Indie stają się trzecią polityczną i gospodarczą potęgą świata
Demokratycznie wybrany premier Indii Atal Bihari Vajpayee i prezydent Pakistanu Perwez Muszarraf, którego do władzy wyniósł pięć lat temu zamach stanu, spotkali się w styczniu w Islamabadzie. Zapowiedzieli coś, co w tamtejszej scenerii zbrojnych ataków, huku dział na granicy i zamachów bombowych w miastach, z unoszącym się nad wszystkim widmem nuklearnego konfliktu, wydawało się mrzonką: początek rozmów pokojowych (16-18 lutego). Wygłoszone przy tej okazji podniosłe słowa niewiele by znaczyły, gdyby obaj politycy nie mieli tego samego przekonania - że koszty konfrontacji zmniejszają konkurencyjność regionu, który stał się jedną z gospodarczych lokomotyw współczesnego świata.
Niedawni zaprzysięgli wrogowie uścisnęli sobie dłonie podczas szczytu Stowarzyszenia Współpracy Regionalnej Azji Południowej (SAARC) w Islamabadzie. Podpisano tu historyczne porozumienie o utworzeniu do 2006 r. nad Oceanem Indyjskim strefy wolnego handlu. Bez Indii i Pakistanu południowa Azja jest tylko odległym pasmem ziemi na globusie, cały region wpatruje się więc pilnie w oba państwa.
Na indyjsko-pakistańskiej drodze piętrzy się jednak tysiące barier, poczynając od największej, która nazywa się Kaszmir. W sierpniu 1947 r., kiedy subkontynent podzielił się na hinduistyczne Indie i muzułmański Pakistan, 565 księstw i księstewek musiało zdecydować o przyłączeniu się do jednego lub drugiego państwa. Współczesne Indie powstały w wyniku amputacji części muzułmańskiej, opłaconej śmiercią miliona ludzi. Pakistan miał być, zgodnie z nazwą, "krajem czystych ludzi", ziemią obiecaną i schronieniem dla muzułmanów z subkontynentu. Okazał się państwem, które swą tożsamość określało w opozycji do wszystkiego, co indyjskie, a jedynym jego spoiwem miała być religia. W niedawnej ankiecie wśród największych sukcesów Pakistanu wymieniono to, że w ogóle istnieje.
Bomba atomowa pokoju
Po dwóch wojnach o Kaszmir w 1975 r. rozgorzała trzecia - o Pakistan Wschodni - zakończona zwycięstwem Indii i powstaniem Bangladeszu. W 1989 r. w indyjskiej części Kaszmiru wybuchło zbrojne powstanie muzułmanów, prowokując terror, który w następnych 14 latach kosztował życie około 60 tys. ludzi. W styczniu 2002 r., po krwawym zamachu terrorystycznym na parlament w Delhi, Indie zmobilizowały wojska na granicy, na co Pakistan odpowiedział mobilizacją armii. Czwarta wojna indyjsko-pakistańska wisiała na włosku, zażegnana dopiero przez stanowczą presję Waszyngtonu. Tym razem napięcia groziły wojną nuklearną.
Indie wypróbowały pierwszą bombę jądrową w 1974 r., Pakistan uzyskał taką zdolność osiem lat później, a w końcu lat 80. był już uznawany, podobne jak sąsiad z południa, za mocarstwo nuklearne. W 1998 r. oba państwa przeprowadziły podziemne próby z bronią atomową, wywołując głośne protesty wspólnoty międzynarodowej. Okazało się, że atomowy straszak, który w latach zimnej wojny utrzymał pokój między USA i ZSRR, pozwala na to samo w Azji Południowej. Po próbach nuklearnych w 1998 r. okazji do wojny między Indiami i Pakistanem było kilka, ale do konfliktu nie doszło. Są podstawy, by sądzić, że atomowe zagrożenie ostudziło zapały najbardziej radykalnych wojskowych i polityków.
Historycznie uwarunkowana nienawiść dotyka społeczności mówiących podobnymi językami (większość Pakistańczyków posługuje się pokrewnym hindi językiem urdu), tworzących wspólny obszar kulturowy. Produkowane tysiącami wyciskacze łez z indyjskiego Holly-wood, zwanego tu Bollywood, są pasjami oglądane w Pakistanie, indyjska ulica chętnie śpiewa pakistańskie szlagiery. Krwawa wojna w byłej Jugosławii dowiodła wszak, że kulturowe więzy nie zapobiegają konfliktom. Szczęściem Indii było to, że mogły umacniać demokratyczne fundamenty niepodległego państwa, korzystając z pozostawionego przez Brytyjczyków systemu prawnego oraz kadry fachowych administratorów. Podobną spuściznę odziedziczył Pakistan, ale jego nieszczęściem było to, że od początku żył w poczuciu zagrożenia (islamu, muzułmańskich tradycji itp.), czyniąc z niego rację bytu.
Ujeżdżanie tygrysów
Muhammad Ali Jinnah, twórca Pakistanu, wyobrażał sobie muzułmańskie państwo jako świecką, pluralistyczną demokrację, daleką od teokratycznej dyktatury. 57 lat później "kraj czystych ludzi" ma oblicze państwa religijnego, z systemem prawnym opartym na Koranie. Taką politykę kontynuował od 1999 r. generał Perwez Muszarraf. Pakistan, sojusznik USA, jednocześnie wspierał w Afganistanie antyamerykańskich talibów, stając się przytuliskiem i wylęgarnią fundamentalistycznych ruchów. Departament Stanu USA uznał w 2000 r., że centrum międzynarodowego terroryzmu znajduje się nie na Bliskim Wschodzie, lecz w Azji Południowej.
Diametralna zmiana nastąpiła po 11 września 2001 r., kiedy Muszarraf udzielił jednoznacznego poparcia amerykańskiej wojnie z terroryzmem. Ponad 70 tys. pakistańskich żołnierzy na granicy z Afganistanem nie osłania dziś, lecz ściga brodatych mudżahedinów, zwłaszcza tych związanych z Al-Kaidą. Na ryzykowny zwrot - przyrównywany do "ujeżdżania tygrysów" - Muszarraf zdecydował się, mając przed oczami zarówno nowe geopolityczne realia, jak i wieści z Indii. W Delhi rządzi od 1999 r. nacjonalistyczna Indyjska Partia Ludowa (BJP), która po początkowym etapie religijnych ekscesów przesterowała kraj w stronę świeckiego racjonalizmu, kładąc silny akcent na pragmatyzm gospodarczy. Atal Bihari Vajpayee, 79-letni przywódca BJP, rozczarował fundamentalistów, ale uspokoił tych, którzy po klęsce Partii Kongresowej obawiali się nadejścia epoki nieobliczalnych rządów. Przeprowadził reformy, które pozwoliły otworzyć indyjską gospodarkę na inwestycje zagraniczne i prywatną konkurencję.
Stopa wzrostu gospodarczego w ubiegłym roku w Indiach przekroczyła 7 proc. i była druga w Azji (po Chinach). Rezerwy walutowe tego państwa sięgnęły 100 mld USD, a inwestycje zagraniczne - 7 mld USD. Według indyjskiego Ministerstwa Finansów, sytuacja gospodarcza jest najlepsza od czasu odzyskania niepodległości. Symbolem Indii XXI wieku stało się miasto Bangalur na południu kraju, wielkie centrum technologii informatycznej, porównywane do amerykańskiej Silicon Valley, ale znacznie ją przewyższające dynamiką rozwoju. Indie są jednym z trzech krajów, które wyprodukowały własny superkomputer (PARAM), jednym z sześciu, które mogą wprowadzić na orbitę własnego satelitę. Posiadają czwarty w świecie przemysł farmaceutyczny, którego wartość eksportu przekroczyła 2 mld USD. Według firmy analitycznej Goldman Sachs, Indie staną się do 2050 r. trzecią potęgą polityczną i gospodarczą świata, po USA i Chinach, ale ekonomiści indyjscy są zdania, że ten cel może zostać osiągnięty już w 2020 r.
Koniec kultury kałasznikowa
Indie pozostają jednak kolosem na glinianych nogach. Liczące ponad miliard obywateli państwo, z rocznym dochodem na osobę w wysokości 500 USD, musi się mierzyć z ogromnymi obszarami biedy i zacofania. Wobec nowych możliwości, jakie otwierają się przed Indiami i całym regionem, konflikt z Islamabadem jest nieznośnym anachronizmem. Najwyraźniej zdaje sobie z tego sprawę przywódca 140-milionowego Pakistanu, kiedy mówi o swoim kraju, że "ma dość kultury kałasznikowa". Może ma też dość "kultury nuklearnej", czego dowodziłoby oficjalne napiętnowanie przez Islamabad "afery Abdula Kadira Chana", ojca pakistańskiej bomby atomowej, który przyznał się do transferu tajemnic nuklearnych do Iranu, Libii i Korei Północnej.
Przestawienie się na pragmatyczną "kulturę XXI wieku" nie będzie rzeczą prostą, ale Muszarraf przynajmniej wie, od czego zacząć. Polecił wprowadzić do szkół koranicznych, w których dotychczas wykładano tylko teologię, naukę angielskiego i kursy informatyki.
Niedawni zaprzysięgli wrogowie uścisnęli sobie dłonie podczas szczytu Stowarzyszenia Współpracy Regionalnej Azji Południowej (SAARC) w Islamabadzie. Podpisano tu historyczne porozumienie o utworzeniu do 2006 r. nad Oceanem Indyjskim strefy wolnego handlu. Bez Indii i Pakistanu południowa Azja jest tylko odległym pasmem ziemi na globusie, cały region wpatruje się więc pilnie w oba państwa.
Na indyjsko-pakistańskiej drodze piętrzy się jednak tysiące barier, poczynając od największej, która nazywa się Kaszmir. W sierpniu 1947 r., kiedy subkontynent podzielił się na hinduistyczne Indie i muzułmański Pakistan, 565 księstw i księstewek musiało zdecydować o przyłączeniu się do jednego lub drugiego państwa. Współczesne Indie powstały w wyniku amputacji części muzułmańskiej, opłaconej śmiercią miliona ludzi. Pakistan miał być, zgodnie z nazwą, "krajem czystych ludzi", ziemią obiecaną i schronieniem dla muzułmanów z subkontynentu. Okazał się państwem, które swą tożsamość określało w opozycji do wszystkiego, co indyjskie, a jedynym jego spoiwem miała być religia. W niedawnej ankiecie wśród największych sukcesów Pakistanu wymieniono to, że w ogóle istnieje.
Bomba atomowa pokoju
Po dwóch wojnach o Kaszmir w 1975 r. rozgorzała trzecia - o Pakistan Wschodni - zakończona zwycięstwem Indii i powstaniem Bangladeszu. W 1989 r. w indyjskiej części Kaszmiru wybuchło zbrojne powstanie muzułmanów, prowokując terror, który w następnych 14 latach kosztował życie około 60 tys. ludzi. W styczniu 2002 r., po krwawym zamachu terrorystycznym na parlament w Delhi, Indie zmobilizowały wojska na granicy, na co Pakistan odpowiedział mobilizacją armii. Czwarta wojna indyjsko-pakistańska wisiała na włosku, zażegnana dopiero przez stanowczą presję Waszyngtonu. Tym razem napięcia groziły wojną nuklearną.
Indie wypróbowały pierwszą bombę jądrową w 1974 r., Pakistan uzyskał taką zdolność osiem lat później, a w końcu lat 80. był już uznawany, podobne jak sąsiad z południa, za mocarstwo nuklearne. W 1998 r. oba państwa przeprowadziły podziemne próby z bronią atomową, wywołując głośne protesty wspólnoty międzynarodowej. Okazało się, że atomowy straszak, który w latach zimnej wojny utrzymał pokój między USA i ZSRR, pozwala na to samo w Azji Południowej. Po próbach nuklearnych w 1998 r. okazji do wojny między Indiami i Pakistanem było kilka, ale do konfliktu nie doszło. Są podstawy, by sądzić, że atomowe zagrożenie ostudziło zapały najbardziej radykalnych wojskowych i polityków.
Historycznie uwarunkowana nienawiść dotyka społeczności mówiących podobnymi językami (większość Pakistańczyków posługuje się pokrewnym hindi językiem urdu), tworzących wspólny obszar kulturowy. Produkowane tysiącami wyciskacze łez z indyjskiego Holly-wood, zwanego tu Bollywood, są pasjami oglądane w Pakistanie, indyjska ulica chętnie śpiewa pakistańskie szlagiery. Krwawa wojna w byłej Jugosławii dowiodła wszak, że kulturowe więzy nie zapobiegają konfliktom. Szczęściem Indii było to, że mogły umacniać demokratyczne fundamenty niepodległego państwa, korzystając z pozostawionego przez Brytyjczyków systemu prawnego oraz kadry fachowych administratorów. Podobną spuściznę odziedziczył Pakistan, ale jego nieszczęściem było to, że od początku żył w poczuciu zagrożenia (islamu, muzułmańskich tradycji itp.), czyniąc z niego rację bytu.
Ujeżdżanie tygrysów
Muhammad Ali Jinnah, twórca Pakistanu, wyobrażał sobie muzułmańskie państwo jako świecką, pluralistyczną demokrację, daleką od teokratycznej dyktatury. 57 lat później "kraj czystych ludzi" ma oblicze państwa religijnego, z systemem prawnym opartym na Koranie. Taką politykę kontynuował od 1999 r. generał Perwez Muszarraf. Pakistan, sojusznik USA, jednocześnie wspierał w Afganistanie antyamerykańskich talibów, stając się przytuliskiem i wylęgarnią fundamentalistycznych ruchów. Departament Stanu USA uznał w 2000 r., że centrum międzynarodowego terroryzmu znajduje się nie na Bliskim Wschodzie, lecz w Azji Południowej.
Diametralna zmiana nastąpiła po 11 września 2001 r., kiedy Muszarraf udzielił jednoznacznego poparcia amerykańskiej wojnie z terroryzmem. Ponad 70 tys. pakistańskich żołnierzy na granicy z Afganistanem nie osłania dziś, lecz ściga brodatych mudżahedinów, zwłaszcza tych związanych z Al-Kaidą. Na ryzykowny zwrot - przyrównywany do "ujeżdżania tygrysów" - Muszarraf zdecydował się, mając przed oczami zarówno nowe geopolityczne realia, jak i wieści z Indii. W Delhi rządzi od 1999 r. nacjonalistyczna Indyjska Partia Ludowa (BJP), która po początkowym etapie religijnych ekscesów przesterowała kraj w stronę świeckiego racjonalizmu, kładąc silny akcent na pragmatyzm gospodarczy. Atal Bihari Vajpayee, 79-letni przywódca BJP, rozczarował fundamentalistów, ale uspokoił tych, którzy po klęsce Partii Kongresowej obawiali się nadejścia epoki nieobliczalnych rządów. Przeprowadził reformy, które pozwoliły otworzyć indyjską gospodarkę na inwestycje zagraniczne i prywatną konkurencję.
Stopa wzrostu gospodarczego w ubiegłym roku w Indiach przekroczyła 7 proc. i była druga w Azji (po Chinach). Rezerwy walutowe tego państwa sięgnęły 100 mld USD, a inwestycje zagraniczne - 7 mld USD. Według indyjskiego Ministerstwa Finansów, sytuacja gospodarcza jest najlepsza od czasu odzyskania niepodległości. Symbolem Indii XXI wieku stało się miasto Bangalur na południu kraju, wielkie centrum technologii informatycznej, porównywane do amerykańskiej Silicon Valley, ale znacznie ją przewyższające dynamiką rozwoju. Indie są jednym z trzech krajów, które wyprodukowały własny superkomputer (PARAM), jednym z sześciu, które mogą wprowadzić na orbitę własnego satelitę. Posiadają czwarty w świecie przemysł farmaceutyczny, którego wartość eksportu przekroczyła 2 mld USD. Według firmy analitycznej Goldman Sachs, Indie staną się do 2050 r. trzecią potęgą polityczną i gospodarczą świata, po USA i Chinach, ale ekonomiści indyjscy są zdania, że ten cel może zostać osiągnięty już w 2020 r.
Koniec kultury kałasznikowa
Indie pozostają jednak kolosem na glinianych nogach. Liczące ponad miliard obywateli państwo, z rocznym dochodem na osobę w wysokości 500 USD, musi się mierzyć z ogromnymi obszarami biedy i zacofania. Wobec nowych możliwości, jakie otwierają się przed Indiami i całym regionem, konflikt z Islamabadem jest nieznośnym anachronizmem. Najwyraźniej zdaje sobie z tego sprawę przywódca 140-milionowego Pakistanu, kiedy mówi o swoim kraju, że "ma dość kultury kałasznikowa". Może ma też dość "kultury nuklearnej", czego dowodziłoby oficjalne napiętnowanie przez Islamabad "afery Abdula Kadira Chana", ojca pakistańskiej bomby atomowej, który przyznał się do transferu tajemnic nuklearnych do Iranu, Libii i Korei Północnej.
Przestawienie się na pragmatyczną "kulturę XXI wieku" nie będzie rzeczą prostą, ale Muszarraf przynajmniej wie, od czego zacząć. Polecił wprowadzić do szkół koranicznych, w których dotychczas wykładano tylko teologię, naukę angielskiego i kursy informatyki.
Więcej możesz przeczytać w 8/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.