Jak atleci pozazdrościli szczurom
Ludzkie gryzonie pragną walczyć o medale olimpijskie. Terapia genowa o 30 proc. zwiększa u szczurów przyrost masy mięśniowej - obwieścił prof. Hugh Lee Sweeney z University of Pennsylvania podczas odbywającego się w Seattle zjazdu Amerykańskiego Towarzystwa Postępu Naukowego (AAAS). Po ogłoszeniu wyników prac uczony otrzymał setki maili od sportowców gotowych poddać się terapii, którą przeszły laboratoryjne gryzonie. Najpóźniej podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie w 2008 r. pojawią się pierwsi genetycznie zmodyfikowani sportowcy - powiedział przed kilkoma miesiącami prof. Charles Yesalis z Penn State University, ekspert w dziedzinie dopingu. Niewykluczone jednak, że wystąpią oni na arenach sportowych już podczas tegorocznych igrzysk w Atenach.
"Inżynieria genetyczna może przynieść lepsze efekty niż używane dziś środki dopingujące. Na dodatek doping genetyczny jest w zasadzie niewykrywalny" - twierdzi Jacques Rogge, prezes Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. - Doping genowy jest już na czarnej liście Światowej Agencji Antydopingowej. Nie możemy wykluczyć, że gdzieś na świecie trwają prace nad zastosowaniem go u ludzi - mówi dr Dorota Kwiatkowska, kierownik zakładu badań antydopingowych w Instytucie Sportu.
Dopalacz mięśni
Prof. Sweeney wykazał, że można wprowadzić do organizmu szczurów geny kodujące tzw. insulinopodobny czynnik wzrostu (IGF-1), stosowany już jako środek dopingujący przez sportowców. U gryzoni, które poddano takiej terapii, nastąpił 15-procentowy wzrost siły mięśni. U szczurów zmuszonych jednocześnie do intensywnego wysiłku fizycznego siła mięśni zwiększyła się nawet o 30 proc. w porównaniu z gryzoniami, które ćwiczyły, ale nie zostały poddane terapii genowej. "Naszym zadaniem jest opracowanie terapii pozwalającej leczyć choroby degeneracyjne mięśni, na przykład dystrofię mięśniową. Zdajemy sobie sprawę z tego, że tego rodzaju eksperymenty cieszą się dużym zainteresowaniem również wśród sportowców"- mówi prof. Sweeney.
Naukowcy zlokalizowali już geny odpowiedzialne za produkcję erytropoetyny (EPO), coraz częściej stosowanej przez sportowców, zwłaszcza kolarzy. Ten środek zwiększa liczbę czerwonych krwinek w organizmie, a tym samym zdolność do transportowania tlenu. Dr Steven M. Rudich z University of California przeprowadził serię eksperymentów polegających na wprowadzaniu genu odpowiedzialnego za produkcję EPO do mięśni małp. W rezultacie podwyższona liczba czerwonych krwinek utrzymywała się do 20-30 tygodni po zastrzyku.
Hodowla mistrza
W przyszłości będzie możliwe nie tylko zwiększanie ogólnej sprawności i siły sportowca, ale także przystosowywanie jego organizmu do wybranej dyscypliny. Jak wykazują badania przeprowadzone niedawno przez uczonych z University College London, sprinterzy mają inny układ genów niż długodystansowcy. U pierwszych naukowcy zaobserwowali zwiększone ilości ACE (enzymu konwertazy angiotensyny). Obserwacje te potwierdziły badania 495 sportowców przeprowadzone przez British Olympic Association. U zawodników uprawiających dyscypliny, w których liczy się krótki, lecz intensywny wysiłek (na przykład sprinterów i krótkodystansowych pływaków), poziom ACE był zdecydowanie podwyższony. Naukowcom udało się ponadto zidentyfikować gen odpowiedzialny za produkcję ACE.
Czy w przyszłości manipulacje genetyczne pozwolą "wyhodować" mistrza olimpijskiego ze sportowego beztalencia? 95 proc. spośród 300 badanych przez australijskich genetyków czempionów sportu miało szczególną wersję genu ACTN3. Jej obecność, zdaniem uczonych, odpowiada za wyjątkowo szybkie skurcze mięśni spowodowane niskim poziomem białka zwanego aktyniną. Naukowcy twierdzą, że również taką wersję genu będzie można wprowadzać do organizmu sportowca.
Rekord za każdą cenę
"Genetyczne podwyższanie sprawności zwierząt na razie się udaje, ale u ludzi te procesy mogą przebiegać nieco inaczej. Dlatego z wykorzystaniem genetycznego dopingu w sporcie wiąże się duże niebezpieczeństwo" - przestrzega dr Nadia Rosenthal z Harvard Medical School. Gdyby nie udało się w porę zdezaktywować genu odpowiedzialnego za produkcję EPO, w wyniku nadmiernego zgęstnienia krwi mogłoby dojść do zawału. Z kolei nadmierny rozrost masy mięśniowej, spowodowany na przykład zwiększoną produkcją insulinopodobnego czynnika wzrostu, może utrudnić krążenie krwi oraz prowadzić do nadwerężenia ścięgien i więzadeł, a także chorób serca i tarczycy.
Najpopularniejszą metodą pozwalającą na wprowadzenie materiału genetycznego do organizmu jest wykorzystanie wirusa, ale ta technika nie jest całkowicie bezpieczna. W 1999 r. nastolatek Jesse Gelsinger zmarł podczas testowania terapii genowej na University of Pennsylvania w Filadelfii. U dwojga francuskich dzieci, u których w ubiegłym roku zastosowano terapię genową, rozwinęła się choroba nowotworowa. Czy sportowcy przestraszą się takich doniesień?
"Podejmowanie ryzyka jest nieodłącznym elementem uprawiania sportu. Ogromna presja finansowa zmusza sportowców do bicia kolejnych rekordów. Sięganie po niedozwolone środki, które mogą to ułatwić, jest więc nieuniknione" - twierdzi Johann Olav Koss, mistrz olimpijski w łyżwiarstwie szybkim z 1994 r., lekarz i członek MKOl. Jak duża jest ta presja, pokazują wyniki badania przeprowadzonego w 1995 r. w grupie 200 amerykańskich olimpijczyków. Ponad połowa w anonimowej ankiecie przyznała, że zgodziłaby się przyjąć niedozwolony środek dopingujący, który przez pięć lat gwarantowałby zwycięstwa w dowolnej dyscyplinie, ale po tym okresie nieuchronnie prowadził do śmierci!
"Inżynieria genetyczna może przynieść lepsze efekty niż używane dziś środki dopingujące. Na dodatek doping genetyczny jest w zasadzie niewykrywalny" - twierdzi Jacques Rogge, prezes Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. - Doping genowy jest już na czarnej liście Światowej Agencji Antydopingowej. Nie możemy wykluczyć, że gdzieś na świecie trwają prace nad zastosowaniem go u ludzi - mówi dr Dorota Kwiatkowska, kierownik zakładu badań antydopingowych w Instytucie Sportu.
Dopalacz mięśni
Prof. Sweeney wykazał, że można wprowadzić do organizmu szczurów geny kodujące tzw. insulinopodobny czynnik wzrostu (IGF-1), stosowany już jako środek dopingujący przez sportowców. U gryzoni, które poddano takiej terapii, nastąpił 15-procentowy wzrost siły mięśni. U szczurów zmuszonych jednocześnie do intensywnego wysiłku fizycznego siła mięśni zwiększyła się nawet o 30 proc. w porównaniu z gryzoniami, które ćwiczyły, ale nie zostały poddane terapii genowej. "Naszym zadaniem jest opracowanie terapii pozwalającej leczyć choroby degeneracyjne mięśni, na przykład dystrofię mięśniową. Zdajemy sobie sprawę z tego, że tego rodzaju eksperymenty cieszą się dużym zainteresowaniem również wśród sportowców"- mówi prof. Sweeney.
Naukowcy zlokalizowali już geny odpowiedzialne za produkcję erytropoetyny (EPO), coraz częściej stosowanej przez sportowców, zwłaszcza kolarzy. Ten środek zwiększa liczbę czerwonych krwinek w organizmie, a tym samym zdolność do transportowania tlenu. Dr Steven M. Rudich z University of California przeprowadził serię eksperymentów polegających na wprowadzaniu genu odpowiedzialnego za produkcję EPO do mięśni małp. W rezultacie podwyższona liczba czerwonych krwinek utrzymywała się do 20-30 tygodni po zastrzyku.
Hodowla mistrza
W przyszłości będzie możliwe nie tylko zwiększanie ogólnej sprawności i siły sportowca, ale także przystosowywanie jego organizmu do wybranej dyscypliny. Jak wykazują badania przeprowadzone niedawno przez uczonych z University College London, sprinterzy mają inny układ genów niż długodystansowcy. U pierwszych naukowcy zaobserwowali zwiększone ilości ACE (enzymu konwertazy angiotensyny). Obserwacje te potwierdziły badania 495 sportowców przeprowadzone przez British Olympic Association. U zawodników uprawiających dyscypliny, w których liczy się krótki, lecz intensywny wysiłek (na przykład sprinterów i krótkodystansowych pływaków), poziom ACE był zdecydowanie podwyższony. Naukowcom udało się ponadto zidentyfikować gen odpowiedzialny za produkcję ACE.
Czy w przyszłości manipulacje genetyczne pozwolą "wyhodować" mistrza olimpijskiego ze sportowego beztalencia? 95 proc. spośród 300 badanych przez australijskich genetyków czempionów sportu miało szczególną wersję genu ACTN3. Jej obecność, zdaniem uczonych, odpowiada za wyjątkowo szybkie skurcze mięśni spowodowane niskim poziomem białka zwanego aktyniną. Naukowcy twierdzą, że również taką wersję genu będzie można wprowadzać do organizmu sportowca.
Rekord za każdą cenę
"Genetyczne podwyższanie sprawności zwierząt na razie się udaje, ale u ludzi te procesy mogą przebiegać nieco inaczej. Dlatego z wykorzystaniem genetycznego dopingu w sporcie wiąże się duże niebezpieczeństwo" - przestrzega dr Nadia Rosenthal z Harvard Medical School. Gdyby nie udało się w porę zdezaktywować genu odpowiedzialnego za produkcję EPO, w wyniku nadmiernego zgęstnienia krwi mogłoby dojść do zawału. Z kolei nadmierny rozrost masy mięśniowej, spowodowany na przykład zwiększoną produkcją insulinopodobnego czynnika wzrostu, może utrudnić krążenie krwi oraz prowadzić do nadwerężenia ścięgien i więzadeł, a także chorób serca i tarczycy.
Najpopularniejszą metodą pozwalającą na wprowadzenie materiału genetycznego do organizmu jest wykorzystanie wirusa, ale ta technika nie jest całkowicie bezpieczna. W 1999 r. nastolatek Jesse Gelsinger zmarł podczas testowania terapii genowej na University of Pennsylvania w Filadelfii. U dwojga francuskich dzieci, u których w ubiegłym roku zastosowano terapię genową, rozwinęła się choroba nowotworowa. Czy sportowcy przestraszą się takich doniesień?
"Podejmowanie ryzyka jest nieodłącznym elementem uprawiania sportu. Ogromna presja finansowa zmusza sportowców do bicia kolejnych rekordów. Sięganie po niedozwolone środki, które mogą to ułatwić, jest więc nieuniknione" - twierdzi Johann Olav Koss, mistrz olimpijski w łyżwiarstwie szybkim z 1994 r., lekarz i członek MKOl. Jak duża jest ta presja, pokazują wyniki badania przeprowadzonego w 1995 r. w grupie 200 amerykańskich olimpijczyków. Ponad połowa w anonimowej ankiecie przyznała, że zgodziłaby się przyjąć niedozwolony środek dopingujący, który przez pięć lat gwarantowałby zwycięstwa w dowolnej dyscyplinie, ale po tym okresie nieuchronnie prowadził do śmierci!
Doping do śmierci |
---|
Przed kilkoma tygodniami Miklos Feher, 24-letni węgierski piłkarz Benfiki Lizbona, upadł nagle na boisku, a po półtorej godziny lekarze stwierdzili jego zgon. W czerwcu ubiegłego roku podczas meczu Kamerun - Kolumbia pomocnik Marc-Vivien Foe przewrócił się, mimo że nie był atakowany. Próby reanimacji zakończyły się niepowodzeniem. W obu wypadkach przyczyną śmierci mógł być doping. Zmarły niedawno 35-letni kolarz Marco Pantani, zwycięzca Tour de France, także był wielokrotnie oskarżany o stosowanie niedozwolonych w sporcie substancji stymulujących. W amerykańskiej aferze dopingowej związanej ze stosowaniem niewykrywalnego do niedawna sterydu THG (tetrahydrogestrinon) ponad 40 gwiazd sportu otrzymało wezwanie do złożenia zeznań pod przysięgą przed Federal Grand Jury. Dotychczas zarzuty postawiono kilku sportowcom. Wśród nich znalazły się takie sławy, jak Dwain Chambers, Brytyjczyk, rekordzista Europy w biegu na 100 metrów, oraz Marion Jones, sprinterka i mistrzyni olimpijska. Stosowanie THG udowodniono Kevinowi Tothowi, mistrzowi USA w pchnięciu kulą. Rywalizacja sportowa przenosi się z boisk i bieżni do laboratoriów. Jedno z nich właśnie zlokalizowano w firmie Balco koło San Francisco. Jego właściciel Victor Conte stanął przed amerykańskim sądem. |
Więcej możesz przeczytać w 9/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.