem". Dzięki niemu wypromowano Patryka Bursztynowicza, który już jako siedemnastolatek miał na swoim koncie cztery tytuły mistrza Polski. Tygrys zaangażował się także w pomoc finansową dla jednego z gdańskich domów dziecka. W Hamburgu patronował akcji "Sport przeciw przemocy". Już po przegranej walce z Gonzalezem otworzył w przygranicznych miejscowościach Gubin i Guben, polsko-niemiecki bokserski ośrodek szkolenia.
Jerzy Kulej, były mistrz olimpijski, a także przyjaciel Michalczewskiego, twierdzi, że Tygrys przegrał, bo showman i aktor wziął w nim górę nad bokserem. Wiedział, że nie jest dobrze przygotowany, ale nie chciał zawieść kibiców. Mógłby skłamać, że odniósł kontuzję i przesunąć termin walki. Tyle że Michalczewski nigdy tego nie robił. Nie był aniołem, ale nigdy nie był też oszustem. Teraz Tygrys uważa, że mistrz bez skazy i porażki na koncie jest w jakimś sensie odczłowieczony, plastikowy. Wycofa się, kiedy wróci na mistrzowski tron.
Tygrys medialny
Michalczewski jest nie tylko bokserem. Tygrys to gwiazda w hollywoodzkim stylu. I przyjaźni się z gwiazdami - muzykami grupy Scorpions czy malarzem Bruno Brunim. Jego zdjęcia zrobione przez paparazzich sąsiadują w tabloidach z fotografiami księżniczek, aktorek, gwiazd popu. Michalczewski ma też na swoim koncie niewielką rolę w niemieckim serialu oraz płytę "Tiger Hits", na której znalazły się jego ulubione przeboje, w tym "The Eye Of The Tiger" - piosenka towarzysząca mu przy każdym wejściu na ring. - Mamy wspólne upodobania i podobny sposób myślenia. Potrafimy zrozumieć się bez słów. Na Dario mogę absolutnie polegać. Trzyma się z dala od plotek - opisuje swoją przyjaźń z Tygrysem Bruno Bruni, włoski malarz mieszkający w Hamburgu. To Bruni zainteresował Tygrysa sztuką, a nawet zachęcił go do malowania. W swojej książce "Tygrys to ja" Michalczewski wspomina, że Bruni nauczył go, jak rozpoznać dobre wino i jakie potrawy należą do wykwintnej kuchni.
Tak jak wielu innym gwiazdom Tygrysowi nie udało się uniknąć rozpadu małżeństwa. Żona Dorota wyjechała z synami Michałem i Nicolasem do USA (mieszka na Florydzie). - Dorota jest wspaniałą kobietą i wspaniałą matką, ale nie była idealną żoną. Zresztą ja nie byłem idealnym mężem - mówi o swoim małżeństwie. Od dwóch lat Michalczewski jest związany z Patrycją Ossowską, która też ma za sobą nieudane małżeństwo.
Z nędzy do pieniędzy
Boksem zajmował się dziadek Tygrysa, jego ojciec Bogusław oraz wujowie. Do sali treningowej przyprowadził go wuj (po śmierci ojca) zaniepokojony częstymi bijatykami, w których uczestniczył jego bratanek. Dariusz zaczynał w gdańskim Stoczniowcu pod okiem Ryszarda Bronisia. Po pierwszych sukcesach przeszedł do Czarnych Słupsk. "Brałem tam pieniądze z czterech zakładów. Zarabiałem pięć razy więcej niż szanowany inżynier. Ludzie przynosili mi do domu pomarańcze i banany, ustępowali miejsca w autobusie" - wspominał. Gdy zdecydował się na nowe życie w Niemczech, miał dziewiętnaście lat i tytuł bokserskiego mistrza Polski seniorów. Opuszczając Polskę, uciekał przed wcieleniem do warszawskiej Legii. Postawiono mu ultimatum: albo będzie walczył w barwach wojskowej drużyny, albo wcale.
W 1988 r., po turnieju Mercedesa, Michalczewski i Dariusz Kosedowski zostali w Niemczech. - Gdybym wtedy nie wyemigrował, nikt by o mnie nie usłyszał - mówi. W Polsce Tygrys przestał istnieć publicznie, w Niemczech był nikim. Po kilku miesiącach dołączyła do niego żona Dorota i syn Michał (już w Niemczech urodził się drugi syn - Nicolas). - Całymi miesiącami nie mieliśmy co do garnka włożyć. Trzy dni musieliśmy przeżyć za jedną markę - wspomina.
Dziesięć lat temu Dariusz Michalczewski powiedział: "Wiem, o co walczę. Chcę zdobyć tytuł mistrza świata i wielki szmal". W Niemczech Tygrys boksował w klubie Bayer Leverkusen. Jeszcze jako amator, w maju 1991 r., pojechał na mistrzostwa Europy i zdobył złoto dla Niemiec. Z boksem amatorskim rozstał się w sierpniu 1991 r., podpisując kontrakt z grupą Universum Box-Promotion. - Nie było się nad czym zastanawiać. Klaus-Peter Kohl wyłożył na stół taką górę pieniędzy, że nawet nie przeczytałem umowy - wspomina. Miesiąc później miał zakontraktowaną pierwszą zawodową walkę. Przeciwnikiem był czarnoskóry Frederik Porter. Pojedynek oglądało niespełna 500 osób - głównie imigrantów z Polski. Potem były już tylko coraz większe sukcesy i milionowe kontrakty. W 1993 r. wygrana z Noelem Magee przyniosła mu tytuł interkontynentalnego mistrza świata w wersji IBF. Rok później zdobył tytuł mistrza WBO (World Boxing Organization) po zwycięstwie z Leonzerem Barberem. Kiedy pokonał amerykańskiego pięściarza Virgilla Hilla, zdobył tytuły mistrza świata organizacji WBA (World Boxing Association) i IBF (International Boxing Federation). Miesięcznik "The Ring" ogłosił go bokserem 1997 r.
Dopiero w ubiegłym roku Michalczewski po raz pierwszy stoczył zawodową walkę przed polską publicznością. Wtedy też pierwszy raz zagrano mu polski, a nie niemiecki hymn.
Ukryty smok
Pięć lat temu Michalczewski otworzył w rodzinnym Gdańsku pub Tiger. Kolejne lokale otwierał w Warszawie i Szczecinie. Zaczął również inwestować w nieruchomości: kupował domy w Hamburgu i Berlinie. Obecnie Tygrys jest najlepiej zarabiającym polskim sportowcem - za mniej niż milion euro nie wychodzi na ring.
Dariusz Michalczewski stworzył w Polsce program stypendialny "Dzielenie się sukcesem". Dzięki niemu wypromowano Patryka Bursztynowicza, który już jako siedemnastolatek miał na swoim koncie cztery tytuły mistrza Polski. Tygrys zaangażował się także w pomoc finansową dla jednego z gdańskich domów dziecka. W Hamburgu patronował akcji "Sport przeciw przemocy". Już po przegranej walce z Gonzalezem otworzył w przygranicznych miejscowościach Gubin i Guben, polsko-niemiecki bokserski ośrodek szkolenia.
Jerzy Kulej, były mistrz olimpijski, a także przyjaciel Michalczewskiego, twierdzi, że Tygrys przegrał, bo showman i aktor wziął w nim górę nad bokserem. Wiedział, że nie jest dobrze przygotowany, ale nie chciał zawieść kibiców. Mógłby skłamać, że odniósł kontuzję i przesunąć termin walki. Tyle że Michalczewski nigdy tego nie robił. Nie był aniołem, ale nigdy nie był też oszustem. Teraz Tygrys uważa, że mistrz bez skazy i porażki na koncie jest w jakimś sensie odczłowieczony, plastikowy. Wycofa się, kiedy wróci na mistrzowski tron.
Więcej możesz przeczytać w 44/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.