Mosad otrzymał rozkaz przygotowania planów zniszczenia irańskich instalacji jądrowych
Przywozimy wam pokój - z takim mniej więcej przeświadczeniem, niczym premier Arthur Neville Chamberlain z Monachium w 1938 r., mogli wyjeżdżać z Iranu w ubiegłym tygodniu szefowie dyplomacji Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii. Dominique de Villepin, Joschka Fischer i Jack Straw uzyskali obietnicę, że Teheran wreszcie ujawni szczegóły swojego programu nuklearnego i zaprzestanie wzbogacania uranu. Jądrem problemu jest to, że obietnicę składali przedstawiciele obozu reformatorów, a program nuklearny kontrolują twardogłowi ajatollahowie. Już tego samego dnia, gdy szefowie dyplomacji wielkiej europejskiej trójki triumfalnie wrócili do Europy, kojarzony z obozem konserwatystów Hassan Rohani, sekretarz Najwyższej Rady Bezpieczeństwa Narodowego ojczyzny Chomeiniego, w wywiadzie dla agencji IRNA oświadczył: "Wierzymy, że zaprzestanie wzbogacania uranu jest absolutnie nieakceptowalne i nikt w Iranie się na to nie zgodzi".
Rozszczepienie doniesień
Międzynarodowa Agencja Ener-gii Atomowej miała otrzymać wszystkie dane na temat irańskiego programu nuklearnego do czerwca. W wydanym wówczas raporcie (jego treści nie ujawniono, ale fragmenty cytowała AFP) inspektorzy oskarżyli Teheran o oszustwa, m.in. o zatajenie danych o budowie reaktora w Araku, gdzie mógł być pozyskiwany pluton do celów militarnych, oraz innych ośrodków nuklearnych. MAEA w oficjalnym komunikacie ograniczyła się wtedy do wyrażenia zaniepokojenia z powodu uchybień w informowaniu jej o postępach w programie i zażądała możliwości przeprowadzenia dodatkowych kontroli. Dlaczego? Władze irańskie obiecały, że wyjaśnią wszystkie wątpliwości inspektorów. MAEA wyznaczyła ultimatum do 31 października. Mohamed el Baradei, szef agencji, dawał jeszcze niedawno do zrozumienia, że szanse na to, iż Irańczycy dotrzymają terminu, są niewielkie. Jednocześnie pojawia się coraz więcej informacji o tym, że twardogłowi Irańczycy pomagają terrorystom z Al-Kaidy.
Z powodu oskarżeń o produkcję broni masowego rażenia i wspieranie terroryzmu wybuchła wojna w Iraku, ale irańscy ajatollahowie nie musieli się bać interwencji z zewnątrz, choć ich kraj - podobnie jak Irak Saddama - znajduje się na "osi zła". USA nie są dziś gotowe na otwieranie kolejnego frontu. Władzy twardogłowych z Rady Strażników zagroziła jednak ONZ, której zazwyczaj nie stać na wiele więcej niż pustosłowie. Rada Bezpieczeństwa była gotowa nałożyć na Iran sankcje ekonomiczne. Teheran od dawna zapowiadał, że w takiej sytuacji śladem Korei Północnej wycofa się z traktatu o nierozprzestrzenianiu broni atomowej.
Zagrożenie jednak nie minęło. O tym, jak jest poważne, najlepiej świadczą plany Izraela, o których donosił niedawno "Der Spiegel". Już w sierpniu tamtejsze tajne służby miały otrzymać rozkaz przygotowania planów zniszczenia irańskich instalacji atomowych. Potwierdziły, że w tych obiektach kończą się prace nad wzbogacaniem uranu, które znacznie przyspieszono na początku roku. Tel Awiw w obliczu podobnego zagrożenia w 1981 r. zbombardował reaktory atomowe w Iraku. Spowolnił w ten sposób prace irackich naukowców, co zapewne zdecydowało o tym, że Saddam nie miał własnej bomby "A".
Szatan tkwi w szczegółach
Cel rozpoczętego na początku lat 80. irańskiego programu nuklearnego o kryptonimie "Plan Jerozolima" nigdy nie budził większych wątpliwości, choć Teheran podtrzymuje, że badania mają wyłącznie charakter pokojowy. Z raportów CIA i Mosadu, do których dotarł włoski tygodnik "Panorama" kilka lat temu, wynikało bezspornie, że celem Rezy Amrollahiego, wiceprezydenta Iranu i przewodniczącego państwowej komisji energii atomowej, była budowa bomby atomowej. Najpierw powstrzymywał go ajatollah Chomeini, uważający "atom za dzieło szatana", później wojna z Irakiem. Dopiero po jej zakończeniu Amrollahi zdołał przekonać ajatollaha. "Panorama" podała, że Amrollahi zamiast tworzyć jedno potężne centrum badawcze, zadecydował o rozmieszczeniu w całym kraju kilkunastu niewielkich laboratoriów. Pracowali w nich głównie irańscy naukowcy repatriowani z Niemiec, Włoch i USA, korzystając z pomocy ojca pakistańskiej bomby atomowej prof. Abdula Kadara Khana.
W 1988 r. Teheran był bliski kupienia kompletnej instalacji do wzbogacania uranu w Bue-nos Aires. O podpisanej umowie Biały Dom powiadomiła w ostatniej chwili CIA, a dzięki dyplomatycznym naciskom Richarda Kennedy'ego, ówczesnego przedstawiciela USA w MAEA, nie doszło do zrealizowania kontraktu. Oficjalna irańska wersja na temat programu, powtarzana do końca lat 90., mówiła, że istnieje tylko jeden obiekt, gdzie prowadzone są badania. Miała nim być elektrownia atomowa w miejscowości Buszahr, budowana we współpracy z Rosją. Inspektorzy MAEA dowiedli jednak, że w Natanz powstaje supernowoczesny ośrodek wzbogacania uranu, a w Araku znajduje się zakład produkcji ciężkiej wody. Dopiero wtedy Iran oficjalnie przyznał, że to "obiekty pilotażowe", które mają zapoczątkować budowę w ciągu 20 lat kolejnych 18 elektrowni.
Wirówka masowej zagłady
Trudniej było Irańczykom wytłumaczyć, dlaczego - jeśli program ma charakter pokojowy - przetwarzali uran w metal uranowy (wykorzystywany zwykle do produkcji bomb). Wyjaśnienia, że ma on być używany jako element paliwa reaktora, są mało przekonujące, gdyż Iran nie ma reaktorów wykorzystujących takie paliwo. Co więcej, Iran nie musi się zajmować przetwarzaniem uranu, bo Rosja zagwarantowała, że dostarczy paliwo do Buszahru i zajmie się zużytymi prętami paliwowymi. Teheran odpowiada, że nie chce być od nikogo zależny.
W ten sam sposób tłumaczono prace nad wirówką - urządzeniem do wzbogacania uranu. W dodatku irańskie władze przyznały się do produkcji wirówki, dopiero gdy inspektorzy sami to odkryli. To nie koniec. Okazało się, że w próbkach, które wysłannicy MAEA pobrali w laboratoriach w Natanz, znajduje się uran wzbogacony o ponad 20 proc., co może świadczyć o tym, że pierwiastek nie miał być stosowany w programie pokojowym (wówczas wystarczyłoby wzbogacenie o 3 proc). Jeden z pragnących zachować anonimowość inspektorów oświadczył wtedy, że "materiałów z samych próbek starczyłoby na bombę". Informacji tych nie potwierdził jednak nikt inny. Jak się Iran tłumaczył? Oświadczono, że część urządzeń, z których pobrano próbki, została kupiona na czarnym rynku i widocznie była wcześniej używana. Kim był poprzedni użytkownik? Tego Teheran nie chce powiedzieć.
Na długiej liście mało wiarygodnych wyjaśnień za największy blamaż uchodzą tłumaczenia składane MAEA w sprawie 1,8 t rudy uranowej sprowadzonej z Chin. Gdy inspektorzy doliczyli się, że brakuje 1,9 kg sześciofluorku uranu, materiału wyjściowego w procesie wzbogacania uranu do izotopu 235, Teheran oświadczył, że substancja "wyciekła z nieszczelnego zaworu jednego z cylindrów".
W takim kontekście wyjątkowo groźnie brzmią informacje, które przedostały się do izraelskiej i amerykańskiej prasy z Mosadu, że pociski typu Shahab, oficjalnie mające zasięg 1,3 tys. km, w rzeczywistości mogą osiągać cele oddalone o 3 tys. km, a więc razić obszar Izraela. "Plan Jerozolima" może oznaczać cel Jerozolima.
Rozszczepienie doniesień
Międzynarodowa Agencja Ener-gii Atomowej miała otrzymać wszystkie dane na temat irańskiego programu nuklearnego do czerwca. W wydanym wówczas raporcie (jego treści nie ujawniono, ale fragmenty cytowała AFP) inspektorzy oskarżyli Teheran o oszustwa, m.in. o zatajenie danych o budowie reaktora w Araku, gdzie mógł być pozyskiwany pluton do celów militarnych, oraz innych ośrodków nuklearnych. MAEA w oficjalnym komunikacie ograniczyła się wtedy do wyrażenia zaniepokojenia z powodu uchybień w informowaniu jej o postępach w programie i zażądała możliwości przeprowadzenia dodatkowych kontroli. Dlaczego? Władze irańskie obiecały, że wyjaśnią wszystkie wątpliwości inspektorów. MAEA wyznaczyła ultimatum do 31 października. Mohamed el Baradei, szef agencji, dawał jeszcze niedawno do zrozumienia, że szanse na to, iż Irańczycy dotrzymają terminu, są niewielkie. Jednocześnie pojawia się coraz więcej informacji o tym, że twardogłowi Irańczycy pomagają terrorystom z Al-Kaidy.
Z powodu oskarżeń o produkcję broni masowego rażenia i wspieranie terroryzmu wybuchła wojna w Iraku, ale irańscy ajatollahowie nie musieli się bać interwencji z zewnątrz, choć ich kraj - podobnie jak Irak Saddama - znajduje się na "osi zła". USA nie są dziś gotowe na otwieranie kolejnego frontu. Władzy twardogłowych z Rady Strażników zagroziła jednak ONZ, której zazwyczaj nie stać na wiele więcej niż pustosłowie. Rada Bezpieczeństwa była gotowa nałożyć na Iran sankcje ekonomiczne. Teheran od dawna zapowiadał, że w takiej sytuacji śladem Korei Północnej wycofa się z traktatu o nierozprzestrzenianiu broni atomowej.
Zagrożenie jednak nie minęło. O tym, jak jest poważne, najlepiej świadczą plany Izraela, o których donosił niedawno "Der Spiegel". Już w sierpniu tamtejsze tajne służby miały otrzymać rozkaz przygotowania planów zniszczenia irańskich instalacji atomowych. Potwierdziły, że w tych obiektach kończą się prace nad wzbogacaniem uranu, które znacznie przyspieszono na początku roku. Tel Awiw w obliczu podobnego zagrożenia w 1981 r. zbombardował reaktory atomowe w Iraku. Spowolnił w ten sposób prace irackich naukowców, co zapewne zdecydowało o tym, że Saddam nie miał własnej bomby "A".
Szatan tkwi w szczegółach
Cel rozpoczętego na początku lat 80. irańskiego programu nuklearnego o kryptonimie "Plan Jerozolima" nigdy nie budził większych wątpliwości, choć Teheran podtrzymuje, że badania mają wyłącznie charakter pokojowy. Z raportów CIA i Mosadu, do których dotarł włoski tygodnik "Panorama" kilka lat temu, wynikało bezspornie, że celem Rezy Amrollahiego, wiceprezydenta Iranu i przewodniczącego państwowej komisji energii atomowej, była budowa bomby atomowej. Najpierw powstrzymywał go ajatollah Chomeini, uważający "atom za dzieło szatana", później wojna z Irakiem. Dopiero po jej zakończeniu Amrollahi zdołał przekonać ajatollaha. "Panorama" podała, że Amrollahi zamiast tworzyć jedno potężne centrum badawcze, zadecydował o rozmieszczeniu w całym kraju kilkunastu niewielkich laboratoriów. Pracowali w nich głównie irańscy naukowcy repatriowani z Niemiec, Włoch i USA, korzystając z pomocy ojca pakistańskiej bomby atomowej prof. Abdula Kadara Khana.
W 1988 r. Teheran był bliski kupienia kompletnej instalacji do wzbogacania uranu w Bue-nos Aires. O podpisanej umowie Biały Dom powiadomiła w ostatniej chwili CIA, a dzięki dyplomatycznym naciskom Richarda Kennedy'ego, ówczesnego przedstawiciela USA w MAEA, nie doszło do zrealizowania kontraktu. Oficjalna irańska wersja na temat programu, powtarzana do końca lat 90., mówiła, że istnieje tylko jeden obiekt, gdzie prowadzone są badania. Miała nim być elektrownia atomowa w miejscowości Buszahr, budowana we współpracy z Rosją. Inspektorzy MAEA dowiedli jednak, że w Natanz powstaje supernowoczesny ośrodek wzbogacania uranu, a w Araku znajduje się zakład produkcji ciężkiej wody. Dopiero wtedy Iran oficjalnie przyznał, że to "obiekty pilotażowe", które mają zapoczątkować budowę w ciągu 20 lat kolejnych 18 elektrowni.
Wirówka masowej zagłady
Trudniej było Irańczykom wytłumaczyć, dlaczego - jeśli program ma charakter pokojowy - przetwarzali uran w metal uranowy (wykorzystywany zwykle do produkcji bomb). Wyjaśnienia, że ma on być używany jako element paliwa reaktora, są mało przekonujące, gdyż Iran nie ma reaktorów wykorzystujących takie paliwo. Co więcej, Iran nie musi się zajmować przetwarzaniem uranu, bo Rosja zagwarantowała, że dostarczy paliwo do Buszahru i zajmie się zużytymi prętami paliwowymi. Teheran odpowiada, że nie chce być od nikogo zależny.
W ten sam sposób tłumaczono prace nad wirówką - urządzeniem do wzbogacania uranu. W dodatku irańskie władze przyznały się do produkcji wirówki, dopiero gdy inspektorzy sami to odkryli. To nie koniec. Okazało się, że w próbkach, które wysłannicy MAEA pobrali w laboratoriach w Natanz, znajduje się uran wzbogacony o ponad 20 proc., co może świadczyć o tym, że pierwiastek nie miał być stosowany w programie pokojowym (wówczas wystarczyłoby wzbogacenie o 3 proc). Jeden z pragnących zachować anonimowość inspektorów oświadczył wtedy, że "materiałów z samych próbek starczyłoby na bombę". Informacji tych nie potwierdził jednak nikt inny. Jak się Iran tłumaczył? Oświadczono, że część urządzeń, z których pobrano próbki, została kupiona na czarnym rynku i widocznie była wcześniej używana. Kim był poprzedni użytkownik? Tego Teheran nie chce powiedzieć.
Na długiej liście mało wiarygodnych wyjaśnień za największy blamaż uchodzą tłumaczenia składane MAEA w sprawie 1,8 t rudy uranowej sprowadzonej z Chin. Gdy inspektorzy doliczyli się, że brakuje 1,9 kg sześciofluorku uranu, materiału wyjściowego w procesie wzbogacania uranu do izotopu 235, Teheran oświadczył, że substancja "wyciekła z nieszczelnego zaworu jednego z cylindrów".
W takim kontekście wyjątkowo groźnie brzmią informacje, które przedostały się do izraelskiej i amerykańskiej prasy z Mosadu, że pociski typu Shahab, oficjalnie mające zasięg 1,3 tys. km, w rzeczywistości mogą osiągać cele oddalone o 3 tys. km, a więc razić obszar Izraela. "Plan Jerozolima" może oznaczać cel Jerozolima.
Irańska dyplomacja nuklearna |
---|
2002 20 grudnia - USA oskarżają Iran o zamiar produkcji broni masowego rażenia 2003 luty-maj - inspekcje MAEA w Iranie 19 czerwca - szef MAEA oskarża Iran o ukrywanie danych o programie nuklearnym; UE grozi Teheranowi sankcjami czerwiec-sierpień - inspekcje MAEA w Iranie 12 września - MAEA wyznacza Teheranowi ultimatum - do 31 października Irańczycy mają udowodnić, że rozwijają technologię nuklearną wyłącznie w celach pokojowych wrzesień - USA oskarżają Iran o łamanie traktatu o nierozprzestrzenianiu broni atomowej 21 października - po negocjacjach z szefami dyplomacji Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii Teheran deklaruje, że dobrowolnie zawiesza prace nad wzbogacaniem uranu i 20 listopada podpisze protokół dodatkowy do traktatu o nierozprzestrzenianiu broni atomowej, który umożliwi inspektorom MAEA przeprowadzanie nie zapowiedzianych kontroli w Iranie |
Więcej możesz przeczytać w 44/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.