Zbigniew Siemiątkowski wiedział, że rywalem Bumaru jest Ostrowski Arms długo przed rozstrzygnięciem przetargu
Służby specjalne III RP są atrapą. System, w którym funkcjonują, jest tak skonstruowany, że żadna z nich może nie wiedzieć o sprawach zagrażających bezpieczeństwu państwa. Mogą też ukrywać przed sobą ważne informacje. Próbkę tego mieliśmy przy przetargu na dostawy broni i sprzętu wojskowego do Iraku. Okazało się, że do ostatniej chwili Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Wojskowe Służby Informacyjne nie wiedziały, że rywalem oficjalnie popieranego przez rząd PHZ Bumar są firma konsultingowa Ostrowski Arms i Polska Izba Producentów na rzecz Obronności Kraju. Wiedziała o tym natomiast Agencja Wywiadu kierowana przez Zbigniewa Siemiątkowskiego.
Kiedy pod koniec stycznia tego roku ogłoszono wynik przetargu, w gmachu ABW przy Rakowieckiej i w Alejach Niepodległości (siedziba WSI) zapanował popłoch. Dowiedzieliśmy się, że warszawskie biuro zarządu PHZ Bumar odwiedziły wtedy kolejno pielgrzymki z ABW i WSI. Obie służby zażądały dokumentów dotyczących irackiego przetargu, bo ich wiedza na ten temat nie była nawet na tyle wystarczająca, by przekazać notatkę prezydentowi, premierowi i ministrowi obrony narodowej.
Wspólnota Indolencyjna Rządu
W ubiegłym tygodniu zastępca szefa ABW Zbigniew Goszczyński oraz szef WSI generał Marek Dukaczewski składali wyjaśnienia w tej sprawie przed sejmową Komisją ds. Służb Specjalnych. Jej przewodniczący Konstanty Miodowicz stwierdził, że "komisja podczas obrad odkryła lukę w kompetencjach służb, która powoduje, iż pewnymi sprawami w Polsce nikt się nie zajmuje". Z kolei szef Agencji Wywiadu Zbigniew Siemiątkowski w wywiadzie dla "Gazety Polskiej" oświadczył, że jego służba badała sprawę irackiego kontraktu od połowy grudnia, czyli "od momentu gdy moja agencja dowiedziała się, że mamy do czynienia z niebezpieczeństwem konkurencji polsko-polskiej". Skoro Siemiątkowski wiedział, że rywalem Bumaru są Ostrowski Arms i Polska Izba Producentów na rzecz Obronności Kraju, dlaczego nie podzielił się tą wiedzą ze swoim bezpośrednim zwierzchnikiem - premierem, prezydentem i szefami bliźniaczych służb, czyli ABW i WSI.
Po to, by ważne dla państwa fakty nie pozostawały nieznane bądź znajdowały się w dyspozycji wyłącznie jednej służby, powołano Wspólnotę Informacyjną Rządu (WIR), na której czele stoi szef Agencji Wywiadu, czyli obecnie Siemiątkowski. WIR, w którym zasiadają m.in. zastępcy szefów ABW i WSI oraz wiceminister gospodarki, jest instytucją pomocniczą premiera. Wspólnotę powołano po to, by między organami administracji rządowej odbywała się stała wymiana informacji istotnych dla bezpieczeństwa zewnętrznego i międzynarodowej pozycji RP. Jej posiedzenia są zwoływane co dwa tygodnie, a szef Agencji Wywiadu ma obowiązek przedstawiać uzyskane informacje na najbliższym posiedzeniu WIR. Informacje podlegające wymianie w ramach wspólnoty dotyczą m.in. zagrożeń interesów ekonomicznych RP i międzynarodowego handlu bronią oraz towarami, technologiami i usługami o strategicznym znaczeniu. W wypadku irackiego kontraktu odpowiednich informacji nie przekazano w porę, co oznacza, że albo WIR jest fikcją, albo między służbami trwa rywalizacja godząca w bezpieczeństwo Polski.
Nikt nic nie wie
Jeśli rząd, prezydent, posłowie czy szefowie firm zbrojeniowych są zaskoczeni pojawieniem się Ostrowskiego i Polskiej Izby Producentów na rzecz Obronności Kraju wśród konkurentów Bumaru, pretensje powinni kierować przede wszystkim do ministra Zbigniewa Siemiątkowskiego. Jest on nie tylko przewodniczącym martwej de facto Wspólnoty Informacyjnej Rządu, ale także ojcem chrzestnym przeprowadzonej w 2002 r. reformy, która miała być gwarancją, że służby specjalne staną się sprawnym narzędziem państwa, pomagającym politykom w podejmowaniu trafnych decyzji.
Podobnie jak WIR wadliwie funkcjonuje też drugie, starsze "dziecko" Siemiątkowskiego - Kolegium ds. Służb Specjalnych. W założeniu ma ono programować, nadzorować i koordynować działalność ABW, AW i WSI. Zbigniew Siemiątkowski zorganizował kolegium w 1996 r., będąc ministrem koordynatorem służb specjalnych w gabinecie Włodzimierza Cimoszewicza. Gdy zbierało się kolegium, niemal zawsze brakowało kogoś ważnego (w kolegium zasiadają premier, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego i szefowie ministerstw obrony, spraw wewnętrznych i administracji, spraw zagranicznych oraz finansów), więc nigdy nie było pełnej informacji ani wzorcowej współpracy. Kolegium, podobnie jak obecnie WIR, okazało się fasadowym tworem.
Służby niekompetencji
Zamieszanie wokół firmy Ostrowski Arms, podejrzewanej o złamanie ustawy o obrocie specjalnym (spółka Andrzeja Ostrowskiego nie ma koncesji na handel bronią i sprzętem wojskowym z zagranicą), ożywiło pytanie o podział kompetencji między służbami specjalnymi. Powraca ono co kilka lat przy okazji różnych afer (np. głośnej kradzieży rakiet z Zakładów Metalowych Mesko w Skarżysku-Kamiennej w 2000 r.). Ostatnio okazało się, że nikt nie wie, która ze służb odpowiada za nadzór nad przetargami na uzbrojenie i wyposażenie irackiej armii. Wywiad cywilny czy wojskowy? A może także ABW, skoro sprawa dotyczy zamówień dla polskiej zbrojeniówki, czyli bezpieczeństwa ekonomicznego państwa.
Służby specjalne powinny się zajmować firmami biorącymi udział w przetargach, w które zaangażowana jest polska zbrojeniówka. Tyle że powinny realizować to zadanie, koncentrując się na zbieraniu i analizie informacji, zamiast poniewczasie opowiadać o neutralizowaniu konkurencji, jak to sugerował szef WSI, generał Marek Dukaczewski. Uniknęlibyśmy wtedy skandalu, jakim było ujawnienie listu Marka Belki, dyrektora ds. polityki gospodarczej przy Tymczasowych Władzach Koalicyjnych w Bagdadzie, do Stevena Susensa, urzędnika biura, które odpowiada za kontrakty irackie. List opublikowany przez "Rzeczpospolitą" dowodzi, że polski przedstawiciel działa w pełnej próżni informacyjnej, skoro musi pytać Amerykanów, co ma dostarczać do Iraku firma Ostrowski Arms. - Przypuszczam, że na witrynach internetowych Pentagonu lub administracji Paula Bremera można było znaleźć od dawna informacje, kto bierze udział w irackim przetargu - mówi jeden z członków Komisji ds. Służb Specjalnych.
Kompromitacja w Kongo
Nasze służby specjalne najpierw przespały pojawienie się deus ex machina krajowej konkurencji dla Bumaru, kiedy zaś medialny hałas obudził je z drzemki, zabrały się do pracy z wdziękiem słonia w składzie porcelany. Szefowie służb zaczęli wydawać sprzeczne i tajemniczo brzmiące oświadczenia. ABW, ponaglona przez prokuraturę, przeszukała mieszkanie i biura Andrzeja Ostrowskiego, by niczego ciekawego nie znaleźć.
Wiceszef ABW Zbigniew Goszczyński mamił posłów z Komisji ds. Służb Specjalnych, wskazując na rzekome związki Ostrowskiego z nielegalnym handlem bronią z Kongiem (ten kraj jest objęty embargiem ONZ). Wynika to prawdopodobnie z faktu, że Andrzej Ostrowski jest prezesem Polskiej Izby Broni, Lotnictwa i Przemysłów Strategicznych, w której działają także właściciele warszawskiej spółki King & King, inwestującej w złoża ropy naftowej w Demokratycznej Republice Konga (dawniej Zair). ABW najwyraźniej nie wie, że kontrakt na sprzedaż polskiej broni do Konga (pistolety, karabinki Kałasznikow, amunicja, lornetki itp.
- o wartości około 40 mln USD) był rzeczywiście przygotowywany, ale to jedyny szczegół zgodny z prawdą. Rzecz działa się w 1998 r. i nie chodziło o Demokratyczną Republikę Konga, lecz sąsiednie Kongo Brazzaville (dawne francuskie). Kontrakt miał realizować PHU Cenrex, obecnie spółka zależna PHZ Bumar. Zalakowany list w tej sprawie od przedstawicieli prezydenta Denisa Sassou Nguesso przekazano przez Ambasadę RP w Kinszasie (reprezentuje też nasz kraj w sąsiednim Kongu Brazzaville) Departamentowi Kontroli Eksportu Ministerstwa Gospodarki. Gdyby istniała jakaś sensowna współpraca między służbami specjalnymi RP, wiceszef ABW wiedziałby o tym od osób związanych z AW i WSI, które pracowały i pracują w Cenreksie i wspomnianym departamencie. A tak możemy tylko czekać na kolejne kompromitacje.
Kiedy pod koniec stycznia tego roku ogłoszono wynik przetargu, w gmachu ABW przy Rakowieckiej i w Alejach Niepodległości (siedziba WSI) zapanował popłoch. Dowiedzieliśmy się, że warszawskie biuro zarządu PHZ Bumar odwiedziły wtedy kolejno pielgrzymki z ABW i WSI. Obie służby zażądały dokumentów dotyczących irackiego przetargu, bo ich wiedza na ten temat nie była nawet na tyle wystarczająca, by przekazać notatkę prezydentowi, premierowi i ministrowi obrony narodowej.
Wspólnota Indolencyjna Rządu
W ubiegłym tygodniu zastępca szefa ABW Zbigniew Goszczyński oraz szef WSI generał Marek Dukaczewski składali wyjaśnienia w tej sprawie przed sejmową Komisją ds. Służb Specjalnych. Jej przewodniczący Konstanty Miodowicz stwierdził, że "komisja podczas obrad odkryła lukę w kompetencjach służb, która powoduje, iż pewnymi sprawami w Polsce nikt się nie zajmuje". Z kolei szef Agencji Wywiadu Zbigniew Siemiątkowski w wywiadzie dla "Gazety Polskiej" oświadczył, że jego służba badała sprawę irackiego kontraktu od połowy grudnia, czyli "od momentu gdy moja agencja dowiedziała się, że mamy do czynienia z niebezpieczeństwem konkurencji polsko-polskiej". Skoro Siemiątkowski wiedział, że rywalem Bumaru są Ostrowski Arms i Polska Izba Producentów na rzecz Obronności Kraju, dlaczego nie podzielił się tą wiedzą ze swoim bezpośrednim zwierzchnikiem - premierem, prezydentem i szefami bliźniaczych służb, czyli ABW i WSI.
Po to, by ważne dla państwa fakty nie pozostawały nieznane bądź znajdowały się w dyspozycji wyłącznie jednej służby, powołano Wspólnotę Informacyjną Rządu (WIR), na której czele stoi szef Agencji Wywiadu, czyli obecnie Siemiątkowski. WIR, w którym zasiadają m.in. zastępcy szefów ABW i WSI oraz wiceminister gospodarki, jest instytucją pomocniczą premiera. Wspólnotę powołano po to, by między organami administracji rządowej odbywała się stała wymiana informacji istotnych dla bezpieczeństwa zewnętrznego i międzynarodowej pozycji RP. Jej posiedzenia są zwoływane co dwa tygodnie, a szef Agencji Wywiadu ma obowiązek przedstawiać uzyskane informacje na najbliższym posiedzeniu WIR. Informacje podlegające wymianie w ramach wspólnoty dotyczą m.in. zagrożeń interesów ekonomicznych RP i międzynarodowego handlu bronią oraz towarami, technologiami i usługami o strategicznym znaczeniu. W wypadku irackiego kontraktu odpowiednich informacji nie przekazano w porę, co oznacza, że albo WIR jest fikcją, albo między służbami trwa rywalizacja godząca w bezpieczeństwo Polski.
Nikt nic nie wie
Jeśli rząd, prezydent, posłowie czy szefowie firm zbrojeniowych są zaskoczeni pojawieniem się Ostrowskiego i Polskiej Izby Producentów na rzecz Obronności Kraju wśród konkurentów Bumaru, pretensje powinni kierować przede wszystkim do ministra Zbigniewa Siemiątkowskiego. Jest on nie tylko przewodniczącym martwej de facto Wspólnoty Informacyjnej Rządu, ale także ojcem chrzestnym przeprowadzonej w 2002 r. reformy, która miała być gwarancją, że służby specjalne staną się sprawnym narzędziem państwa, pomagającym politykom w podejmowaniu trafnych decyzji.
Podobnie jak WIR wadliwie funkcjonuje też drugie, starsze "dziecko" Siemiątkowskiego - Kolegium ds. Służb Specjalnych. W założeniu ma ono programować, nadzorować i koordynować działalność ABW, AW i WSI. Zbigniew Siemiątkowski zorganizował kolegium w 1996 r., będąc ministrem koordynatorem służb specjalnych w gabinecie Włodzimierza Cimoszewicza. Gdy zbierało się kolegium, niemal zawsze brakowało kogoś ważnego (w kolegium zasiadają premier, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego i szefowie ministerstw obrony, spraw wewnętrznych i administracji, spraw zagranicznych oraz finansów), więc nigdy nie było pełnej informacji ani wzorcowej współpracy. Kolegium, podobnie jak obecnie WIR, okazało się fasadowym tworem.
Służby niekompetencji
Zamieszanie wokół firmy Ostrowski Arms, podejrzewanej o złamanie ustawy o obrocie specjalnym (spółka Andrzeja Ostrowskiego nie ma koncesji na handel bronią i sprzętem wojskowym z zagranicą), ożywiło pytanie o podział kompetencji między służbami specjalnymi. Powraca ono co kilka lat przy okazji różnych afer (np. głośnej kradzieży rakiet z Zakładów Metalowych Mesko w Skarżysku-Kamiennej w 2000 r.). Ostatnio okazało się, że nikt nie wie, która ze służb odpowiada za nadzór nad przetargami na uzbrojenie i wyposażenie irackiej armii. Wywiad cywilny czy wojskowy? A może także ABW, skoro sprawa dotyczy zamówień dla polskiej zbrojeniówki, czyli bezpieczeństwa ekonomicznego państwa.
Służby specjalne powinny się zajmować firmami biorącymi udział w przetargach, w które zaangażowana jest polska zbrojeniówka. Tyle że powinny realizować to zadanie, koncentrując się na zbieraniu i analizie informacji, zamiast poniewczasie opowiadać o neutralizowaniu konkurencji, jak to sugerował szef WSI, generał Marek Dukaczewski. Uniknęlibyśmy wtedy skandalu, jakim było ujawnienie listu Marka Belki, dyrektora ds. polityki gospodarczej przy Tymczasowych Władzach Koalicyjnych w Bagdadzie, do Stevena Susensa, urzędnika biura, które odpowiada za kontrakty irackie. List opublikowany przez "Rzeczpospolitą" dowodzi, że polski przedstawiciel działa w pełnej próżni informacyjnej, skoro musi pytać Amerykanów, co ma dostarczać do Iraku firma Ostrowski Arms. - Przypuszczam, że na witrynach internetowych Pentagonu lub administracji Paula Bremera można było znaleźć od dawna informacje, kto bierze udział w irackim przetargu - mówi jeden z członków Komisji ds. Służb Specjalnych.
Kompromitacja w Kongo
Nasze służby specjalne najpierw przespały pojawienie się deus ex machina krajowej konkurencji dla Bumaru, kiedy zaś medialny hałas obudził je z drzemki, zabrały się do pracy z wdziękiem słonia w składzie porcelany. Szefowie służb zaczęli wydawać sprzeczne i tajemniczo brzmiące oświadczenia. ABW, ponaglona przez prokuraturę, przeszukała mieszkanie i biura Andrzeja Ostrowskiego, by niczego ciekawego nie znaleźć.
Wiceszef ABW Zbigniew Goszczyński mamił posłów z Komisji ds. Służb Specjalnych, wskazując na rzekome związki Ostrowskiego z nielegalnym handlem bronią z Kongiem (ten kraj jest objęty embargiem ONZ). Wynika to prawdopodobnie z faktu, że Andrzej Ostrowski jest prezesem Polskiej Izby Broni, Lotnictwa i Przemysłów Strategicznych, w której działają także właściciele warszawskiej spółki King & King, inwestującej w złoża ropy naftowej w Demokratycznej Republice Konga (dawniej Zair). ABW najwyraźniej nie wie, że kontrakt na sprzedaż polskiej broni do Konga (pistolety, karabinki Kałasznikow, amunicja, lornetki itp.
- o wartości około 40 mln USD) był rzeczywiście przygotowywany, ale to jedyny szczegół zgodny z prawdą. Rzecz działa się w 1998 r. i nie chodziło o Demokratyczną Republikę Konga, lecz sąsiednie Kongo Brazzaville (dawne francuskie). Kontrakt miał realizować PHU Cenrex, obecnie spółka zależna PHZ Bumar. Zalakowany list w tej sprawie od przedstawicieli prezydenta Denisa Sassou Nguesso przekazano przez Ambasadę RP w Kinszasie (reprezentuje też nasz kraj w sąsiednim Kongu Brazzaville) Departamentowi Kontroli Eksportu Ministerstwa Gospodarki. Gdyby istniała jakaś sensowna współpraca między służbami specjalnymi RP, wiceszef ABW wiedziałby o tym od osób związanych z AW i WSI, które pracowały i pracują w Cenreksie i wspomnianym departamencie. A tak możemy tylko czekać na kolejne kompromitacje.
Więcej możesz przeczytać w 9/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.