Obcokrajowców zawsze raziło, że nasza literatura krzyczy, nas ta literatura raziła, gdy przestawała krzyczeć.
Polska literatura współczesna ma niewiele do zaoferowania. Sam praktycznie jej nie czytam. Polska funkcjonuje w niemieckiej świadomości jako kraj wielkiego bałaganu i chaosu, a twórczość współczesnych pisarzy jedynie to wrażenie umacnia - mówi "Wprost" Marcel Reich-Ranicki, najbardziej wpływowy krytyk literacki w Niemczech, znawca polskiej literatury. To, co drażni Reicha-Ranickiego, podoba się większości polskich krytyków. Jeśli w polskiej literaturze, kinie lub teatrze pojawia się bohater zadowolony z siebie i otaczającego go świata, najpewniej mamy do czynienia z fantastyką. Realizm w polskim wydaniu to przemoc, niemoc, bieda i używki. Rodzimych autorów najbardziej interesuje beznadziejna i zdegenerowana rzeczywistość.
W filmach, książkach czy spektaklach tzw. pokolenia porno nie ma pasjonujących fabuł, dynamicznych bohaterów, a przede wszystkim nie ma przemyślanej konstrukcji i artystycznej maestrii. Zamiast tego mamy powielanie doniesień mediów o kolejnych patologiach. Przykładem może być telewizyjna sztuka Marka Pruchniewskiego "Łucja i jej dzieci" - makabryczna historia dzieciobójstwa, opisana wcześniej w prasie. Wprawdzie z gazet czerpali też inspirację tacy twórcy jak Fiodor Dostojewski czy James Joyce, jednak doskonale wiedzieli oni, że literatura to przede wszystkim konstrukcja, a nie tania psychologia. Kolejne dzieła rodzimych twórców sprowadzają się do odkrycia, że jest fatalnie. "Do dupy z takim życiem"- mówi Jureczek, bohater "Ediego" Piotra Trzaskalskiego. "Do dupy to wszystko" - wtóruje mu postać z "Czwartego nieba" Mariusza Sieniewicza - trzydziestolatka, który napisał książkę "ze złości".
Narzekam, więc jestem
Najbardziej zgorzkniali są początkujący twórcy. Dwudziestoparolatkowie wmawiają odbiorcom, że nie ma najmniejszych powodów, żeby cieszyć się życiem. "Wychodzę z domu. Dzień skulony z nieszczęścia (...) właściwie od rana, od samego rana jest noc" - zauważa dwudziestoletnia Dorota Masłowska (autorka "Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną"), ideolog i zarazem idolka tzw. generacji Nic. Mirek Nahacz, o rok młodszy od Masłowskiej, przyznaje w rozmowie z "Wprost", że "czarna strona rzeczywistości jest ciekawsza niż jasna. Takie tematy bardziej pociągają do opisu". Opisywany przez debiutantów świat jest tak optymistyczny jak ostatnie chwile desperata stojącego na balustradzie tarasu widokowego Pałacu Kultury i Nauki - widoki są niezłe, ale perspektywa koszmarna.
- Z badań wynika, że duża część Polaków ma poczucie bezradności, więc narzeka. Dlatego łatwo identyfikuje się z literaturą czy kinem, będącymi zapisem tej bezradności - mówi psycholog społeczny i wydawca Jacek Santorski. Do tej diagnozy idealnie pasują "Gnój" Wojciecha Kuczoka albo "Tartak" Daniela Odii. "Przepraszam, że narzekam, ale ja inaczej nie umiem. Opisuję świat, który znam. Widzę świat skazany na agonię, bo naprawdę jest źle" - mówi "Wprost" Odija. Młodzi autorzy, jak Odija czy Michał Olszewski (autor "Do Amsterdamu"), tłumaczą, że piszą o biedzie prowincji, bo z takich terenów pochodzą. Andrzej Stasiuk potrafi wytropić beznadzieję nawet w stolicy. "Już nic gorszego nie ma na świecie. Żyłem tam kiedyś. To piekło" - tak opisuje dworzec Warszawa Wschodnia w powieści "Dziewięć". Wczesne lata 90. w Warszawie to dla Stasiuka wykolejeni ludzie, przemoc i brak perspektyw. Stolica w wersji Stasiuka niczym się nie różni od popegeerowskich wiosek opisywanych przez Odiję.
Choć desperaci od zawsze byli pożywką twórców, jednak nigdzie nie był to główny nurt. Znamy beznadzieję opisaną na przykład w powieści "Pogrążyć się w mroku" Williama Styrona czy w filmach "Nocny kowboj" Johna Schlesingera bądź "Strach na wróble" Jerry'ego Schatzberga, jednak stanowią one margines amerykańskiej literatury czy kina.
Pierdolona Ziemia Obiecana!
- Nie ma u nas książek z życia klasy średniej, nie ma powieści uniwersyteckiej, niewiele pozycji potrafi rozbawić. I nawet jeśli pojawiają się literackie gry lub interesująca stylistyka, to wszystko rozgrywa się na bardzo nieprzyjemnej płaszczyźnie - stwierdza krytyk Jerzy Jarzębski. Podobnie jest w polskim filmie. Obok kloszardów czy narkomanów ulubione typy polskich reżyserów to biznesmen kanciarz (najczęściej z twarzą Janusza Rewińskiego), młody idealista, który źle kończy (specjalność Rafała Maćkowiaka) bądź zdegenerowani pracownicy świata mediów i reklamy (jak w "Egoistach" Mariusza Trelińskiego). Przedsiębiorca nie może być uczciwy, za to złodziej budzi sympatię - bo przecież okrada krwiopijców (jak w komediach Olafa Lubaszenki czy "Młodych wilkach" Jarosława Żamojdy). Kiedy nawet bohaterem jest człowiek rozgarnięty umysłowo, musi to być nie radzący sobie z rzeczywistością frustrat w rodzaju Adasia Miauczyńskiego z "Dnia świra" Marka Koterskiego.
Biografie polskich twórców są różne, ale wizja świata ta sama: wolny rynek rodzi patologie, a mamona deprawuje. "Pieniądz trawiony w myślach, wydalany w snach. Fantazmat szczęścia (...). Co za pierdolony syf! Pierdolona Ziemia Obiecana!" - pomstuje w "Czwartym niebie" bohater Sieniewicza. Jakie takie szczęście daje ograniczenie aktywności do minimum: zbieranie złomu - jak w wypadku Ediego, czy zaszycie się w głuszy - jak w filmie "Zmruż oczy" Andrzeja Jakimowskiego. Taka twórczość jedynie umacnia stereotyp Polaka malkontenta i nieudacznika.
W kinie czy powieści amerykańskiej nawet jeśli bohaterowie ponoszą porażki, to nigdy się nie poddają. Najświeższym tego przykładem jest rodzina z nominowanej do tegorocznych Oscarów "Naszej Ameryki" Jima Sheridana. U nas pokutuje przekonanie, że prawdziwa literatura czy kino muszą się karmić nieszczęściem. Dlatego narrator "Miasta utrapienia" Jerzego Pilcha nie wierzy w szczęśliwych ludzi - są dlań sztucznym tworem. "Ludzkość ma w rzeczywistości przeważnie zapijaczonych ojców tyranów, poszkodowane na umyśle matki, umierających w męczarniach dziadków oraz gotową do zbrodni dzieciarnię" napisał Pilch. Podobny ton pobrzmiewa w najnowszej powieści Kuczoka "Gnój". "Ślina. Plwociny, charki, griny, gluty. Pluto, pluliśmy. Nauczono mnie pluć" - wylicza główny bohater "Gnoju".
Literatura krzyku
"Nienawidzę świata i ludzi" - ujawnia w epilogu jeden z narratorów "Miasta utrapienia", alter ego pisarza. Kiedy naszym pisarzom i filmowcom zarzuca się, że pogardzają odbiorcami i tworzą wyłącznie dla siebie, by rozładować frustracje, reagują agresją. Jerzy Pilch po krytycznych ocenach swej nowej książki odkrył "generację piszących recenzje palantów", dodając, że "debilizm w tym plemieniu jest nieuleczalny".
Trudno się dziwić, że pisane żółcią polskie książki nie obchodzą zachodnich odbiorców. Powoli przestają obchodzić też polskich. - Mieszkańcy Warszawy oburzają się, że moja proza jest tak straszna, że niewiarygodna. Z kolei ludzie z terenów, które opisuję, dziwią się, po co mieliby to czytać, skoro mają to na co dzień - przyznaje Odija. Dla kogo jest więc ta literatura? - Nie dziwię się, że polska proza jest wielką nieobecną na mapie świata - mówi poeta Adam Zagajewski, wykładowca literatury na uniwersytecie w Houston.
Apoteoza outsidera nie jest niczym nowym w naszej literaturze. Tyle że wcześniej była to celowa kreacja. Bohaterowie Marka Hłaski czy Edwarda Stachury pozostawali w opozycji do panującego wówczas systemu. Paserzy i doliniarze z książek Marka Nowakowskiego fascynowali solidarnością, surowo przestrzeganym kodeksem i pogardą dla socjalistycznych ideałów. To, co kiedyś było dramatem zmarnowanych pokoleń, dziś jest tragifarsą z życia lumpów.
Literatura, która u Marcela Reicha-Ranickiego wywołuje chaos w głowie, w Polsce jest nagradzana. Tegoroczny literacki Paszport "Polityki" otrzymał wspomniany Wojciech Kuczok za powieść "Gnój" - "odsłaniającą okrucieństwo życia rodzinnego". Rok wcześniej tę samą nagrodę odebrała Dorota Masłowska, autorka "Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną". Książka ta była też nominowana do nagrody Nike. Paszporty otrzymali również reżyserzy Robert Gliński ("Cześć, Tereska") i Piotr Trzaskalski ("Edi").
Gdy dwa lata temu w swoim "Kwartecie literackim" Reich-Ranicki omawiał książki Olgi Tokarczuk i Magdaleny Tulli, nie zostawił na nich suchej nitki. "Miałem bardzo dobre chęci, ale książki te wybitnie mi się nie podobały, a ja nie mam ochoty na zakłamane recenzje" - mówi Reich-Ranicki. Uważa on, że z polską literaturą jest kłopot, który najtrafniej opisał Adolf Rudnicki: "Obcokrajowców zawsze raziło, że nasza literatura krzyczy. Nas ta literatura raziła, gdy przestawała krzyczeć".
W filmach, książkach czy spektaklach tzw. pokolenia porno nie ma pasjonujących fabuł, dynamicznych bohaterów, a przede wszystkim nie ma przemyślanej konstrukcji i artystycznej maestrii. Zamiast tego mamy powielanie doniesień mediów o kolejnych patologiach. Przykładem może być telewizyjna sztuka Marka Pruchniewskiego "Łucja i jej dzieci" - makabryczna historia dzieciobójstwa, opisana wcześniej w prasie. Wprawdzie z gazet czerpali też inspirację tacy twórcy jak Fiodor Dostojewski czy James Joyce, jednak doskonale wiedzieli oni, że literatura to przede wszystkim konstrukcja, a nie tania psychologia. Kolejne dzieła rodzimych twórców sprowadzają się do odkrycia, że jest fatalnie. "Do dupy z takim życiem"- mówi Jureczek, bohater "Ediego" Piotra Trzaskalskiego. "Do dupy to wszystko" - wtóruje mu postać z "Czwartego nieba" Mariusza Sieniewicza - trzydziestolatka, który napisał książkę "ze złości".
Narzekam, więc jestem
Najbardziej zgorzkniali są początkujący twórcy. Dwudziestoparolatkowie wmawiają odbiorcom, że nie ma najmniejszych powodów, żeby cieszyć się życiem. "Wychodzę z domu. Dzień skulony z nieszczęścia (...) właściwie od rana, od samego rana jest noc" - zauważa dwudziestoletnia Dorota Masłowska (autorka "Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną"), ideolog i zarazem idolka tzw. generacji Nic. Mirek Nahacz, o rok młodszy od Masłowskiej, przyznaje w rozmowie z "Wprost", że "czarna strona rzeczywistości jest ciekawsza niż jasna. Takie tematy bardziej pociągają do opisu". Opisywany przez debiutantów świat jest tak optymistyczny jak ostatnie chwile desperata stojącego na balustradzie tarasu widokowego Pałacu Kultury i Nauki - widoki są niezłe, ale perspektywa koszmarna.
- Z badań wynika, że duża część Polaków ma poczucie bezradności, więc narzeka. Dlatego łatwo identyfikuje się z literaturą czy kinem, będącymi zapisem tej bezradności - mówi psycholog społeczny i wydawca Jacek Santorski. Do tej diagnozy idealnie pasują "Gnój" Wojciecha Kuczoka albo "Tartak" Daniela Odii. "Przepraszam, że narzekam, ale ja inaczej nie umiem. Opisuję świat, który znam. Widzę świat skazany na agonię, bo naprawdę jest źle" - mówi "Wprost" Odija. Młodzi autorzy, jak Odija czy Michał Olszewski (autor "Do Amsterdamu"), tłumaczą, że piszą o biedzie prowincji, bo z takich terenów pochodzą. Andrzej Stasiuk potrafi wytropić beznadzieję nawet w stolicy. "Już nic gorszego nie ma na świecie. Żyłem tam kiedyś. To piekło" - tak opisuje dworzec Warszawa Wschodnia w powieści "Dziewięć". Wczesne lata 90. w Warszawie to dla Stasiuka wykolejeni ludzie, przemoc i brak perspektyw. Stolica w wersji Stasiuka niczym się nie różni od popegeerowskich wiosek opisywanych przez Odiję.
Choć desperaci od zawsze byli pożywką twórców, jednak nigdzie nie był to główny nurt. Znamy beznadzieję opisaną na przykład w powieści "Pogrążyć się w mroku" Williama Styrona czy w filmach "Nocny kowboj" Johna Schlesingera bądź "Strach na wróble" Jerry'ego Schatzberga, jednak stanowią one margines amerykańskiej literatury czy kina.
Pierdolona Ziemia Obiecana!
- Nie ma u nas książek z życia klasy średniej, nie ma powieści uniwersyteckiej, niewiele pozycji potrafi rozbawić. I nawet jeśli pojawiają się literackie gry lub interesująca stylistyka, to wszystko rozgrywa się na bardzo nieprzyjemnej płaszczyźnie - stwierdza krytyk Jerzy Jarzębski. Podobnie jest w polskim filmie. Obok kloszardów czy narkomanów ulubione typy polskich reżyserów to biznesmen kanciarz (najczęściej z twarzą Janusza Rewińskiego), młody idealista, który źle kończy (specjalność Rafała Maćkowiaka) bądź zdegenerowani pracownicy świata mediów i reklamy (jak w "Egoistach" Mariusza Trelińskiego). Przedsiębiorca nie może być uczciwy, za to złodziej budzi sympatię - bo przecież okrada krwiopijców (jak w komediach Olafa Lubaszenki czy "Młodych wilkach" Jarosława Żamojdy). Kiedy nawet bohaterem jest człowiek rozgarnięty umysłowo, musi to być nie radzący sobie z rzeczywistością frustrat w rodzaju Adasia Miauczyńskiego z "Dnia świra" Marka Koterskiego.
Biografie polskich twórców są różne, ale wizja świata ta sama: wolny rynek rodzi patologie, a mamona deprawuje. "Pieniądz trawiony w myślach, wydalany w snach. Fantazmat szczęścia (...). Co za pierdolony syf! Pierdolona Ziemia Obiecana!" - pomstuje w "Czwartym niebie" bohater Sieniewicza. Jakie takie szczęście daje ograniczenie aktywności do minimum: zbieranie złomu - jak w wypadku Ediego, czy zaszycie się w głuszy - jak w filmie "Zmruż oczy" Andrzeja Jakimowskiego. Taka twórczość jedynie umacnia stereotyp Polaka malkontenta i nieudacznika.
W kinie czy powieści amerykańskiej nawet jeśli bohaterowie ponoszą porażki, to nigdy się nie poddają. Najświeższym tego przykładem jest rodzina z nominowanej do tegorocznych Oscarów "Naszej Ameryki" Jima Sheridana. U nas pokutuje przekonanie, że prawdziwa literatura czy kino muszą się karmić nieszczęściem. Dlatego narrator "Miasta utrapienia" Jerzego Pilcha nie wierzy w szczęśliwych ludzi - są dlań sztucznym tworem. "Ludzkość ma w rzeczywistości przeważnie zapijaczonych ojców tyranów, poszkodowane na umyśle matki, umierających w męczarniach dziadków oraz gotową do zbrodni dzieciarnię" napisał Pilch. Podobny ton pobrzmiewa w najnowszej powieści Kuczoka "Gnój". "Ślina. Plwociny, charki, griny, gluty. Pluto, pluliśmy. Nauczono mnie pluć" - wylicza główny bohater "Gnoju".
Literatura krzyku
"Nienawidzę świata i ludzi" - ujawnia w epilogu jeden z narratorów "Miasta utrapienia", alter ego pisarza. Kiedy naszym pisarzom i filmowcom zarzuca się, że pogardzają odbiorcami i tworzą wyłącznie dla siebie, by rozładować frustracje, reagują agresją. Jerzy Pilch po krytycznych ocenach swej nowej książki odkrył "generację piszących recenzje palantów", dodając, że "debilizm w tym plemieniu jest nieuleczalny".
Trudno się dziwić, że pisane żółcią polskie książki nie obchodzą zachodnich odbiorców. Powoli przestają obchodzić też polskich. - Mieszkańcy Warszawy oburzają się, że moja proza jest tak straszna, że niewiarygodna. Z kolei ludzie z terenów, które opisuję, dziwią się, po co mieliby to czytać, skoro mają to na co dzień - przyznaje Odija. Dla kogo jest więc ta literatura? - Nie dziwię się, że polska proza jest wielką nieobecną na mapie świata - mówi poeta Adam Zagajewski, wykładowca literatury na uniwersytecie w Houston.
Apoteoza outsidera nie jest niczym nowym w naszej literaturze. Tyle że wcześniej była to celowa kreacja. Bohaterowie Marka Hłaski czy Edwarda Stachury pozostawali w opozycji do panującego wówczas systemu. Paserzy i doliniarze z książek Marka Nowakowskiego fascynowali solidarnością, surowo przestrzeganym kodeksem i pogardą dla socjalistycznych ideałów. To, co kiedyś było dramatem zmarnowanych pokoleń, dziś jest tragifarsą z życia lumpów.
Literatura, która u Marcela Reicha-Ranickiego wywołuje chaos w głowie, w Polsce jest nagradzana. Tegoroczny literacki Paszport "Polityki" otrzymał wspomniany Wojciech Kuczok za powieść "Gnój" - "odsłaniającą okrucieństwo życia rodzinnego". Rok wcześniej tę samą nagrodę odebrała Dorota Masłowska, autorka "Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną". Książka ta była też nominowana do nagrody Nike. Paszporty otrzymali również reżyserzy Robert Gliński ("Cześć, Tereska") i Piotr Trzaskalski ("Edi").
Gdy dwa lata temu w swoim "Kwartecie literackim" Reich-Ranicki omawiał książki Olgi Tokarczuk i Magdaleny Tulli, nie zostawił na nich suchej nitki. "Miałem bardzo dobre chęci, ale książki te wybitnie mi się nie podobały, a ja nie mam ochoty na zakłamane recenzje" - mówi Reich-Ranicki. Uważa on, że z polską literaturą jest kłopot, który najtrafniej opisał Adolf Rudnicki: "Obcokrajowców zawsze raziło, że nasza literatura krzyczy. Nas ta literatura raziła, gdy przestawała krzyczeć".
Więcej możesz przeczytać w 8/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.