Do kształtowania polskiej rzeczywistości pretendują ekonomiczni i polityczni analfabeci
Kto do lamusa? Tradycyjna, niereformowalna lewica i populistyczna, tępa prawica. Kłopoty związane z polskimi finansami publicznymi zadziałały jak papierek lakmusowy. Wprawdzie rozpoznanie było od dawna oczywiste, ale teraz jeszcze dobitniej widać, kto i czego nie rozumie, kto nie jest partnerem do dyskusji. Ostatnie lata przyniosły bowiem nie tylko materialną polaryzację społeczeństwa polskiego (z saldem zdecydowanie dodatnim), ale też polaryzację intelektualną i moralną klasy politycznej oraz jej zaplecza kadrowego (i to z saldem, które raczej nie przedstawia się korzystnie). Przeżywamy kapitalny festiwal analfabetyzmu ekonomicznego i politycznego w wykonaniu ludzi pretendujących do kształtowania polskiej rzeczywistości. W tym festiwalu najbardziej krzykliwa jest skrajna prawica, na milę zalatująca totalitaryzmem. Historia dowiodła, że narodowy socjalizm w ogóle nie jest partnerem do dyskusji.
Autentyczne powody do zastanowienia się daje jednak typowa, "normalna" lewica. Wystarczy spojrzeć na wyniki sondaży opinii publicznej manifestującej zwykle tzw. wrażliwość społeczną. Co z tego, że polska lewica ma w swych szeregach takich polityków, jak: Marek Borowski, Krzysztof Janik, Wiesław Kaczmarek, Aleksander Kwaśniewski, Józef Oleksy, jeśli otacza ich rzesza działaczy (a jakże!), którzy niczego się nie nauczyli, niczego nie zrozumieli, których dewizą jest TKM? Skala i różnorodność nadużyć popełnianych przez funkcjonariuszy lewicy całkowicie uzasadniają druzgocącą diagnozę ewolucji tego nurtu. Zresztą wąska czołówka światowej lewicy wie już, że jej czas dobiega końca, że trzeba porzucić dogmaty negatywnie zweryfikowane przez historię i wracać do tej wrednej gospodarki rynkowej, do prywatnej własności, do pracy na własny rachunek. Tymczasem masy - błędnie wychowane i zdemoralizowane lewicową demagogią - demonstrują coraz częściej swoją niekompetencję, niedokształcenie, odizolowanie od spraw państwa. Na każdym kroku widać, jak dalece działalność edukacyjna i polityczna lewicy jest ciągle zorientowana na podział, a nie tworzenie, na roszczenia, a nie budowę społeczeństwa obywatelskiego. Za tę groteskę edukacyjną rządząca socjaldemokracja płaci już dziś. Płaci także za to, że do tej pory nie stać jej było na przyznanie, iż marksizm i komunizm to fatalne zakłócenia normalnego rozwoju ludzkości, a nie wynik prawidłowości historycznych.
Współczesna lewica płaci też niemało za używanie lewicowych szyldów i czerwonego koloru przez relikty totalitaryzmu, anarchistów i płatnych dywersantów. Ubierany w rozmaite kostiumy ruch antyglobalistyczny również chętnie odwołuje się do lewicy, choć najwięcej wspólnego ma z lewacką irredentą roku 1968, niemieckim ugrupowaniem Rote Armee Fraktion i włoską organizacją Lotta Continua. Ruch ten zrzesza także rozmaitych frustratów, takich jak na przykład noblista Joseph Stiglitz. Antyglobalizm nie jest niczym innym jak obliczoną na ubóstwo intelektualne odbiorców, ale dobrze zorganizowaną dywersją przeciw współczesności. Czas najwyższy całkowicie się odciąć, kochana lewico!
Co pozostało wobec tego socjaldemokracji, współczesnej lewicy? Pozostało wycofywanie się z resztek marksizmu, wymagające oczywiście dokładnego przeczytania manifestu Blaira i Schrödera z roku 1999 proklamującego powrót do pracy na własny rachunek i odpowiedzialność. W Niemczech i nie tylko tam kończy się czas przejadania dorobku rządów chadecji zgodnie ze znanym porzekadłem, że to, co Erhard stworzy w ciągu dwudziestu lat, socjaldemokraci przejedzą w dziesięć. Na naszych oczach przegrywa ostatni dogmat lewicy - wysoka stopa redystrybucji PKB, hamująca inwestycje i tworzenie nowych miejsc pracy.
Czas więc powiedzieć sobie wyraźnie: to musi być - zgodnie z tytułem manifestu - "nowy środek", a nie żadna lewica, która przechodzi do historii bez szczególnie chlubnych zapisów.
Autentyczne powody do zastanowienia się daje jednak typowa, "normalna" lewica. Wystarczy spojrzeć na wyniki sondaży opinii publicznej manifestującej zwykle tzw. wrażliwość społeczną. Co z tego, że polska lewica ma w swych szeregach takich polityków, jak: Marek Borowski, Krzysztof Janik, Wiesław Kaczmarek, Aleksander Kwaśniewski, Józef Oleksy, jeśli otacza ich rzesza działaczy (a jakże!), którzy niczego się nie nauczyli, niczego nie zrozumieli, których dewizą jest TKM? Skala i różnorodność nadużyć popełnianych przez funkcjonariuszy lewicy całkowicie uzasadniają druzgocącą diagnozę ewolucji tego nurtu. Zresztą wąska czołówka światowej lewicy wie już, że jej czas dobiega końca, że trzeba porzucić dogmaty negatywnie zweryfikowane przez historię i wracać do tej wrednej gospodarki rynkowej, do prywatnej własności, do pracy na własny rachunek. Tymczasem masy - błędnie wychowane i zdemoralizowane lewicową demagogią - demonstrują coraz częściej swoją niekompetencję, niedokształcenie, odizolowanie od spraw państwa. Na każdym kroku widać, jak dalece działalność edukacyjna i polityczna lewicy jest ciągle zorientowana na podział, a nie tworzenie, na roszczenia, a nie budowę społeczeństwa obywatelskiego. Za tę groteskę edukacyjną rządząca socjaldemokracja płaci już dziś. Płaci także za to, że do tej pory nie stać jej było na przyznanie, iż marksizm i komunizm to fatalne zakłócenia normalnego rozwoju ludzkości, a nie wynik prawidłowości historycznych.
Współczesna lewica płaci też niemało za używanie lewicowych szyldów i czerwonego koloru przez relikty totalitaryzmu, anarchistów i płatnych dywersantów. Ubierany w rozmaite kostiumy ruch antyglobalistyczny również chętnie odwołuje się do lewicy, choć najwięcej wspólnego ma z lewacką irredentą roku 1968, niemieckim ugrupowaniem Rote Armee Fraktion i włoską organizacją Lotta Continua. Ruch ten zrzesza także rozmaitych frustratów, takich jak na przykład noblista Joseph Stiglitz. Antyglobalizm nie jest niczym innym jak obliczoną na ubóstwo intelektualne odbiorców, ale dobrze zorganizowaną dywersją przeciw współczesności. Czas najwyższy całkowicie się odciąć, kochana lewico!
Co pozostało wobec tego socjaldemokracji, współczesnej lewicy? Pozostało wycofywanie się z resztek marksizmu, wymagające oczywiście dokładnego przeczytania manifestu Blaira i Schrödera z roku 1999 proklamującego powrót do pracy na własny rachunek i odpowiedzialność. W Niemczech i nie tylko tam kończy się czas przejadania dorobku rządów chadecji zgodnie ze znanym porzekadłem, że to, co Erhard stworzy w ciągu dwudziestu lat, socjaldemokraci przejedzą w dziesięć. Na naszych oczach przegrywa ostatni dogmat lewicy - wysoka stopa redystrybucji PKB, hamująca inwestycje i tworzenie nowych miejsc pracy.
Czas więc powiedzieć sobie wyraźnie: to musi być - zgodnie z tytułem manifestu - "nowy środek", a nie żadna lewica, która przechodzi do historii bez szczególnie chlubnych zapisów.
Więcej możesz przeczytać w 9/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.