Polemika Anity Błochowiak z Adamem Michnikiem na temat kolorowych skarpetek przejdzie do historii telewizyjnej rozrywki
Oglądam transmisje z posiedzeń sejmowej komisji śledczej i zastanawiam się, czy uczestniczący w nich politycy zdają sobie sprawę z tego, co się dzieje z ich wizerunkiem w oczach telewidzów. Czy mają poczucie, że mimowolnie zostali obsadzeni w nowym reality show, w którym Wielkim Bratem rozdającym karty jest sam... Lew Rywin. On jeden pozostał poza zasięgiem rażenia komisji. Odporny na jej pytania. Z dwoma wyszczekanymi prawnikami po bokach. Wyniosły. Spokojny. Tajemniczy. Zdający sobie sprawę z tego, że jedno jego słowo może zmienić sytuację prawie wszystkich występujących w tym programie bohaterów.
Ktoś może się zaperzyć: nie czas na takie żarciki, gdy oto na naszych oczach przeprowadzany jest wielki test demokracji; chodzi wszak o oczyszczenie mechanizmów sprawowania władzy z osadu korupcji, kumoterstwa, źle pojmowanego koleżeństwa. Chodzi o czystość rąk przywódców kraju. O przejrzyste postępowanie legislacyjne. O sprawiedliwość.
Zgoda, nie przeczę - zapewne właśnie o to chodzi członkom komisji śledczej. I jest tak, dopóki jej obrady nie są transmitowane w odcinkach przez telewizję. Kiedy bowiem przesłuchania sejmowe lądują na małym ekranie, zaczynają podlegać telewizyjnym i jak najbardziej rozrywkowym regułom. Dlatego właśnie widzom śledzącym zadawanie pytań wysokim urzędnikom państwowym sytuacja ta nieodmiennie kojarzy się ze znaną już konwencją reality show. Przypomnę, że programy te polegają na podglądaniu naturszczyków w trakcie ich "normalnego" życia, podczas gdy oni - świadomi owego podglądania - starają się wypaść jak najlepiej w naszych oczach. Popisują się więc, przedstawiają swoje zalety, szarżują, apelują do naszych uczuć. Ustalający reguły tej gry Wielki Brat od czasu do czasu wprowadza do zabawy nowy element i wtedy znowu udaje się rozniecić na jakiś czas zanikające zainteresowanie widzów.
Gatunek reality show wymyślono po to, by znaleźć nowe tematy dla telewizyjnych programów. Znaleziono je w życiu zwykłych ludzi. Z czasem okazało się, że zwykli ludzie na dłuższą metę są po prostu nudni, więc zaczęto szukać wśród coraz bardziej niezwykłych. Po programie "Big Brother" nastąpił czas "Idola", w którym podglądani uczestnicy chcieli się pochwalić talentami wokalnymi, a teraz mamy "Big Rywin", którego bohaterowie popisują się nie tylko kwiecistą, choć niepotrzebną tytulaturą (patrz: Rokita - Michnik), ale także całą swoją wiedzą z dziedziny politologii i obyczaju. Polemika posłanki Anity Błochowiak z Adamem Michnikiem na temat tego, kto nosi kolorowe skarpetki (on twierdził, że bikiniarze, ona - że pedały), przejdzie zapewne do historii telewizyjnej rozrywki.
Jest jednak kłopot wynikający z faktu, że - jak uczy doświadczenie - gwiazdy programów typu reality show nie cieszą się powszechnym szacunkiem. Ich popularność jest tania, krótkotrwała i pozbawia ich szacunku widzów. Jakże bowiem mieć wysokie mniemanie o kimś, kogo się podglądało w chwilach jego słabości, miotania się po sali, plątania w zeznaniach i nerwowego przełykania śliny? Takie zachowanie przystoi osobom biorącym udział na przykład w "Milionerach", ale nie ludziom, którzy nami dosłownie i w przenośni rządzą.
Nikt, kto z własnej woli chciał lub został zmuszony, by wystąpić w telewizyjnym "Rywin show", nie pozostanie bez uszczerbku. Ludzie mity stracą charyzmę, urzędnicy - posłuch, a politycy - zaufanie. Niezależnie od tego, jaki wyrok zapadnie i ile się uda odkryć kart w tej mętnej historii (jestem pewien, że wszystkich nie poznamy nigdy), w naszej pamięci pozostaną na poły komiczne, na poły irytujące postaci z małego ekranu: Renata Beger w roli politycznej Frytki z kurwikami w oczach i zamiłowaniem do seksu, Zbigniew Ziobro i Jan Rokita jako sejmowi odpowiednicy jurorów "Idola" - Roberta Leszczyńskiego i Kuby Wojewódzkiego, oraz Anita Błochowiak, która nadludzką sprawnością w niezręcznym posługiwaniu się polszczyzną dorównuje niezapomnianej Alicji z "Big Brother", oznajmiającej z miną damy, że coś nie odpowiada "bynajmniej mi".
Tymczasem Lew Rywin siedzi pewnie w domu i kona ze śmiechu, oglądając zainspirowane jego poczynaniami reality show. Wie, że wystarczy jedno jego słowo, a telewizyjni ulubieńcy wpadną - ku naszej uciesze - w nowe konwulsje i podrygi... n
[email protected]
Ktoś może się zaperzyć: nie czas na takie żarciki, gdy oto na naszych oczach przeprowadzany jest wielki test demokracji; chodzi wszak o oczyszczenie mechanizmów sprawowania władzy z osadu korupcji, kumoterstwa, źle pojmowanego koleżeństwa. Chodzi o czystość rąk przywódców kraju. O przejrzyste postępowanie legislacyjne. O sprawiedliwość.
Zgoda, nie przeczę - zapewne właśnie o to chodzi członkom komisji śledczej. I jest tak, dopóki jej obrady nie są transmitowane w odcinkach przez telewizję. Kiedy bowiem przesłuchania sejmowe lądują na małym ekranie, zaczynają podlegać telewizyjnym i jak najbardziej rozrywkowym regułom. Dlatego właśnie widzom śledzącym zadawanie pytań wysokim urzędnikom państwowym sytuacja ta nieodmiennie kojarzy się ze znaną już konwencją reality show. Przypomnę, że programy te polegają na podglądaniu naturszczyków w trakcie ich "normalnego" życia, podczas gdy oni - świadomi owego podglądania - starają się wypaść jak najlepiej w naszych oczach. Popisują się więc, przedstawiają swoje zalety, szarżują, apelują do naszych uczuć. Ustalający reguły tej gry Wielki Brat od czasu do czasu wprowadza do zabawy nowy element i wtedy znowu udaje się rozniecić na jakiś czas zanikające zainteresowanie widzów.
Gatunek reality show wymyślono po to, by znaleźć nowe tematy dla telewizyjnych programów. Znaleziono je w życiu zwykłych ludzi. Z czasem okazało się, że zwykli ludzie na dłuższą metę są po prostu nudni, więc zaczęto szukać wśród coraz bardziej niezwykłych. Po programie "Big Brother" nastąpił czas "Idola", w którym podglądani uczestnicy chcieli się pochwalić talentami wokalnymi, a teraz mamy "Big Rywin", którego bohaterowie popisują się nie tylko kwiecistą, choć niepotrzebną tytulaturą (patrz: Rokita - Michnik), ale także całą swoją wiedzą z dziedziny politologii i obyczaju. Polemika posłanki Anity Błochowiak z Adamem Michnikiem na temat tego, kto nosi kolorowe skarpetki (on twierdził, że bikiniarze, ona - że pedały), przejdzie zapewne do historii telewizyjnej rozrywki.
Jest jednak kłopot wynikający z faktu, że - jak uczy doświadczenie - gwiazdy programów typu reality show nie cieszą się powszechnym szacunkiem. Ich popularność jest tania, krótkotrwała i pozbawia ich szacunku widzów. Jakże bowiem mieć wysokie mniemanie o kimś, kogo się podglądało w chwilach jego słabości, miotania się po sali, plątania w zeznaniach i nerwowego przełykania śliny? Takie zachowanie przystoi osobom biorącym udział na przykład w "Milionerach", ale nie ludziom, którzy nami dosłownie i w przenośni rządzą.
Nikt, kto z własnej woli chciał lub został zmuszony, by wystąpić w telewizyjnym "Rywin show", nie pozostanie bez uszczerbku. Ludzie mity stracą charyzmę, urzędnicy - posłuch, a politycy - zaufanie. Niezależnie od tego, jaki wyrok zapadnie i ile się uda odkryć kart w tej mętnej historii (jestem pewien, że wszystkich nie poznamy nigdy), w naszej pamięci pozostaną na poły komiczne, na poły irytujące postaci z małego ekranu: Renata Beger w roli politycznej Frytki z kurwikami w oczach i zamiłowaniem do seksu, Zbigniew Ziobro i Jan Rokita jako sejmowi odpowiednicy jurorów "Idola" - Roberta Leszczyńskiego i Kuby Wojewódzkiego, oraz Anita Błochowiak, która nadludzką sprawnością w niezręcznym posługiwaniu się polszczyzną dorównuje niezapomnianej Alicji z "Big Brother", oznajmiającej z miną damy, że coś nie odpowiada "bynajmniej mi".
Tymczasem Lew Rywin siedzi pewnie w domu i kona ze śmiechu, oglądając zainspirowane jego poczynaniami reality show. Wie, że wystarczy jedno jego słowo, a telewizyjni ulubieńcy wpadną - ku naszej uciesze - w nowe konwulsje i podrygi... n
[email protected]
Więcej możesz przeczytać w 44/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.