Reporterzy "Wprost" na tropie broni chemicznej Aleksandra Łukaszenki.
Reporterzy "Wprost" na tropie broni chemicznej Aleksandra Łukaszenki
Trzysta kilometrów od granicy Polski może się znajdować broń chemiczna. Reporterzy "Wprost" odkryli tajemnicze magazyny białoruskiej armii w miejscowości Staryja Darohi. W ich pobliżu znaleźliśmy skażony sprzęt drużyny obrony przeciwchemicznej. Zaobserwowaliśmy też kolumny ciężkich pojazdów transportowych, których wygląd zaniepokoił pytanych przez nas ekspertów wojskowych. Czterdzieści kilometrów od Starych Daroh rozlokowane są rakiety, którymi można przenosić broń chemiczną. Były żołnierz sił specjalnych wyjaśniający z nami tajemnice bazy w Starych Darohach zginął w niejasnych okolicznościach.
Co odkryliśmy w bazie wojsk chemicznych?
Kilka miesięcy temu razem z białoruskim dziennikarzem Wasilem Siemaszką (publikował m.in. w dzienniku "Biełoruskaja Diełowaja Gazieta") skontaktowaliśmy się z Pawłem Szegunowem. W czasach sowieckich był żołnierzem wojsk KGB, specjalizującym się w kontrwywiadowczej osłonie środków transportu. W latach 1988-1991 Szegunow służył w jednostce specjalnej KGB Tantal. Służba skończyła się tym, że postawiono go przed wojskowym sądem i na podstawie spreparowanych materiałów skazano (w tajnym procesie) na piętnaście lat więzienia. Na wolność wyszedł po dziesięciu latach. Kiedy siedział w więzieniu, wielu jego kolegów z oddziału zmarło w nie wyjaśnionych okolicznościach. Nie żyje też już śledczy, który prowadził dochodzenie w sprawie Szegunowa - jego zwłoki, ze skręconym karkiem, wyłowiono z rzeki.
Przez kilka tygodni razem z Szegunowem śledziliśmy dziwne ruchy wojsk wokół jednostki w miejscowości Staryja Darohi, położonej ponad sto kilometrów na południowy wschód od Mińska. Zainteresowały nas kolumny złożone z nieznanego typu ciężkich pojazdów wojskowych, przemieszczające się drogą między jednostką wojsk przeciwchemicznych w Starych Darohach (dowodzoną przez płk. Olega Bołotkę) a bazą sił powietrznych w Maczuliszczach pod Mińskiem. W Starych Darohach, które są nieoficjalnym centrum białoruskich wojsk przeciwchemicznych, znajduje się 8. Warszawski Pułk Wojsk RChB (obrony radiologicznej, chemicznej i biologicznej). W połowie lat 80. pułk ten uczestniczył w usuwaniu skażeń wywołanych eksplozją reaktora jądrowego elektrowni w Czarnobylu na Ukrainie. Pułk liczący około 400 żołnierzy podlega naczelnemu dowództwu sił zbrojnych Białorusi. W Starych Darohach rozlokowane są jeszcze trzy inne jednostki: 602. baza remontu i składowania wojsk RChB, 288. centralna baza rezerwy technicznej i 1734. baza samochodowa (łącznie około 310 żołnierzy).
- Jednostka obrony przeciwchemicznej w Starych Darohach utrzymywana jest w stanie gotowości bojowej na wszelki wypadek - uważa Andrzej Kiński, redaktor naczelny "Nowej Techniki Wojskowej". Jego zdaniem, wskazówką do rozszyfrowania prawdziwej roli tego garnizonu może być bliskie sąsiedztwo jednostki rakiet taktycznych lub technicznej bazy polowej wojsk rakietowych. W odległości około 40 km od Starych Daroh, w miejscowości Asipowicze, rozlokowana jest brygada rakiet taktycznych. Stacjonuje tam centralna grupa wsparcia rezerwy naczelnego dowództwa - łącznie ponad 2 tys. żołnierzy. Podlega ona bezpośrednio ministrowi obrony w Mińsku, podobnie jak garnizon w Starych Darohach. Kiński nie wykluczył, że w warunkach mobilizacyjnego rozwinięcia (osiągnięcie stanu najwyższej gotowości bojowej po ogłoszeniu mobilizacji) do jednostki w Asipowiczach mają trafić środki specjalnego przeznaczenia, które mogą być przechowywane w bazie w Starych Darohach.
Ładunek specjalny
Szegunowowi i Siemaszce udało się sfotografować zarówno jednostkę w Starych Darohach, jak i tajemnicze konwoje. Bazę chroni potrójny płot z drutem kolczastym. Co sto metrów stoją masywne wieże strażnicze. Przy wejściu na teren jednostki żołnierzom odbierane są wszelkiego rodzaju materiały łatwo palne, np. zapałki i papierosy, czego raczej nie praktykuje się na przykład w składach paliw. Między jednostką wojsk chemicznych a bazą lotniczą w Maczuliszczach poruszała się kolumna sześciu ciężkich pojazdów. Dowodził nią podpułkownik jeżdżący samochodem GAZ 66 razem z grupą oficerów. Wiele wskazuje na to, że ochronę konwoju oprócz mundurowych stanowili też cywile (najprawdopodobniej z KGB). Nad kolumną pojazdów leciał również śmigłowiec szturmowy Mi-24, prawdopodobnie zabezpieczający z powietrza przejazd konwoju.
Wykonanie szczegółowej dokumentacji było możliwe dzięki profesjonalnemu kamuflażowi, jaki zapewniała furgonetka w barwach przypominających wojskowe auta. Pozycję najważniejszych obiektów na szlaku śledzonej przez nas kolumny ustalaliśmy za pomocą satelitarnego nawigatora GPS.
Eksperci z wojsk obrony przeciwchemicznej byli wyraźnie zaniepokojeni widocznymi na fotografiach ciężkimi pojazdami Kamaz. Ich uwagę zwróciła niska część ładunkowa za kabiną kierowcy. - Nie jest to żadna znana mi instalacja do odkażania i dezaktywacji - mówi gen. Władysław Karcz, były szef wojsk obrony przeciwchemicznej. Jego zdaniem, sfotografowane pojazdy mogą być cysternami ze specjalnym zabezpieczeniem, przeznaczonymi do przewozu szczególnie niebezpiecznych chemikaliów. Inny ekspert, absolwent moskiewskiej akademii wojsk obrony przeciwchemicznej, zwrócił uwagę na nie znaną w jednostkach chemicznych strukturę cysterny, podzielonej na kilka (cztery, pięć) segmentów, z niewielkimi otworami.
Wszystkie pojazdy miały wzmocnione podwozia i wyposażone były w anteny, podobne do tych, które instaluje się na czołgach. Paweł Szegunow ocenił ich zasięg na 150 km (podłączone do systemu z nadajnikiem macierzystym mają kilkakrotnie większy zasięg). - Jeżeli pojazdy rzeczywiście służą do przewozu szczególnie niebezpiecznych substancji, to wyposażenie ich w środki łączności o zwiększonym zasięgu jest w pełni uzasadnione - mówi gen. Karcz. Według byłego oficera KGB, kamazy sfotografowane przez nas w Starych Darohach przystosowano do przewożenia drogą powietrzną - w ciężkich samolotach transportowych lub śmigłowcach Mi-26.
Na trasie Staryja Darohi - Słuck, przy której znajduje się sfotografowana przez nas jednostka, Siemaszka i Szegunow widzieli kolumnę żołnierzy w mundurach maskujących. Napotkany później żołnierz poinformował nas, że w jednostce znajdują się wojska podległe białoruskiemu MSW. - Jeżeli obecność pododdziałów MSW w Starych Darohach potwierdziłaby się, mogłoby to oznaczać, że w bazie znajdują się środki wymagające wzmocnionej ochrony - uważa gen. Władysław Karcz. Podstawowym zadaniem wojsk MSW Białorusi, oprócz tłumienia antyprezydenckich demonstracji, jest ochrona konwojów z ładunkami specjalnego znaczenia. Paweł Szegunow, w przeszłości specjalista od kontrwywiadu transportowego, twierdził, że zanim wojska MSW wyruszą z ważnym ładunkiem, wysyłają czasem fałszywe transporty. Tego typu triki oraz stały ruch wojskowych kolumn pieszych i zmotoryzowanych utrudniają wytropienie ładunku zarówno przez satelitę, jak i metodami klasycznego wywiadu.
Zdjęcia wojskowych pojazdów pokazaliśmy dyplomatom białoruskim akredytowanym w Warszawie. - Nasz attaché obronny ppłk Wiktor Chowański powiedział, że najprawdopodobniej służą one do przewożenia paliwa - stwierdził Wsiewołod Głuszkow, I sekretarz ambasady Białorusi. Jego zdaniem, napisy "Benzina A-76" znajdujące się na wentylatorach podziemnych zbiorników (widoczne na jednej z fotografii) jednoznacznie wskazują na to, że pojazdami przewożono paliwo. Szegunow ocenił jako mało prawdopodobne, żeby lotnisko w Maczuliszczach było zaopatrywane w paliwo z oddalonej o 140--150 km bazy w Starych Darohach.
Zabójczy wyciek?
W lesie, kilkaset metrów od bazy wojskowej w Starych Darohach, Siemaszka i Szegunow znaleźli resztki płaszczy ochronnych i maski (po siedem sztuk) nowoczesnego typu. Sprzęt był porzucony razem ze szmatami pozostałymi po przeciwchemicznym ekwipunku ochronnym. Pokrywał je szaroniebieski nalot. Substancja drażniła błony śluzowe oczu, drapała w gardle i nosie. Dokuczliwe objawy nasiliły się podczas jazdy samochodem, do którego Siemaszka wrzucił znalezione przedmioty (by później przeprowadzić ekspertyzę). Po kilku godzinach Siemaszka i Szegunow poczuli zmęczenie i wyraźne spowolnienie reakcji.
Oficer WSI, z którym rozmawialiśmy na ten temat, nie wykluczył, że znalezisko było pozostałością po nie kontrolowanym wycieku jakiejś substancji trującej w jednostce w Starych Darohach. Dyżurni wojskowi mogli, nie meldując tego dowództwu, zlikwidować wyciek i zatrzeć ślady. Podobne sytuacje zdarzały się w minionych latach w ZSRR.
Szegunow i Siemaszka pobrali próbki wody i gruntu z okolic jednostki w Starych Darohach. Zgromadzony materiał, m.in. maski i szmaty, przekazali znajomemu chemikowi do Moskwy. Po miesiącu zdenerwowany odpowiedział, że rezygnuje z przeprowadzenia analizy próbek. Nasi współpracownicy nie wiedzieli wtedy jeszcze, że jeśli białoruskie KGB dowiedziało się o ich działalności, grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo.
Czy Białoruś ma broń chemiczną?
W ostatnich latach Białoruś utrzymywała ożywione kontakty z tzw. państwami bandyckimi. Administracja prezydenta Aleksandra Łukaszenki łamała na przykład embargo na handel z Irakiem, dostarczając reżimowi Husajna różne towary w zamian za sprzedawaną po bardzo niskich cenach ropę naftową. Białoruskie firmy sprzedały Irakijczykom m.in. obrabiarki diamentowe, używane do wytwarzania komponentów do broni nuklearnej i pocisków rakietowych dalekiego zasięgu. Zarabiając na interesach z Husajnem, oskarżanym m.in. o posiadanie broni masowego rażenia, Łukaszenka nie był dotychczas podejrzewany o to, że sam może mieć arsenał chemiczny. W 1995 r. Białoruś, podobnie jak 153 inne państwa, ratyfikowała konwencję (OWC) z 1993 r., która przewiduje całkowity zakaz testowania, produkcji i przechowywania broni chemicznej. Białoruska dyplomacja musiała wtedy złożyć - na zasadach obowiązujących wszystkich sygnatariuszy OWC - deklarację dotyczącą trzech rodzajów środków: broni chemicznej, tzw. prekursorów broni chemicznej i tzw. związków podwójnego przeznaczenia (jak chlor), które mogą być wykorzystywane do celów zakazanych przez konwencję. - Białoruś zadeklarowała wówczas jedynie posiadanie związków podwójnego przeznaczenia - przypomina specjalista ds. broni chemicznej ze Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Spośród państw byłego ZSRR do posiadania broni chemicznej przyznała się jedynie Rosja. Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, przypominają jednak, że według sztokholmskiego Instytutu Badań Pokojowych (SIPRI), broń chemiczną mają też kraje, które nie zgłosiły jej OWC, na przykład Iran.
Od wejścia w życie konwencji, w 1997 r., na Białorusi czterokrotnie przebywali inspektorzy OWC. Sprawdzali oni zakłady azotowe w Grodnie, fabrykę włókien sztucznych w Mohylewie, zakłady polimerów w Nowopołocku oraz fabrykę farb i lakierów w Lidzie. Były to obiekty wymienione przez Białoruś w deklaracji złożonej przy ratyfikowaniu konwencji OWC. - Takie kontrole mają przyjacielski charakter: sprawdza się, czy deklaracje są zgodne ze stanem faktycznym, zaglądając do ksiąg i wykazów produkcyjnych. I to wszystko - mówi polski dyplomata, specjalizujący się w problematyce broni chemicznej.
Zgodnie z konwencją OWC, aby inspekcja międzynarodowa objęła obiekty, których nie wpisano do deklaracji, na przykład jednostki wojskowe, inne państwo - sygnatariusz konwencji - musi zgłosić w siedzibie OWC w Hadze swoje zastrzeżenia i złożyć umotywowany wniosek o przeprowadzenie takiej kontroli. Jeśli wniosek spełnia warunki art. 9 konwencji OWC, inspektorzy muszą zostać wpuszczeni na teren wskazanego obiektu w ciągu 24 godzin. Żadne państwo dotychczas nie skorzystało z tej możliwości. Gdyby polskie władze, mając uzasadnione wątpliwości, że Mińsk łamie postanowienia OWC, zażądały kontroli wybranej jednostki sił zbrojnych Białorusi (na przykład w Starych Darohach), byłby to precedens w stosunkach międzynarodowych.
Wyrok KGB?
Chociaż Paweł Szegunow dbał o to, by zbierając informacje o ruchach wojsk chemicznych w rejonie Starych Daroh, nie zwrócić uwagi białoruskiego kontrwywiadu, najprawdopodobniej on i Siemaszka znaleźli się na celowniku tych służb. Po trzech tygodniach od przyjazdu do Starych Daroh Wasil Siemaszka zauważył, że jest śledzony. Odkrył też, że ktoś manipulował przy jego samochodzie. Ani Siemaszka, ani Szegunow nie przeczuwali, że ich śledztwo sprowadziło na nich śmiertelne niebezpieczeństwo.
O tym, co się zdarzyło w niedzielę 30 listopada 2003 r., wiemy z relacji żony Pawła Szegunowa. Wspomina ona, że tego dnia mąż wstał rano i wyszedł do kuchni przygotować śniadanie. Zanim ponownie zasnęła, usłyszała dzwoniący telefon, który Paweł odebrał. Gdy Aksana Szegunowa obudziła się godzinę później, w kuchni ujrzała męża powieszonego na przegródce komina pieca kaflowego (śmierć nastąpiła około 8.30 rano). Sekcja zwłok niczego podejrzanego nie wykazała. - Być może dawni zwierzchnicy Szegunowa uznali, że stał się niebezpieczny i złożyli mu propozycję nie do odrzucenia: albo skończysz z sobą sam, albo my załatwimy twoją rodzinę. Mogło mu się zrobić żal żony i dzieci, więc wolał sam umrzeć - mówi oficer operacyjny Zarządu Kontrwywiadu WSI.
Trzysta kilometrów od granicy Polski może się znajdować broń chemiczna. Reporterzy "Wprost" odkryli tajemnicze magazyny białoruskiej armii w miejscowości Staryja Darohi. W ich pobliżu znaleźliśmy skażony sprzęt drużyny obrony przeciwchemicznej. Zaobserwowaliśmy też kolumny ciężkich pojazdów transportowych, których wygląd zaniepokoił pytanych przez nas ekspertów wojskowych. Czterdzieści kilometrów od Starych Daroh rozlokowane są rakiety, którymi można przenosić broń chemiczną. Były żołnierz sił specjalnych wyjaśniający z nami tajemnice bazy w Starych Darohach zginął w niejasnych okolicznościach.
Co odkryliśmy w bazie wojsk chemicznych?
Kilka miesięcy temu razem z białoruskim dziennikarzem Wasilem Siemaszką (publikował m.in. w dzienniku "Biełoruskaja Diełowaja Gazieta") skontaktowaliśmy się z Pawłem Szegunowem. W czasach sowieckich był żołnierzem wojsk KGB, specjalizującym się w kontrwywiadowczej osłonie środków transportu. W latach 1988-1991 Szegunow służył w jednostce specjalnej KGB Tantal. Służba skończyła się tym, że postawiono go przed wojskowym sądem i na podstawie spreparowanych materiałów skazano (w tajnym procesie) na piętnaście lat więzienia. Na wolność wyszedł po dziesięciu latach. Kiedy siedział w więzieniu, wielu jego kolegów z oddziału zmarło w nie wyjaśnionych okolicznościach. Nie żyje też już śledczy, który prowadził dochodzenie w sprawie Szegunowa - jego zwłoki, ze skręconym karkiem, wyłowiono z rzeki.
Przez kilka tygodni razem z Szegunowem śledziliśmy dziwne ruchy wojsk wokół jednostki w miejscowości Staryja Darohi, położonej ponad sto kilometrów na południowy wschód od Mińska. Zainteresowały nas kolumny złożone z nieznanego typu ciężkich pojazdów wojskowych, przemieszczające się drogą między jednostką wojsk przeciwchemicznych w Starych Darohach (dowodzoną przez płk. Olega Bołotkę) a bazą sił powietrznych w Maczuliszczach pod Mińskiem. W Starych Darohach, które są nieoficjalnym centrum białoruskich wojsk przeciwchemicznych, znajduje się 8. Warszawski Pułk Wojsk RChB (obrony radiologicznej, chemicznej i biologicznej). W połowie lat 80. pułk ten uczestniczył w usuwaniu skażeń wywołanych eksplozją reaktora jądrowego elektrowni w Czarnobylu na Ukrainie. Pułk liczący około 400 żołnierzy podlega naczelnemu dowództwu sił zbrojnych Białorusi. W Starych Darohach rozlokowane są jeszcze trzy inne jednostki: 602. baza remontu i składowania wojsk RChB, 288. centralna baza rezerwy technicznej i 1734. baza samochodowa (łącznie około 310 żołnierzy).
- Jednostka obrony przeciwchemicznej w Starych Darohach utrzymywana jest w stanie gotowości bojowej na wszelki wypadek - uważa Andrzej Kiński, redaktor naczelny "Nowej Techniki Wojskowej". Jego zdaniem, wskazówką do rozszyfrowania prawdziwej roli tego garnizonu może być bliskie sąsiedztwo jednostki rakiet taktycznych lub technicznej bazy polowej wojsk rakietowych. W odległości około 40 km od Starych Daroh, w miejscowości Asipowicze, rozlokowana jest brygada rakiet taktycznych. Stacjonuje tam centralna grupa wsparcia rezerwy naczelnego dowództwa - łącznie ponad 2 tys. żołnierzy. Podlega ona bezpośrednio ministrowi obrony w Mińsku, podobnie jak garnizon w Starych Darohach. Kiński nie wykluczył, że w warunkach mobilizacyjnego rozwinięcia (osiągnięcie stanu najwyższej gotowości bojowej po ogłoszeniu mobilizacji) do jednostki w Asipowiczach mają trafić środki specjalnego przeznaczenia, które mogą być przechowywane w bazie w Starych Darohach.
Ładunek specjalny
Szegunowowi i Siemaszce udało się sfotografować zarówno jednostkę w Starych Darohach, jak i tajemnicze konwoje. Bazę chroni potrójny płot z drutem kolczastym. Co sto metrów stoją masywne wieże strażnicze. Przy wejściu na teren jednostki żołnierzom odbierane są wszelkiego rodzaju materiały łatwo palne, np. zapałki i papierosy, czego raczej nie praktykuje się na przykład w składach paliw. Między jednostką wojsk chemicznych a bazą lotniczą w Maczuliszczach poruszała się kolumna sześciu ciężkich pojazdów. Dowodził nią podpułkownik jeżdżący samochodem GAZ 66 razem z grupą oficerów. Wiele wskazuje na to, że ochronę konwoju oprócz mundurowych stanowili też cywile (najprawdopodobniej z KGB). Nad kolumną pojazdów leciał również śmigłowiec szturmowy Mi-24, prawdopodobnie zabezpieczający z powietrza przejazd konwoju.
Wykonanie szczegółowej dokumentacji było możliwe dzięki profesjonalnemu kamuflażowi, jaki zapewniała furgonetka w barwach przypominających wojskowe auta. Pozycję najważniejszych obiektów na szlaku śledzonej przez nas kolumny ustalaliśmy za pomocą satelitarnego nawigatora GPS.
Eksperci z wojsk obrony przeciwchemicznej byli wyraźnie zaniepokojeni widocznymi na fotografiach ciężkimi pojazdami Kamaz. Ich uwagę zwróciła niska część ładunkowa za kabiną kierowcy. - Nie jest to żadna znana mi instalacja do odkażania i dezaktywacji - mówi gen. Władysław Karcz, były szef wojsk obrony przeciwchemicznej. Jego zdaniem, sfotografowane pojazdy mogą być cysternami ze specjalnym zabezpieczeniem, przeznaczonymi do przewozu szczególnie niebezpiecznych chemikaliów. Inny ekspert, absolwent moskiewskiej akademii wojsk obrony przeciwchemicznej, zwrócił uwagę na nie znaną w jednostkach chemicznych strukturę cysterny, podzielonej na kilka (cztery, pięć) segmentów, z niewielkimi otworami.
Wszystkie pojazdy miały wzmocnione podwozia i wyposażone były w anteny, podobne do tych, które instaluje się na czołgach. Paweł Szegunow ocenił ich zasięg na 150 km (podłączone do systemu z nadajnikiem macierzystym mają kilkakrotnie większy zasięg). - Jeżeli pojazdy rzeczywiście służą do przewozu szczególnie niebezpiecznych substancji, to wyposażenie ich w środki łączności o zwiększonym zasięgu jest w pełni uzasadnione - mówi gen. Karcz. Według byłego oficera KGB, kamazy sfotografowane przez nas w Starych Darohach przystosowano do przewożenia drogą powietrzną - w ciężkich samolotach transportowych lub śmigłowcach Mi-26.
Na trasie Staryja Darohi - Słuck, przy której znajduje się sfotografowana przez nas jednostka, Siemaszka i Szegunow widzieli kolumnę żołnierzy w mundurach maskujących. Napotkany później żołnierz poinformował nas, że w jednostce znajdują się wojska podległe białoruskiemu MSW. - Jeżeli obecność pododdziałów MSW w Starych Darohach potwierdziłaby się, mogłoby to oznaczać, że w bazie znajdują się środki wymagające wzmocnionej ochrony - uważa gen. Władysław Karcz. Podstawowym zadaniem wojsk MSW Białorusi, oprócz tłumienia antyprezydenckich demonstracji, jest ochrona konwojów z ładunkami specjalnego znaczenia. Paweł Szegunow, w przeszłości specjalista od kontrwywiadu transportowego, twierdził, że zanim wojska MSW wyruszą z ważnym ładunkiem, wysyłają czasem fałszywe transporty. Tego typu triki oraz stały ruch wojskowych kolumn pieszych i zmotoryzowanych utrudniają wytropienie ładunku zarówno przez satelitę, jak i metodami klasycznego wywiadu.
Zdjęcia wojskowych pojazdów pokazaliśmy dyplomatom białoruskim akredytowanym w Warszawie. - Nasz attaché obronny ppłk Wiktor Chowański powiedział, że najprawdopodobniej służą one do przewożenia paliwa - stwierdził Wsiewołod Głuszkow, I sekretarz ambasady Białorusi. Jego zdaniem, napisy "Benzina A-76" znajdujące się na wentylatorach podziemnych zbiorników (widoczne na jednej z fotografii) jednoznacznie wskazują na to, że pojazdami przewożono paliwo. Szegunow ocenił jako mało prawdopodobne, żeby lotnisko w Maczuliszczach było zaopatrywane w paliwo z oddalonej o 140--150 km bazy w Starych Darohach.
Zabójczy wyciek?
W lesie, kilkaset metrów od bazy wojskowej w Starych Darohach, Siemaszka i Szegunow znaleźli resztki płaszczy ochronnych i maski (po siedem sztuk) nowoczesnego typu. Sprzęt był porzucony razem ze szmatami pozostałymi po przeciwchemicznym ekwipunku ochronnym. Pokrywał je szaroniebieski nalot. Substancja drażniła błony śluzowe oczu, drapała w gardle i nosie. Dokuczliwe objawy nasiliły się podczas jazdy samochodem, do którego Siemaszka wrzucił znalezione przedmioty (by później przeprowadzić ekspertyzę). Po kilku godzinach Siemaszka i Szegunow poczuli zmęczenie i wyraźne spowolnienie reakcji.
Oficer WSI, z którym rozmawialiśmy na ten temat, nie wykluczył, że znalezisko było pozostałością po nie kontrolowanym wycieku jakiejś substancji trującej w jednostce w Starych Darohach. Dyżurni wojskowi mogli, nie meldując tego dowództwu, zlikwidować wyciek i zatrzeć ślady. Podobne sytuacje zdarzały się w minionych latach w ZSRR.
Szegunow i Siemaszka pobrali próbki wody i gruntu z okolic jednostki w Starych Darohach. Zgromadzony materiał, m.in. maski i szmaty, przekazali znajomemu chemikowi do Moskwy. Po miesiącu zdenerwowany odpowiedział, że rezygnuje z przeprowadzenia analizy próbek. Nasi współpracownicy nie wiedzieli wtedy jeszcze, że jeśli białoruskie KGB dowiedziało się o ich działalności, grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo.
Czy Białoruś ma broń chemiczną?
W ostatnich latach Białoruś utrzymywała ożywione kontakty z tzw. państwami bandyckimi. Administracja prezydenta Aleksandra Łukaszenki łamała na przykład embargo na handel z Irakiem, dostarczając reżimowi Husajna różne towary w zamian za sprzedawaną po bardzo niskich cenach ropę naftową. Białoruskie firmy sprzedały Irakijczykom m.in. obrabiarki diamentowe, używane do wytwarzania komponentów do broni nuklearnej i pocisków rakietowych dalekiego zasięgu. Zarabiając na interesach z Husajnem, oskarżanym m.in. o posiadanie broni masowego rażenia, Łukaszenka nie był dotychczas podejrzewany o to, że sam może mieć arsenał chemiczny. W 1995 r. Białoruś, podobnie jak 153 inne państwa, ratyfikowała konwencję (OWC) z 1993 r., która przewiduje całkowity zakaz testowania, produkcji i przechowywania broni chemicznej. Białoruska dyplomacja musiała wtedy złożyć - na zasadach obowiązujących wszystkich sygnatariuszy OWC - deklarację dotyczącą trzech rodzajów środków: broni chemicznej, tzw. prekursorów broni chemicznej i tzw. związków podwójnego przeznaczenia (jak chlor), które mogą być wykorzystywane do celów zakazanych przez konwencję. - Białoruś zadeklarowała wówczas jedynie posiadanie związków podwójnego przeznaczenia - przypomina specjalista ds. broni chemicznej ze Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Spośród państw byłego ZSRR do posiadania broni chemicznej przyznała się jedynie Rosja. Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, przypominają jednak, że według sztokholmskiego Instytutu Badań Pokojowych (SIPRI), broń chemiczną mają też kraje, które nie zgłosiły jej OWC, na przykład Iran.
Od wejścia w życie konwencji, w 1997 r., na Białorusi czterokrotnie przebywali inspektorzy OWC. Sprawdzali oni zakłady azotowe w Grodnie, fabrykę włókien sztucznych w Mohylewie, zakłady polimerów w Nowopołocku oraz fabrykę farb i lakierów w Lidzie. Były to obiekty wymienione przez Białoruś w deklaracji złożonej przy ratyfikowaniu konwencji OWC. - Takie kontrole mają przyjacielski charakter: sprawdza się, czy deklaracje są zgodne ze stanem faktycznym, zaglądając do ksiąg i wykazów produkcyjnych. I to wszystko - mówi polski dyplomata, specjalizujący się w problematyce broni chemicznej.
Zgodnie z konwencją OWC, aby inspekcja międzynarodowa objęła obiekty, których nie wpisano do deklaracji, na przykład jednostki wojskowe, inne państwo - sygnatariusz konwencji - musi zgłosić w siedzibie OWC w Hadze swoje zastrzeżenia i złożyć umotywowany wniosek o przeprowadzenie takiej kontroli. Jeśli wniosek spełnia warunki art. 9 konwencji OWC, inspektorzy muszą zostać wpuszczeni na teren wskazanego obiektu w ciągu 24 godzin. Żadne państwo dotychczas nie skorzystało z tej możliwości. Gdyby polskie władze, mając uzasadnione wątpliwości, że Mińsk łamie postanowienia OWC, zażądały kontroli wybranej jednostki sił zbrojnych Białorusi (na przykład w Starych Darohach), byłby to precedens w stosunkach międzynarodowych.
Wyrok KGB?
Chociaż Paweł Szegunow dbał o to, by zbierając informacje o ruchach wojsk chemicznych w rejonie Starych Daroh, nie zwrócić uwagi białoruskiego kontrwywiadu, najprawdopodobniej on i Siemaszka znaleźli się na celowniku tych służb. Po trzech tygodniach od przyjazdu do Starych Daroh Wasil Siemaszka zauważył, że jest śledzony. Odkrył też, że ktoś manipulował przy jego samochodzie. Ani Siemaszka, ani Szegunow nie przeczuwali, że ich śledztwo sprowadziło na nich śmiertelne niebezpieczeństwo.
O tym, co się zdarzyło w niedzielę 30 listopada 2003 r., wiemy z relacji żony Pawła Szegunowa. Wspomina ona, że tego dnia mąż wstał rano i wyszedł do kuchni przygotować śniadanie. Zanim ponownie zasnęła, usłyszała dzwoniący telefon, który Paweł odebrał. Gdy Aksana Szegunowa obudziła się godzinę później, w kuchni ujrzała męża powieszonego na przegródce komina pieca kaflowego (śmierć nastąpiła około 8.30 rano). Sekcja zwłok niczego podejrzanego nie wykazała. - Być może dawni zwierzchnicy Szegunowa uznali, że stał się niebezpieczny i złożyli mu propozycję nie do odrzucenia: albo skończysz z sobą sam, albo my załatwimy twoją rodzinę. Mogło mu się zrobić żal żony i dzieci, więc wolał sam umrzeć - mówi oficer operacyjny Zarządu Kontrwywiadu WSI.
Jan Czuryłowicz jest doktorantem w Polskiej Akademii Nauk. Od kilku lat publikuje w tygodniku "Wprost"; wcześniej współpracował m.in. z "Życiem", białoruskim dziennikiem "Svaboda" i brytyjskim "The Sunday Times". Specjalizuje się w tematyce krajów byłego ZSRR. Gdy w 1996 r. zgromadził dowody fałszowania referendum na Białorusi, został zmuszony do emigracji - wyjechał do Polski, gdzie otrzymał azyl polityczny. Kilka miesięcy po opublikowaniu na łamach "Wprost" artykułów dotyczących handlu bronią z tzw. krajami zbójnickimi oraz prania brudnych pieniędzy w Polsce przez reżim Łukaszenki w nie wyjaśnionych okolicznościach zginął jego ojciec. |
Więcej możesz przeczytać w 8/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.