Dobry tytuł to połowa sukcesu. Na przykład czasopismo mogłoby się nazywać "Informacje dla Ciebie", ale lepiej i bardziej międzynarodowo zabrzmi "Fakt you"
Na pewno będzie jeszcze bardziej sensacyjnie niż do tej pory. A i tak jest naprawdę ciekawie, bo Michnik przypomniał sobie tak wiele, że rozwiązanie afery Rywina jest dziś bliższe niż kiedykolwiek. Jeszcze parę przesłuchań, a wszystko będzie jasne dla społeczeństwa o IQ powyżej 100. Nawiasem mówiąc, fakt, że poseł Rokita nie znalazł się w pierwszej trójce, a nawet czwórce laureatów testu, dowodzi, jak daleko sięgają macki "grupy trzymającej władzę". Tak czy owak, moim skromnym zdaniem, klucz znajduje się najprawdopodobniej w torebce Jakubowskiej. Wystarczy, jeśli otrzymamy odpowiedź na jedną kwestię: dlaczego w świetle matactw, niesubordynacji i samowoli Aleksandry J. jej zwierzchnik nie wywalił jej na zbitą torbę?
Po dłuższej analizie znalazłem cztery możliwości. Po pierwsze, pan premier z dziecinną naiwnością ufa ludziom i nie dopuszcza myśli, że najbliżsi mogą mu robić koło pióra. Po drugie, sympatia do współpracowniczki o "mężnym sercu w kształtnej piersi" uniemożliwia realną ocenę, jak bardzo to "mężne serce" szkodzi gabinetowi, partii i szefowi osobiście. Po trzecie, "grupa trzymająca władzę jest tak silna", że nawet "żelazny Leszek" nie może się jej przeciwstawić. Po czwarte, nie ośmielę się przytoczyć. Osobisty udział pana premiera w aferze został wykluczony autorytetem Adama Michnika z Legią Honorową na piersi. Koronnym dowodem jest tu zachowanie szefa rządu po otrzymaniu informacji o korupcyjnej aferze, a zwłaszcza doprowadzenie do konfrontacji w gabinecie.
Oczywiście, gdybym był, dajmy na to, Chandlerem, mógłbym sobie konfabulować, ile wlezie. Oto dochodzi do nieudanego zamachu na jakąś ważną postać w USA, powiedzmy na szefa CNN Teda Turnera. Złapany zamachowiec w pierwszej chwili sypie, że wysłał go don Vito Corleone. Co robi w tej sytuacji ojciec chrzestny? Oczywiście urządza konfrontacje. "Ja cię nasłałem na Turnera?" - pyta. "Nie, ty nie" - skowyczy wykonawca niedojda. "A kto?". "Może Roberto Flori?�".
Na szczęście nie żyjemy w USA, ja nie jestem Chandlerem, "Wprost" nie drukuje niepoważnych hipotez, a mafijne reguły obowiązują co najwyżej w "Pruszkowie" i "Wołominie".
Po dłuższej analizie znalazłem cztery możliwości. Po pierwsze, pan premier z dziecinną naiwnością ufa ludziom i nie dopuszcza myśli, że najbliżsi mogą mu robić koło pióra. Po drugie, sympatia do współpracowniczki o "mężnym sercu w kształtnej piersi" uniemożliwia realną ocenę, jak bardzo to "mężne serce" szkodzi gabinetowi, partii i szefowi osobiście. Po trzecie, "grupa trzymająca władzę jest tak silna", że nawet "żelazny Leszek" nie może się jej przeciwstawić. Po czwarte, nie ośmielę się przytoczyć. Osobisty udział pana premiera w aferze został wykluczony autorytetem Adama Michnika z Legią Honorową na piersi. Koronnym dowodem jest tu zachowanie szefa rządu po otrzymaniu informacji o korupcyjnej aferze, a zwłaszcza doprowadzenie do konfrontacji w gabinecie.
Oczywiście, gdybym był, dajmy na to, Chandlerem, mógłbym sobie konfabulować, ile wlezie. Oto dochodzi do nieudanego zamachu na jakąś ważną postać w USA, powiedzmy na szefa CNN Teda Turnera. Złapany zamachowiec w pierwszej chwili sypie, że wysłał go don Vito Corleone. Co robi w tej sytuacji ojciec chrzestny? Oczywiście urządza konfrontacje. "Ja cię nasłałem na Turnera?" - pyta. "Nie, ty nie" - skowyczy wykonawca niedojda. "A kto?". "Może Roberto Flori?�".
Na szczęście nie żyjemy w USA, ja nie jestem Chandlerem, "Wprost" nie drukuje niepoważnych hipotez, a mafijne reguły obowiązują co najwyżej w "Pruszkowie" i "Wołominie".
Więcej możesz przeczytać w 44/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.