Śledztwo TVN i "Wprost": zagadkowe morderstwa kobiet zdarzają się już wzdłuż całej północnej granicy Meksyku
Gdy światowe media próbowały wyjaśnić zagadkowe morderstwa kobiet w Juárez w meksykańskim stanie Chihuahua, podobne seryjne zabójstwa zaczęły się zdarzać w stolicy stanu - Chihuahua. - Miałam pójść zobaczyć kości, które zostały po mojej córce, bo wreszcie dostałam pozwolenie. Ale postanowiłam, że spotkam się z panem, a tam pójdę jutro. Czekałam tak długo, to mogę poczekać jeszcze ten dzień - mówi mi Patricia Cervantes, matka Neyry, jednej z ofiar tej nowej fali zabójstw. Ona i rodziny innych zamordowanych uważają, że tylko presja z zewnątrz wymusi na władzach Meksyku rzetelne śledztwo. Patricię zawiedli miejscowi dziennikarze, którym zarzuca kłamstwo. - Próbowali zrobić ze mnie wariatkę, bo domagałam się od władz wyjaśnień w sprawie córki - mówi. 1 listopada Patricia Cervantes ma jechać do Waszyngtonu, by członkom Kongresu i administracji USA opowiedzieć o okropnościach, które spotkały jej rodzinę.
Dowody na zamówienie
13 maja 2003 r. o 18.00 Neyra Cervantes wyszła ze sklepu z odzieżą, gdzie pracowała jako sprzedawczyni. Jej szef zauważył, że rozmawiała z nauczycielem ze szkoły komputerowej Era. Był ostatnią osobą, która widziała Neyrę feralnego dnia. Nazajutrz matka powiadomiła policję o zniknięciu córki. Policjanci stwierdzili, że na pewno nic się nie stało. Nie mieli racji. 14 lipca do domu Cervantesów w Chihuahua zadzwonił dziennikarz gazety "El Norte". To od niego rodzina dowiedziała się, że policja odnalazła szczątki kobiety - być może Neyry. Dopiero potem odezwali się policjanci, wzywając rodzinę do rozpoznania ubrań ofiary. Gdy do tego doszło, funkcjonariusze spisali protokół, ale odmówili pokazania szczątków. Zgodzili się na to dopiero po dwóch dniach, ale nie chcieli, by w rozpoznaniu zwłok uczestniczyła matka - z powodu "daleko idącej dekompozycji ciała".
W prosektorium brat Patricii i jej kuzynka zobaczyli jedynie trochę brązowych kości i czaszkę. Jak to możliwe, że z Neyry zostało tylko tyle, skoro zaginęła dwa miesiące wcześniej? - zachodzili w głowy. Tym bardziej że jej ubranie było w dobrym stanie. Następnego dnia policja jeszcze raz pokazała im rzeczy Neyry. Tym razem ujrzeli poszarpane łachy. Obok szkieletu znaleziono fragmenty skóry z włosami. Włosy były długie i czarne, a Neyra miała krótsze i jaśniejsze. Kolejnego dnia pokazano więc rodzinie włosy krótsze i jaśniejsze. W szczęce okazanej czaszki były zęby mądrości, których Neyra jeszcze nie miała.
Policja poinformowała, że przyczyną śmierci Neyry był postrzał w głowę. Kiedy brat matki ofiary spytał, gdzie jest ślad po kuli, przy następnym okazaniu w tyle czaszki pojawiła się dziura. Gdy rodzina domagała się wyjaśnień, policja aresztowała męża Patricii - Jesusa, ojczyma Neyry - oraz jej kuzyna Miguela Davida. W areszcie - jak twierdzą pozostali członkowie rodziny - policjanci próbowali wymusić na Miguelu zeznania obciążające winą za zabicie Neyry jej ojczyma. Jednocześnie naciskali na Jesusa, by się przyznał do popełnienia zbrodni. Patricia twierdzi, że bili go po twarzy i nie pozwalali spać. David miał być z kolei - jak twierdzi adwokat María de Los Angeles Salto Argeta - rażony prądem, a do nosa wlewano mu wodę. - Grozili mu, że go zabiją, jeśli nie obciąży Jesusa - mówi adwokat.
Drugi z dwójki adwokatów wynajętych przez rodzinę zrezygnował z prowadzenia sprawy. On i inni obrońcy w sprawie morderstw kobiet mają w pamięci los Pablo Escobedo juniora, który został zastrzelony przez policję (funkcjonariusze mówią, że pomylili go z handlarzem narkotyków) w swoim samochodzie. Wcześniej próbował dowieść, że śledczy wymusili torturami zeznania o przyznaniu się do winy na dwóch kierowcach oskarżonych o zamordowanie ośmiu kobiet znalezionych na polu bawełny w Juárez w listopadzie 2001 r. Z kolei Oscar Maynez, były szef wydziału zabójstw w Juárez, został zwolniony po tym, jak odmówił sfabrykowania dowodów w sprawie ośmiu ofiar z bawełnianego pola śmierci. - Nie mam mocnych dowodów na to, że funkcjonariusze wymiaru sprawiedliwości w Juárez i Chihuahua chronią morderców, ale sądząc po ich działaniach, tak się dzieje - mówi Maynez, który wyprowadził się z Juárez do leżącego po amerykańskiej stronie granicy El Paso.
Sprawcy z wyobraźni
Jesusa zwolniono, a winą za zabójstwo Neyry policja obciążyła Miguela. Tyle że przyjechał on do Chihuahua cztery dni po zniknięciu Neyry, czyli 17 maja. Policja twierdzi jednak, że już w marcu wynajął dwóch ludzi do porwania kuzynki, bo był w niej zakochany, a Neyra miała chłopaka. Wedle policji, 21 maja porywacze zawiadomili Miguela, że wykonali zlecenie. Wtedy pojechał on na spotkanie z porywaczami, a następnie zgwałcił dziewczynę i zabił ją pistoletem wziętym od sprawców porwania. Szkopuł w tym, że na cały ten dzień Miguel ma alibi zapewnione przez rodzinę ofiary. Policja i prokuratura zignorowały je jednak. Ich zdaniem, Miguel zdołał tego dnia nie tylko pojechać na spotkanie z porywaczami (około 40 minut jazdy samochodem), ale też wspiąć się na szczyt Cuernos de la Luna (prawie 2,5 godziny marszu), zgwałcić tam i zastrzelić Neyrę, a następnie wrócić do domu Cervantesów. Miguel pozostaje w areszcie.
- Trudno w to uwierzyć, ale to nie jedyny tak nieprawdopodobny wypadek - mówi Patricia Borunda, aktywistka organizacji Mujeres de Negro (Kobiety w Czerni), była deputowana do kongresu stanu Chihuahua. Ojciec Viviany Rayas (zaginęła w marcu tego roku, zwłoki odnaleziono w maju) też nie widział ciała córki. Zwłoki pokazano mu tylko na zdjęciach, mówiąc, że zaoszczędzi mu to bólu, a potem dostarczono w zapieczętowanej urnie tuż przed pogrzebem. Rayas nie dał się zbyć. Pomogło mu to, że jest sekretarzem generalnym stanowej sekcji potężnego związku zawodowego pracowników komunikacji i transportu, w tym m.in. radia i telewizji. Podczas majowej demonstracji pod siedzibą władz Rayas krzyczał pod adresem prokuratora generalnego stanu Jesusa Solisa, podejrzewanego o związki z kartelem narkotykowym: "Oddaj mi córkę! Wiesz , gdzie ona jest!". Zwłoki Viviany odnaleziono dwa dni po wspomnianej demonstracji na prywatnym ranczu. W aktach sprawy zachował się zapis mówiący o tym, że policja powiadomiła właściciela rancza o znalezieniu zwłok dzień wcześniej, nim natrafiły na nie dwie kobiety, które według oficjalnej wersji policji odkryły ciało.
O zabicie Viviany oskarżono muzyka Javiera Perzabala i jego żonę Cynthię. Jak oboje twierdzą, po 48 godzinach bicia i tortur, przyznali się do winy. Za bezpośredni motyw zabójstwa policja uznała zazdrość kobiety z powodu rzekomego romansu muzyka z dziewczyną. Do zabójstwa miało dojść pod wpływem narkotyków, w trakcie rytuału imitującego zwyczaje Azteków. Policjanci twierdzili, że córka Rayasa zginęła od uderzenia w ciemię jubilerskim przyrządem, a dowodem miała być krew na ścianie. Wynajęty przez ojca Viviany kryminolog stwierdził jednak, że ofiara została uduszona, a na ścianie była tylko imitująca krew farba, pozostawiona tam przez policjantów.
Dziwna niemoc policji
Organizacje praw człowieka nie mogą się doliczyć co najmniej jedenastu kobiet, które zaginęły od początku tego roku w Chihuahua. W ostatnich czterech latach na pustyni wokół Chihuahua odnaleziono dziewięć ciał maltretowanych i uduszonych kobiet, które prawdopodobnie zostały przed śmiercią zgwałcone. - Zbrodnie w Chihuahua przypominają te w Juárez. Taka sama jest też bezkarność prawdziwych sprawców, wynikająca z nastawienia władz - mówi Lucha Castro, prawniczka i liderka organizacji Justicia para Nuestras Hijas (Sprawiedliwość dla Naszych Córek) w Chihuahua. - Dopiero gdy policja znajdzie ciało, zaczynają poszukiwania winnego, ale dotyczą one tylko najbliższej rodziny i znajomych. Oni nie tylko nie prowadzą żadnych śledztw, ale wręcz przeszkadzają rodzinom w prowadzeniu własnych poszukiwań - mówi Patricia Borunda.
Gdy specjalna komisja ONZ zapoznała się niedawno z metodami śledztw prowadzonych w sprawie morderstw kobiet w Juárez, dopatrzyła się wielu uchybień i błędów. To, co eksperci wytknęli w wypadku Juárez, dzieje się obecnie w Chihuahua. Fatalnie zabezpieczane są miejsca zbrodni i odnalezienia zwłok. Są poszlaki, że policja zacierała ślady, nie mówiąc już o fabrykowaniu dowodów i wymuszaniu zeznań. Prokurator Manuel Esparza Navarette, szef wydziału do spraw mordowanych kobiet, twierdzi, że informacje o wymuszaniu zeznań i torturach są wyssane z palca. - To linia obrony stosowana przez adwokatów, którzy chwytają się jej z braku lepszych argumentów, korzystając z tego, że w przeszłości tego typu metody były w Meksyku stosowane. Ale od dawna już nie są - twierdzi Esparza. Uważa on, że ostatnie zabójstwa w Chihuahua nie mają nic wspólnego z tymi w Juárez. - Ostatnie morderstwa w Chihuahua zostały popełnione z zazdrości, zemsty albo były efektem przemocy w rodzinie. To nie były ofiary seryjnego mordercy czy morderców - przekonuje.
Innego zdania jest Hector Garcia Rodriguez, delegat prokuratury federalnej w stanie Chihuahua. - Niektóre śledztwa były prowadzone źle. Nie możemy wykluczyć - choć nie mam na to dowodów - że funkcjonariusze policji, prokuratury i innych władz stanowych byli zamieszani w przestępstwa - mówi Rodriguez. Przedstawiciel administracji USA ujawnia z kolei, że władze stanu Chihuahua zignorowały przekazany im raport FBI, który wskazywał na związki kartelu narkotykowego i miejscowej policji ze zbrodnią - zarówno w Juárez, jak i w Chihuahua.
- Już rok temu niektóre źródła przestrzegały, że grupy, które działały w Juárez, przenoszą się do Chihuahua wraz ze swoimi gorylami i wkrótce dadzą o sobie znać - mówi Diana Valdez Washington z redakcji amerykańskiego dziennika "El Paso Times", pracująca nad książką na temat morderstw kobiet w Juárez. Coraz więcej osób twierdzi, że podobne morderstwa jak w Juárez i w Chihuahua - porywanie i przetrzymywanie kobiet, które są następnie gwałcone, okaleczane i zabijane - zdarzają się na całym pograniczu, na przykład w Nogales. - Słyszymy tylko o Juárez, bo tam zbrodnie popełniane są od dawna i powstało wiele organizacji pozarządowych, które biją w tej sprawie na alarm, ściągając uwagę świata. Gdzie indziej władze to ukrywają, bo nikt na nie nie naciska - mówi Sonia del Valle, dziennikarka stołecznej gazety "Reforma".
Kto morduje kobiety w Meksyku na pograniczu z USA? O tym w kolejnych numerach "Wprost" i na antenie TVN. Dziewiąty odcinek filmu "Miasto zbrodni" - z komentarzem autora tekstu Juliusza Urbanowicza - w TVN we wtorek 28 października o godz. 22.30 i w niedzielę 2 listopada o godz. 23.20.
Dowody na zamówienie
13 maja 2003 r. o 18.00 Neyra Cervantes wyszła ze sklepu z odzieżą, gdzie pracowała jako sprzedawczyni. Jej szef zauważył, że rozmawiała z nauczycielem ze szkoły komputerowej Era. Był ostatnią osobą, która widziała Neyrę feralnego dnia. Nazajutrz matka powiadomiła policję o zniknięciu córki. Policjanci stwierdzili, że na pewno nic się nie stało. Nie mieli racji. 14 lipca do domu Cervantesów w Chihuahua zadzwonił dziennikarz gazety "El Norte". To od niego rodzina dowiedziała się, że policja odnalazła szczątki kobiety - być może Neyry. Dopiero potem odezwali się policjanci, wzywając rodzinę do rozpoznania ubrań ofiary. Gdy do tego doszło, funkcjonariusze spisali protokół, ale odmówili pokazania szczątków. Zgodzili się na to dopiero po dwóch dniach, ale nie chcieli, by w rozpoznaniu zwłok uczestniczyła matka - z powodu "daleko idącej dekompozycji ciała".
W prosektorium brat Patricii i jej kuzynka zobaczyli jedynie trochę brązowych kości i czaszkę. Jak to możliwe, że z Neyry zostało tylko tyle, skoro zaginęła dwa miesiące wcześniej? - zachodzili w głowy. Tym bardziej że jej ubranie było w dobrym stanie. Następnego dnia policja jeszcze raz pokazała im rzeczy Neyry. Tym razem ujrzeli poszarpane łachy. Obok szkieletu znaleziono fragmenty skóry z włosami. Włosy były długie i czarne, a Neyra miała krótsze i jaśniejsze. Kolejnego dnia pokazano więc rodzinie włosy krótsze i jaśniejsze. W szczęce okazanej czaszki były zęby mądrości, których Neyra jeszcze nie miała.
Policja poinformowała, że przyczyną śmierci Neyry był postrzał w głowę. Kiedy brat matki ofiary spytał, gdzie jest ślad po kuli, przy następnym okazaniu w tyle czaszki pojawiła się dziura. Gdy rodzina domagała się wyjaśnień, policja aresztowała męża Patricii - Jesusa, ojczyma Neyry - oraz jej kuzyna Miguela Davida. W areszcie - jak twierdzą pozostali członkowie rodziny - policjanci próbowali wymusić na Miguelu zeznania obciążające winą za zabicie Neyry jej ojczyma. Jednocześnie naciskali na Jesusa, by się przyznał do popełnienia zbrodni. Patricia twierdzi, że bili go po twarzy i nie pozwalali spać. David miał być z kolei - jak twierdzi adwokat María de Los Angeles Salto Argeta - rażony prądem, a do nosa wlewano mu wodę. - Grozili mu, że go zabiją, jeśli nie obciąży Jesusa - mówi adwokat.
Drugi z dwójki adwokatów wynajętych przez rodzinę zrezygnował z prowadzenia sprawy. On i inni obrońcy w sprawie morderstw kobiet mają w pamięci los Pablo Escobedo juniora, który został zastrzelony przez policję (funkcjonariusze mówią, że pomylili go z handlarzem narkotyków) w swoim samochodzie. Wcześniej próbował dowieść, że śledczy wymusili torturami zeznania o przyznaniu się do winy na dwóch kierowcach oskarżonych o zamordowanie ośmiu kobiet znalezionych na polu bawełny w Juárez w listopadzie 2001 r. Z kolei Oscar Maynez, były szef wydziału zabójstw w Juárez, został zwolniony po tym, jak odmówił sfabrykowania dowodów w sprawie ośmiu ofiar z bawełnianego pola śmierci. - Nie mam mocnych dowodów na to, że funkcjonariusze wymiaru sprawiedliwości w Juárez i Chihuahua chronią morderców, ale sądząc po ich działaniach, tak się dzieje - mówi Maynez, który wyprowadził się z Juárez do leżącego po amerykańskiej stronie granicy El Paso.
Sprawcy z wyobraźni
Jesusa zwolniono, a winą za zabójstwo Neyry policja obciążyła Miguela. Tyle że przyjechał on do Chihuahua cztery dni po zniknięciu Neyry, czyli 17 maja. Policja twierdzi jednak, że już w marcu wynajął dwóch ludzi do porwania kuzynki, bo był w niej zakochany, a Neyra miała chłopaka. Wedle policji, 21 maja porywacze zawiadomili Miguela, że wykonali zlecenie. Wtedy pojechał on na spotkanie z porywaczami, a następnie zgwałcił dziewczynę i zabił ją pistoletem wziętym od sprawców porwania. Szkopuł w tym, że na cały ten dzień Miguel ma alibi zapewnione przez rodzinę ofiary. Policja i prokuratura zignorowały je jednak. Ich zdaniem, Miguel zdołał tego dnia nie tylko pojechać na spotkanie z porywaczami (około 40 minut jazdy samochodem), ale też wspiąć się na szczyt Cuernos de la Luna (prawie 2,5 godziny marszu), zgwałcić tam i zastrzelić Neyrę, a następnie wrócić do domu Cervantesów. Miguel pozostaje w areszcie.
- Trudno w to uwierzyć, ale to nie jedyny tak nieprawdopodobny wypadek - mówi Patricia Borunda, aktywistka organizacji Mujeres de Negro (Kobiety w Czerni), była deputowana do kongresu stanu Chihuahua. Ojciec Viviany Rayas (zaginęła w marcu tego roku, zwłoki odnaleziono w maju) też nie widział ciała córki. Zwłoki pokazano mu tylko na zdjęciach, mówiąc, że zaoszczędzi mu to bólu, a potem dostarczono w zapieczętowanej urnie tuż przed pogrzebem. Rayas nie dał się zbyć. Pomogło mu to, że jest sekretarzem generalnym stanowej sekcji potężnego związku zawodowego pracowników komunikacji i transportu, w tym m.in. radia i telewizji. Podczas majowej demonstracji pod siedzibą władz Rayas krzyczał pod adresem prokuratora generalnego stanu Jesusa Solisa, podejrzewanego o związki z kartelem narkotykowym: "Oddaj mi córkę! Wiesz , gdzie ona jest!". Zwłoki Viviany odnaleziono dwa dni po wspomnianej demonstracji na prywatnym ranczu. W aktach sprawy zachował się zapis mówiący o tym, że policja powiadomiła właściciela rancza o znalezieniu zwłok dzień wcześniej, nim natrafiły na nie dwie kobiety, które według oficjalnej wersji policji odkryły ciało.
O zabicie Viviany oskarżono muzyka Javiera Perzabala i jego żonę Cynthię. Jak oboje twierdzą, po 48 godzinach bicia i tortur, przyznali się do winy. Za bezpośredni motyw zabójstwa policja uznała zazdrość kobiety z powodu rzekomego romansu muzyka z dziewczyną. Do zabójstwa miało dojść pod wpływem narkotyków, w trakcie rytuału imitującego zwyczaje Azteków. Policjanci twierdzili, że córka Rayasa zginęła od uderzenia w ciemię jubilerskim przyrządem, a dowodem miała być krew na ścianie. Wynajęty przez ojca Viviany kryminolog stwierdził jednak, że ofiara została uduszona, a na ścianie była tylko imitująca krew farba, pozostawiona tam przez policjantów.
Dziwna niemoc policji
Organizacje praw człowieka nie mogą się doliczyć co najmniej jedenastu kobiet, które zaginęły od początku tego roku w Chihuahua. W ostatnich czterech latach na pustyni wokół Chihuahua odnaleziono dziewięć ciał maltretowanych i uduszonych kobiet, które prawdopodobnie zostały przed śmiercią zgwałcone. - Zbrodnie w Chihuahua przypominają te w Juárez. Taka sama jest też bezkarność prawdziwych sprawców, wynikająca z nastawienia władz - mówi Lucha Castro, prawniczka i liderka organizacji Justicia para Nuestras Hijas (Sprawiedliwość dla Naszych Córek) w Chihuahua. - Dopiero gdy policja znajdzie ciało, zaczynają poszukiwania winnego, ale dotyczą one tylko najbliższej rodziny i znajomych. Oni nie tylko nie prowadzą żadnych śledztw, ale wręcz przeszkadzają rodzinom w prowadzeniu własnych poszukiwań - mówi Patricia Borunda.
Gdy specjalna komisja ONZ zapoznała się niedawno z metodami śledztw prowadzonych w sprawie morderstw kobiet w Juárez, dopatrzyła się wielu uchybień i błędów. To, co eksperci wytknęli w wypadku Juárez, dzieje się obecnie w Chihuahua. Fatalnie zabezpieczane są miejsca zbrodni i odnalezienia zwłok. Są poszlaki, że policja zacierała ślady, nie mówiąc już o fabrykowaniu dowodów i wymuszaniu zeznań. Prokurator Manuel Esparza Navarette, szef wydziału do spraw mordowanych kobiet, twierdzi, że informacje o wymuszaniu zeznań i torturach są wyssane z palca. - To linia obrony stosowana przez adwokatów, którzy chwytają się jej z braku lepszych argumentów, korzystając z tego, że w przeszłości tego typu metody były w Meksyku stosowane. Ale od dawna już nie są - twierdzi Esparza. Uważa on, że ostatnie zabójstwa w Chihuahua nie mają nic wspólnego z tymi w Juárez. - Ostatnie morderstwa w Chihuahua zostały popełnione z zazdrości, zemsty albo były efektem przemocy w rodzinie. To nie były ofiary seryjnego mordercy czy morderców - przekonuje.
Innego zdania jest Hector Garcia Rodriguez, delegat prokuratury federalnej w stanie Chihuahua. - Niektóre śledztwa były prowadzone źle. Nie możemy wykluczyć - choć nie mam na to dowodów - że funkcjonariusze policji, prokuratury i innych władz stanowych byli zamieszani w przestępstwa - mówi Rodriguez. Przedstawiciel administracji USA ujawnia z kolei, że władze stanu Chihuahua zignorowały przekazany im raport FBI, który wskazywał na związki kartelu narkotykowego i miejscowej policji ze zbrodnią - zarówno w Juárez, jak i w Chihuahua.
- Już rok temu niektóre źródła przestrzegały, że grupy, które działały w Juárez, przenoszą się do Chihuahua wraz ze swoimi gorylami i wkrótce dadzą o sobie znać - mówi Diana Valdez Washington z redakcji amerykańskiego dziennika "El Paso Times", pracująca nad książką na temat morderstw kobiet w Juárez. Coraz więcej osób twierdzi, że podobne morderstwa jak w Juárez i w Chihuahua - porywanie i przetrzymywanie kobiet, które są następnie gwałcone, okaleczane i zabijane - zdarzają się na całym pograniczu, na przykład w Nogales. - Słyszymy tylko o Juárez, bo tam zbrodnie popełniane są od dawna i powstało wiele organizacji pozarządowych, które biją w tej sprawie na alarm, ściągając uwagę świata. Gdzie indziej władze to ukrywają, bo nikt na nie nie naciska - mówi Sonia del Valle, dziennikarka stołecznej gazety "Reforma".
Kto morduje kobiety w Meksyku na pograniczu z USA? O tym w kolejnych numerach "Wprost" i na antenie TVN. Dziewiąty odcinek filmu "Miasto zbrodni" - z komentarzem autora tekstu Juliusza Urbanowicza - w TVN we wtorek 28 października o godz. 22.30 i w niedzielę 2 listopada o godz. 23.20.
Więcej możesz przeczytać w 44/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.