To jest kontrowersyjne albo wywołuje ambiwalentne uczucia - mówimy, kiedy nie chcemy powiedzieć wprost, że coś jest złe.
To jest kontrowersyjne albo wywołuje ambiwalentne uczucia - mówimy, kiedy nie chcemy powiedzieć wprost, że coś jest złe. Kontrowersyjna ma być postać zmarłego kilka dni temu pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. Wywołuje on rzekomo ambiwalentne uczucia. "Ambiwalentne uczucia są wtedy, kiedy dowiadujesz się, że teściowa spadła w przepaść, tyle że w twoim nowym aucie" - głosi stary dowcip. Twierdzę, że postać Kuklińskiego nie jest ani kontrowersyjna, ani nie budzi ambiwalentnych uczuć (vide: artykuł Tomasza Lisa "Zwyczajny patriota"). Kiedy marszałka Piłsudskiego oskarżano o współpracę z austriackim wywiadem, miał odpowiedzieć: "Wolę być nazywany szpiegiem, niż być nikczemnikiem".
Płk Kukliński nie jest postacią kontrowersyjną (ewentualnie zdrajcą), a takie traktowanie jego osoby jest błędem logicznym i nadużyciem moralnym. Błędem logicznym dlatego, że jeśli odzyskanie przez Polskę suwerenności i wolności po roku 1989 jest wartością, to wartością muszą być także działania, które do tej suwerenności prowadziły, czyli również to, co robił płk Kukliński. Nadużycie moralne polega choćby na tym, że współpraca pułkownika z CIA nie doprowadziła do śmierci ani jednego polskiego obywatela, przeciwnie - uchroniła od śmierci wiele osób. Ta współpraca nie była więc czynem niemoralnym. Na tej samej zasadzie zdrajcą Białorusi nie jest Paweł Szegunow, który pomagał nam demaskować arsenał broni chemicznej ukrywany prawdopodobnie przez reżim Łukaszenki (vide: "Chemiczny Olek"). Za swoje wybory Kukliński zapłacił życiem synów oraz brzemieniem wyroku śmierci. Prawdopodobnie za swój wybór - przeciwko Łukaszence, a za przyszłością Białorusi - życiem zapłacił też Paweł Szegunow. Tak wysoka cena, jaką zapłacili, nie miała nic wspólnego ze sprawiedliwością (moralnością), chyba że sprawiedliwymi nazwać skrytobójców ze służb specjalnych.
Uznanie Kuklińskiego za zdrajcę, a co najmniej za osobę kontrowersyjną, to punkt widzenia, który jest bardzo na rękę takim samozwańczym twórcom polskiej suwerenności i obrońcom polskiej demokracji jak generałowie Jaruzelski czy Kiszczak. Kukliński zdrajca to alibi dla ich uległości wobec Moskwy, którą po 1989 r. przedstawiają jako heroizm i wallenrodyzm. "Czy dla pana [Kukliński] jest zdrajcą?" - pytały gen. Kiszczaka Monika Olejnik i Agnieszka Kublik (w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej"). "Na pewno nie jest bohaterem" - odpowiedział Kiszczak. A na pytanie, czy Kukliński pracował tylko dla Amerykanów, Kiszczak odpowiedział: "Myślę, że nie tylko". Sugestia była oczywista: Kukliński był także sowieckim agentem, rozmyślnie podstawionym Amerykanom.
Przypuszczam, że twórcom stanu wojennego nie spodobałoby się porównanie z takimi osobami jak książę Franciszek Ksawery Drucki-Lubecki (1779-1846). Cieszył się on nie mniejszym zaufaniem cara Aleksandra I niż Jaruzelski i Kiszczak Breżniewa czy Andropowa. Drucki-Lubecki był przeciwny powstaniu listopadowemu, bo liczył na odbudowę Polski za sprawą caratu. Drucki-Lubecki był jednak uczciwszy niż generałowie Kiszczak i Jaruzelski, bo nie udawał Wallenroda.
Adam Mickiewicz pisał w wydawanym przez siebie piśmie "Pielgrzym Polski": "Kiedy haniebnemu sejmowi Ponińskiego [rozbiorowemu, z września 1773 r.] radzono podpisać akt samobójstwa (...) zaklinano obywateli, aby przestali czuć po obywatelsku. 'Gdzież rozsądek - wołano - chcieć opierać się woli trzech dworów? Czy jest czas po temu?'. Poczciwi posłowie (...) zatykali uszy na podobne bluźnierstwa; polskim rozumem, polskim sercem nie mogli pojąć ani uczuć, jak to sejm miałby Rzeczypospolitą rozdzierać, bliźnich swoich, spółobywateli w niewolę sprzedawać. (...) Rejtan po raz ostatni przemówił, zaklinając na rany boskie, aby takiej zbrodni nie popełniać. Okrzyknięto Rejtana głupcem i szalonym". Czyż w podobnej do Rejtana sytuacji nie znalazł się płk Ryszard Kukliński? Tyle że jemu ostatecznie udało się zapobiec narodowemu nieszczęściu, a Rejtanowi - nie.
Nie wiem, czy płk Kukliński kiedykolwiek uprawiał jogę (vide: "Joga krzepi"), mam wrażenie, że zaczął współpracować z Amerykanami, by tak jak adepci jogi przywrócić w sobie równowagę: przestać wspierać system, który był dla niego źródłem moralnego cierpienia. Ćwiczenia jogi zaleciłbym generałom Jaruzelskiemu i Kiszczakowi - żeby uwolnić ich z niewygodnej pozycji stania w myślowym i moralnym rozkroku. Może wtedy odpowiedzieliby wreszcie na pytanie, jak mogli być demokratami, jednocześnie zwalczając demokrację.
Płk Kukliński nie jest postacią kontrowersyjną (ewentualnie zdrajcą), a takie traktowanie jego osoby jest błędem logicznym i nadużyciem moralnym. Błędem logicznym dlatego, że jeśli odzyskanie przez Polskę suwerenności i wolności po roku 1989 jest wartością, to wartością muszą być także działania, które do tej suwerenności prowadziły, czyli również to, co robił płk Kukliński. Nadużycie moralne polega choćby na tym, że współpraca pułkownika z CIA nie doprowadziła do śmierci ani jednego polskiego obywatela, przeciwnie - uchroniła od śmierci wiele osób. Ta współpraca nie była więc czynem niemoralnym. Na tej samej zasadzie zdrajcą Białorusi nie jest Paweł Szegunow, który pomagał nam demaskować arsenał broni chemicznej ukrywany prawdopodobnie przez reżim Łukaszenki (vide: "Chemiczny Olek"). Za swoje wybory Kukliński zapłacił życiem synów oraz brzemieniem wyroku śmierci. Prawdopodobnie za swój wybór - przeciwko Łukaszence, a za przyszłością Białorusi - życiem zapłacił też Paweł Szegunow. Tak wysoka cena, jaką zapłacili, nie miała nic wspólnego ze sprawiedliwością (moralnością), chyba że sprawiedliwymi nazwać skrytobójców ze służb specjalnych.
Uznanie Kuklińskiego za zdrajcę, a co najmniej za osobę kontrowersyjną, to punkt widzenia, który jest bardzo na rękę takim samozwańczym twórcom polskiej suwerenności i obrońcom polskiej demokracji jak generałowie Jaruzelski czy Kiszczak. Kukliński zdrajca to alibi dla ich uległości wobec Moskwy, którą po 1989 r. przedstawiają jako heroizm i wallenrodyzm. "Czy dla pana [Kukliński] jest zdrajcą?" - pytały gen. Kiszczaka Monika Olejnik i Agnieszka Kublik (w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej"). "Na pewno nie jest bohaterem" - odpowiedział Kiszczak. A na pytanie, czy Kukliński pracował tylko dla Amerykanów, Kiszczak odpowiedział: "Myślę, że nie tylko". Sugestia była oczywista: Kukliński był także sowieckim agentem, rozmyślnie podstawionym Amerykanom.
Przypuszczam, że twórcom stanu wojennego nie spodobałoby się porównanie z takimi osobami jak książę Franciszek Ksawery Drucki-Lubecki (1779-1846). Cieszył się on nie mniejszym zaufaniem cara Aleksandra I niż Jaruzelski i Kiszczak Breżniewa czy Andropowa. Drucki-Lubecki był przeciwny powstaniu listopadowemu, bo liczył na odbudowę Polski za sprawą caratu. Drucki-Lubecki był jednak uczciwszy niż generałowie Kiszczak i Jaruzelski, bo nie udawał Wallenroda.
Adam Mickiewicz pisał w wydawanym przez siebie piśmie "Pielgrzym Polski": "Kiedy haniebnemu sejmowi Ponińskiego [rozbiorowemu, z września 1773 r.] radzono podpisać akt samobójstwa (...) zaklinano obywateli, aby przestali czuć po obywatelsku. 'Gdzież rozsądek - wołano - chcieć opierać się woli trzech dworów? Czy jest czas po temu?'. Poczciwi posłowie (...) zatykali uszy na podobne bluźnierstwa; polskim rozumem, polskim sercem nie mogli pojąć ani uczuć, jak to sejm miałby Rzeczypospolitą rozdzierać, bliźnich swoich, spółobywateli w niewolę sprzedawać. (...) Rejtan po raz ostatni przemówił, zaklinając na rany boskie, aby takiej zbrodni nie popełniać. Okrzyknięto Rejtana głupcem i szalonym". Czyż w podobnej do Rejtana sytuacji nie znalazł się płk Ryszard Kukliński? Tyle że jemu ostatecznie udało się zapobiec narodowemu nieszczęściu, a Rejtanowi - nie.
Nie wiem, czy płk Kukliński kiedykolwiek uprawiał jogę (vide: "Joga krzepi"), mam wrażenie, że zaczął współpracować z Amerykanami, by tak jak adepci jogi przywrócić w sobie równowagę: przestać wspierać system, który był dla niego źródłem moralnego cierpienia. Ćwiczenia jogi zaleciłbym generałom Jaruzelskiemu i Kiszczakowi - żeby uwolnić ich z niewygodnej pozycji stania w myślowym i moralnym rozkroku. Może wtedy odpowiedzieliby wreszcie na pytanie, jak mogli być demokratami, jednocześnie zwalczając demokrację.
Więcej możesz przeczytać w 8/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.